Napisałem niniejszy artykuł w ten sposób, aby każdy - teoretycznie nawet wyborca PO - mógł go bez najmniejszego problemu zrozumieć. Dlatego aż do ósmego punktu włącznie unikałem tego, co jest priorytetem w działaniach Tuska, czyli BUDOWANIA TOTALITARYZMU OPARTEGO NA NIENAWIŚCI ukrytej pod hasłami "wymierzania sprawiedliwości" oraz "przywracania praworządności i demokracji". Skupiałem się wyłącznie na kwestiach, które zdaniem samego Tuska są "drugoplanowe":
- na realnym bezpieczeństwie państwa i każdego z Polaków oraz tym co wynika z braku poczucia bezpieczeństwa,
- na niepewności wyroków sądowych oraz niepewności i zmienności obowiązującego prawa i tym jak to wpływa na inwestorów,
- na rażącym poczuciu bezsilności wobec bandytów łamiących prawo oraz jeszcze większym poczuciu niesprawiedliwości wyrządzanej osobom nękanym przez państwo w sposób niezgodny z prawem,
- na zrażaniu inwestorów, wygaszaniu, ograniczaniu i opóźnianiu wielkich projektów oraz doprowadzaniu firm do upadłości.
"Ale czyż można wyliczyć wszystkie objawy bezprawia i opisać całą garderobę płaszczyków, pod którymi się ukrywa? Jest jeden taki płaszczyk demagogiczny, w który wszyscy prawie wierzą jak w królewską koszulę z bajki Andersena. A mianowicie zarzuca się osobom, które się chce zniszczyć, po prostu nieuczciwość. Urzędowe oświadczenie, że ktoś kradł, dopuszczał się nadużyć natury finansowej, wyzyskiwał swoje wpływy czy stosunki itp. — któż na całym świecie natychmiast w to nie uwierzy? Może jakaś zaślepiona matka i to chyba nie w czasach dzisiejszych. Tylu tysiącom ludzi przypisano podobne sprawki, że opinia publiczna nie może się wprost połapać, czy wytoczono sprawy tym rzekomym kanaliom, czy zostali skazani. Wiadomo, że są aresztowani, że siedzą: dobrze im tak. A gazeta jutrzejsza przyniesie tyle nowych sensacji, że o wczorajszych „panamach” nie będzie czasu myśleć. Tak łatwo przecież przyczepić się do ludzi operujących ogromnymi kapitałami publicznymi. Gdzie tylko jest fundusz dyspozycyjny — tam szantaż murowany. Aż strach pomyśleć, co by się mogło stać, gdyby inny reżim zastąpił obecny i chciał zastosować te same metody walki. (...) Powróćmy do rzekomych nadużyć. Zarzuca się je wszystkim „niewygodnym”. (...) Przeciw jednemu z nich wysunięto zarzut, że pobierał „niesłychanie wygórowane wynagrodzenie”, bo aż siedemset marek miesięcznie. Ale jak już wspomniałem, zarzut chciwości, choćby poparty tak śmiesznie słabymi argumentami, zawsze trafia do złośliwej łatwowierności tłumu."
Cytat, który stali czytelnicy mojego bloga znają już na pamięć. Te niesamowicie współcześnie brzmiące słowa to fragment książki Antoniego Sobańskiego "Cywil w Berlinie" opisującej pierwszy rok rządów Adolfa Hitlera widziany oczyma naocznego świadka, który doskonale zna język niemiecki, świetnie zna niemiecką kulturę i tradycję, ma wśród Niemców wielu starych znajomych i przebywa na miejscu, w Berlinie... bo takim właśnie świadkiem był Antoni Sobański. Jak na ten cytat reagują wyborcy AntyPiSa? Jak długo nie wiedzą skąd on pochodzi, tak długo kłócą się z Autorem twierdząc, że głupoty pisze, bo wszelkie środki przez niego opisane i skrytykowane są niby jak najbardziej słuszne, uzasadnione i nawet zbyt łagodnie na zbyt małą skalę stosowane. Kiedy dowiadują jaki jest oryginalny kontekst cytatu, to w zależności od tego czy wcześniej zdążyli się z nim "pokłócić" czy nie przyjmują jedną z dwóch dróg: albo RELATYWIZMU na zasadzie "no może wtedy Hitler przesadził, ale to, co robił PiS było tak straszne... (nie zauważają nawet tego, że gdyby zamienić PiS na Żydów to byłby to dokładny opis tego, co hitlerowska propaganda wcisnęła do głów Niemcom w przededniu Holocaustu), albo wybierają drogę ZAPRZECZENIA twierdząc, że "ten cytat pokazuje co się działo w czasach pisowskiego reżimu, który zamykał do aresztów tymczasowych tysiące ludzi, w przeciwieństwie do rządu Tuska"... Po prostu oczywisty w świetle przytoczonych faktów wniosek, że Donald Tusk będąc z wykształcenia historykiem z premedytacją sięgnął po metody wcześniej wypróbowane na wczesnym etapie przekształcania Republiki Weimarskiej w III Rzeszę jest dla nich NIEWYOBRAŻALNYM BLUŹNIERSTWEM W KTÓRE NIE MOGĄ UWIERZYĆ BEZ WZGLĘDU NA LICZBĘ I WAGĘ DOWODÓW JE POTWIERDZAJĄCYCH. Więc kim jest Donadl Tusk? Geniuszem? Plagiatorem Hitlera i Putina? Dyktatorem? Sługą Niemiec? Psychopatą? A może tym wszystkim po trochu? Z całą pewnością - jak to powiedział Jan Rokita - Tusk jest genialnym manipulatorem który potrafi granie na najniższych i najpodlejszych instynktach spotykanych w społeczeństwie przekuć w swój polityczny sukces. Jaka będzie cena tego "sukcesu"? W najlepszym przypadku będzie to odstraszenie inwestorów i zablokowanie rozwoju zarówno całego państwa jak i indywidualnego rozwoju każdego z nas z powodu wielkiego poczucie niepewności i braku bezpieczeństwa. Czyli w skrócie bieda, zmarnowane szanse i przegrana przyszłość. W najgorszym przypadku skala zniszczeń jest nieprzewidywalna - od skutków czasowego lub trwałego totalitaryzmu poprzez skutki wojny domowej, sprowokowanej lub przegranej w wyniku zaniedbań wojny z Rosją aż po skutki III Wojny Światowej.
Trzeba pamiętać, że nie tylko o Polskę toczy się gra. Jesteśmy królikami doświadczalnymi w bardzo nieciekawym eksperymencie, który najwyraźniej widać w Rumunii, gdzie unieważniono pierwszą turę wyborów prezydenckich, bo do drugiej tury weszli nie ci politycy, których unijne "elity" najchętniej widziałyby u władzy. Jak na dłoni widać, że testowane jest to jak daleko można się posunąć w działaniach sprzecznych z prawem zanim wybuchnie powszechny bunt. Testowane jest również to, jak owych "buntowników" zniszczyć wtrącając ich do aresztów tymczasowych oraz poniewierając propagandowymi paszkwilami w mediach. Jak długo to będzie trwało? To zależy od nas. To wcale nie musi trwać. Wystarczymy, że szalonym eksperymentatorom powiemy DOŚĆ i konsekwentnie ogromną większością potwierdzimy ten opór najpierw w wyborach prezydenckich, a później parlamentarnych. Co będzie później? To będzie zależało głównie od nas. Będziemy mogli wybrać z krajowego "menu" taki lub inny skład parlamentu, który utworzy taki lub inny rząd. Później będziemy mogli podtrzymywać dla niego poparcie lub go zmieniać w kolejnych wyborach. Jak długo będziemy mieli możliwość wyboru, tak długo będziemy mogli to robić. No chyba, że "zaśpimy" i pozwolimy eksperymentatorom wygrać, to wtedy całkowicie "odetną nam sygnał" i o wolności, o jakimkolwiek prawie do wolnego wyboru będziemy mogli sobie pomarzyć... i to po cichu.
Linki do poszczególnych części artykułu:
https://www.salon24.pl/u/ojciec1500/1419575,stawka-cz-1
https://www.salon24.pl/u/ojciec1500/1420007,stawka-czesc-5-ku-totalitaryzmowi
Komentarze
Pokaż komentarze (2)