Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus
324
BLOG

Zastraszony, zwykły obywatel w "sytuacji kafkowskiej" - czy może być coś gorszego?

Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus Polityka Obserwuj notkę 12

Kafkowska sytuacja (niem. kafkaesk „kafkowski”) – określenie, pochodzące od nazwiska pisarza Franza Kafki, opisujące uczucie mrocznej niepewności, zagadkowego i niesprecyzowanego zagrożenia, poczucia znajdowania się pod kontrolą bliżej nieokreślonej siły lub władzy (źródło: Wikipedia). Na potrzeby niniejszego artykułu przyjmijmy, że jest to sytuacja podobna do tej z powieści "Proces" w której obywatel zostaje aresztowany, choć nic złego nie zrobił, oskarżany, choć za bardzo nie wie co mógł zrobić złego, ma mocno ograniczone prawo do obrony (lub w rzeczywistości nie ma tego prawa wcale - możliwość obrony jest tylko atrapą bez prawdziwego skutku), a wskutek nagłośnienia sprawy traci dobre imię, odwracają się od niego znajomi i rodzina - staje się pariasem. 

Przed II Wojną Światową bestsellerem w Polsce była książka "Tajemnica spowiedzi" Josepha Spillmanna. Zdobyła ona rozgłos dzięki międzygatunkowemu połączeniu kryminału, thrillera psychologicznego i powieści sensacyjnej (a jakże, pojawia się w niej także brudna polityka) ze sporą dawką dydaktyki umoralniającej. Uchylę rąbka tajemnicy jej fabuły nie zdradzając zakończenia. Prowansja, rok 1888. Na terenie wiejskiej parafii dochodzi do morderstwa. Zbrodniarz podrzuca narzędzie zbrodni tak, aby skierować podejrzenia na proboszcza, a następnie cynicznie idzie do niego do spowiedzi, aby zamknąć kapłanowi usta i pozbawić go możliwości obrony. Jedyną osobą (oprócz mordercy) która zna prawdę jest oskarżony o popełnienie tej zbrodni proboszcz. Ale ten nie chce powiedzieć kto jest zabójcą. Czy ksiądz dochowa tajemnicy? Czy śledczym uda się mimo wszystko ustalić tożsamość prawdziwego mordercy? Co zwycięży: dobro czy zło? Akcja jeszcze bardziej się komplikuje z tego powodu, że ofiara morderstwa była mocno przypadkowa - jedynym motywem złoczyńcy było wrobienie księdza, aby odnieść z tego powodu pewną korzyść. Jaką? Jeśli chcecie się dowiedzieć, to przeczytajcie książkę! 

Z czym Ci się kojarzy ta sytuacja? Nie wiesz? No to pytanie naprowadzające: w jakim związku frazeologicznym przez ostatni tydzień (od 18 do 24 lipca 2023) było najczęściej używane w mediach słowo "tajemnica"? Tak, zgadza się! "Tajemnica lekarska". Według materiału TVN z 18 lipca 2023 miała to być pani Joanna - kobieta "marząca o dziecku". W rzeczywistości jest to zawodowa artystka o pseudonimie Johnny d'Arc specjalizująca się w turpistycznych, drastycznych, niekiedy wulgarnych performance'ach promujących aborcję, obrzydzających macierzyństwo, a nawet profanujących katolickie świętości. Całą akcję miało uruchomić jedno hasło: "tabletka poronna". W rzeczywistości chodziło o próbę samobójczą i niedozwolony handel medykamentami. Ciąża miała zagrażać zdrowiu kobiety. W rzeczywistości było to KŁAMSTWEM mającym wmówić odbiorcom, że nawet aborcja w sytuacji zagrożenia zdrowia rzekomo jest w Polsce ścigana. Paradoksalnie zdrowiu i życiu nie zagrażała ciąża, tylko stan psychiczny po dokonanej aborcji. Miał być donos lekarki o dokonanej aborcji - w rzeczywistości był telefon pod 112 i ponad godzinna walka psychiatry o powstrzymanie kobiety przed samobójstwem. Policjanci w materiale mieli czekać na izbie przyjęć. W rzeczywistości przybyli do domu pacjentki i byli proszeni przez zespół medyczny o asystowanie w transporcie. Choroba psychiczna została w materiale CELOWO ZATAJONA. Tak samo jak zatajone zostało spożywanie alkoholu przez tę kobietę bezpośrednio przed tym zdarzeniem i jej zachowanie. Nic się nie zgadza! Prawda, że jest tu ogromna ilość kłamstw - nawet jak na standardy telewizji TVN? Ale ilekroć ktoś próbuje udowodnić swoją niewinność (powinno być odwrotnie - to oskarżający powinni pokazać dowody winy) tylekroć odbiera się mu prawo do obrony za pomocą hasła "tajemnica lekarska". Rzekome "zagrożenie zdrowia z powodu ciąży" nigdy nie miało miejsca? - Tajemnica lekarska! Rzekome "dolegliwości" i "złe samopoczucie" z którymi pacjentka zgłosiła się do rzekomej "lekarki-donosicielki" okazują się depresją poaborcyjną? - Tajemnica lekarska! Lekarka okazuje się psychiatrą u której pacjentka leczy się już od ponad roku? - Tajemnica lekarska! Rzekomy "donos" okazał się dramatycznym telefonem pod numer 112 w celu powstrzymania pacjentki przed samobójstwem? - Tajemnica lekarska! Rzekoma "donosicielka" okazuje się bohaterką? - Tajemnica lekarska! Głównym celem ataku jest oczywiście rząd, którego prawdziwi złoczyńcy chcą wrobić - lekarka i policjanci niczym ofiara morderstwa z powieści Spillmannna są tylko ich przypadkowymi ofiarami koniecznymi do pogrążenia tego, kogo prawdziwi przestępcy chcą pogrążyć. Ale jak udowodnić swoją niewinność i kłamstwa drugiej strony, gdy kłamcy chronią się za... tajemnicą lekarską. Centralnym kłamstwem tej intrygi było rzekome zagrożenie zdrowia z powodu ciąży. Dlaczego wraz z opublikowaniem zapisu rozmów telefonicznych pani lekarz psycholog motyw rzekomego "zagrożenia zdrowia" całkowicie zniknął z mediów? Bo od początku było to KŁAMSTWEM mającym wmówić odbiorcom, że nawet aborcja w sytuacji zagrożenia zdrowia rzekomo jest w Polsce ścigana. To kłamstwo miało ZWIĘKSZYĆ SIŁĘ RAŻENIA tego paszkwilu - wmawiać, że nawet podejmując działanie rzekomo zgodne z prawem można zostać "brutalnie zaatakowanym przez państwo" i "potraktowanym jak przestępca". W rzeczywistości żaden lekarz nie stwierdził żadnego zagrożenia z powodu ciąży, natomiast jej usunięcie spowodowało bezpośrednie zagrożenie życia pacjentki. Ale przecież o tym "wolne" media nie powiedzą. Wprawdzie każdy choć troszkę myślący logicznie o tym wie, ale przecież "wolne media" muszą utrzymywać zastraszonych idiotów (a zwłaszcza idiotki) w stanie permanentnej niewiedzy, strachu i antypisowskiego amoku... I to już nie jest żadna tajemnica - zwłaszcza lekarska. Wiedzą o tym wszyscy z wyjątkiem tych utrzymywanych w amoku. 

Internauci na Instagramie znaleźli niepodważalne dowody na to, że kobieta, która rzekomo "z powodu zagrożenia zdrowia podjęła trudną decyzję o aborcji, choć bardzo pragnęła dziecka" w rzeczywistości od lat jest aktywistką proaborcyjną prowadzącą para-artystyczną działalność i specjalizuje się w turpistycznych performance'ach promujących aborcję, obrzydzających macierzyństwo (a zwłaszcza poród) i profanujących katolickie świętości. Czy zajście w ciążę i aborcja były dziełem przypadku, czy elementami kolejnego upiornego performance'u? Aby coś takiego odwalić z premedytacją, trzeba być prawdziwą psychopatką... ale czy ta osoba jest psychopatką tego nie wiemy - tajemnica lekarska. Czy załamanie nerwowe rzeczywiście miało miejsce (bo jednak aborcja nie jest OK... ale o tym cicho sza! - tajemnica lekarska) czy też aktorka je odegrała manipulując nawet psychiatrą z trzydziestoletnim doświadczeniem tego też się nie dowiemy - tajemnica lekarska. Nie dowiedzielibyśmy się nawet, gdyby żadnej aborcji nie było i rzekomy krwotok był zwykłym krwawieniem menstruacyjnym lub (puśćmy wodze fantazji pokazując całą absurdalność sprawy) gdyby okazała się osobą transseksualną, która nie mogła zajść w ciążę, bo wcześniej była facetem. Dlaczego? Zgadłeś! Tajemnica lekarska. 

Jednak jest w całej tej sprawie jedna kluczowa tajemnica, która bynajmniej tajemnicą lekarską nie jest. Skoro strona rządowa już wie o mrocznej "artystycznej" stronie "pani Joanny z Krakowa", która miała być rzekomo "zwykłą kobietą", to dlaczego tego nie wykorzysta i nie zdemaskuje jej publicznie na wielką skalę ośmieszając narrację TVN-u? No właśnie tu jest SEDNO CAŁEJ SPRAWY. Motywem działania zleceniodawców i wykonawców tej całej kampanii oszczerstw było wmówienie naiwniakom (a zwłaszcza naiwnym kobietom), że rząd PiS "nienawidzi kobiet", "gotuje im piekło", "prowadzi z nimi wojnę", "niszczy je", "morduje je"... Zdemaskowana publicznie współczesna "czarownica" mogłaby budzić tyle samo odrazy co współczucia. Dlatego rządowi i rządowej telewizji TVP nie zależy na tym, aby ją zdemaskować i roznieść w proch i pył - dlatego strona rządowa obchodzi się z tą intrygantką jak z jajkiem... lub jak... z Sebastianem Kościelnikiem - kierowcą Seicento, który spowodował wypadek drogowy w którym została poszkodowana Premier Beata Szydło oraz dwóch funkcjonariuszów BOR. 

Zarówno w narracji wokół "pani Joanny" jak i Sebastiana Kościelnika - "człowieka który zderzył się z władzą" w sposób wyjątkowo perfidny zastosowano pewien mechanizm. Któż z nas - zwyczajnych obywateli (ale takich naprawdę zwyczajnych) nie jest przekonany że w konfrontacji z państwem, a zwłaszcza z funkcjonariuszami służb mundurowych nie jest STRONĄ SŁABSZĄ? Może nie czujemy się stroną z góry skazaną na przegraną, ale z bardzo dużym prawdopodobieństwem przegranej. Dlaczego? Lata komunistycznego i postkomunistycznego bezprawia, dziesiątki amerykańskich filmów oraz setki patologicznych przykładów z życia wziętych przekonały nas, że bardzo trudno jest wygrać z policjantem lub innym funkcjonariuszem reprezentującym państwo: np.: urzędnikiem skarbowym. Patologiczna praktyka podpowiada nam, że jeśli nawet mamy rację, a funkcjonariusz państwowy złamał prawo, to po drugiej stronie automatycznie włączy się niezdrowa "solidarność korporacyjna", zderzymy się ze zmową milczenia, bo za funkcjonariuszem państwowym stoją tajemnicze potężne siły z którymi trudno wygrać.

Jednocześnie umyka nam (ba, jest przed nami celowo ukrywany) fakt, że pozornie "zwykli obywatele" których media i siły polityczne kreują na "bohaterów" i "ofiary" w rzeczywistości już zwykłymi obywatelami nie są - stoją za nimi siły równie potężne, a nawet potężniejsze od tych państwowych: wielkie stacje telewizyjne, koncerny medialne, specjaliści od PR-u, kreowania wizerunku, manipulacji, a do tego gotowi na popełnienie każdego świństwa prawnicy oraz jeszcze gorsi od nich politycy - często lobbujący w instytucjach unijnych lub jawnie albo potajemnie wspierani przez wpływowe instytucje.

Przed naszą świadomością skrzętnie ukrywana jest oczywista prawda, że jeśli ci, co dziś kreują rzekomych "zwykłych obywateli" dojdą do władzy, to wówczas wszystkie potężne siły stojące po stronie funkcjonariuszy państwa nie znikną - wręcz przeciwnie, połączą się z siłami stojącymi dziś po stronie opozycji, a wtedy my - prawdziwi zwykli obywatele będziemy mieć naprawdę przechlapane.

Widać to już dziś po losie obywateli, którzy "zderzyli się" nie z tą władzą, co trzeba. Czy pies z kulawą nogą upomniał się o kierowcę Toyoty, który niechcący zajechał drogę pędzącemu z ogromną prędkością swym motocyklem europosłowi PO Jarosławowi Wałęsie? Choć od początku było jasne, że motocykl europosła nie był pojazdem uprzywilejowanym więc ten nie miał prawa przekraczać dozwolonej prędkości, to jednak kwestię ewentualnej współodpowiedzialności za wypadek całkowicie odrzucono - kierowca Toyoty dostał surowy wyrok i tyle o nim słyszano - sprawa przeszła bez rozgłosu. A co słychać w sprawie motocyklisty, który "zderzył się" z małżeństwem dwojga przedstawicieli najwyższych władz sędziowskich? Szkoda pytać! Spoczywa w grobie i nikt nawet nie zna jego imienia, a sędziowie których ucieczkę z miejsca wypadku zarejestrowała kamera (jeden z nich może być sprawcą wypadku) chodzą sobie wolno i nawet twierdzą, że ich przesłuchanie było "nękaniem". Podobnie jak nikt nie zna nawet imienia emerytowanego żołnierza, który wysadził sobie twarzoczaszkę w proteście przeciwko szkalowaniu rządu PiS - w przeciwieństwie do Piotra Szczęsnego którego sława dotarła nawet na brukselskie salony.  21-letnia Marika została skazana na 3 lata bezwzględnego więzienia za szarpanie torebki wartej 15 złotych (i "Gazeta Wyborcza" nie miała takich skrupułów z publicznym "prześwietleniem" jej nacjonalistycznej przeszłości, jak TVP z ujawnieniem kompromitujących zdjęć z instagramowego profilu "pani Joanny"), gdy jednocześnie recydywiści tacy jak Władysław Frasyniuk lub Katarzyna Adamek (tzw. "babcia Kasia") albo są permanentnie uniewinniani (niekiedy otrzymując od sądu słowną "laurkę" i ogromne odszkodowanie), albo za celowe uderzenie policjanta na służbie kijem w głowę otrzymują symboliczną "karę" 500 złotych grzywny plus 300 złotych nawiązki na rzecz poszkodowanego. 

Wczoraj w kafkowskiej sytuacji znajdowali się funkcjonariusze BOR, dziś znajdują się lekarka psychiatra i funkcjonariuszki Policji, a jutro to możesz być ty. Nawet jeśli twoje zachowanie będzie czynem bohaterskim, jak czyn kierowcy wiozącego Beatę Szydło lub czyn lekarki angażującej się w ratowanie swojej pacjentki przed samobójstwem. Nie piszę tutaj, że funkcjonariusze BOR byli bez winy. Nie włączyli sygnałów dźwiękowych i w pierwszych zeznaniach nie przyznali się do tego. Ale faktem jest, że to kierowca Seicento skręcał w lewo z prawego pobocza jednocześnie włączając się do ruchu i nie upewnił się czy jakiś pojazd nie próbuje go w tym momencie ominąć - w tej sytuacji niezależnie od tego jaki status prawny miał pojazd któremu Seicento zajechało drogę to kierowca Fiata Seicento jest winnym spowodowania wypadku. Faktem też jest, że kierowca pojazdu BOR uratował życie nieroztropnego kierowcy Seicento skręcając gwałtownie w lewo, uderzając w drzewo, narażając życie i zdrowie swoje, ochranianej osoby oraz kolegi ze służby. Gdyby kierowca rządowej limuzyny nie skręcił i uderzył prosto w drzwi Seicento, to z Sebastiana Kościelnika zostałaby mokra miazga. Kim lub czym trzeba być, aby będąc winnym spowodowania wypadku próbować zniszczyć człowieka, któremu zawdzięcza się życie? Podobnie jest z sytuacją "pani Joanny". Policja nie powinna zatrzymywać telefonu osoby hospitalizowanej, bo jej możliwość kontaktu ze światem ma wyższy priorytet niż ustalenie tożsamości handlarzy sprzedających środki po których zażyciu ta osoba znalazła się w takim stanie fizycznym i psychicznym, w jakim się znalazła. Ale faktem niezaprzeczalnym jest, że oskarżana publicznie pani lekarz psycholog zachowała się jak bohater ratując życie grożącej samobójstwem pacjentce. W tym samym celu - ratowania grożącej targnięciem się na swoje życie samobójczyni kierował się dyspozytor wysyłający do jej miejsca zamieszkania patrol Policji. Dokładnie to samo przyświecało pierwszym działaniom policjantów. Kim lub czym trzeba być, aby oczerniać osoby, których "wina" polega na ratowaniu życia rozhisteryzowanej (lub perfekcyjnie odgrywającej scenę histerii) promotorce aborcji? Jakich "bohaterów" ma dzisiejsza opozycja? Jakich "bohaterów" mają powiązane z nią "wolne" media? Jeśli te potwory dojdą do władzy, to KAŻDY będzie mógł stać się ich ofiarą - skazanym zaocznie przez media funkcjonariuszem lub innym "wrogiem publicznym" pozbawionym prawa do obrony. Czy aby na pewno każdy? Tak, każdy! Przypomnij sobie ilu już było takich "wrogów publicznych" tej ekipy - zarówno w czasie, kiedy była opozycją, jak i wcześniej, kiedy była władzą. Lekarka, policjanci, Jan Paweł II, księża, żołnierze, funkcjonariusze straży granicznej, Wojska Obrony Terytorialnej, Lasy Państwowe (dla wierzących PeOwsko-TVNowskiej propagandzie Bogu ducha winni leśnicy do tej pory są synonimem zła, niszczenia przyrody, gospodarki rabunkowej), górnicy (oczywiście w narracji Tuska nie strzelano do górników, tylko do "chuliganów"), handlowcy z Kupieckich Domów Towarowych (czy ktoś pamięta tę regularną bitwę? - 21 lipca minęło 14 lat od tych makabrycznych wydarzeń), uczestnicy Marszu Niepodległości, kibice (akcja "widelec"), internauci sprzeciwiający się ACTA, dziennikarze tygodników "Wprost" i "Uważam Rze", słuchaczki "Radia Maryja", internauta Robert Frycz którego poczucie humoru nie przypadło do gustu Komorowskemu... 

Z każdej takiej medialnej awantury nasz kraj wychodzi coraz bardziej osłabiony i nienormalny. A my jako obywatele - pod pozorem walki o "dobro zwykłych obywateli" - tracimy jakieś prawo będące bardzo wielkim dobrem. 

Przy okazji całej tej pseudoafery z "panią Joanną" chyba tym razem jako pierwszy w Polsce (już 19 lipca) poruszyłem ten problem w artykule "Dwa betony: feministyczno - TVN-owski i antyaborcyjno - klerykalno - proliferski."

Niestety od dziś dojdzie jeszcze jedna rozterka lekarzy. Otóż dzięki niewątpliwym "zasługom" leczącej się psychicznie pani Joanny, jej prawniczki oraz redakcji TVN od teraz każdy lekarz psychiatra słysząc w słuchawce "popełniłam aborcję, krwawię... co ja zrobiłam... chyba zaraz się zabiję!" będzie się zastanawiał czy lepiej zadzwonić na Policję, aby w razie czego powstrzymała ją przed samobójstwem, czy lepiej tego nie robić i nie narażać się na oskarżenia ze strony mediów, polityków i prawnika tej nie wiadomo do czego zdolnej kobiety.

Dzień później (20 lipca) prawie to samo napisał Tomasz Terlikowski w artykule: "To nie jest sprawa do rozgrywania".

Następnym razem lekarz psychiatra, który dowie się, że jego pacjentka ma myśli samobójcze, albo chce popełnić samobójstwo (a sprawa będzie miała jakiś podtekst światopoglądowy), dziesięć razy zastanowi się, czy kilka miesięcy później nie zostanie czarnym bohaterem mediów.

Natomiast wczoraj (24 lipca) napisał o tym Grzegorz Saj w artykule "W sprawie pani Joanny zapomina się o jednej rzeczy".

Po opowiedzeniu historii pani Joanny pojawiają się pierwsze "postulaty". "Pani doktor właśnie ogarnęła, że czeka ją nie tylko ostracyzm społeczny i odpływ pacjentek (a jej nazwisko wypłynie tak, czy tak), ale także konsekwencje prawne" — to komentarz na Twitterze odnoszący się do postawy lekarki. Na Facebooku medycy dyskutują, "jak lekarz/rezydent/psychiatra powinien bronić siebie i pacjenta przed systemem (media, policja, inne służby itp.)". W jeszcze innym miejscu ktoś stwierdził, że jedynym błędem pani doktor było to, że w ogóle podała pani Joannie swój telefon, a później go odebrała w wolnym czasie. Ale czy naprawdę tego chcemy? Ostracyzmu dla psychiatry, która uratowała życie? Nieufności między lekarzami i policją? Odwrócenia oczu od kogoś, kto potrzebuje pomocy, żeby nie narazić się na konsekwencje?

Jak widać ta prawda jest uniwersalna, niezależna od poglądów, zdroworozsądkowa i oczywista.

Tylko dlaczego tak trudno jest się jej przebić?

Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię". Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych. Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka