Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić jednokomórkową algę zaiwaniającą pod prąd rzeki z tempem doświadczonego pływacza? Wielokrotnie próbowałem płynąć pod prąd Pilicy - stylem klasycznym stoi się w miejscu, dopiero kraul pomaga. Nie trzeba być Heraklitem z Efezu, aby wchodząc do rzeki przekonać się, że w niej wszystko płynie. Wszystko, co ani nie jest o coś oparte (zakotwiczone, zakorzenione, zaczepione, przywiązane, leżące na dnie...) ani nie posiada własnego napędu i steru (płetwy, kończyny) pozwalającego nadać kierunek pod prąd (np.: ryba, pływak, statek) musi płynąć. Najczęściej porusza się z prądem rzeki, choć może trafić na miejsce gdzie wskutek ukształtowania terenu woda się zatrzymuje (np.: starorzecze) lub lokalnie cofa (np.: przy samym brzegu pomiędzy dwiema wchodzącymi w rzekę ostrogami). Jednak te miejsca to wyjątki - regułą jest, że wszystko płynie zgodnie z nurtem rzeki.
Czy prof. Marcin Drąg, chemik z Zakładu Chemii Bioorganicznej na Politechnice Wrocławskiej może o tym nie wiedzieć? Jasne, że nie może! Ale kto mu zabroni głosić w mediach głupoty, jeśli dzięki temu zyska pięć minut sławy, zainkasuje niezłą sumkę i dowali znienawidzonemu PiS-owi? A że się sprzedał? Nie on pierwszy! Że robi z siebie idiotę? Po dzisiejszym wywiadzie będzie tak mocno "umocowany", że nikt ze środowiska akademickiego nie odważy mu się tego wytknąć.
Przyjrzyjmy się bliżej wypowiedzi tego "eksperta".
"Trzeba wykluczyć główną teorię"... której nigdy nie było!
Na początek ów "ekspert" obala teorię "przyduchy", której nigdy nie było. Od samego początku wiadomo, że to nie jest "przyducha" czyli niebezpieczny spadek zawartości tlenu w wodzie, bo od początku tej katastrofy wszystkie stacje pomiarowe zarówno po polskiej jak i niemieckiej stronie Odry wykazywały ponadnormatywnie ZWIĘKSZONĄ ZAWARTOŚĆ TLENU i jego silne dobowe WAHANIA pokrywające się z cyklem FOTOSYNTEZY czyli produkcji tlenu przez organizmy zielone - w tym przypadku znajdujące się w wodzie. Wykazały jednocześnie gwałtowny spadek zawartości AZOTU w wodzie, który wraz z fosforem stanowią podstawowe substancje budujące biomasę organizmów zielonych. Wykazały one także zwiększoną PRZEWODNOŚĆ wody wynikającą z jej większego ZASOLENIA i co najważniejsze, wykazały ogromną ilość chlorofilu, która w przyjętej skali, w krótkim czasie wzrosła ponad dwudziestokrotnie! Fala zanieczyszczenia solą i fala eksplozji chlorofilu przemieszczały się w tym samym miejscu i czasie z jednakowym tempem, co potwierdziły wyniki badań w kilku miejscach np. we Frankfurcie nad Odrą. I z falą tą była zsynchronizowana następująca po niej fala śnięcia ryb.
Ale oczywiście o tym prof. Marcin Drąg nie wspomina ani słowem. Całkowicie pomija fakty i badania. Bo przecież skoro WSZYSTKIE fakty i badania przeczą jego tezie, to tym gorzej dla faktów i badań. Zamiast tego dementuje bzdurną "główną teorię", której rząd nigdy nie ogłosił, a tym bardziej nie uznał za główną - wyłącznie w tym celu, aby wmówić PRZECIĘTNEMU IGNORANTOWI (zwłaszcza temu z literkami przed nazwiskiem - ci najbardziej bezkrytycznie ufają "ekspertom" z bardziej znaczącymi literkami) że "rząd kłamie". A ignorant nie zorientuje się, że zwiększona zawartość tlenu to nie to samo co zmniejszona zawartość tlenu - ważne, że "ekspert" powiedział, więc mają kolejny "dowód" na to, że "rząd bezczelnie okłamuje ten głupi lud pisowski".
"Niski poziom rzeki i wysoka temperatura nie mogły spowodować masowego śnięcia ryb w Odrze?"
Następnie "ekspert" dementuje kolejną hipotezę, która była jedną z wielu i była przez rząd traktowana na równi z innymi. Tu również mija się z faktami twierdząc "Znam Odrę naprawdę dobrze od kilkudziesięciu lat. (...) Odra jest całkiem dobrze natleniona. W wielu miejscach jest kamienista. Woda płynąc w dół uderza o kamienie, o brzeg, wiruje." Tylko nie wspomina o tym, że na tej rzece jest bardzo dużo zapór, śluz, ostróg i innych wynalazków poprawiających jej żeglowność, które z jednej strony działają pozytywnie retencjonując wodę ale z drugiej działają negatywnie sprzyjając wzrostowi temperatury i zakwitowi glonów. I znów bredzi o tlenie, jakby temat miał dotyczyć jego spadku, a nie wzrostu zawartości.
"Uważam na 100 proc., że stoi za tym działanie człowieka."
Profesor dobrodusznie rozgrzesza wszystkie kłamstwa na temat rzekomej ogromnej zawartości rtęci. "Być może te stwierdzenia były podkoloryzowane, żeby wzniecić alarm i przeprowadzić terapię szokową wśród ludzi, bo widzieli, co się dzieje." Jednocześnie przypisuje je wyłącznie stronie niemieckiej - o politykach i samorządowcach PO głoszących, powtarzających (choć nie jest pewne czy po stronie niemieckiej takie stwierdzenia się pojawiły) i jeszcze dużo bardziej "koloryzujących" te brednie nie wspomina ani słowem. Ale wreszcie odnosi się do pierwszego wskaźnika: "Pierwsze sygnały od wędkarzy pod koniec lipca były takie, że na rzece powstała fala w wysokości około 30 cm. To by wskazywało na duży zrzut czegoś, co powodowało śmierć ryb." Nie są to żadne dane pomiarowe z wodowskazów, komunikaty laboratoriów... Ludzie gadali... a dokładniej wędkarze. I na podstawie tego ów "naukowiec" twierdzi, że w tej fali musiał znajdować się jakiś związek chemiczny powodujący śnięcie ryb.
No to wytłumaczę temu "naukowcowi" dlaczego plecie bzdury. Nie jestem chemikiem ani biologiem. Rzeki i jeziora znam o tyle dobrze, że jestem pasjonatem eksploracji trudnodostępnych zakamarków maluteńką łódeczką (na którą przesiadłem się z siedmiometrowego kabinowego jachtu) o napędzie żaglowym, wiosłowym lub elektrycznym (bardzo uniwersalna konstrukcja - moje Dzieci też ją uwielbiają... w te wakacje pływaliśmy przez trzy tygodnie po trzech pojezierzach - ich jeziorach, rzekach, kanałach, rozlewiskach). Natomiast jako matematyk i informatyk znam rozkłady liczbowe różnych zjawisk. Gdyby substancja chemiczna zabijająca ryby została spuszczona z jakiegoś zakładu i poruszała się z falą po rzece, to największy pomór ryb występowałby bezpośrednio poniżej miejsca spuszczenia toksycznych ścieków. W tym miejscu mielibyśmy hekatombę, po której łatwo byłoby namierzyć jej sprawcę, a później z biegiem rzeki sytuacja byłaby coraz lepsza, bo stężenie substancji byłoby coraz mniejsze (rzeka ma przecież dopływy). Tu mamy sytuację odwrotną - w górnym odcinku rzeki pojawiają się pojedyncze śnięte ryby, z czasem i biegiem rzeki liczba tych ryb przyrasta w postępie geometrycznym, następuje hekatomba i przesilenie, po czym zjawisko się wycofuje i śniętych ryb jest coraz mniej. Czyli to co zabijało ryby MUSIAŁO SIĘ ROZMNAŻAĆ.
"Chlorek rtęci", "cyjanek potasu"
Chyba najbardziej ŻAŁOSNE w wykonaniu prof. Marcina Drąga jest EPATOWANIE nazwami substancji chemicznych budzących grozę... których obecności w Odrze nawet w śladowych ilościach nie potwierdziło ŻADNE LABORATORIUM. Ot po prostu rzuca sobie nazwy z głowy - jest przecież chemikiem. Przecież nie o fakty tu chodzi, tylko o wywołanie WRAŻAENIA GROZY oraz złudzenia BYCIA OKŁAMYWANYM przez rząd... w momencie kiedy PRAWDZIWY KŁAMCA właśnie udziela wywiadu.
"Niemieccy naukowcy sugerują, że przyczyną śmierci ryb może być niezidentyfikowany jeszcze, toksyczny gatunek alg (glonów). To możliwe? - Na ten moment wszystko jest możliwe."
Co ciekawe autentycznie dominująca i najbardziej prawdopodobna teoria w wywiadzie pojawia się dopiero na samym końcu i jest przez "eksperta" potraktowana z lekceważeniem. Teoretycznie wszystko jest możliwe, ale "Jeśli byłyby to algi, to dziwne, żeby płynęły taką skumulowaną falą. Algi zwykle występują miejscowo, a tutaj coś sukcesywnie spływa w dół rzeki i wytruwa te ryby. Dla mnie to jest dosyć trudne do wyobrażenia, że one z jednego miejsca przesuwają się w dół." Przepraszam, ale czytając ten fragment mam wrażenie, że albo facet jest idiotą, albo traktuje czytelnika jak idiotę. Proszę sobie przeczytać jeszcze raz pierwszy akapit mojego artykułu. Jednokomórkowa alga nie ma rączek, nóżek, ogona, śruby napędowej ani napędu strumieniowego, aby płynąć pod prąd. Więc jeśli znajduje się na wodzie stojącej, to rzeczywiście występuje miejscowo i przemieszcza się tylko tam gdzie ją wiatr z masami wody przywieje, ale jeśli znajdzie się w nurcie rzeki, to płynie wraz z nim. Płynie z prądem jak wszystko inne - woda, sole z kopalni, zanieczyszczenia z silników barek, ścieki, g*wna... i pan profesor także. Bo wszystko podlega tym samym prawom fizyki.
Moja teoria - co za kilka dni odkryją naukowcy?
Prawdopodobnie za kilka lub kilkanaście dni (a może za wiele miesięcy) niemieccy i polscy naukowcy niezależnie dojdą do wniosków że doszło do nieszczęśliwego splotu wydarzeń. Gdzieś w górze rzeki - prawdopodobnie w zbiorniku ze słoną wodą jakiegoś zakładu produkcyjnego pojawiły się algi złociste. Jako organizmy słonowodne żyły tam sobie, ale nie miały zbyt dużo substancji odżywczych, co pohamowywało wzrost ich populacji. Woda została zgodnie ze wszystkimi procedurami i normami spuszczona do rzeki i znajdujące się w niej substancje chemiczne w tym stężeniu nie zagrażały żadnym organizmom żywym w rzece. Jednak algi dostały idealną temperaturę, zasolenie i ilość azotu, zaczęły się rozmnażać, produkować neurotoksyny tak silne, że nawet ich ilość trudna do wykrycia powodowała masowe śnięcie ryb. W końcu idealne warunki dla alg się skończyły, dlatego zjawisko zaczęło wygasać. Oczywiście jest możliwy inny podwariant - algi płynęly sobie z prądem (może nawet z Czech) lub żyły sobie gdzieś w zakolu rzeki i jak dostały słonej wody, to "dały czadu" jak powyżej, ale jest on mniej prawdopodobny, bo większość alg to organizmy słonowodne, więc ich występowanie w całkowicie słodkiej wodzie mnie nie przekonuje.
Stawiam tydzień pływania łódką plus butelkę whisky, że coś takiego zostanie wykryte. Kto się zakłada? Algi już zostały wykryte - wykrycie mechanizmu powodującego ich nagłą ekspansję jest według mnie tylko kwestią czasu. Niestety kiedy przyczyna (a w zasadzie przyczyny - obstawiam, że musiało zaistnieć wiele niezależnych czynników) katastrofy zostanie ustalona, to już nikt nie będzie się tą sprawą interesował... a w umysłach idiotów pozostanie przekonanie, że rząd doprowadził do katastrofy ekologicznej i oszukał społeczeństwo w sprawie jej przyczyn - przekonanie utrwalone przez "naukowca", którego nazwanie "prostytutką" byłoby obrazą dla ciężko pracujących pań. Ale nie on pierwszy spośród "naukowców", "sędziów" i innych "autorytetów" się dziś w ten sposób sprzedaje. I nie on ostatni.
---
Przypisy
Wywiad z prof. Marcinem Drągiem:
https://www.onet.pl/informacje/onetwroclaw/naukowiec-jednoznacznie-o-katastrofie-w-odrze-stoi-za-tym-dzialanie-czlowieka/7csm0sb,79cfc278
Dla porównania inny artykuł z którego brałem informacje na temat zawartości chemicznej wody w Odrze:
https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/hipoteza-polskiego-naukowca-dotyczaca-odry-wielka-glodna-fala-fitoplanktonu/9f52sqh,79cfc278
Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię".
Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych.
Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości