Według materiału TVN z 18 lipca 2023 miała to być pani Joanna - kobieta "marząca o dziecku". W rzeczywistości jest to zawodowa artystka o pseudonimie Johnny d'Arc specjalizująca się w turpistycznych, drastycznych, niekiedy wulgarnych performance'ach promujących aborcję, obrzydzających macierzyństwo a nawet profanujących katolickie świętości. Całą akcję miało uruchomić jedno hasło: tabletka poronna. W rzeczywistości chodziło o próbę samobójczą i niedozwolony handel medykamentami. Ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. W rzeczywistości było to KŁAMSTWEM mającym wmówić odbiorcom, że nawet aborcja w sytuacji zagrożenia zdrowia rzekomo jest w Polsce ścigana. Paradoksalnie zdrowiu i życiu nie zagrażała ciąża, tylko stan psychiczny po dokonanej aborcji. Miał być donos lekarki o dokonanej aborcji - w rzeczywistości był telefon pod 112 i ponad godzinna walka psychiatry o powstrzymanie kobiety przed samobójstwem. Policjanci w materiale mieli czekać na izbie przyjęć. W rzeczywistości przybyli do domu pacjentki byli proszeni przez zespół medyczny o asystowanie w transporcie. Choroba psychiczna została w materiale CELOWO ZATAJONA. Tak samo jak zatajone zostało spożywanie alkoholu przez tę kobietę bezpośrednio przed tym zdarzeniem i jej zachowanie. Nic się nie zgadza. I tylko jedno słowo wypowiedziane ściszonym głosem, które mimo ściszonego głosu wyraźnie słychać, a które nie znalazło się w policyjnym stenogramie wyjaśnia dużo... ale nie wszystko.
A kuku, to ja - Johnny d'Arc
Czy rozpoznajesz kogoś aniołeczku na poniższym zdjęciu?
To nie lalka, ani nie manekin. To ja - Johnny d'Arc od wtorku w TVNie nazywana "panią Joanną z Krakowa". Jak ci się podoba połączenie stylizowania na koszmarnie oszpeconą figurkę Matki Bożej z wulgarnie prześwitującymi majtkami? No to jeszcze dodam swój podpis:
"Gdy dorosnę, Będę piękną- -aż dziewczynom serca zmiękną. A gdy umrę, po pogrzebie -będę dymać chłopców w niebie."
Aby było jasne: to wszystko udostępniam publicznie na Instagramie.
Tutaj właśnie "rodzę" urnę z prochami:
A tutaj już ją "urodziłam". Czy dostrzegasz ten Krzyż i polską flagę?
Jak myślisz, do czego to jest aluzja? Brawo! Do zniesienia "przesłanki eugenicznej" do aborcji. No to jeszcze jedna fotka:
I jeszcze jedno:
A na poniższym filmie znowu ja:
Już nie zagubiona, ale za to pewna siebie i zadowolona z dobrze wykonanej roboty. Aż mi żal tego słodziutkiego lekarza z izby przyjęć, co dał się wkręcić w moje pięknie odegrane zaskoczenie, że niby zginął mi laptop. I tego frajera z wp.pl, co tak się natrudził formułując do mnie pytania w ten sposób, aby zasugerować mi odpowiedź:
https://wiadomosci.wp.pl/skandaliczna-akcja-policji-w-szpitalu-joanna-zwraca-sie-do-policjantow-czy-nie-jest-wam-wstyd-6921587225381856a
Przecież ja doskonale wiem co mam mówić: mam ukończone studia, mam swoją działalność artystyczną, mam swoją misję... Jeśli nie był pewny to można było to ze mną uzgodnić przed rozmową, a nie tak bezczelnie sugerować odpowiedzi na wizji. Zresztą jakie to ma znaczenie - te idiotki, co się nabrały na tę bajeczkę nawet tych sugestii nie zauważą. A ja naprawdę wiem co mam mówić: mam ukończone studia, mam swoją działalność artystyczną, mam swoją misję...
Może ta aborcja była od początku zaplanowanym performancem, istotnym elementem tej misji? Tego się już nigdy nie dowiecie!
A może jest nast dwie: jedna - artystka, aktywistka proaborcyjna z zimną krwią planująca dokonanie aborcji w ramach performance'u i druga - zwykła kobieta załamana tym, że zabiła własne dziecko, dzwoniąca po pomoc i zaskoczona czego ci policjanci ode mnie chcą... bo przecież to nie ja, tylko ta druga? A może jest nas troje, bo przecież jest z nami jeszcze jeden facet - rozpoznajecie?
Pytam na poważnie: czy doszło do wykorzystania osoby silnie zaburzonej psychicznie czy mamy do czynienia z perfekcyjną manipulantką
Kończę z tą ironią i sarkazmem, bo po pierwsze to nie jest mój styl pisania, a po drugie nie upadłem i nie zamierzam upadać tak nisko, aby wyszydzać osobę która może cierpieć na chorobę psychiczną. Zarówno z rozmowy pani lekarz psycholog z dyspozytorem numeru 112 jak i z rozmowy z aspirantem Policji wyraźnie widać, że pani doktor naprawdę jest przejęta. Wprawdzie aby nie narażać się na zarzut ujawnienia tajemnicy lekarskiej (który w mediach i tak jest stawiamy) w rozmowie i stenogramie zagłuszono wszystkie informacje medyczne o których opinia publiczna jeszcze nie zdążyła się dowiedzieć. Ale jest w końcówce rozmowy z aspirantem Policji jeden moment, który wyjaśnia wszystko (no, prawie wszystko). Po dłuższym, zagłuszonym z powodu tajemnicy lekarskiej fragmencie w którym pani doktor tłumaczy policjantowi stan psychiczny swojej pacjentki na klika sekund zapada milczenie po czym pada jedno ściszone słowo policjanta, którego nie ma w stenogramie: "KURCZĘ!" Po tym słowie policjant zmienionym głosem szybko kończy rozmowę zapewniając że tak czy siak niezwłocznie tam pojadą i zrobią co w ich mocy. Nie wiemy o czym powiedziała policjantowi pani doktor: czy o dotychczasowych próbach samobójczych, czy o wyjątkowo silnym zespole dwubiegunowym (zwanym również chorobą depresyjno - maniakalną), czy o innych, jeszcze poważniejszych zaburzeniach. Natomiast jest pewne, że zrobiło to na nim bardzo mocne wrażenie, skoro przestał się bawić w biurokrację i przystąpił do działania.
W moim poprzednim artykule (https://www.salon24.pl/u/ojciec1500/1314286,kilka-pytan-w-sprawie-pani-joanny-i-materialu-tvn) wspomniałem o moim koledze z czasów liceum, który cierpi na poważne zaburzenia (niekiedy przez wiele miesięcy wydawało mu się że jest Jimem Morrisonem). Aby zachować anonimowość chorego kolegi nie napisałem jaką działalnością artystyczną się zajmuje, wspomniałem tylko, że pochodzi z porządnej inteligenckiej rodziny (aby ktoś od razu nie zasugerował np.: FAS) i jest bliskim krewnym jednej z największych gwiazd polskiej estrady. Skąd wiedziałem, że owa kobieta także prowadzi działalność artystyczną? Nie wiedziałem. Sam byłem artystą i znam to środowisko. Pracy twórczej bardzo pomaga rozchwianie emocjonalne. Niestety niektórzy artyści przesadzają... a gdy już pojawi się choroba, wtedy sami są wobec niej bezradni i nie potrafią wrócić do długotrwałego stanu równowagi. Oprócz tego często zdarza się, że artyści celowo odstawiają leki, bo te tłumią ich artystyczną ekspresję. Niekiedy zastępują leki narkotykami co prowadzi do zgubnych, często nieodwracalnych konsekwencji. Czy już domyślacie się dlaczego policjantom tak bardzo zależało na tym, aby dowiedzieć się co kupiła i zażyła ta kobieta?
Jest tylko jedna rzecz, której słowo "KURCZĘ" nie wyjaśnia. Czy jest możliwe, że mamy do czynienia z zaburzoną, ale piekielnie inteligentną osobą, która nawet wykorzystała do swojej gry doktor psychiatrii z ponad trzydziestoletnim doświadczeniem? Czy pani Joanna jest może realnym odpowiednikiem Catherine Tramell - fikcyjnej postaci mistrzowsko zagranej przez Sharon Stone w filmie "Nagi instynkt"? Tego nigdy się nie dowiemy. Tym bardziej, że...
Pani doktor już została złamana i zaszczuta.
Widać to wyraźnie w artykule: "Dramat pani Joanny z Krakowa. Jej psychiatra przerywa milczenie"
"Przerywa milczenie"???? Przecież to KŁAMSTWO! Pani doktor NIE MILCZAŁA. Wypowiadała się do mediów. Wypowiadała się w tej sprawie wielokrotnie. Ale do tej pory wypowiadała się PROFESJONALNIE i z wielką GODNOŚCIĄ. Do tej pory BRONIŁA TEGO CO ZROBIŁA, bo jej czyn pod żadnym względem nie zasługiwał na krytykę, ani tym bardziej na nagonkę - był czynem CHWALEBNYM, RATOWANIEM ŻYCIA KOBIETY Z OGROMNYM POŚWIĘCENIEM. Do tej pory NIE ATAKOWAŁA INNYCH I NIE PRÓBOWAŁA NA NICH ZRZUCAĆ WINY. Nie krytykowała ani dyspozytora numeru 112, Policji ani rządu. Nie robiła tego, choć sama była BRUTALNIE ATAKOWANA Z WIELU STRON: przez media, polityków, prawników, izbę lekarską oraz przez rozgrzanych tym wszystkim hejterów. Była atakowana, choć nie zrobiła nic złego - wręcz przeciwnie Z WIELKIM ZAANGAŻOWANIEM WALCZYŁA O ŻYCIE PACJENTKI, rozmawiając z nią przez ponad godzinę przez telefon, a następnie trzymając ją "na linii" aż do momentu przybycia Pogotowia Ratunkowego i Policji. Zrobiła to, choć nie była w pracy, była już długo po godzinach pracy i zaangażowała w tę akcję także swojego męża. To BOHATERRKA w najbardziej dosłownym i pozytywnym znaczeniu. Jak wyraźnie powiedziała GDYBY DRUGI RAZ ZNALAZŁA SIĘ W TEJ SYTUACJI ZROBIŁABY TO SAMO. Niestety jak widać na powyższym przykładzie NAWET BOHATERKĘ MOŻNA ZASZANTAŻOWAĆ I ZŁAMAĆ. Już podkuliła ogon pod siebie i oskarża Policję. Ciekawe czy zmuszą ją (jak sędziego piłkarskiego Szymona Marciniaka) do publicznego zgłoszenia samokrytyki, że "jednak popełniła niewybaczalny błąd mówiąc o aborcji" i obwieszczenia, że "jest zagorzałą zwolenniczką aborcji na życzenie" i "sprzeciwia się zbrodniczym praktykom pisowskiego reżimu"? Więc jest już pewne, że nie usłyszymy od niej niczego, co jeśli nawet nie jest objęte tajemnicą lekarską mogłoby zaszkodzić TVN-owskiemu przekazowi.
Ale wróćmy do pani Joanny. Moje wątpliwości odnośnie motywów jej działania budzi fakt, że...
jej zachowanie bezpośrednio po aborcji było... normalne... nawet typowe dla tej sytuacji, choć mocniejsze niż zazwyczaj... a cała reszta jest nietypowa i nienormalna
Tego, co za chwilę przeczytasz nie dowiedziałem się od proliferów, księży, z książek, gazet lub Internetu. Wiem, że publikując tę informację narażam się na kłopoty, ale bardzo dawno temu byłem bardzo blisko z pewną Dziewczyną, która poddała się nielegalnej aborcji. Wiem to od niej i właśnie dlatego - choć jestem przeciwnikiem aborcji - zdecydowanie sprzeciwiam się karaniu kobiet za aborcję. Większość kobiet popełnia aborcję w stanie ograniczonej poczytalności. Jest to PANIKA - czasem irracjonalny strach przed ostracyzmem zakłamanej lokalnej społeczności (która akceptuje to, że chłopaki chodzą do łóżka z dziewczynami a nawet nagminnie prowadzą samochody pod wpływem alkoholu, ale za to jak panna pojawi się z brzuszkiem lub wózkiem, to wszyscy o niej gadają), przed utratą wymarzonej pracy, którą właśnie się zaczęło, przerwaniem nauki lub studiów, porzuceniem przez partnera, nieznalezieniem sobie męża w przyszłości... Wszystkie te irracjonalne i przesadzone przyczyny paniki łączy jedna myśl "muszę to zrobić, muszę usunąć to dziecko - inaczej zmarnuję sobie życie". Po zabiegu panika się kończy, emocje opadają, wraca realne widzenie świata... a wraz z nim pojawia się potworny ból: "co ja zrobiłam, zabiłam własne dziecko, to co zrobiłam jest straszne, jestem morderczynią, jestem zła, jestem paskudna, jestem puszczalską dziwką zdolną do najgorszej zbrodni... teraz to dopiero zmarnowałam sobie życie". I coś takiego pojawia się nie tylko bezpośrednio po aborcji, ale także przez wiele tygodni i miesięcy po niej a później w kolejne "rocznice" (niestety przeżyliśmy taką "rocznicę" - fantastyczna osoba nagle się zmieniła nie do poznania). I trwa to tak długo aż kobieta wybierze jedną z opcji: albo POGODZENIE SIĘ "OK, zrobiłam straszny błąd, żałuję, ale muszę dalej żyć - Bóg mi przebacza i ja sobie przebaczam, mam swoją godność i teraz będę ją pielęgnować", albo WYPARCE "nie zrobiłam nic złego, to nie ja jestem winna, to oni są winni i wmawiają mi winę: faceci, księża, państwo, stare dewotki... aborcja jest super, a ja mam prawo zachowywać się jak puszczalska - to nie ich sprawa".
Więc jak widać zachowanie pani Joanny po aborcji było typowe... może aż do przesady typowe? Czy opuszczający ją facet był przyczyną aborcji czy tylko stanowił "alibi" dla "artystycznego eksperymentu"? Tego się nie dowiemy.
Ale jest jeszcze kilka innych tajemnic, która są ściśle związane z tą sprawą Zatrzymajmy się króciutka przy każdej z nich.
Dlaczego motyw niedostatecznej empatii policjantów był początkowo przemilczany, a teraz jest wysunięty na pierwszy plan?
Tyle się mówi o tym, że policjanci często nie potrafią rozmawiać delikatnie z ofiarą gwałtu. Więc dlaczego tutaj nie zastosowano tej samej miary wobec policjantów, którzy zostali wezwani do krzyczącej kobiety, która na tyle swoim telefonem wystraszyła doświadczonego lekarza psychiatrę, że zadzwonił pod 112 prosząc o pilną interwencję, bo jest niebezpieczeństwo popełnienia samobójstwa, a w dodatku coś połknęła (medykament niewiadomego składu i pochodzenia) i nie chce współpracować i powiedzieć co połknęła i skąd to wzięła?
Odpowiedź na to pytanie jest oczywista... bo wtedy cała intryga wzięłaby w łeb!
Napisałem o tym w komentarzu pod moim poprzednim artykułem 20.07.2023 o godzinie 11:12 [kilknij aby otworzyć bezpośredni link do komentarza], czyli jeszcze przed konferencją prasową na której ujawniono treść rozmów telefonicznych pani doktor psychiatry z dyspozytorem numeru 112 i z dyspozytorem z Policji dzwoniącym aby dowiedzieć się o szczegóły sprawy. Do tego momentu kwestia niedostateczne empatii była w mediach traktowana drugorzędnie, niemal przemilczana - na pierwszy plan wysuwano to, że Policja przyjechała do pacjentki rzekomo wyłącznie z powodu popełnienia przez nią aborcji, rzekomo potraktowała ją jak przestępczynię choć ona rzekomo nic złego nie zrobiła. Forsowano tę narrację dlatego, aby jak najmocniej uderzyć w PiS. To, że nie każdy policjant jest miły i empatyczny wie prawie każdy obywatel, więc kierowanie ataku w kierunku policjantów nie miałoby takiej siły rażenia niż w narracji, że winne jest partia rządząca i ustanowione przez nią prawo, a policjanci są tylko winni bo, "rzucili się na niewinną kobietę aby podlizać się władzy". W momencie kiedy ta narracja rozsypała się jak domek z kart, motyw nieczułych policjantek został przesunięty na pierwszy plan. Medialni aktywiści (bo przy tym co robić nawet nazwanie ich "funkcjonariuszami" byłoby obraźliwe dla funkcjonariuszy, nie mówiąc już o słowie "dziennikarze") dwoją się i troją, aby metodą kłamstwa powtarzanego 100 razy wbić odbiorcom do głowy, że rewizja była niepotrzebna i upokarzająca, jakby nie wiedzieli, że w pochwie lub odbycie można ukryć fiolkę z lekami mogącymi w tej ilości zatrzymać serce lub rozwalić układ nerwowy nie kobiety, lecz słonia. Ta narracja teoretycznie też powinna się posypać, bo według zapewnień Komendanta Głównego Policji funkcjonariuszki po zapewnieniu ginekologa, że dolne części ciała już zostały poddane oględzinom i żadnych niebezpiecznych rzeczy tam nie ukryto. Ale przecież jako rzekł Goebbels "kłamstwo powtarzane 100 razy staje się prawdą, więc medialni aktywiści mimo faktów wciąż powtarzają jak mantrę że policjanci są winni bo, "rzucili się na niewinną kobietę aby podlizać się władzy" i wciąż opowiadają androny o upokarzającej rewizji którą "kobiety zgotowały kobiecie" choć biorąc pod uwagę liczbę kłamstw jakie w tym temacie padły już nikt nie wie jak ta rewizja miała wyglądać.
Dlaczego zniknął motyw rzekomego "zagrożenia zdrowia" i inne wątki z pierwszej wersji TVN-u?
Bo od początku było to KŁAMSTWEM mającym wmówić odbiorcom, że nawet aborcja w sytuacji zagrożenia zdrowia rzekomo jest w Polsce ścigana. To kłamstwo miało ZWIĘKSZYĆ SIŁĘ RAŻENIA - wmawiać, że nawet podejmując działanie rzekomo zgodne z prawem można zostać "brutalnie zaatakowanym przez państwo" i "potraktowanym jak przestępca". W rzeczywistości cała ta sprawa jest jednym wielkim brutalnym atakiem prawdziwych przestępców na państwo.
Dlaczego sąd uznał za nieuzasadnione zatrzymanie do sprawdzenia telefonu komórkowego, a nie uznał za takie zatrzymania laptopa?
Nie wiem dlaczego sąd je uznał, ale wiem dlaczego ja również tak osądzam te dwie sprawy. Telefon daje osobie hospitalizowanej możliwość kontaktu z bliskimi, dzięki czemu czuje się ona bezpieczniej, nie odczuwa tak wielkiej samotności i nudy pogarszającej stan psychiczny (osoba, która nie ma czym się zająć więcej rozmyśla o traumatycznych tematach).Dodatkowo w przypadku osoby leczącej się psychiatrycznie która groziła targnięciem się na swoje życie telefon jest sposobem na szybki kontakt ze znającym jej chorobę psychiatrą. Te dwa argumenty były dużo ważniejsze od zdobycia i zabezpieczenia śladów działalności przestępców sprzedających nielegalne medykamenty lub nakłaniających do aborcji albo samobójstwa. Oczywiście takie ślady mogłyby pomóc w ustaleniu i ujęciu tych przestępców, a także być cennymi dowodami procesowymi. Ale ochrona innych osób przed tymi przestępcami nie powinna naruszać prawa tej jednej osoby do poczucia bezpieczeństwa i kontaktu ze światem. Adresy odwiedzanych stron, bilingi połączeń a nawet treść SMS-ów z tego telefonu Policja mogła za zgodą sądu uzyskać od operatora telefonii komórkowej.
Dlaczego strona przygotowująca całą tę intrygę nawet nie zadbała o usunięcie z Instagrama zdjęć ją kompromitujących?
Odpowiedzi na to pytanie mogą być dwie. Albo nie usunięto tych zdjęć dlatego, że zakładano, że odbiorcy przekazu TVN-u są tak głupi i zmanipulowani, że nie trzeba nawet tego robić, bo i tak we wszystko uwierzą (tak jak Bart Staszewski nawet nie obciął w odpowiednim momencie filmu w którym Kaczyński wyraźnie mówi "Nic nie powiedziałem", a w napisach pod filmem słowa te są zmienione na "Nic nie powiedział").
Albo nie zrobiono tego dlatego, że tę intrygę przygotowywano na inny moment - miała ona być "gamechangerem" odpalonym na finiszu kampanii wyborczej (podobnie jak film "Tylko nie mów nikomu" braci Sekielskich odpalony w maju 2019 roku na finiszu kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego), ale z jakiegoś powodu propagandyści zostali zmuszeni do tego, aby odpalić ten temat wcześniej, w pośpiechu, jeszcze zanim dowody na działalność artystyczną pani Joanny zostały usunięte. Hipotezę tę uprawdopodabnia fakt, że niedawno TVN i PO zachowały się w dokładnie ten sam sposób - serię kłamstw na temat rzekomego tuszowania pedofilii przez Jana Pawła II odpalono dokładnie w tym momencie, kiedy słupki poparcia dla PO leciały na łeb po wielopoziomowym blamażu tego ugrupowania w trakcie wizyty Prezydenta USA Joe Bidena - wprawdzie kłamstwa i manipulacje wyszły na jaw, ale i tak pseudodokumentalny paszkwil "Feanciszkańska 3" uratował Platformę przez dalszym zjazdem sondażowym, bo pod wpływem wyzwolonego przez nie gwałtownych emocji ludzie zapomnieli o blamażu z lutego. Ludzie zapomnieli o tym, jak Joe Biden najpierw współpracując z polskimi służbami upokorzył Putina jadąc do Kijowa, a następnie w przemówieniu do całego świata chwalił Polskę w momencie kiedy oni - niby taka "szanowana na całym świecie" a w dodatku "demokratyczna" opozycja mogli tylko wrzucać kolejne fake-newsy: o rzekomo zapowiedzianym spotkaniu Bidena z Trzaskowskim, o rzekomym spotkaniu Bidena z Tuskiem (w rzeczywistości te "spotkania" były tylko protokólarnym uściśnięciem płoni po odstaniu swojego w kolejce) lub choćby taki fake-news jak powyższy filmik. Jaki mógł być powód odpalenia materiału wyzwalającego silne emocje tym razem? Ale przecież to jest oczywiste! O czym gadała Platforma przez ostatnie miesiące? O rzekomej przyszłej koalicji PiSu i Konfederacji. Opowiadała te bajeczki choć od lat wiadomo, że "Konfie" dużo bliżej jest do PO niż do PiS - zarówno w kwestiach gospodarczych (program Konfederacji to platformerski balcerowiczyzm na sterydach - przeciwieństwo programu PiS), polityki zagranicznej (chęć zacieśniania współpracy z Rosją "taką jaka ona jest" - to cytat z Tuska), a najbardziej bije to po oczach w zajadłym antypisizmie konfederastów. Platforma jednak sprzedawała tę bajeczkę licząc na to, że sama po wyborach przejmie władzę w koalicji z tą skrajnie prawicową, kontrowersyjną partią i zrobi to - o ironio! - głosami zradykalizowanych byłych wyborców PiS którzy przeszli do Konfederacji. A tu nagle przyszły koalicjant wkurzony na złe traktowanie wyciął im numer. W dniu w którym pospiesznie odpalono materiał o pani Joannie wcześniej padła zapowiedź konferencji Konfy z Jakubem Banasiem przed siedzibą NIK, a w dniu w którym temat pani Joanny stał się tematem numer 1 ta zapowiedź stała się faktem - dowiedzieliśmy się, że syn Mariana Banasia będzie numerem 2 na warszawskiej liście Konfederacji, bo... jeszcze bardziej od ojca nienawidzi PiSu i chciałby go "rozliczyć". Dowiedzieliśmy się? Nie, mieliśmy się dowiedzieć, ale dzięki materiałowi TVN-u wszyscy emocjonowali się panią Joanną i o prawdziwych intencjach Mentzena, Brauna, Bosaka i całej reszty dowiedzieli się tylko tacy śledzący politykę maniacy jak ja. A co by się stało, gdyby dowiedzieli się o tym wszyscy? Oj, to by była bomba! Część zradykalizowanych dawnych wyborców PiS porzuciłaby Konfederację i albo wróciła do PiS albo w dniu wyborów pozostała w domu. Z kolei lukę po nich wypełniliby antypisowscy wyborcy Platformy zawiedzeni działaniami PO. Oznaczałoby to, że PiS wygrałby wybory, PO znów wylądowałaby w opozycji, co dla niej byłoby katastrofą, a Konfederacja stałaby się najsilniejszą po PO partią opozycyjną, co dla tego ugrupowania byłoby dużo wygodniejsze niż współrządzenie z PO (lub nawet współrządzenie z PiS, choć po konferencji Mentzena z Banasiem ten temat można ostatecznie między bajki włożyć). Ale dzięki materiałowi o pani Joannie temat startu Banasia z listy Konfederacji został skutecznie przykryty i można dalej przygotowywać przyszłą koalicję PO-KO_Konfederacja. Jak ci się podoba taka perspektywa?
Dlaczego PiS i TVP o tym wiedzą, ale milczą o "alter ego" pani Joanny?
Odpowiedź na to pytanie jest chyba najbardziej przerażająca w całej tej sprawie. Udokumentowany fotograficznie "dorobek artystyczny" kobiety kreowanej na współczesną Joannę d'Arc wystarczyłby aby tę kobietę ośmieszyć i zaorać, a wraz z nią zaorać wszystkich, co rozdmuchali ten temat i na nim budowali swoją narrację. Nawiasem mówiąc motyw Joanny d'Arc pojawił się w moim poprzednim artykule, kiedy jeszcze artystyczne "alter ego" pani Joanny z Krakowa nie było powszechnie znane. Oto cytat:
"Dlaczego w tej sprawie stosuje się odwróconą moralność. Wmawia się, że kobieta ubrana na czarno i kreowana na Joannę d'Arc nie zrobiła nic złego i padła ofiarą "zbrodniczego państwa" w momencie, kiedy popełniła ona jedną z najbardziej ohydnych zbrodni - zabiła własne dziecko! Stan psychiczny tej kobiety pozwala dopuścić taką możliwość, że działała w stanie ograniczonej świadomości, co jest moralnie okolicznością łagodzącą, ale nie usprawiedliwia nazywania zła dobrem, a dobra złem! W polskim prawie nielegalna aborcja jest przestępstwem. Prawo z przyczyn psychologicznych i humanitarnych robi tutaj wyjątek i nie pozwala postawić zarzutów ani skazać kobiety poddającej się nielegalnej aborcji, ale przestępstwo jest przestępstwem!"
Skąd wiedziałem? Nie wiedziałem. Po prostu ta intryga była tak grubymi nićmi szyta, a wizerunek pani Joanny kreowany przez TVN tak przerysowany, że ślepy by się domyślił! Znowu cytat:
"Czarna bluzka, czarna spódnica do tego czarne włosy. Symbol żałoby i cierpienia. Lecząca się psychiatrycznie kobieta, która trzy miesiące temu zabiła własne dziecko przedstawiana jako męczennica i ofiara, która rzekomo "nic złego nie zrobiła". Goebbels wpadłby w kompleksy. A do tego kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. Kłamstwa zdecydowanie przekraczające granice absurdu, bo na przykład kto udając się na Szpitalny Oddział Ratunkowy zabiera z sobą laptop? A w tle Kamila Ferenc, pełnomocniczka pani Joanny, prawniczka będąca działaczką Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny "Federa" i bezwzględny polityk chcący jak Heinrich Himmler "robić porządki żelazną miotłą", który zapowiada "marsz tysiąca serc.""
Więc dlaczego PiS obchodzi się z tą proaborcyjną aktoreczką delikatnie jak z jajkiem? Dlaczego publicznie nie "prześwietliła" postaci Joanny tak, jak Gazeta Wyborcza natychmiast "prześwietliła" postać 21-letniej Mariki? Bo każda ostrzejsza riposta ze strony obozu rządzącego spotkałaby się z wrzaskiem, że "zbrodnicza władza niszczy bezbronną kobietę".
Proszę zauważyć, że już raz tak było! Mamy prawie dokładną powtórkę ze sprawy wypadku Beaty Szydło. Prawdziwy ekstremalnie zdemoralizowany POTWÓR (bo nazwanie czegoś takiego skur..synem byłoby grubym eufemizmem) który ewidentnie złamał prawo robi wszystko, aby zniszczyć człowieka, który URATOWAŁ MU ŻYCIE - skręcił na pobocze i uderzył w drzewo narażając siebie i chronioną osobę oraz poważnie raniąc kolegę ze służby aby tylko nie przywalić w drzwi Seicento, bo wówczas z dupka skręcającego w lewo z prawego pobocza bez upewnienia się co się dzieje za nim zostałaby miazga! Wtedy także obóz PiS zrobił wszystko, aby Sebastian Kościelnik został osądzony tylko symbolicznie (założono karę w zawieszeniu z automatycznym zatarciem jej śladów w aktach), ale jednocześnie aby funkcjonariusze - nawet jeśli popełnili błędy - nie zostali rzucani na pożarcie. I wtedy także tak jak teraz opozycja wmawiała, że "reżim atakuje bezbronnego człowieka"... bo przecież przeciętny odbiorca jest przekonany, że za funkcjonariuszem w mundurze stoją potężne siły państwa z którymi "zwykły obywatel nie ma szans". Nie widzi jednak tego, że za tymi wybrańcami kreowanymi na "zwykłych obywateli" stoją jeszcze potężniejsze siły: telewizje, agencje PR, specjaliści od manipulacji, gotowi do najgorszych świństw prawnicy oraz lobbyści atakujący rząd i funkcjonariuszy w instytucjach europejskich. Natomiast funkcjonariuszom jak i całej stronie rządowej ODMAWIA SIĘ PRAWA DO OBRONY, bo aokolwiek powiedzą, natychmiast są oskarżani o 'ujawnienie tajemnicy lekarskiej". Przeciętny Kowalski nie zdaje sobie sprawy z tego, że jeśli za pomocą takich metod opozycja dorwie się do władzy, to wtedy role częściowo się zamienią. Częściowo, bo wówczas siły typowe dla państwa zsumują się z siłami stacji telewizyjnych, agencji PR, specjalistów od manipulacji, gotowych do zrobienia każdego świństwa prawników i lobbystów organizujących nagonkę na poziomie instytucji europejskich. A wówczas każdy z nas będzie mógł bez własnej woli i winy, czystym przypadkiem, wyłącznie dlatego że stał się "przeszkodą" lub kimś, kogo zniszczenie może być "nauczką" dla innych przeciwników nowego, "demokratycznego" rządu może znaleźć się w sytuacji dużo gorszej niż dzisiejsi policjanci lub funkcjonariusze BOR, a nawet Marika odsiadująca wyrok trzech lat bezwzględnego więzienia za szarpanie tęczowej torebki o wartości 15 złotych. Ale to już jest temat na kolejny artykuł.
Tymczasem temat aborcyjnej Joanny d'Arc z Krakowa znika z mediów. Stare - dziś już wiadomo że kłamliwe zarzuty są w zastępowane nowymi. "Eksperci" którzy wciskali w mediach farmazony udają że nic nie mówili. Na ich miejsce nowi "eksperci" wciskają nowe farmazony dostosowane do nowej narracji. Ale generalnie temat szybko się wycisza. Święte oburzenie na "pisowski reżim" jest zastępowane oburzeniem na brak empatii policjantek. a pewnie za kilka dni lub tygodni zostanie zastąpione oburzeniem na działania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w reakcji na materiał TVNu. Nikt (no, prawie nikt) nie usłyszał o tym, o czym nie miał usłyszeć, czyli o wstąpieniu Banasia juniora do Konfederacji. Przy okazji Tusk zyskał pretekst do ogłoszenia planowanego od dawna na finisz kampanii wyborczej "marszu miliona serc". Więc materiał TVN-u zrobił swoje. I tylko najbardziej zaangażowani Goebbelsi tacy jak Sekielsk (przykład dosłownie z wczoraj)i, którzy już mają tę pewność, że każdy kto ich słucha i kto im wierzy jest do końca zindoktrynowanym bezmózgiem walą jeszcze propagandowe teksty o takiej treści, jakby konferencji prasowej Komendanta Generalnego Policji wcale nie było, a konto instagramowe Johnny Darc nigdy nie istniało.
Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię".
Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych.
Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka