Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus
517
BLOG

Kilka bolesnych (głównie dla pisowców, ale nie tylko) prawd o marszu opozycji

Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus Polityka Obserwuj notkę 15
Na początek pytanie (retoryczne) do polityków, dziennikarzy i niektórych zwolenników obozu rządzącego (który wciąż "resztkami sił" popieram): Panowie, czy moglibyście przestać się zachowywać jak PO w roku 2015 i przestać udawać, że nic się nie stało?

Stało się. Marsz się odbył i nie był bynajmniej totalną klapą. Trzeba więc odpowiedzieć na kilka pytań.

Jaki był jego cel? 

Podstawowym celem tego marszu było to, aby się odbył i by platformerskie i zagraniczne media mogły o nim pisać, traktując go w roli "gamechangera" i "demonstracji siły". Opozycja, jeśli chciała wygrać wybory, to musiała wygenerować coś, co by pozwoliło przeciętnemu (niezorientowanemu lub wahającemu się) wyborcy zapomnieć o jej wielkim blamażu w trakcie wizyty Joe Bidena w Polsce oraz o ataku na Jana Pawła II odpalonym w tym celu, aby "na szybko" odwrócić uwagę od tamtego blamażu. I tu trzeba przyznać, że opozycja zrealizowała swój cel - media mają o czym pisać. I im dłużej będziecie udawać, że nic się nie stało, tym dłużej i więcej będą te media pisać - nie tylko o marszu, ale także o was. Drugim celem było pokazanie, że opozycja idzie razem. Ten cel także osiągnięto (częściowo dzięki "wsparciu" PiS - oczywiście chodzi o tę spóźnioną o półtorej roku ustawę powołującą speckomisję). Trzecim, mogłoby się wydawać że sprzecznym z drugim, ale w rzeczywistości ściśle z nim powiązanym celem było upokorzenie pozostałych partii opozycyjnych, pokazanie PO jako "przewodniej siły narodu", a Donalda Tuska jako "jedynego przywódcy opozycji". I to im się udało. 

Jaka była frekwencja? 

A jakie to ma znaczenie? Jasne jest, że organizatorzy będą liczbę uczestników zawyżać, a obóz rządzący będzie ją zaniżać. Tak samo było przy pierwszej rocznicy Smoleńska (tylko wtedy role były odwrotne), analogicznie jest przy każdym Marszu Niepodległości. Nawet gdyby uczestników było mniej niż 100 tys (na wypadek gdyby ktoś czytał ten artykuł za kilka miesięcy lub lat wyjaśnię, że organizatorzy określili liczbę uczestników na 500 tys, a strona rządowa na 100 - 150 tys) to i tak cel zostałby zrealizowany, media miałyby o czym pisać i równie hucznie odtrąbiłyby sukces. 

Jak ustawa powołująca komisję weryfikacyjną wpłynęła na ten marsz? 

A jak miała wpłynąć? Niech do was wreszcie Panowie dotrze, że po drugiej stronie macie do czynienia z cynicznymi kłamcami będącymi wybitnymi specjalistami od propagandy i manipulacji. Skoro udało im się wmówić milionom ludzi, ze są "gorszym sortem" i mają być z tego dumni (choć w rzeczywistości nigdy z ust Kaczyńskiego nie padły słowa "gorszy sort" - mówił on o "NAJGORSZYM sorcie" i w tej samej wypowiedzi jasno określił kogo ma na myśli: folksdojczy i szmalcowników z czasów II Wojny Światowej, ubeckich zbrodniarzy i donoszących im kapusiów w czasach stalinowskich oraz złodziei i krwiopijców budujących fortuny kosztem zapracowujących się na śmierć za głodowe pensje robotników w czasach balcerowiczowskich przemian - opisałem to bardzo dokładnie w artykule "Kilka bezczelnych kłamstw, na które na 100% dałeś się nabrać" wraz z umieszczeniem filmu z oryginalną wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego oraz manipulatorskiego spotu PO), to oczywiste było, że wmówią im też, że wszyscy są potencjalnymi ruskimi agentami - przy tak "wytresowanym" elektoracie łatwo poszło: wystarczyło ustawie przykleić przydomek "Lex Tusk" i już się dali nabić w butelkę. Czyli jasne jest, że ustawa ta zadziałała mobilizująco. Swoją drogą gdyby ustawy nie było, to wymyśliliby jakiś inny czynnik mobilizujący. Ale skoro tak pięknie sami się wystawiliście, to nie musieli nic wymyślać, tylko wykorzystali okazję. 

Czy w marszu wzięły udział same agresywne prymitywy? 

Aż mnie język świerzbi, aby parafrazując Guya Verhoffsradta nazwać to wydarzenie "Marszem połowy miliona nazistów". Określenie to byłoby tym bardziej uprawnione, że rok temu Donald Tusk świadomie, dobrowolnie i bez żadnych gwałtownych emocji sparafrazował motto Heinricha Himmlera "Żyjemy w epoce żelaza, w której PORZĄDKI TRZEBA ROBIĆ ŻELAZNĄ MIOTŁĄ" (ten zbrodniarz właśnie takimi słowami kończył rozkazy mordowania dziesiątek tysięcy żydowskich kobiet i dzieci, aby zmotywować oprawców do wykonywania tych zbrodniczych rozkazów - treść jednego z rozkazów umieszczę na końcu artykułu) mówiąc "Dajcie mi 100, no może 400 dni, żeby ZROBIĆ PORZĄDEK NAPRAWDĘ ŻELAZNĄ MIOTŁĄ". Dodatkowym argumentem za takim określeniem tego marszu są słowa Andrzeja Seweryna: "twoim zadaniem jest im przypier**lić... żadnych rozmów, żadnego dialogu, żadnych prób zrozumienia - po prostu masz im przypie***lić, a nie rozmawiać z tymi parszywymi Żydami, bo oni cię oszukają, po prostu przypi..." i tak dalej... Napisałem "parszywymi Żydami"? Och, przepraszam, to celowa "pomyłka" pokazująca genezę tego "głębokiego przesłania" spłodzonego przez wybitnego przedstawiciela "świata kultury". Jeszcze mocniejszym argumentem za nazwaniem spędu PO "Marszem połowy miliona nazistów" jest fakt, że NIKT SPOŚRÓD POLITYKÓW PO NIE POTĘPIŁ TYCH SŁÓW, ANI SIĘ OD NICH NIE ODCIĄŁ. Donald Tusk napisał, że "Nie ma co przeklinać", bo "Silni nie muszą" - nawet najdelikatniej nie skrytykował idei "przypier***enia", bo przecież sam tę ideę od swojego powrotu do Polski głosi. Radosław Sikorski odniósł się do tych słów w sposób jeszcze bardziej bezczelny: "Zgadzam się z Andrzejem Sewerynem. Faszystom nie wolno nadstawiać drugiego policzka". Nawet ślepy, głuchy i głupi by dostrzegł RAŻĄCĄ DYSPROPORCJĘ pomiędzy reakcją na słowa Tomasza Lisa "Znajdzie się komora dla Dudy i Kaczora", a reakcją "świętego oburzenia" na spot PiS pokazujący co owe komory w Auschwitz oznaczały. Po takim preludium do marszu żaden przyzwoity człowiek (bez względu na liczbę pretensji do obozu PiS) NIE POWINIEN BRAĆ W NIM UDZIAŁU, ani w żaden sposób go popierać. Dlatego ogromna część uczestników tego marszu to współcześni naziści, z myślą o których właśnie Donald Tusk brutalizuje i radykalizuje przekaz aż do cytowania (oczywiście bez podania źródła - podstawową cechą mistrza manipulacji jest ukrywanie manipulacji i jej inspiracji) upiornych sentencji architekta Holocaustu - Heinricha Himmlera. Ale nie było to 100% uczestników tego marszu. Jakąś część tego zgromadzenia stanowili ludzie, którym jeszcze takie hasła się nie podobają, ale poszli bo przestraszeni lub wkurzeni na władzę tym, co codziennie słyszą w TVN-ie stwierdzili, że mimo wszystko trzeba tam iść... a na tym wydarzeniu atmosfera już sama zrobi z nich w przyszłości "dobrych antypisowców" = nazistów. Ale to, że oni tam trafili, to także wasza wina Panowie - zamiast stworzyć PLURALISTYCZNE, PROFESJONALNE, ATRAKCYJNE POZNAWCZO DLA LUDZI O RÓŻNYCH POGLĄDACH MEDIA (o co na swoim blogu wielokrotnie apelowałem) wy zmajstrowaliście "Telewizję Kurską" do której nawet większość elektoratu PiS ma ogromny dystans, a ludzi o innych poglądach pozostawiliście na pastwę TVN-u. 

Czy marsz był pod pewnymi aspektami żałosny? 

Tak, był. I to pod wieloma aspektami. Żal odbyt ściska, jak się widzi na marszu z okazji "pierwszych częściowo wolnych wyborów" towarzysza Leszka Millera który 4 czerwca 1989 roku startował do Senatu z ramienia Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Do tego ugrupowania wstąpił już w 1969 roku. Na marszu pojawił się także towarzysz Włodzimierz Cimoszewicz. Równie żałośnie wypadł Lech Wałęsa, który z właściwą sobie bufonadą zachwalał własne sukcesy i przymioty oraz tłumaczył, dlaczego nie był "TW Bolkiem" który zainicjował noc teczek 4 czerwca 1992 roku, choć nawet najbardziej otumanieni wyznawcy platformizmu nie wierzą w jego wersję. Żałosna była także zmiana barw marszu - jak to zauważył bloger Mathew88 "Wszyscy pamiętają tzw. Błękitny Marsz z 2007 r. Wtedy PO też maszerowała po to, aby zmobilizować wszystkich, by obalić rząd PIS." Wtedy z sondaży im wynikało, że opłaca się maszerować pod hasłami "europejskimi", więc przywieźli błękitne flagi UE, a tym razem wyszło ze słupków, że udawanie patriotów bardziej im się opłaci, więc nie tylko błyskawicznie zmienili barwy na biało-czerwone, ale nawet usiłowali odśpiewać hymn państwowy i słowo "Polska" odmieniali przez wszystkie przypadki. Więc ten marsz pod wieloma względami był żałosną, propagandową zagrywką. Ale przypomnę, że Adolf Hitler po Puczu Monachijskim aresztowany w pantalonach i piżamie do której w ostatniej chwili przypiął swoje żelazne krzyże prezentował się po tysiąckroć bardziej żałośnie, a mimo to właśnie to wydarzenie zorganizowane pod hasłami walki z kryzysem, drożyzną, inflacją, "złodziejstwem" i "nielegalną" władzą (nie zmyślam - proszę sprawdzić w dowolnym źródle historycznym) stało się jednym z przełomowych, które przyczyniły się do przejęcia przez niego i NSDAP władzy w Niemczech... mimo że nigdy ta partia nie zdobyła liczby głosów pozwalających na samodzielne rządzenie, ale tak sprytnie omotała inne ugrupowania... (zaraz, zaraz... skąd my to znamy? ale nie zmyślam - proszę sprawdzić w dowolnym źródle historycznym). 

Co dalej?

Jeśli nie mamy się na jesieni obudzić z ręką w nocniku, to radziłbym nie lekceważyć tego, co stało się w niedzielę, tylko wziąć się solidnie do pracy organicznej. Mamy około pięciu miesięcy na działanie. Za nami stoją sukcesy gospodarcze, nieporównywalnie wyższy poziom życia i sukcesy militarne Ukrainy oddalające groźbę rosyjskiej inwazji na Polskę, których to sukcesów nigdy by nie było, gdyby rządzili tacy jak Donald Tusk, który ostentacyjnie pokazywali chęć robienia interesów z Rosją taką jaka ona jest (mniejsza o to czy robił to aby się przypodobać Berlinowi czy aby pokazać wyborcom siebie jako "rozsądnego pragmatyka" a braci Kaczyńskich jako "oszalałych rusofobów"), Radosław Sikorski, który w momencie ucieczki Janukowycza doradzał Ukraińcom podpisanie porozumienia z prorosyjskim satrapą (słynne "If you don't support this you have martial law, the army you'll all be dead") oraz Ewa Kopacz, która zaleciła w tej sytuacji zamknąć się w swoim domu i czekać co za nas i za Ukrainę zadecydują w Unii Europejskiej. Ale nie można dalej pozwalać sobie na "partyzantkę" i "amatorszczyznę". 

Tym wszystkim, co oburzają się jak śmiałem porównać PO do NSDAP, Tuska do Hitlera, najbardziej agresywnych wyborców Tuska do nazistów, a niedzielny marsz do Puczu Monachijskiego przypomnę, że Tusk i jego bojówki najpierw z Palikotem, a później także z Giertychem na czele od czasów pierwszych rządów PiS systematycznie stosują takie porównania - opisałem to dokładnie w artykule "Słowa, które zabijały, zabijają i będą zabijać. Język debaty publicznej w Polsce. A po jakie wzorce i autorytety sięga Tusk w mowach mobilizacyjnych do swojego ŻELAZNEGO ELEKTORATU? Po właśnie takie, jak w poniższym rozkazie, czyli po "ŻELAZNĄ MIOTŁĘ" (źródło: Richard Rhodes, "Mistrzowie śmierci. Einsatzgruppen.", wydanie II, rozdział 9: "Niezależnie od płci, niezależnie od wieku", s. 187-188.) 

image

Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię". Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych. Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Polityka