Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus
290
BLOG

Strzelać do rosyjskich obiektów z terytorium Polski? Tusk zwariował czy cynicznie gra?

Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus Polityka Obserwuj notkę 6

Czas od 24 lutego 2022 (początek rosyjskiej inwazji na Ukrainę) obfitował w momenty trudne. Te najtrudniejsze z trudnych mógłbym sklasyfikować w kilku kategoriach. Niewątpliwie zdradzenie Polskiego rządu i Prezydenta latem 2023 roku przez przekupionego niemieckimi obietnicami Zełenskiego "wygrywa" niechlubną rywalizację na wydarzenie NAJSMUTNIEJSZE. Kolejne miejsca w tej kategorii zajmują dwa wydarzenia z początku wojny: forsowanie w Parlamencie Europejskim przez ówczesną opozycję rezolucji realnie uderzających w Polskę (włącznie z opowiadaniem przez Ochojską i Biedronia horroro-bajeczek o "rasowej segregacji uchodźców" i "preludium do utworzenia obozów koncentracyjnych" przy jednoczesnym łagodnym traktowaniu Rosji (pierwsze "sankcje" obejmowały tylko możliwość przemieszczania się rosyjskich władz i oligarchów, gospodarki nie tykając, gdy w tym czasie Polsce blokowano fundusze unijne) oraz cyniczne wykorzystywanie przez polityków opozycji starań ludzi dobrej woli (ze mną włącznie) do forsowania narracji, że "społeczeństwo wbrew rządowi pomaga Ukraińcom" co było bodaj najbardziej obrzydliwym kłamstwem jakie słyszałem w życiu. W kategorii NAJTRUDNIEJSZYCH DECYZJI na pierwszym miejscu bym postawił decyzję pierwszą i najważniejszą: czy "wyjść przed szereg" i być liderem (a później w trójce liderów pod każdym względem... bo na miejsce pierwsze w porównaniu z takimi potęgami jak USA lub UK nie mogliśmy w dłuższej perspektywie liczyć) w udzielaniu Ukrainie pomocy militarnej, humanitarnej i dyplomatycznej czy też wzorem Ewy Kopacz zamknąć się w domu i nie wychylając się czekać co ustali nasza "europejska rodzina" (która jak wiadomo w pierwszych miesiącach wojny spisywała Ukrainę na straty). Szczerze mówiąc nie byłem pewny czy rząd Morawieckiego robi dobrze, czy nie bezpieczniej byłoby wybrać drogę Orbana i nie angażować się. Ale okazało się, że była to decyzja ze wszech miar słuszna, która zmieniła bieg tej wojny, bieg historii i kupiła nam (za cenę przekazanego Ukrainie postsowieckiego sprzętu - trzeba przyznać że to niewygórowana cena w porównaniu z otoczeniem nas przez Rosję od Bieszczad po Bałtyk... nie mówiąc o krwi naszych żołnierzy i cywilów oraz zniszczonych miastach i infrastrukturze, gdyby Putin nas niebawem zaatakował) kilka lat czasu na zbudowanie potencjału militarnego który uczyni rosyjską inwazję na nasz kraj skrajnie nieopłacalną.

Ale jest jedna szczególna kategoria: DECYZJI OBARCZONYCH NAJWIĘKSZYM RYZYKIEM, NAJBARDZIEJ NIEBEZPIECZNYCH W SKUTKACH. Jako pierwsze wydarzenie w tej kategorii uważam pierwszą propozycję przekazania Ukrainie polskich MiG-ów 29. Zaznaczę, że ta propozycja nie wypłynęła z polskiej strony. Zaczął o niej publicznie mówić (wbrew wszelkim zasadom dyplomacji) facet zwany "szefem unijnej dyplomacji"  - Josep Borell. Bez konsultacji ze stroną polską oznajmił on, że Polska przekaże Ukrainie samoloty MiG-29. Już samo to oświadczenie było bardzo niefortunne, bo owe MiGi były jedynymi polskimi samolotami stricte myśliwskimi (F-16 jest maszyną wielozadaniową) pod względem technicznym plasującymi się na drugim miejscu w polskim lotnictwie (po F-16... reszta naszej powietrznej "floty" to "szroty" takie jak Su-22 których nawet Ukraina nie chce), więc oddanie tych maszyn bez zastąpienia ich dostarczonym z zachodu ekwiwalentem (np. w postaci używanych F-16) stanowiłoby znaczne nadwyrężenie naszych możliwości obronnych. Ale jeszcze gorsze było to, że strona ukraińska (nie wiadomo czy Borell jej to naobiecywał czy sama to sobie wymyśliła) zaczęła opowiadać, że "dostarczone przez Polskę MiG-i między misjami bojowymi będą mogły lądować w Polsce, aby w trakcie postoju i serwisowania nie być narażone na rosyjski ostrzał". OZNACZAŁO TO DE FACTO WROBIENIE POLSKI W WOJNĘ Z ROSJĄ - gdyby samolot startował do misji bojowej z terytorium Polski a po zakończeniu misji uciekał do Polski, to Rosja mogłaby strącić ten samolot już w naszej przestrzeni powietrznej, a w ekstremalnym scenariuszu nawet ostrzelać bazę w której ten samolot by stacjonował. Na szczęście Morawiecki nie dał się w to wrobić i oświadczył, że Polska może wysłać samoloty MiG-29 do bazy Ramstein w której zostałyby zdemontowane natowskie urządzenia szyfrujące, identyfikujące i łącznościowe, ale pod warunkiem, że stamtąd zostaną one przekazane Ukrainie w imieniu całego paktu NATO bez prawa lądowania w Polsce (miałyby z Ramstein trafić bezpośrednio na Ukrainę i nigdy w Polsce nie lądować). Stany Zjednoczone zdecydowanie odrzuciły tę propozycję i tą metodą Morawiecki uratował Polskę przed wsadzeniem jej na minę. 

Było także drugie wydarzenie, a dokładniej grupa wydarzeń, które wiązały się z podejmowaniem decyzji obarczonych największym ryzykiem. Były to cztery przypadki naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej: tragedia w Przewodowie 15 listopada 2022, rozbicie się pocisku manewrującego Ch-55 16 grudnia 2022 i rajd dwóch śmigłowców nad Białowieżą 1 sierpnia 2023. Po pierwszym z tych wydarzeń Niemcy zaproponowały rozlokowanie w Polsce baterii rakiet Patriot, które miałyby zestrzeliwać rakiety zagrażające terytorium Polski. Tylko problem w tym, że tragedia w Przewodowie rozegrała się tak blisko granicy, że aby unieszkodliwić taką rakietę konieczne by było strzelanie do niej jeszcze w momencie kiedy znajduje się nad terytorium Ukrainy. Dlatego polski rząd zaproponował, aby Niemcy lub inne kraje NATO dostarczyły baterie Patriot Ukrainie, aby te po tamtej stronie strzegły ukraińskiego i jednocześnie polskiego nieba. Opozycja podniosła krzyk, że to "skandal", że "Niemcy się obrażą" i przez tę propozycję stracimy szansę obrony polskiego nieba nie zyskując nic dla Ukrainy. Niemcy początkowo twierdziły, że dostarczenie tych systemów na Ukrainę jest "niemożliwe", ale jak tylko polskiej i ukraińskiej stronie udało się do tej idei przekonać Amerykę, to Niemcy natychmiast podpięły się do tego pomysłu. I tak na Ukrainę trafiły pierwsze trzy baterie tego systemu. Niemcy też się nie obraziły na Polskę i do nas także trafił jeden taki system. Później okazało się, że w trakcie dyskusji nad tym czy dostarczać czy nie dostarczać tych systemów Ukrainie, Putin wysłał do Polski "mocny argument" wspierający tych, którzy chcą tych systemów tu, nad Wisłą i niewysyłania ich na Ukrainę - tym "argumentem|" był nieuzbrojony pocisk manewrujący Ch-55 który 16 grudnia 2022 wtargnął w polską przestrzeń powietrzną i rozbił się pod Bydgoszczą. Tylko z punktu widzenia Putina pojawił się "chwilowy problem" bo polskie wojsko zgubiło ten pocisk z radarów i tak "informowało" cywilnych zwierzchników o tym, że coś wleciało w naszą przestrzeń powietrzną i przepadło, aby ich przypadkiem nie poinformować. Więc nie podjęto poszukiwań tego pocisku. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Szczątki rozbitego pocisku znalazły się same, a dokładniej znalazła je jadąca konno kobieta. O ile w odnalezieniu tychże szczątków nie było nic podejrzanego, o tyle w relacjonowaniu rajdu dwóch rosyjskich śmigłowców nad Białowieżą mamy do czynienia z ewidentną nadreprezentacją członków "Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego" i "Grupy Granica" - najpierw te dwa śmigłowce POZOWAŁY do zdjęć w zawisie nad polaną Elizie Kowalczyk (zawodowa fotograf, członkini POPH i GG), która "przypadkiem" znalazła się z profesjonalnym sprzętem na tej samej polanie, po czym z radością pobiegła oznajmić "Co oprócz bocianów lata dziś nad Białowieżą", a zaraz po niej informację "puścił w obieg" Marek Mączyński (również członek tych organizacji). Jakby ktoś wierzył w takie "przypadki", to go informuję, że mamy do czynienia z bezczelnie działającą na naszym terytorium ROSYJSKĄ AGENTURĄ która wykonała dla Putina kawał nieprzypadkowej, tylko świetnie zaplanowanej roboty. Po tym incydencie ze strony opozycyjnej (i to nie byle kogo - Radosława Sikorskiego) pojawiły się niebezpieczne głosy, aby strzelać w ciemno do wszystkiego co naruszy naszą przestrzeń powietrzną, a najlepiej do wszystkiego co się do niej zbliży. 

Problem polega na tym, że przepisy lotnicze ZABRANIAJĄ PAŃSTWOM NIEPROWADZĄCYM WOJNY STRZELANIA DO OBIEKTÓW NARUSZAJĄCYCH ICH PRZESTRZEŃ POWIETRZNĄ BEZ ICH WCZEŚNIEJSZEJ IDENTYFIKACJI. To dlatego "zgubiono" rosyjski pocisk manewrujący - dwie pary poderwanych myśliwców nie zdążyły dolecieć w jego rejon zanim pocisk opuścił zasięg stacji radarowej. Nie było identyfikacji - nie było zestrzelenia. Przepisy tak stawiają sprawę dlatego, aby uniknąć tragicznych pomyłek. O ile trudno z czymkolwiek pomylić rakietę balistyczną, bo jak sama nazwa wskazuje leci ona po krzywej balistycznej, podobnie jak trudno jest pomylić z czymkolwiek odrzutowiec pasażerski, bo leci on na wysokim pułapie najczęściej po linii łamanej przebiegającej pomiędzy kolejnymi radiolatarniami, o tyle bardzo łatwo można pomylić pocisk manewrujący z lecącym na niskim pułapie niewielkim samolotem. Więc gdyby Polska zestrzeliła "w ciemno" obiekt bez identyfikacji, to byłby to dla Rosjan idealny pretekst do stwierdzenia, że Polska zastosowała procedury wojenne, sprzeczne z prawem obowiązującym państwa nieuczestniczące w wojnie. Gdyby Polska zestrzeliła obiekt nad terytorium Ukrainy (nie mówiąc o Białorusi) to pretekst byłby bardziej niż idealny. A gdyby omyłkowo zestrzeliła samolot? 

To pytanie powraca właśnie dziś, kiedy Donald Tusk deklaruje chęć zestrzeliwania rosyjskich rakiet nad terytorium Ukrainy za pomocą rakiet wystrzelonych z terytorium Polski. Zwariował? Przecież jasne jest, że taka deklaracja to proszenie się o kłopoty. I to duże kłopoty - z celowym atakiem rosyjskich rakiet na cel lub cele w Polsce włącznie. Oczywiste też jest, że NATO na takie działania nie wyrazi zgody, więc jeśli zostaną one podjęte, to będą "samowolką" której skutkiem może być to, że działania odwetowe Rosji nie spowodują uruchomienia słynnego artykułu 5 mówiącego o solidarnej reakcji na atak na jedno z państw członkowskich. Czyli tłumacząc to jak krowie na granicy: gdyby Rosja w odpowiedzi na strzelanie z terytorium Polski do celów latających nad terytorium Ukrainy zaatakowała cel lub cele w Polsce (np. samolot, baterię rakiet, stację radarową, lotnisko wojskowe) związane z tym strzelaniem, to NATO nie przyszłoby nam z pomocą i zostalibyśmy sami z problemem czy odpowiedzieć na to w sposób adekwatny ryzykując eskalację aż do wojny kinetycznej czy pokornie przełknąć to upokorzenie ośmieszając siebie i NATO. Przypomnę, że dotychczasowe przypadki naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej były traktowane przez NATO jako przypadkowe i niezamierzone incydenty, choć sytuacja ze śmigłowcami na 100% oraz sytuacja z nieuzbrojonym pociskiem manewrującym z bardzo dużym prawdopodobieństwem nie była ani przypadkowa ani niezamierzona. 

Więc co kombinuje Donald Tusk? Myśląc najprościej można dojść do wniosku, że jest głodny zestrzelenia jakiejkolwiek rosyjskiej rakiety, aby się pochwalić "poprzedniemu rządowi to się nie udało, a nam tak"... tylko ten Putin po zmianie rządu jak na złość nie chce już wysyłać w naszym kierunku żadnych rakiet (jedna na kilka sekund wleciała w naszą przestrzeń, ale natychmiast uciekła - była to sytuacja tak krótka i rzeczywiście przypadkowa, że opisując przypadki naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej zapomniałem o niej wspomnieć). Patrząc dalej i głębiej można się zastanawiać nad tym, czy Tusk nie kombinuje w ten sposób, aby pokazać stronie ukraińskiej, że on owszem sam by się zgodził na spełnienie prośby Ukraińców o zamknięcie przez Polskę przestrzeni powietrznej nad Ukrainą, tylko złe NATO się nie zgadza. A jeśli wyobrazimy w przyszłości sobie sytuację, w której obecny szał zemsty ekipy Tuska, Giertycha, Bodnara i całej reszty spotyka się z adekwatną reakcją - ludzie mają dość jego rządów, zamiast kolejnego roku "rozliczania PiS" chcą rozliczyć PO, PSL i Lewicę. No przecież taki scenariusz to dla Tuska pewna dożywotnia banicja lub baaaaaardzo długa odsiadka. Dlatego władzy w sposób demokratyczny i pokojowy oddać nie może. A co zrobi wtedy, gdy obywatele upomną się o swoje demokratyczne prawa siłą (aż mnie kusi, aby sparafrazować słowa Klausa Bachmanna - kiedy obywatele zechcą sami przywrócić demokrację metodami niedemokratycznymi)? Wtedy zestrzelenie "przez pomyłkę" jakiegoś rosyjskiego samolotu może być dla Tuska jedyną szansą na uniknięcie odpowiedzialności - w sytuacji wojny Polski z Rosją nikt tutaj rebelii robić nie będzie. Tylko my będziemy mieli przerąbane - "do woja marsz, do woja"... a w zasadzie to prosto na wojnę. 

Czy ci, którzy 15 października głosowali na koalicję 13 grudnia zdają sobie sprawę z tego co obecne działania Tuska mogą oznaczać w krótszej lub dłuższej perspektywie? Żarty na bok! Próba zadania im pytania o to jak by się potoczyły losy Polski, Ukrainy, Europy i świata, gdybyśmy zamiast rządu Morawieckiego 24 lutego 2022 mieli rząd Donalda Tuska lub Ewy Kopacz, która w 2014 roku jako "mądra, polska kobieta" zaleciła zamknąć się w swoim domu i czekać na to co nasi partnerzy w UE ustalą kończy się najczęściej jednym z dwóch "argumentów" albo "nie będziemy rozmawiać o polityce" albo "nie wiemy jak by się zachowała Kopacz lub Tusk" (ale przecież wiemy jak się zachowali w przeszłości, w roku 2014... i jak się w 2022 roku zachowali "nasi europejscy partnerzy" - Scholtz i Macron spisali Ukrainę na straty). Więc skoro nie potrafią docenić tego, co dostali od rządu Morawieckiego w przeszłości (czas, CZAS, C Z A S ! ! ! - kilka lat pokoju na zapobieżenie wojnie przez przygotowanie się do obrony), to tym bardziej nie są w stanie przewidzieć i zapobiec zagrożeniom, jakie stwarza dla naszej egzystencji Donald Tusk na przyszłość. Na szczęście przynajmniej nasi sojusznicy z NATO chwilowo nie zgadzają się na strzelanie na oślep do rosyjskich rakiet przez polsko-ukraińską granicę. Wyraźnie mówią o tym, że koncepcją zdecydowanie lepszą, bezpieczniejszą i popieraną przez Sojusz Północnoatlantycki jest dostarczanie Ukrainie kolejnych systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej (czyli to, za czym lobbował rząd PiS). A jak będzie za jakiś czas? Pożyjemy, zobaczymy... no chyba, że nie pożyjemy i nie zobaczymy, bo coś na nas spadnie... i nie będzie to meteoryt... choć i tak wyginiemy jak dinozaury... one przynajmniej miały instynkt samozachowawczy... co i tak ich nie uratowało. 

Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię". Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych. Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka