Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus
264
BLOG

Wczoraj oni, dzisiaj my, jutro wrogiem będziesz TY - obywatel w sytuacji KAFKOWSKIEJ

Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus Polityka Obserwuj notkę 2
Patologiczna praktyka podpowiada nam, że jeśli nawet mamy rację, a funkcjonariusz państwowy złamał prawo, to po drugiej stronie automatycznie włączy się niezdrowa "solidarność korporacyjna", zderzymy się ze zmową milczenia, bo za funkcjonariuszem państwowym stoją tajemnicze, potężne siły z którymi trudno wygrać. Jednocześnie umyka nam (ba, jest przed nami celowo ukrywany) fakt, że pozornie "zwykli obywatele" których media i siły polityczne kreują na "bohaterów" i "ofiary" w rzeczywistości już zwykłymi obywatelami nie są - stoją za nimi siły równie potężne, a nawet potężniejsze od tych państwowych: wielkie stacje telewizyjne, koncerny medialne, specjaliści od PR-u, kreowania wizerunku, manipulacji, a do tego gotowi na popełnienie każdego świństwa prawnicy oraz jeszcze gorsi od nich politycy - często lobbujący w instytucjach międzynarodowych lub wspierani przez rządy i partie polityczne krajów dużo silniejszych niż Polska. Jednocześnie przed naszą świadomością skrzętnie ukrywana jest oczywista prawda, że jeśli ci, co dziś kreują rzekomych "zwykłych obywateli" dojdą do władzy, to wówczas wszystkie potężne siły stojące po stronie funkcjonariuszy państwa nie znikną - wręcz przeciwnie, połączą się z siłami stojącymi dziś po stronie opozycji, a wtedy my - prawdziwi zwykli obywatele będziemy mieć naprawdę przechlapane.

Kafkowska sytuacja (niem. kafkaesk „kafkowski”) – określenie, pochodzące od nazwiska pisarza Franza Kafki, opisujące uczucie mrocznej niepewności, zagadkowego i niesprecyzowanego zagrożenia, poczucia znajdowania się pod kontrolą bliżej nieokreślonej siły lub władzy. Na potrzeby niniejszego artykułu przyjmijmy, że jest to sytuacja podobna do tej z powieści "proces" w której obywatel zostaje aresztowany, choć nic złego nie zrobił, oskarżany, choć za bardzo nie wie co mógł zrobić złego, ma mocno ograniczone prawo do obrony (lub w rzeczywistości nie ma tego prawa wcale - możliwość obrony jest tylko atrapą bez prawdziwego skutku), a wskutek nagłośnienia sprawy traci dobre imię i staje się pariasem. 

Przed II Wojną Światową bestsellerem w Polsce była książka "Tajemnica spowiedzi" Josepha Spillmanna. Zdobyła ona rozgłos dzięki międzygatunkowemu połączeniu kryminału, thrillera psychologicznego i powieści sensacyjnej (a jakże, pojawia się w niej także brudna polityka) ze sporą dawką dydaktyki umoralniającej. Uchylę rąbka tajemnicy jej fabuły nie zdradzając zakończenia. Prowansja, rok 1888. Na terenie wiejskiej parafii dochodzi do morderstwa. Zbrodniarz podrzuca narzędzie zbrodni tak, aby skierować podejrzenia na proboszcza, a następnie cynicznie idzie do niego do spowiedzi, aby zamknąć kapłanowi usta i pozbawić go możliwości obrony. Jedyną osobą (oprócz mordercy) która zna prawdę jest oskarżony proboszcz. Ale ten nie chce powiedzieć kto jest zabójcą. Czy ksiądz dochowa tajemnicy? Czy śledczym uda się mimo wszystko ustalić tożsamość prawdziwego mordercy? Co zwycięży: dobro czy zło? Akcja jeszcze bardziej się komplikuje z tego powodu, że ofiara morderstwa była mocno przypadkowa - jedynym motywem złoczyńcy było wrobienie księdza, aby odnieść z tego powodu pewną korzyść. Jaką? Jeśli chcecie się dowiedzieć, to przeczytajcie książkę! 

Z czym Ci się kojarzy ta sytuacja? Nie wiesz? No to pytanie naprowadzające: w jakim związku frazeologicznym przez ostatni tydzień (od 18 do 24 lipca 2023) było najczęściej używane w mediach słowo "tajemnica"? Tak, zgadza się! "Tajemnica lekarska". Media oskarżają lekarkę o to, że doniosła na swoją pacjentkę, że ta popełniła aborcję - lekarka nie może się bronić, bo "tajemnica lekarska". Media oskarżają policjantów o bezpodstawne znęcanie się nad tą pacjentką (rzekomo z powodu dokonanej aborcji) - policjanci nie mogą się bronić, bo "tajemnica lekarska". Głównym celem ataku jest oczywiście rząd, którego prawdziwi złoczyńcy chcą wrobić - lekarka i policjanci niczym ofiara morderstwa z powieści Spillmannna są tylko ich przypadkowymi ofiarami koniecznymi do pogrążenia tego, kogo prawdziwi przestępcy chcą pogrążyć - ale jak udowodnić swoją niewinność i kłamstwa drugiej strony, gdy kłamcy chronią się za... tajemnicą lekarską. Już na początku okazuje się, że TVN ukrył kilka kluczowych, niewygodnych dla prezentowanej narracji faktów, które rzucają inne światło na tę mroczną sprawę. Reakcja? Ależ to zbrodnia! Ta "pisowska policja szariatu" celowo podważa wiarygodność swojej "ofiary" ujawniając, że długotrwale leczyła się psychiatrycznie, że w trakcie interwencji krzyczała, nie chciała współpracować i czuć od niej było woń alkoholu - przecież to tajemnica lekarska. Policja z pewnością kłamie robiąc z niewinnej kobiety wariatkę i pijaczkę, aby podważyć jej wiarygodność i ukryć swoje zbrodnie. Błyskawicznie okazuje się też, że ta lekarka, co rzekomo doniosła na Policję o aborcji, to nie doniosła, tylko zadzwoniła na numer 112 w związku z ryzykiem samobójstwa (trauma poaborcyjna miała być motywem działania niedoszłej samobójczyni), a ta lekarka to nie taka zwykła lekarka, tylko lekarz psychiatra u której główna postać całego zajścia leczy się od ponad roku i do której zadzwoniła nie z powodu złego samopoczucia fizycznego po aborcji tylko załamania psychicznego związanego z aborcją... No jak ona śmie?! Nie dość, że ujawniła tajemnicę lekarską mówiąc o aborcji, to jeszcze teraz mówi o leczeniu psychiatrycznym! Nie ona mówi? Mówią policjanci? Nie szkodzi, to tajemnica lekarska, więc winna jest i ona i oni. Ale przecież lekarz ma obowiązek powiadomić organy ścigania, jeśli ma podejrzenie, że osoba której udzielił pomocy może być sprawcą lub ofiarą przestępstwa (np.: mężczyzna z raną postrzałową... lub skatowane przez dorosłego dziecko). Nieważne - tajemnica lekarska! Cokolwiek by się nie okazało, przecież to jest oczywiste, że winna jest lekarka, jeszcze bardziej winna jest pisowska Policja, a najbardziej winne jest opresyjne pisowskie państwo... w zasadzie to nie państwo, tylko zbrodniczy reżim. Naprawdę cokolwiek by się okazało? A tu nagle się okazało, że lekarz psychiatra w swoim prywatnym czasie rozmawiała z oskarżającą ją pacjentką przez ponad godzinę próbując jej pomóc, a w wyniku tej rozmowy była tak bardzo przekonana o tym, że rozmówczyni ta naprawdę w każdej chwili może targnąć się na swoje życie, że trzymała ją "na telefonie" (angażując w to także swojego męża) aż do momentu przybycia Pogotowia i Policji). Co z tego, nie miała prawa mówić o aborcji! Okazało si, że Policję zawiadomił dyspozytor z numeru 122... Co z tego?! Okazało się, że dyspozytor z Policji przed wysłaniem patrolu do mieszkania potencjalnej samobójczyni zadzwonił do pani doktor aby dopytać się o szczegóły stanu psychicznego potencjalnej samobójczyni i po tym, co usłyszał na moment zaniemówił... po momencie wymsknęło mu się wypowiedziane ściszonym głosem słowo "KURCZĘ", po czym przestał "bawić się w biurokrację" i szybko zakończył rozmowę wysyłając patrol na pilną interwencję. Co usłyszał od pani doktor przez słuchawkę? Tego się nie dowiemy - tajemnica lekarska. Natychmiast po ujawnieniu rozmów telefonicznych z dotychczas forsowanej narracji znika motyw, że aborcja rzekomo miała być podyktowana zagrożeniem zdrowia pacjentki. Oczywiści od samego początku było to kłamstwem mającym wmówić naiwniakom, że nawet przeprowadzenie legalnej aborcji podyktowanej stanem zdrowia pacjentki spotyka się z represjami ze strony bezdusznego państwa. W rzeczywistości żaden lekarz nie stwierdził żadnego zagrożenia z powodu ciąży, natomiast jej usunięcie spowodowało bezpośrednie zagrożenie życia pacjentki. Ale przecież o tym "wolne" media nie powiedzą. Wprawdzie każdy choć troszkę myślący logicznie o tym wie, ale przecież "wolne media" muszą utrzymywać zastraszonych idiotów w stanie niewiedzy, strachu i antypisowskiego amoku... i to już nie jest żadna "tajemnica lekarska".

Internauci na Instagramie znaleźli niepodważalne dowody na to, że kobieta, która rzekomo "z powodu zagrożenia zdrowia podjęła trudną decyzję o aborcji, choć bardzo pragnęła dziecka" w rzeczywistości od lat jest aktywistką proaborcyjną prowadzącą para-artystyczną działalność i specjalizuje się w turpistycznych performance'ach promujących aborcję, obrzydzających macierzyństwo (a zwłaszcza poród) i profanujących katolickie świętości. Czy zajście w ciążę i aborcja były dziełem przypadku, czy elementami kolejnego upiornego performance'u? Aby coś takiego odwalić z premedytacją, trzeba być prawdziwą psychopatką... ale czy ta osoba jest psychopatką tego nie wiemy - tajemnica lekarska. Czy załamanie nerwowe rzeczywiście miało miejsce (bo jednak aborcja nie jest OK... ale o tym cicho sza! - tajemnica lekarska) czy też aktorka je odegrała manipulując nawet psychiatrą z trzydziestoletnim doświadczeniem tego też się nie dowiemy - tajemnica lekarska. Nie dowiedzielibyśmy się nawet, gdyby żadnej aborcji nie było i rzekomy krwotok był zwykłym krwawieniem menstruacyjnym lub (puśćmy wodze fantazji pokazując całą absurdalność sprawy) gdyby okazała się osobą transseksualną, która nie mogła zajść w ciążę, bo wcześniej była facetem. Dlaczego? Zgadłeś! Tajemnica lekarska. 

Jednak jest w całej tej sprawie jedna kluczowa tajemnica, która bynajmniej tajemnicą lekarską nie jest. Skoro strona rządowa już wie o mrocznej "artystycznej" stronie "pani Joanny z Krakowa", która miała być rzekomo "zwykłą kobietą", to dlaczego tego nie wykorzysta i nie zdemaskuje jej publicznie na wielką skalę ośmieszając narrację TVN-u? No właśnie tu jest SEDNO CAŁEJ SPRAWY. Motywem działania zleceniodawców i wykonawców tej całej kampanii oszczerstw było wmówienie naiwniakom (a zwłaszcza naiwnym kobietom), że rząd PiS "nienawidzi kobiet", "gotuje im piekło", "prowadzi z nimi wojnę", "niszczy je"... Zdemaskowana publicznie współczesna "czarownica" mogłaby budzić tyle samo odrazy co współczucia. Dlatego rządowi i rządowej telewizji TVP nie zależy na tym, aby ją zdemaskować i roznieść w proch i pył - dlatego strona rządowa obchodzi się z tą intrygantką jak z jajkiem... lub jak... z Sebastianem Kościelnikiem - kierowcą Seicento, który spowodował wypadek drogowy w którym została poszkodowana Premier Beata Szydło oraz dwóch funkcjonariuszów BOR. 

Zarówno w narracji wokół "pani Joanny" jak i Sebastiana Kościelnika - "człowieka który zderzył się z władzą" w sposób wyjątkowo perfidny zastosowano pewien mechanizm.

Któż z nas - zwyczajnych obywateli (ale takich naprawdę zwyczajnych) nie jest przekonany że w konfrontacji z państwem, a zwłaszcza z funkcjonariuszami służb mundurowych nie jest STRONĄ SŁABSZĄ?

Któż z nas - zwyczajnych obywateli (ale takich naprawdę zwyczajnych) nie jest przekonany że w konfrontacji z państwem, a zwłaszcza z funkcjonariuszami służb mundurowych nie jest STRONĄ SŁABSZĄ? Może nie czujemy się stroną z góry skazaną na przegraną, ale z bardzo dużym prawdopodobieństwem przegranej. Dlaczego?

Lata komunistycznego i postkomunistycznego bezprawia, dziesiątki amerykańskich filmów oraz setki patologicznych przykładów z życia wziętych przekonały nas, że bardzo trudno jest wygrać z policjantem (lub innym funkcjonariuszem reprezentującym państwo: urzędnikiem skarbowym, żołnierzem, leśnikiem...)

Lata komunistycznego i postkomunistycznego bezprawia, dziesiątki amerykańskich filmów oraz setki patologicznych przykładów z życia wziętych przekonały nas, że bardzo trudno jest wygrać z policjantem (lub innym funkcjonariuszem reprezentującym państwo: urzędnikiem skarbowym, żołnierzem, leśnikiem...)

Patologiczna praktyka podpowiada nam, że jeśli nawet mamy rację, a funkcjonariusz państwowy złamał prawo, to po drugiej stronie automatycznie włączy się niezdrowa "solidarność korporacyjna", zderzymy się ze zmową milczenia, bo za funkcjonariuszem państwowym stoją tajemnicze potężne siły z którymi trudno wygrać. Jednocześnie umyka nam (ba, jest przed nami celowo ukrywany) fakt, że pozornie "zwykli obywatele" których media i siły polityczne kreują na "bohaterów" i "ofiary" w rzeczywistości już zwykłymi obywatelami nie są - stoją za nimi siły równie potężne, a nawet potężniejsze od tych państwowych: wielkie stacje telewizyjne, koncerny medialne, specjaliści od PR-u, kreowania wizerunku, manipulacji, a do tego gotowi na popełnienie każdego świństwa prawnicy oraz jeszcze gorsi od nich politycy - często lobbujący w instytucjach międzynarodowych lub wspierani przez partie polityczne krajów dużo silniejszych niż Polska.

Patologiczna praktyka podpowiada nam, że jeśli nawet mamy rację, a funkcjonariusz państwowy złamał prawo, to po drugiej stronie automatycznie włączy się niezdrowa "solidarność korporacyjna", zderzymy się ze zmową milczenia, bo za funkcjonariuszem państwowym stoją tajemnicze potężne siły z którymi trudno wygrać. Jednocześnie umyka nam (ba, jest przed nami celowo ukrywany) fakt, że pozornie "zwykli obywatele" których media i siły polityczne kreują na "bohaterów" i "ofiary" w rzeczywistości już zwykłymi obywatelami nie są - stoją za nimi siły równie potężne, a nawet potężniejsze od tych państwowych: wielkie stacje telewizyjne, koncerny medialne, specjaliści od PR-u, kreowania wizerunku, manipulacji, a do tego gotowi na popełnienie każdego świństwa prawnicy oraz jeszcze gorsi od nich politycy - często lobbujący w instytucjach międzynarodowych lub wspierani przez partie polityczne krajów dużo silniejszych niż Polska. Zapominamy, że po drugiej stronie niezdrową "solidarność korporacyjną" (którą jak widać dysponując odpowiednio dużą siłą nacisku łatwo można złamać - jeden z "BORowików" co wcześniej zeznawał, że mieli włączone sygnały świetlne i dźwiękowe wkrótce po tym jak wyszło na jaw że kłamali zaczął obsmarowywać w prasie kolegów, aby ratować własny tyłek) zastępuje jeszcze gorsza "solidarność plemienna" czyli nieważne czy działanie jest niemoralne - ważne, żeby "dopier.... pisiorom", jako rzekł Andrzej Seweryn". Jednocześnie przed naszą świadomością skrzętnie ukrywana jest oczywista prawda, że jeśli ci, co dziś kreują rzekomych "zwykłych obywateli" dojdą do władzy, to wówczas wszystkie potężne siły stojące po stronie funkcjonariuszy państwa nie znikną - wręcz przeciwnie, połączą się z siłami stojącymi dziś po stronie opozycji, a wtedy my  - prawdziwi zwykli obywatele będziemy mieć naprawdę przechlapane. Widać to już dziś po losie obywateli, którzy zderzyli się nie z tą władzą, co trzeba. Czy pies z kulawą nogą upomniał się o kierowcę Toyoty z który zderzył się z motocyklem europosła PO Jarosława Wałęsy? Dostał surowy wyrok i tyle o nim słyszano. A co słychać w sprawie motocyklisty, który "zderzył się" z małżeństwem dwojga przedstawicieli najwyższych władz sędziowskich? Szkoda pytać! Nikt nawet nie zna jego imienia. Podobnie jak nikt nie zna nawet imienia emerytowanego żołnierza, który wysadził sobie twarzoczaszkę w proteście przeciwko szkalowaniu rządu PiS - w przeciwieństwie do Piotra Szczęsnego którego sława dotarła nawet na brukselskie salony. 

Wczoraj w kafkowskiej sytuacji znajdowali się funkcjonariusze BOR, dziś znajdują się lekarka psychiatra i funkcjonariuszki Policji, a jutro to możesz być ty. Nawet jeśli twoje zachowanie będzie czynem bohaterskim, jak czyn kierowcy wiozącego Beatę Szydło lub czyn lekarki angażującej się w ratowanie swojej pacjentki przed samobójstwem. Nie piszę tutaj, że funkcjonariusze BOR byli bez winy. Zostały popełnione przynajmniej trzy błędy: dowódca nie nakazał włączenia sygnałów dźwiękowych, kierowca pierwszego pojazdu nie poczekał na drugi po zjeździe ze skrzyżowania, funkcjonariusze nie przyznali się od razu, że jechali z nieprawidłowym oznaczeniem kolumny uprzywilejowanej - bez włączonych sygnałów dźwiękowych. Ale faktem jest, że to kierowca Seicento skręcał w lewo z prawego pobocza jednocześnie włączając się do ruchu i nie upewnił się czy jakiś pojazd nie próbuje go w tym momencie OMINĄĆ (nie mieliśmy do czynienia z "wyprzedzaniem na podwójnej ciągłej" - kiedy jeden z pojazdów stoi na poboczu wówczas mamy do czynienia z manewrem omijania - omijanemu pojazdowi nie wolno włączać się do ruchu). Faktem też jest, że kierowca drugiego pojazdu uratował życie nieroztropnego kierowcy Seicento skręcając gwałtownie w lewo, uderzając w drzewo i narażając życie i zdrowie swoje, ochranianej osoby oraz kolegi ze służby. Gdyby kierowca rządowej limuzyny nie skręcił i uderzył prosto w drzwi Seicento, to z Sebastiana Kościelnika zostałaby mokra miazga. Kim lub czym trzeba być, aby będąc winnym spowodowania wypadku próbować zniszczyć człowieka, któremu zawdzięcza się życie? Podobnie jest z sytuacją "pani Joanny". Policja popełniła błąd zatrzymując do sprawdzenia telefon komórkowy. Telefon daje osobie hospitalizowanej możliwość kontaktu z bliskimi, dzięki czemu czuje się ona bezpieczniej, nie odczuwa tak wielkiej samotności i nudy pogarszającej stan psychiczny (osoba, która nie ma czym się zająć więcej rozmyśla o traumatycznych tematach). Dodatkowo w przypadku osoby leczącej się psychiatrycznie która groziła targnięciem się na swoje życie telefon jest sposobem na szybki kontakt ze znającym jej chorobę psychiatrą. Te dwa argumenty były dużo ważniejsze od zdobycia i zabezpieczenia śladów działalności przestępców sprzedających nielegalne medykamenty lub nakłaniających do aborcji albo samobójstwa. Oczywiście takie ślady mogłyby pomóc w ustaleniu i ujęciu tych przestępców, a także być cennymi dowodami procesowymi. Ale ochrona innych osób przed tymi przestępcami nie powinna naruszać prawa tej jednej osoby do poczucia bezpieczeństwa i kontaktu ze światem. Adresy odwiedzanych stron, bilingi połączeń a nawet treść SMS-ów z tego telefonu Policja mogła za zgodą sądu uzyskać od operatora telefonii komórkowej. Ale faktem niezaprzeczalnym jest, że oskarżana publicznie pani lekarz psycholog zachowała się jak bohater ratując życie grożącej samobójstwem pacjentce. W tym samym celu - ratowania grożącej targnięciem się na swoje życie samobójczyni kierował się dyspozytor wysyłający do jej miejsca zamieszkania patrol Policji. Dokładnie to samo przyświecało pierwszym działaniom policjantów. Kim lub czym trzeba być, aby oczerniać osoby, których "wina" polega na ratowaniu życia rozhisteryzowanej (lub perfekcyjnie odgrywającej scenę histerii) promotorce aborcji? Jakich "bohaterów" ma dzisiejsza opozycja? Jakich "bohaterów" mają powiązane z nią "wolne" media? Jeśli te potwory dojdą do władzy, to KAŻDY będzie mógł stać się ich ofiarą - skazanym zaocznie przez media funkcjonariuszem lub innym "wrogiem publicznym" pozbawionym prawa do obrony. Czy aby na pewno każdy? Funkcjonariusz tak, lekarz tak, ale zwykły obywatel? No to przypomnij sobie ILU już było takich wrogów publicznych tej ekipy - zarówno w czasie, kiedy była opozycją, jak i wcześniej, kiedy była władzą. Lekarka, policjanci, Jan Paweł II, księża, żołnierze, funkcjonariusze straży granicznej, Wojska Obrony Terytorialnej, Lasy Państwowe (dla wierzących PeOwsko-TVNowskiej propagandzie Bogu ducha winni leśnicy do tej pory są synonimem zła, niszczenia przyrody, gospodarki rabunkowej), górnicy, handlowcy z Kupieckich Domów Towarowych (czy ktoś pamięta tę regularną bitwę? - 21 lipca minęło 14 lat od tych makabrycznych wydarzeń), uczestnicy Marszu Niepodległości, kibice (akcja "widelec"), internauci sprzeciwiający się ACTA, dziennikarze tygodników "Wprost" i "Uważam Rze", słuchaczki "Radia Maryja", internauta Robert Frycz którego poczucie humoru nie przypadło do gustu Komorowskemu... 

Napisałem powyżej w czasie przyszłym i trybie warunkowym, że jeśli oni przejmą władzę, to każdy będzie mógł paść ich ofiarą i że wszyscy jako zwykli obywatele będziemy mieć przechlapane. Ale to nie jest wyłącznie kwestia przyszłości. 21-letnia Marika już została skazana na 3 lata bezwzględnego więzienia za szarpanie torebki wartej 15 złotych (i "Gazeta Wyborcza" nie miała takich skrupułów z jej publicznym "prześwietleniem" jak TVP z ujawnieniem kompromitujących zdjęć z instagramowego profilu "pani Joanny"), gdy jednocześnie recydywiści tacy jak Władysław Frasyniuk lub Katarzyna Adamek (tzw. "babcia Kasia") albo są permanentnie uniewinniani (niekiedy otrzymując od sądu słowną "laurkę" i ogromne odszkodowanie), albo za uderzenie policjanta na służbie kijem w głowę otrzymują symboliczną "karę" 500 złotych grzywny plus 300 złotych nawiązki na rzecz poszkodowanego. Te rzeczy dzieją się już teraz, na naszych oczach - w sytuacji gdy "kasta" poczuje się jeszcze silniejsza, liczba tak drastycznych przypadków rażącego bezprawia i niesprawiedliwości w "wymiarze sprawiedliwości" lawinowo wzrośnie. Ale zatrzymajmy się na "tu i teraz". My - wszyscy Polacy bez względu na to jaką partię popieramy i jaką telewizję oglądamy już teraz ponosimy wieloraką stratę. Po pierwsze zamiast cieszyć się życiem, pokojem, demokratycznym państwem i względnym dobrobytem żyjemy w świecie histerycznych oskarżeń i psychopatycznych urojeń. Cierpi na tym nasz dobrostan, nasze samopoczucie, nasze zdrowie psychiczne i fizyczne, cierpią relacje rodzinne i koleżeńskie, motywacja do pracy... Po drugie żyjąc w takim psychopatycznym świecie znieczulamy się na prawdziwe problemy i zagrożenia (jak w tej opowieści o żartownisiu, co wiecznie wszczynał fałszywe alarmy - w końcu miasto poszło z dymem, bo wybuchł prawdziwy pożar, a wszyscy myśleli, że koleś znów sobie robi jaja). Po trzecie kiedy rzeczywiście jest coś, co można, należy lub nawet pilnie trzeba poprawić, bo albo któryś z ministrów coś spartolił (tak też bywa - "shit happens"... np.: słyszałem kilka bardzo złych opinii o zmianach w systemie oceniania pracowników naukowych wprowadzonych najpierw przez Gowina, a później przez Czarnka) albo coś jest od wielu lat zaniedbane i odkładane (np.: stan służby zdrowia... lub porzucone od lat przez znikające firmy-krzaki składowiska niebezpiecznych odpadów - jedno z najgroźniejszych takich wysypisk znajduje się w linii prostej 3 km od okien mojego mieszkania - wygooglajcie hasło "zgierskie gejzery"), to w atmosferze psychozy i histerii trudno te problemy dostrzec. I wreszcie po czwarte z każdej takiej medialnej awantury nasz kraj wychodzi coraz bardziej osłabiony i nienormalny. Chyba tym razem jako pierwszy napisałem o tym w artykule "Dwa betony: feministyczno - TVN-owski i antyaborcyjno - klerykalno - proliferski.

Niestety od dziś dojdzie jeszcze jedna rozterka lekarzy. Otóż dzięki niewątpliwym "zasługom" leczącej się psychicznie pani Joanny, jej prawniczki oraz redakcji TVN od teraz każdy lekarz psychiatra słysząc w słuchawce "popełniłam aborcję, krwawię... co ja zrobiłam... chyba zaraz się zabiję!" będzie się zastanawiał czy lepiej zadzwonić na Policję, aby w razie czego powstrzymała ją przed samobójstwem, czy lepiej tego nie robić i nie narażać się na oskarżenia ze strony mediów, polityków i prawnika tej nie wiadomo do czego zdolnej kobiety.

Dzień później prawie to samo napisał Tomasz Terlikowski w artykule: "To nie jest sprawa do rozgrywania".

Następnym razem lekarz psychiatra, który dowie się, że jego pacjentka ma myśli samobójcze, albo chce popełnić samobójstwo (a sprawa będzie miała jakiś podtekst światopoglądowy), dziesięć razy zastanowi się, czy kilka miesięcy później nie zostanie czarnym bohaterem mediów.

Natomiast wczoraj napisał o tym Grzegorz Saj w artykule "W sprawie pani Joanny zapomina się o jednej rzeczy". 

Po opowiedzeniu historii pani Joanny pojawiają się pierwsze "postulaty". "Pani doktor właśnie ogarnęła, że czeka ją nie tylko ostracyzm społeczny i odpływ pacjentek (a jej nazwisko wypłynie tak, czy tak), ale także konsekwencje prawne" — to komentarz na Twitterze odnoszący się do postawy lekarki. Na Facebooku medycy dyskutują, "jak lekarz/rezydent/psychiatra powinien bronić siebie i pacjenta przed systemem (media, policja, inne służby itp.)". W jeszcze innym miejscu ktoś stwierdził, że jedynym błędem pani doktor było to, że w ogóle podała pani Joannie swój telefon, a później go odebrała w wolnym czasie. Ale czy naprawdę tego chcemy? Ostracyzmu dla psychiatry, która uratowała życie? Nieufności między lekarzami i policją? Odwrócenia oczu od kogoś, kto potrzebuje pomocy, żeby nie narazić się na konsekwencje?

Jak widać prawda jest uniwersalna. Tylko dlaczego tak trudno jest się jej przebić?

Z wypadkiem kolumny wiozącej Beatę Szydło było podobnie - kierowcy karetek pogotowia i innych pojazdów uprzywilejowanych po tym zdarzeniu bali się jechać z prędkością ponad 50 km/h i wjeżdżać na skrzyżowania przy czerwonym świetle, bo zapraszani do TVN-u nawiedzeni (a raczej przekupni i rozpolitykowani) "eksperci" z Januszem Popielem na czele (tym samym, co później tak "bohatersko" bronił Donalda Tuska twierdząc, że tam gdzie go złapano z trzycyfrową prędkością wcale nie powinno być obszaru zabudowanego... a tu jak na złość ktoś wrzucił filmik z rejestratora: chodnik, gęsta zabudowa domków jednorodzinnych i przyłapany z prędkością 107 km/h Tusk) który twierdził, że nawet przy prawidłowym oznakowaniu "kierowca fiata, wbrew temu co twierdzi prokuratura, nie musiał ustąpić pierwszeństwa pojazdowi uprzywilejowanemu, bo takiego przepisu nie ma w kodeksie" i opowiadał jak to kierowcy karetek "nagminnie łamią przepisy doprowadzając do kolizji drogowych, choć prawo nakazuje im w przypadku naruszenia przepisów (prawo kierowcom pojazdów uprzywilejowanych na to zezwala) zachować szczególną ostrożność" (patrz artykuł: "Niszczenie państwa i tkanki społecznej - na przykładzie kilku zdarzeń drogowych"). Ale chyba najmocniej odczuliśmy na własnej skórze co znaczy niszczenie zaufania po tym jak w sierpniu 2020 roku stanowisko Ministra Zdrowia opuścił Lukasz Szumowski. Jak długo ludzie ufali mu i słuchali jego poleceń (czasem wydawało się, że mocno przesadzonych), tak długo mieliśmy mniej zgonów niż w analogicznym okresie na rok przed pandemią. Od początku pandemii do dymisji Szumowskiego na COViD-19 zmarło w Polsce 2000 osób przez PÓŁ ROKU. Już w dwa miesiące po jego dymisji taka sama liczba osób umierała na tę chorobę w Polsce przez PÓŁ TYGODNIA. Drugie tyle umierało z powodu przeciążenia służby zdrowia (karetki nie zdążały przyjechać na czas do nagłych przypadków jak zawały, udary, wypadki itp... bo wszystkie były zajęte ratowaniem duszących się "covidowców"). Zaszaleliśmy, nieprawdaż? No ale czemu się dziwić? Jak się ludziom wmawia, że te respiratory i maseczki są tylko po to, aby rząd sobie na nich zarobił, to później są takie efekty. Ale przecież opozycja nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa! Jak się jej uda podważyć zaufanie obywateli do wojska lub wojska do cywilnych zwierzchników (a Tusk dwa miesiące temu próbował to robić - wtedy o rozsądek apelował Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych generał Tomasz Piotrowski, teraz apeluje Komendant Główny Policji gen. Jarosław Szymczyk), to możemy z pomocą Putina "wykręcić taki wynik", że będą o naszych stratach uczyć w podręcznikach historii na całym świecie... tylko nie u nas... o ile po tej awanturze jeszcze będą jakieś podręczniki historii i jakiś świat z ludźmi w roli głównej - jak to powiedział Albert Einstein: "Nie wiem jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie".

Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię". Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych. Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka