Przed kilkoma dniami w artykule "Giertych + uprowadzenie + gliny + Zatoka Sztuki +Iwona Wieczorek = śmierdząca sprawa" zupełnie W CIEMNO PRZYJĄŁEM ZAŁOŻENIE, że dziewczyny poszkodowane w wypadku radiowozu MÓWIĄ PRAWDĘ. Jednak wczoraj, kiedy natrafiłem na artykuł "Gazety Wyborczej" na ten temat, to zaświeciła mi się czerwona lampka. A JEŚLI TE DZIEWCZYNY NIE MÓWIĄ PRAWDY. Są przecież możliwe przynajmniej dwa alternatywne scenariusze. Obydwa zaczynają się w jeden z dwóch sposobów. Dziewczyny podrywały policjantów, ci podjęli tę grę i zaproponowali przejażdżkę radiowozem lub policjanci podrywali nastolatki, a one podjęły tę grę i skorzystały z propozycji przejażdżki, która nie miała nic wspólnego z opisywanym uprowadzeniem. W trakcie przejażdżki policjant prowadzący pojazd popisywał się, jechał z nadmierną prędkością i wykonywał niebezpieczne manewry wskutek czego utracił panowanie nad pojazdem i doprowadził do wypadku. Po wypadku dotarło do niego w co się głupio wrobił, więc aby to wyglądało na zwykły wypadek a nie efekt niebezpiecznych popisów i wykorzystywania sprzętu służbowego do prywatnego podrywu w godzinach służby więc kazał dziewczynom "spier...ać". I tu scenariusze się rozdwajają.
Scenariusz 1.
Dziewczyny wiedziały, że rozbitego nosa przed rodziną ukryć się nie da, więc zmyśliły uprowadzenie, bo wstyd im się było przyznać do tak głupiego zachowania. Ale nie przewidziały tego, że rodzina nada sprawie bieg urzędowy... i dalszy ciąg już znamy. Dodam, że niemal identyczny przypadek miał już miejsce - niewinny facet trafił do więzienia za gwałt, bo nastolatka bojąc się reakcji ojca na to, że nie powróciła na noc do domu zmyśliła historyjkę o przetrzymywaniu i zgwałceniu... a "sędzia" orzekając "na podstawie prawa i własnego doświadczenia" zignorowała opinię ginekologa, że rzekoma ofiara nie mogła zostać zgwałcona, ponieważ nie tylko po rzekomym zdarzeniu nie miała żadnych śladów przemocy, ale z medycznego punktu widzenia... jest dziewicą - błona hymen nietknięta!
Scenariusz 2.
Dziewczyny niczego nie zmyślały, przyznały się do głupiej gry z NIEPROFESJONALNYMI policjantami, ale po tym ich rodzina albo postanowiła UKARAĆ policjantów za to co zrobili, albo szukała ZABEZPIECZENIA na wypadek gdyby śledztwo wskazało na udział nastolatek w zdarzeniu. W jednym i drugim przypadku potrzebna im była obsługa parawna. I w tym momencie albo rodzina znalazła "mecenasa" Romana G. albo Roman G. znalazł tę rodzinę. W obecności Wojciecha Cz. z "Gazety W." pouczył nastolatki jak należy kłamać, aby sprawa z banalnego wypadku spowodowanego głupotą, brawurą, popisami i absolutnym brakiem profesjonalizmu dwóch głupich gliniarzy zamieniła się w głośną medialną opowieść o rażącym złamaniu prawa przez "PiSowskich" policjantów, którzy siłą uprowadzili z zamiarem zgwałcenia dwie nastolatki i tylko wypadek samochodowy uchronił je przed tym losem... i dalszy ciąg już znamy.
I tutaj trzeba podkreślić, że w niedawnej przeszłości mieliśmy już do czynienia nie tylko Z TAKIM SAMYM SCENARIUSZEM, ale nawet z IDENTYCZNYM SCENARIUSZEM W WYKONANIU TYCH SAMYCH DWÓCH "AKTORÓW" ROMANA. G i WOJCIECHA CZ.
Przypomnę sprawę "narciarza" którego inicjałów już nie pamiętam i ministra Łukasza Szumowskiego. Ów instruktor narciarstwa dostał od nieustalonej osoby "cynk", że łatwo można zrobić "interes życia": zadzwonić pod określony numer, kupić partię tanich, atestowanych maseczek z filtrem gwarantującym ochronę przed wirusem w dużym stężeniu (czyli idealnych do zastosowania przez personel medyczny), a następnie sprzedać je z kilkukrotną przebitką rządowi, który ze względu na ogromne zapotrzebowanie i ogołocony rynek kupuje każdą ilość takiego towaru "z pocałowaniem ręki" nie targując się zbytnio o cenę. Ale kiedy już było po transakcji, wówczas okazało się, że była to "wtopa życia", bo atest był sfałszowany i maseczki nie nadawały się do użytku medycznego - co najwyżej do noszenia przez ludzi na ulicach, tak jak te "szmacianki" po kilkadziesiąt groszy za sztukę i Ministerstwo Zdrowia zażądało od kontrahenta zwrotu całkowitych kosztów oraz zapłacenia kary. W tym momencie ów instruktor narciarstwa zaczął szukać prawnika, który pomoże mu się wyplątać z tej sytuacji jak najmniejszym kosztem. I tak trafił na Romana G. który obecności Wojciecha Cz. z "Gazety W." pouczył go jak kłamać, aby sprawa z banalnej, nieudanej transakcji zamieniła się w "zdeżenie biednego biznesmena z PiSowską władzą". Ponieważ jednak feralnemu instruktorowi nie o to chodziło, żeby "iść na czołówkę z rządem" i albo nie miał sumienia albo odwagi, aby odwalić taki numer oskarżając niewinnych (gdy wiedział, że oni mają w garści dowody na to, że dostarczył maseczki ze sfałszowanym certyfikatem), więc Roman G. wraz z Wojciechem Cz. zmyślili i upublicznili w "Gazecie W." (z RAŻĄCYM NARUSZENIEM TAJEMNICY ADWOKACKIEJ) nową wersję historyjki, w której "winnymi" są Minister Zdrowia i "przyjaciel rodziny Szumowskich" (czyli ów instruktor - nawiasem mówiąc nie wiem jakim IDIOTĄ trzeba być, by uwierzyć, że rzeczywisty PRZYJACIEL kogokolwiek z rządu szukałby pomocy prawnej u Giertycha... ale wborcy Platformy O. inteligencją nie grzeszą), którzy postanowili wspólnie zrobić interes okradając państwo i podatników na sporą sumę... a nieuczciwy dostawca, który sprzedał instruktorowi maseczki ze sfałszowanym certyfikatem wcale się nie pojawia... i dalszy ciąg już znamy.
Nie chcę tu wyrokować czy dziewczyny mówią prawdę i mamy do czynienia z tym scenariuszem, który opisałem w poprzednim artykule na ten temat, czy opowiadają kłamstwa i mamy do czynienia z jednym z dwóch scenariuszy opisanych przeze mnie powyżej. Ale pragnę zwrócić uwagę na dwie bardzo istotne rzeczy. Po pierwsze, że w takiej sytuacji OGROMNA WIĘKSZOŚĆ LUDZI podobnie jak ja w poprzednim artykule ODRUCHOWO staje po stronie SŁABSZYCH, czyli nastolatek i w związku z tym im WIERZY. Więc skoro jedna z dziewczyn mówi "Wyborczej" [cytuję] "Mimo że nie udzielałam się w mediach, to, czego się nasłuchałam i naczytałam w komentarzach, było nieludzkie", to znaczy, że coś tu jest nie tak - "Gazeta W." kłamie i manipuluje (jak zwykle). Po drugie jak OGROMNY NEGATYNY WPŁYW ma zaangażowanie polityczne Giertycha oraz dopuszczanie się rozmaitych kłamstw, manipulacji, rozstrzygania sporów sądowych za pomocą mediów oraz zdradzania mediom tajemnicy adwokackiej przez duet Roman G. i Wojciech Cz. Przecież nie można wykluczyć, że dziewczyny mówią prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, są czyste jak łza dziewicy, a mimo to odkąd w sprawie uaktywnnili się Roman G. Wojciech Cz. i Gazeta W. ja wierzę i ufam tym dziewczyniom coraz mniej... i nic na to nie poradzę. Jednocześnie osoby o poglądach politycznych preciwnych do moich już dawno wydały wyrok skazujący nie tylko na tych dwóch policjantów, ale na całą Policję i całe "PiSowskie państwo" (bardzo prawdopodobne, że użyły zwrotu "PiSowski reżim"). O ile jednak ja nie jestem pewny... nawet nie tyle "nie jestem pewny" co NIE WIEM jak to zdarzenie wyglądało w rzeczywistości, to osoby po drugiej stronie "mocy" są tago ABSOLUTNIE PEWNE. Oczywiście w przeciwieństwie do mnie nie dostrzegają w tej sprawie żadnego RYZYKA RAŻĄCEGO WYKORZYSTANIA MEDIALNEGO tej sprawy do przykrycia nowych ustaleń w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek, a tym bardziej RYZYKO CELOWEGO WPROWADZANIA W BŁĄD. Bo jak wsponmiałem wyborcy Platformy O. w zakresie odporności na manipulację inteligencją nie grzeszą... i na to również nic nie poradzę.
Na koniec chciałem zauważyć, że o ile w poprzednim artykule na ten temat konsekwentnie unikałem użycia określenia "policjanci" lub "funkconariusze" w stosunku do osób, które moim zdaniem splamiły godność munduru (pisałem o "glinach", "gliniarzach", "krawężniku") to dziś już się przed tym określeniem nie bronię, bo nie jestem tak pewny ich winy. Jeśli rzeczywiście próbowali uprowadzić niewinne dziewczyny, to (jak napisałem poprzednio) państwo powinno się z nimi obejść z całą surowością prawa, bo nic takiego NIE MIAŁO PRAWA MIEĆ MIEJSCA. A jeśli historia o uprowadzeniu jest tylko zmyśloną bajeczką???...
Post Scriptum. Zapomniałem dopisać, że latem tego roku z przypadkowej rozmowy nad jeziorem Białym (Przemęcki Park Krajobrazowy) ze strasznie toksyczną, proplatformerską gadułą (z Wrocławia) dowiedziałem się, że wykorzystywanie przez funkcjonariuszy takich służb jak Straż Pożarna, WOPR, Policja itp... służbowego sprzętu do prywatnej zabawy z członkami rodzin lub popisów przed kimś nie jest procederem tak niespotykanym, jak by się mogło wydawać. I chodzi tu nie tylko o radiowozy, ale głównie o quady, pontony RIB, motorówki, samochody i motocykle terenowe... Pokusa ogromna, a ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu ryzyko ukarania również bardzo niskie. Więc wiecie, rozumiecie... owa "platformerka" nie widziała w tym nic złego ani niestosownego... podobnie jak w nagminnym używaniu słowa "czarnuchy" którego ja nigdy nie używam, choć jestem "ortodoksyjnym PiSowcem"... o czym ona oczywiście nie wiedziała.
Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię".
Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych.
Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka