W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia przytrafiła nam się zabawna przygoda. W ukochanej parafii (do której jeżdżę na Wieczory Uwielbienia i do której wraz z Żoną i Dziećmi chodzimy na Msze Święte ilekroć jesteśmy w moim rodzinnym mieście) wysiadło nagłośnienie. W trakcie psalmu responsoryjnego głos organisty zniknął z głównych głośników rozprowadzających dźwięk po kościele i wydobywał się tylko z pomocniczych głośniczków na chórze. W trakcie drugiego czytania z głosem księdza było to samo. Ministranci zniknęli w zakrystii próbując rozwiązać problem. Ewangelia - bez zmian. Na kazanie ksiądz wyszedł z mikrofonem bezprzewodowym do dzieci, ale nadal działo się to samo. Przełamując niechęć do wtrącania się w nieswoje sprawy poszedłem do zakrystii pomóc w rozwiązaniu problemu. Wprawdzie nie występuję estradowo jako muzyk już od ponad dwóch dekad, sprzęt się zmienił, a w dodatku nagłośnienie kościelne ma inną specyfikę niż to estradowe, ale mikser to mikser, a wzmacniacz to wzmacniacz. Okazało się że wystarczyło włączyć i wyłączyć jedną końcówkę mocy, aby wszystko wróciło do normy. I nie można jej było pomylić z żadnym innym elementem zestawu, bo wszystkie pozostałe urządzenia mrugały diodami, a ta jedna była całkowicie czarna, choć miała włącznik w położeniu "ON". Więc wyłączyłem i włączyłem zawieszony wzmacniacz, a on natychmiast zamrugał do mnie swymi LEDami, wdzięcznie zaszumiał wentylatorami i po kilku sekundach przekazał dźwięk z mikrofonu na główne głośniki w kościele.
Co to banalne zdarzenie ma wspólnego z modnymi w okresie świąteczno-noworocznym artykułami prognozującymi przyszłość? Ależ to jest alegoria tego, co musi się wydarzyć w przyszłości. Gdybym nie ruszył tyłka, to od strony odbioru cała Msza Święta w dniu jednego z najważniejszych świąt w roku byłaby stracona. I żałuję, że ruszyłem zadek tak późno, bo problem można było rozwiązać już podczas drugiego czytania - wtedy jego końcówkę i całą Ewangelię usłyszeliby wszyscy wierni, a nie tylko ci z pierwszych ławek. I tak jest z naszym krajem i naszym światem. Musimy ruszyć tyłki i dokonać RESTARTU. Musimy pokonać niechęć do angażowania się i wykonać pewien wysiłek, aby obecny reżim ani nie wygrał wyborów prezydenckich ani nie mógł ich zastąpić niedemokratyczną procedurą obsadzającą Szymona Hołownię w roli "długopisu" podpisującego wszystkie ustawy tak długo, aż system będzie zmieniony na tyle, że w powtórzonych, "praworządnych" wyborach będzie musiał wygrać ten kandydat wskazany przez obecną władzę. I tak samo będzie z wygraną w kolejnych wyborach parlamentarnych i wszelakich "wyborach" jakie nastąpią do momentu, kiedy zdesperowany lud odsunie tę władzę w sposób równie (albo jeszcze bardziej) niedemokratyczny jak ona funkcjonuje. Im dłużej będziemy zwlekać, im później to nastąpi tym większe będą straty.
I tu pierwsza dygresja. Pamiętam niestety także inną parafię w której ponad dekadę temu miałem nieszczęście pracować jako katecheta. Po odesłaniu na przymusową emeryturę proboszcza-homoseksualisty z przestępstwami pedofilskimi na sumieniu niemal całkowicie "martwa" parafia nagle się ożywiła i dzieci zapragnęły uczestniczyć w jej życiu. Zapragnęły więc także śpiewać w scholi, którą oczywiście poprowadził młody i wesoły katecheta będący jednocześnie zapalonym muzykiem, czyli ja. Ale po pierwszych sukcesach nowy proboszcz dostał polecenie z kurii, że ten katecheta wie za dużo o poprzednim proboszczu, więc dobrze by było się go jakoś dyskretnie pozbyć lub przynajmniej zniechęcić go do wszelkich ponadobowiązkowych aktywności, żeby go parafianie nie zdążyli za bardzo polubić, zanim kuria się go pozbędzie. I tak zaczęły się takie "cuda", że śpiewamy z dzieciakami, dajemy z siebie wszystko... tyle, że słychać nas jedynie w promieniu kilkunastu metrów. Wchodzę do zakrystii, a tam na mikserze nasz mikrofon jest ściszony na zero. Chcę go poprawić, ale kościelny prawie przemocą mi tego zabrania, bo takie ma polecenie od proboszcza.
I znów pytanie co to banalne zdarzenie ma wspólnego z naszą rzeczywistością? Obecna władza już raz wyłączyła nam program telewizyjny (w dniu siłowego wkroczenia do TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej). A przecież co bardziej inteligentni obywatele doskonale pamiętają, że to niby "pisowski reżim" miał stanowić zagrożenie dla "wolnych mediów", miał rzekomo knuć jak tu im "wyłączyć sygnał", doskonale pamiętają jak z tej okazji portale się oprotestowały publikując tylko czarne plansze na stronach głównych oraz jak to Marszałek Senatu Tomasz Grodzki z miną i intonacją głosu taką, jakby przemawiał do niekumających nic przedszkolaków, którym trzeba wszystko tłumaczyć od podstaw wygłosił "orędzie" z bajeczką, że niby Stan Wojenny rozpoczął się od wyłączenia mediów (bzdura! - wyłączenie mediów było tylko dodatkowym elementem zastraszającym, a prawdziwym początkiem były trwające już od nocy aresztowania działaczy opozycyjnych) i że Kaczyński może niebawem zrobić to samo (nawiasem mówiąc za tę mimikę i intonację jakby przemawiał do dzieci wyborcy PO, PSL-u i całej reszty powinni "kopercie" Grodzkiemu obić ryja... ale oni byli święcie przekonani, że Grodzki nie obrażał ich inteligencji, tylko inteligencję oglądających TVP wyborców PiS... jakby ktokolwiek z tego grona słuchał tego krętacza). Teraz Tusk postanowił włączyć TVN i Polsat do "spółek strategicznych" których sprzedaż właściciele muszą dostosowywać do jego woli. A przecież w czasach, gdy rządził PiS i "Telewizja Kurska" odwalała tę swoją przeciwskuteczną propagandę wszyscy wyznawcy PO jak jeden twierdzili, że to jest skandal, bo PAŃSTWOWA telewizja nie ma prawa tak stronniczo sprzyjać rządowi, a na argument, że przecież TVN i większość mediów jeszcze bardziej sprzyja opozycji odpowiadali z miną teologa-dogmatysty "ale to są media PRYWATNE, więc mogą mówić co im się podoba - nawet kłamać". No to teraz Tusk próbuje wprowadzić kolejne kuriozum: media PRYWATNE, ale jednocześnie KONTROLOWANE PRZEZ RZĄD, czyli takie co mogą mówić co im się podoba (także kłamać) ale wyłącznie zgodnie z linią wytyczoną przez najjaśniejszego Tuska. Więc wniosek jest oczywisty: MUSIMY DOKONAĆ RESTARTU ZANIM REŻIM CAŁKOWICIE WYŁĄCZY NAM SYGNAŁ. Jeśli nie zdążymy tego zrobić przed całkowitym odcięciem nas od mediów masowych i społecznościowych, to później będzie dużo trudniej cokolwiek zmienić.
I tu trzecia dygresja. W owym pierwszym dniu świąt byłem ubrany prawie tak samo jak postać "tajemniczego mężczyzny", którą dekady temu (jeszcze w czasach licealnych) grałem na deskach przykościelnego teatru Eden w przedstawieniu "Powrót Miłości". Wysoki mężczyzna, długi czarny płaszcz, czarny kapelusz... Ta tajemnicza postać pojawia się w przedstawieniu trzykrotnie nie mówiąc ani słowa... ale swoją wymowną grą wskazuje na to, że TEN CZŁOWIEK COŚ WIE... w jego budzącym niepokój zachowaniu widać, że ODCZYTUJE ON ZNAKI CZASU I PRZEWIDUJE TO CO NIEUNIKNIONE - KONIEC CZASÓW. Bo przedstawienie opowiadało właśnie o końcu świata. Dlaczego tajemniczy mężczyzna milczy? Może dlatego, bo wie, że jego ostrzeżenia trafiłyby w próżnię?
I tak jest dzisiaj. Wyborcy PO zamknęli się w swojej bańce medialnej nie dopuszczając do niej nic z realnego świata. Po klika razy dziennie są bombardowani artykułami o złym PiS-e i jeszcze gorszym Kaczyńskim który knuje podstępy, układa mroczne plany i "już dziś tworzy katalog tych, których wsadzi. Otwierają go Tusk i Bodnar, ale pozycji jest znacznie więcej" [to DOSŁOWNY CYTAT - link do pierwszego artykułu Onetu], który "na odchodne zaminował państwo. Pozostawił wiernych sobie ludzi w prokuraturze, Sądzie Najwyższym, Narodowym Banku Polskim, Krajowej Radzie Sądownictwa, Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji oraz Trybunale Konstytucyjnym. Wszyscy oni są chronieni przez prezydenta — to najważniejszy bezpiecznik w prezesowskim systemie sypania piachu w tryby rządu Tuska" [to też DOSŁOWNY CYTAT link do drugiego artykułu Onetu] (podkreślę, że te dwa artykuły trafiły na stronę główną Onetu jednego dnia - w sobotę 28 grudnia 2024 - i to w odstępie czasowym zaledwie kilku godzin), o "pałającym żądzą zemsty" ciemnym ludzie pisowskim, który "za pół roku będzie stał do trzeciej nad ranem przed lokalami wyborczymi", aby wybrać "swojego" prezydenta [to też DOSŁOWNY CYTAT - link do artykułu Marka Migalskiego z piątku]. TO NIE JEST ŻADEN FEJK - TO SĄ AUTENTYCZNE CYTATY Z TRZECH ARTYKUŁÓW DOSKONALE ODDAJĄCE PSYCHOPATYCZNĄ ATMOSFERĘ TEGO, CZYM KARMIENI SĄ CZYTELNICY ONETU, WIRTUALNEJ POLSK... NIE MÓWIĄC JUŻ O WIDOWNI TVN-U (proszę nie wierzyć mi na słowo, kliknąć w każdy z powyższych linków, aby sprawdzić ich autentyczność). Wyborcy PO, PSL-u i całej reszty są tak zamknięci w swoim MATRIX-ie, że nawet jeśli prześle się im na skrzynkę mailową artykuł choćby odrobinę wykraczający poza przyjęty przez nich świat dogmatów, to nie raczą go przeczytać. Więc albo-albo. Albo ich czeka niebawem szok spowodowany wyłączeniem MATRIXa, albo nas czeka niewola wynikająca z zabetonowania MATRIXa na zawsze. Tak im się bynajmniej wydaje, bo jest jeszcze jedna Instancja, która może dokonać RESTARTU... a nawet przełączyć wszystkie włączniki w pozycję "OFF". Ta instancja jest ponad nami, ponad Tuskiem (który w tym "przedstawieniu" gra rolę wiarołomnego proboszcza... a może nawet tylko kościelnego, który na polecenie odcina dostęp do wzmacniacza, aby nikt nie mógł przywrócić normalności), a nawet ponad Donaldem Trumpem (który idealnie nadaje się na tego, który może zapoczątkować restart i przywrócenie wartości fabrycznych na skalę ogólnoświatową). Ta instancja to Bóg. Dlatego "gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie."
Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię".
Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych.
Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka