W tym samym czasie mamy zakaz sprzedaży tradycyjnych żarówek do gospodarstw domowych oraz zakaz stosowania "żarówek" LED w starszych samochodach. A przecież jazda na halogenach lub tradycyjnych żarówkach to większe zużycie paliwa, emisja CO2 i ryzyko przepalenia się żarówki. Ale to urzędnikom z UE nie przeszkadza - w przeciwieństwie do tradycyjnej żarówki w kuchni (gdzie ze względu na urządzenia z wirującymi ostrzami wolałbym mieć świecącą światłem ciągłym tradycyjną żarówkę od mrugającej diody LED). Jednak to jeszcze nic. Od ilu lat słyszymy, że zmiana czasu na letni i zimowy ma zostać zniesiona? I co? I nic! A podtrzymywanie tego reliktu przeszłości to kolejni zabici i ranni piesi potrąceni na przejściach... bo kierowca nie jest sową i nie widzi w ciemności.
Niebawem znów się zacznie. Z ostatnią niedzielą października zmienią nam czas na zimowy. Przez to z dnia na dzień większość ludzi wracających z pracy za dnia będzie wracać z niej po zmroku. Oczywiście miasta i gminy znów będą chciały zaoszczędzić na oświetleniu ulic i chodników (a część z nich po prostu "zaśpi" z przeprogramowaniem zegarów włączających oświetlenie). Oczywiście nastąpi to w czasie, kiedy szyby samochodów parują i zamarzają jak długo nawiew nie pośle na nie gorącego powietrza z silnika, a zgodnie z przepisami silnik na postoju można rozgrzewać krócej niż minutę. Efekt? Kierowcy z sercem w gardle bluzgając w głos będą w ostatniej chwili "dawać po hamulcach" gdy jakaś pani w czarnej kurtce (bo taka moda) ukaże się ich oczom na przejściu dla pieszych dopiero w momencie, gdy oświetlą ją światła reflektorów ich pojazdów. A w tym samym momencie przerażeni piesi będą bluzgać na "idiotów" co zatrzymali samochód w ostatnim momencie i omal ich nie przejechali. Skąd to wiem? Zeszłej jesieni "dawałem po hamulcach" w kilkusekundowym odstępie dwa razy na tym samym przejściu dla pieszych. Tak, najpierw ukazała mi się Pani w czerni, kiedy jeszcze samochód był w ruchu, a następnie gdy już ta Pani zeszła z jezdni po prawej stronie, wówczas z lewej strony ukazała mi się druga takowa postać w momencie gdy próbowałem ruszać. Na szczęście ani nie jechałem szybko (ze względu na warunki jechałem wolniej niż dopuszczają przepisy) ani nie próbowałem ruszać gwałtownie więc mój refleks wystarczył. Ale faktem jest, że na tym przejściu widoczność była fatalna - z prawej strony światła z okien bloków oślepiające kierowcę, z lewej strony ciemno - tylko nieoświetlony chodnik i drzewa, a po środku ani jednej włączonej lampy, która oświetlałaby przejście i jego najbliższe otoczenie. Ile takich przejść jest w jednym dużym mieście? A ile w całym kraju? Te czarne postacie niestety nie były zjawami - to kobiety wracające z pracy, akurat tak niefortunnie ubrane, że jak długo nie pojawiły się w świetle reflektorów tak długo były całkiem niewidoczne. Sprawę pogarszał fakt, że światła mijania są tak skonstruowane, że dobrze oświetlają jezdnię na wprost przed pojazdem oraz chodnik lub pobocze i znaki drogowe z prawej strony, ale nie oświetlają lewej strony jezdni a tym bardziej pobocza lub chodnika po lewej stronie (aby nie oślepiać kierowców jadących z naprzeciwka - stąd ich nazwa: "światła mijania"). Innym razem (kilka lat temu, w innym miejscu, a nawet innym mieście) życie dziecka uratowała jasna czapka - wtedy też miasto chciało zaoszczędzić na oświetleniu, a zarówno chłopiec jak i jego ojciec byli ubrani na czarno - jedynym wyjątkiem była jasna czapka na główce dziecka, którą zauważyłem z bezpiecznej odległości (tym razem nie musiałem gwałtownie hamować).
Wnioski stąd płynące są oczywiste. Po pierwsze jako kierowcy nie ufajmy temu, co widzimy na nieoświetlonych osiedlach przez parujące szyby, tylko starajmy się jechać z taką prędkością, abyśmy mogli zatrzymać samochód prawie w miejscu. Może to komuś uratować życie lub zdrowie, a nam zaoszczędzić wielu nerwów, wyrzutów sumienia i problemów z prawem. Po drugie jako piesi starajmy się zakładać ubrania w jasnych barwach, a najlepiej z elementami odblaskowymi i koniecznie ubierajmy w ten sposób nasze dzieci. Ale co poradzić na oczywisty paradoks: pieszy ma prawo ufać, że skoro kierowca zatrzymał się aby przepuścić osobę na przejściu dla pieszych, to nie ruszy, gdy on znajduje się w tym czasie na tym samym przejściu i zbliża się do pasa ruchu zajmowanego przez kierowcę, a jednocześnie kierowca tego pieszego nie widzi, więc próbuje ruszać? No w końcu przepisy ani nie nakładają na pieszego obowiązku korzystania z odblasków, ani na kierowcę obowiązku korzystania z noktowizora. Winny niby ma być kierowca, życie lub zdrowie (lub w najlepszym przypadku nerwy) ma stracić pieszy. A co z włodarzami miasta, którzy z zaniedbania lub celowego zaniechania doprowadzili do tej sytuacji?
W tym samym czasie mamy zakaz sprzedaży tradycyjnych żarówek do gospodarstw domowych oraz zakaz stosowania "żarówek" (diodowe źródła światła nie są żarówkami) LED w starszych samochodach. Tak zwane retrofity nie mają polskiej ani ogólnoeuropejskiej homologacji, choć producenci tych źródeł, producenci samochodów a niekiedy nawet właściciele samochodów chcący używać takowych źródeł światła przeszli ścieżkę legalizacyjną w niektórych krajach UE - niestety homologacje automatycznie się nie replikują na całą Unię. A przecież jazda na halogenach lub tradycyjnych żarówkach to większe zużycie paliwa, emisja CO2 i ryzyko przepalenia się żarówki. Ale to urzędnikom z UE nie przeszkadza - w przeciwieństwie do tradycyjnej żarówki w kuchni (gdzie ze względu na urządzenia z wirującymi ostrzami wolałbym mieć świecącą światłem ciągłym tradycyjną żarówkę od mrugającej diody LED - niedostrzegalne dla naszego oka mruganie diody powoduje złudzenie, że te ostrza się nie poruszają lub poruszają się bardzo wolno). Dodatkowo markowe retrofity LED mają kilkakrotnie dłuższą żywotność od tradycyjnych żarówek. A przepalona żarówka, to kolejne poważne zagrożenie bezpieczeństwa. Osobnym problemem jest to, że producenci samochodów coraz bardziej utrudniają kierowcom podstawowe czynności serwisowe. I tak o ile w moim starym samochodzie przednią żarówkę świateł pozycyjnych wymieniałem jedną ręką w trzy minuty, to w nowym konieczna jest wizyta u mechanika (lub kogoś, kto ma garaż z "kanałem"). Tego problemu jednak UE nie ureguluje. I jeszcze jeden temat. Od ilu lat słyszymy, że zmiana czasu na letni i zimowy ma zostać zniesiona? I co? I nic! Dziś ta zmiana to relikt przeszłości, bo po pierwsze latem klimatyzatory zużywają więcej energii niż oświetlenie (czyli aspekt ekonomiczny odpada - ta zmiana tylko generuje straty), a po drugie godziny pracy nam się przesunęły - większość pracowników zaczyna pracę około godziny 8:00 - 9:00 i kończy około 16:00 - 17:00. W ten sposób naturalnym czasem dla Polski stał się czas letni (przy wcześniejszych godzinach pracy był to czas zimowy). Dziś z czasem letnim kolidowałyby jedynie rozpoczęcie lekcji w szkołach przez zaledwie kilka najkrótszych dni w roku (w okolicach ferii świątecznych w grudniu - wtedy godzina 8:00 według czasu letniego jest przed wschodem słońca, a według zimowego już po). A podtrzymywanie tego reliktu przeszłości to kolejni zabici i ranni piesi potrąceni na przejściach... bo kierowca nie jest sową i nie widzi w ciemności. Nie mówiąc o depresjach i corocznym cyrku z rozkładami jazdy pociągów.
Jak widać na powyższym przykładach Unia Europejska bardzo szybko wdraża zmiany tam, gdzie wymuszają je lobbyści. W pozostałych tematach działa opieszale lub wcale. Tradycyjne żarówki w domu niszczą środowisko i mordują planetę, ale w starszym samochodzie wręcz przeciwnie - są jedynymi dozwolonymi, choć przez nie prądnica samochodu musi wyprodukować dużo więcej energii, przez co obciąża silnik benzynowy lub diesla, co znacznie zwiększa emisję CO2. Odchodzenie od paliw kopalnych ma być błyskawiczne, ale za to trwanie przy zmianie czasu, przez którą zimą dłużej pracują lampy, a latem dłużej pracują klimatyzatory ciągnie się latami. Ale spoko - niedługo ten problem będziemy mieć z głowy, bo UE zakaże sprzedaży nowych samochodów z silnikami spalinowymi, a "elektryki" muszą mieć fabrycznie montowane reflektory LED, bo inaczej czas ich jazdy przy włączonych światłach drogowych lub mijania można by było mierzyć nie w godzinach lecz w minutach. Na nowe "elektryki" większości z nas nie będzie stać. Więc to my, dzisiejsi kierowcy, niebawem będziemy wracać po zachodzie słońca, nieoświetlonym chodnikiem rozglądając się uważnie czy na nieoświetlonym przejściu dla pieszych nie przejedzie nas "elektryk". Na szczęście tych będzie mniej niż prywatnych samochodów za wczesnego PRL-u, więc prawdopodobieństwo potrącenia będzie niewielkie... i to by było na tyle w temacie postępu. A planeta? Co w skali planety oznaczają ekscentryczne samoograniczenia niewielkiego półwyspu przyklejonego do Azji, zwanego Europą? Więc po co to wszystko? Po to abyśmy nie zaczęli marzyć. Dla totalitarnej władzy marzenia zwykłych ludzi, którzy nie muszą w każdej chwili walczyć o przetrwanie, więc mają czas na marzenia, są bardziej groźne niż otwarty bunt spowodowany obniżeniem warunków życiowych. Bunt zawsze można stłumić pałą i uchwałą, a następnie propagandowo wmówić, że ci co się zbuntowali to "faszyści", "komuniści", "ludzie Putina" lub cokolwiek. A marzenia są tak groźne, że trzeba je niszczyć w zarodku. Przekonała się o tym właśnie Pani poseł Paulina Matysiak. I na co Jej było marzyć o CPK, elektrowniach atomowych, nowoczesnej sieci kolejowej, portach kontenerowych i terminalach zbożowych, rozwijającej się Polsce i posłach współpracujących ponad podziałami dla wspólnego dobra? Gdyby zamiast tego krzyczała tylko ***** ***, to nikt by Jej w prawach członka klubu nie zawieszał, ani z Komisji Infrastruktury nie wyrzucał. A jak ktoś mi nie wierzy, to jak zwykle odsyłam do George'a Orwella - ten "lewak" był chyba prorokiem.
Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię".
Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych.
Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie