Synology niestety podąża drogą Qnapa. Nie jest to dobra droga. Serwery multimediów (NAS) firmy Qnap miały dwie wady: pierwsza to wydajność, a druga to kompatybilność. Wprawdzie "możliwości" miały od groma, ale korzystanie z większości z nich wiązało się z czekaniem kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt sekund po każdym kliknięciu, aż aplikacja raczyła zareagować. To był ten problem z wydajnością. Problem z kompatybilnością polegał na tym, że usługa DLNA nie dogadywała się z większością urządzeń, więc wyświetlenie pokazu slajdów lub jakiegoś filmu z domowego dysku sieciowego na telewizorze graniczyło z cudem. Jak już się udało dokonać jednego cudu i serwer pojawiał się w menu, to okazywało się, że albo gubił dostęp do katalogu ze zdjęciami lub filmami, albo musiał je ponownie zaindeksować, więc wyświetlał się tylko monit "brak materiałów do wyświetlenia". Z problemem można było sobie poradzić instalując ręcznie opensource'owy serwer DLNA, który radził sobie świetnie i udostępniał wszystkim urządzeniom w lokalnej sieci to, co było na dysku i do czego przydzieliło się mu uprawnienia. Ale po serii wpadek z lukami w systemie, włamaniami i awariami firma Qnap tak zmieniła system operacyjny, że oprogramowanie Open Source podczas upgrade'u zostało usunięte i nie dało się go już ponownie zainstalować.
Obecnie firma Synology robi to samo. W najnowszej aktualizacji systemu operacyjnego DSM do wersji 7.2.2 usunęła aplikację Video Station która była irytująca, strasznie wolno odpalała filmy, zacinała się, ale jakoś działała. Zaleciła zastąpienie tej aplikacji serwerami firm trzecich np.: Plex, Emby. Niestety serwery te nie radzą sobie przy tej mocy obliczeniowej jaką dysponują serwery NAS tejże firmy. Więc przez większość czasu widać tylko kręcące się kółeczko i tym razem czas oczekiwania to już nie są minuty, lecz godziny. Wentylatory serwera włączają się przy tym na maksymalne obroty... znaczy się serwer nie wyrabia. Nie idźcie tą drogą. Nie róbcie update systemu do DSM 7.2.2.
Kiedyś zawód programisty był uważany za zawód elitarny. Dziś coraz częściej w firmach IT na stanowiskach menadżerskich pracują idioci (a zwłaszcza idiotki) nie mający pojęcia o tym co robią podwładni, bo po prostu nie znają technologii, są niekompetentni do tego stopnia, że napisanie prostego "Hello World" przekracza ich możliwości. Na ale skoro poprzedni, nawiedzony CEO zwolnił połowę Team Leaderów, którzy na te stanowiska awansowali przechodząc kolejno wszystkie stopnie od junior developera (bo zarabiali za dużo, więc generowali koszty), a druga połowa zwolniła się sama (a za tymi zwolnionymi i samozwalniającymi się często poszła większość ich podwładnych), to trzeba było tę lukę zapchać ludźmi z łapanki niemającymi pojęcia o programowaniu. Całe działy są zwalniane i zastępowane Hindusami. Ci może i czasem robią dobrą robotę za mniejsze pieniądze niż Polacy... ale to pod warunkiem, że za którymś razem zrozumieją co się do nich mówi. I tak oprogramowanie zamiast coraz lepsze staje się coraz gorsze. Coraz częściej na swojej komórce, smartwatchu, serwerze NAS lub nawet laptopie trafiam na takiego programistycznego gniota, za którego sam interfejs użytkownika moi dawni przełożeni mimo złotego serca powiesiliby mnie za jaja, gdybym wypuścił coś takiego do klienta (niedziałające lub przenoszące w nieodpowiednie miejsce linki, przyciski "zapętlające" akcję). A tu się pojawia pokusa, aby zastępować programistów sztuczną inteligencją. Sztuczna inteligencja owszem się przydaje - czasami sam się nią posługuję aby przeanalizować jakieś kobylaste zapytanie rekurencyjne aplikacji która padła i nikt nie wie dlaczego. Ale sztuczna inteligencja nie zastąpi doświadczenia. Tym bardziej nie zastąpią go żółtodzioby po marketingu i zarządzaniu. Już od lat trend jest taki, że robione efektownie ale niezbyt efektywnie nowe oprogramowanie potrzebuje coraz więcej mocy obliczeniowej. Więc stary komputer lub serwer już nie wyrabia, jest niekompatybilny z nowym systemem, trzeba go wymienić na nowy. Ale jak wchodzi nowa generacja komputerów, to nowsze wersje oprogramowania potrzebują jeszcze więcej mocy obliczeniowej (najczęściej robiąc to samo, albo mniej... po prostu za błędy trzeba płacić... a do tego dochodzą wizualne wodotryski) i tworzy się błędne koło. A później narzekamy na "ocieplenie klimatu" oraz tony wyrzucanego plastiku i elektrośmieci.
Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię".
Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych.
Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie