Co weekend karetki podjeżdżały pod izbę przyjęć jedna za drugą. A w niedzielne popołudnia to już była kumulacja - przeważnie jedna karetka czekała zanim odjedzie poprzednia. I nie był to szpital "covidowy" ani nie były to nawet "covidowe" czasy. To była piękna, ciepła i słoneczna wiosna roku 2016 którą począwszy do późnego popołudnia 1 maja następujący w ułamku sekundy wypadek zamienił w koszmar, którego do końca życia nie zapomnę i po którym zawsze będę czuł wyrzuty sumienia. To była izba przyjęć szpitala pediatrycznego im. Marii Konopnickiej w Łodzi na którą wychodziły okna sali oddziału leczenia oparzeń i w której spędziłem z moim synkiem Miłoszem ponad trzy tygodnie.
Jeśli masz małe dziecko lub planujesz mieć dzieci to spośród wszystkich moich artykułów przeczytaj właśnie ten. Aby tego nie przeżywać.
Nie będę się rozpisywał, dywagował, opisywał dzień po dniu, gdybał... Opiszę bardzo krótko to, co dziś wiem, ale wtedy nie wiedziałem, zasady które teraz wprowadziłem, ale wtedy nie miałem pojęcia, że są konieczne. Na koniec dodam trochę zdobytej w tych nieszczęśliwych okolicznościach wiedzy medycznej, na wypadek gdyby ktoś potrzebujący jej poszukiwał.
I. Jak nie dopuścić do wypadku
1. Nie ufaj sobie. Ilekroć pisałem o klamkach z zabezpieczeniem na kluczyk, które założyłem (już po wypadku) w oknach, gdy z parteru przeprowadziliśmy się na pierwsze piętro, tylekroć w komentarzach odzywały się jakieś "inteligentki" krytykujące mnie, że tylko "patologia 500+" musi stosować takie środki, bo reszta "normalnych" rodziców potrafi upilnować swoje dzieci. Spośród wszystkich rodziców, z którymi spotkałem się na oparzeniówce tylko jedna Matka pracowała w sklepie - reszta to były inteligenckie rodziny - nawet jedna Lekarka znalazła się w tym nieszczęśliwym gronie.
Pamiętaj, że Dziecko jest zawsze mentalnie o "krok przed Tobą": zanim przyzwyczaisz się, że Ono raczkuje - zacznie już stawać na nóżki, nim przyzwyczaisz się że wykorzystując meble wstaje - zacznie się wspinać na paluszki , a zanim przyzwyczaisz się do tego, Ono już zacznie wchodzić na szafki, przystawiać sobie stołki itp... dlatego wszystkie niebezpieczne przedmioty muszą być minimum o "dwa kroki dalej".
2. Nie ufaj dziecku. Miłoszek był przed narodzeniem Bliźniaków "najgrzeczniejszym Dzieckiem w Rodzinie" - i to nawet z uwzględnieniem bardzo dalekiej rodziny.
Nieposłuszne urwisy stosunkowo rzadko ulegają groźnym wypadkom, bo mają w swoim doświadczeniu setki mniej groźnych zdarzeń (piszę o moich Bliźniakach - wiecznie poobijane, ale nawet z wysokiej drabinki na placu zabaw potrafią "spaść na cztery łapy"). Natomiast grzeczne dzieci nie mają takiego doświadczenia i swoim posłuszeństwem usypiają czujność dorosłych.
Dosłownie na kilka dni przed wypadkiem w bardzo poważnej rozmowie tłumaczyłem Żonie, że za bardzo ufa Miłoszkowi, a on ma niecałe dwa latka. Ona jednak przekonywała mnie, że Miłoszek to bardzo rozsądne Dziecko i nic mu się nie stanie. I w tym samym tygodniu stało się.
3. Nie ufaj Żonie - zwłaszcza gdy jest w ciąży. Trzy na pięć poznanych na oparzeniówce Rodzin (z moją włącznie) spodziewały się drugiego dziecka. To nie jest tak, że "jak patologia sobie zrobi następnego bachora, to o poprzednim już zapomina", bo akurat jedną z dwóch Matek które nie były w ciąży była Pani pracująca w sklepie, a jedna z tych, które były w ciąży była Lekarka.
Kobieta w ciąży jest słabsza, bardziej senna, szybciej się męczy, więcej musi odpoczywać... Ale co najważniejsze - wskutek działania hormonów patrzy na świat trochę jak przez różowe okulary i nie jest w stanie właściwie ocenić zagrożeń i ryzyka (patrz punkt 2).
Niby wiedziałem, że tak jest, ale nie miałem pojęcia, że może mieć to tak kolosalne znaczenie. A miało.
4. Odpowiednio zaaranżuj swoje mieszkanie.
Nowoczesna, otwarta kuchnia dla "singla" jest wygodna i praktyczna, ale przy dziecku jest ultraniebezpieczna.
W mieszkaniu do którego przeprowadziliśmy się już po wypadku wstawiliśmy drzwi do kuchni (mimo, że to jest dość niewygodne - w wielkiej płycie przejście do kuchni i tak jest wąskie, a drzwi jeszcze bardziej je zwężają). Co więcej, wstawiliśmy tam drzwi zamykane na klucz, abyśmy w newralgicznym momencie mogli całkowicie odciąć dzieciom drogę do kuchni. Skoro nowoczesnych, otwartych kuchni i aneksów kuchennych nie da się zabezpieczyć drzwiami, to może warto pomyśleć o innym zabezpieczeniu np.: bufet typu "wyspa" lub "półwysep" za który można przejść tylko po otworzeniu pewnie zamykanej balustradki lub zamykane drzwi do pokoju z aneksem kuchennym.
Niezależnie od tego czy nie da się tak zaaranżować kuchni, aby była niedostępna dla dziecka, czy też jest zamykana, ale chwilowo nie jest zamknięta, wszystkie naczynia z gorącymi płynami należy stawiać jak najgłębiej, jak najdalej od krawędzi blatu. To powinno wejść w nawyk.
Porządek i minimalizm bardzo wskazany - im więcej przypadkowych przedmiotów, tym bardziej prawdopodobne, że coś postawimy zbyt blisko, bo "nie ma miejsca" i wtedy dojdzie do tragedii.
5. Pamiętaj, że dzieci potrafią być niesamowicie sprytne i kreatywne.
Dziecko bardzo szybko nauczy się otwierać lub psuć blokady.
Na pewnym etapie moje Bliźniaki doszły do takiej perfekcji, że mi więcej czasu zajmowało zdemontowanie starych blokad i założenie nowych niż im "rozpracowanie" jak je "unieszkodliwić". Kiedyś rozbroiły mnie, bo znalazły kluczyk do blokad gniazdek, więc na zmianę demontowały i montowały blokady przy przedłużaczu. Ale blokada spełniła swoja rolę - dzieci zajęły się blokadą, a nie wkładały palców do kontaktu
Wszelkie blokady, drzwi zamykane na klucz, klamki w oknach z blokadą itp... nie mają zwalniać rodziców z obowiązku zachowania czujności, tylko dać im nieco więcej czasu na reakcję...
...lub przykładowo na wyjście z toalety... no co, czasem trzeba skorzystać i przez minutę dziecko jest bez opieki.
6. Najczęściej poparzeniom ulegają dzieci w okolicach swoich drugich urodzin.
Jeśli dziecko jest w wieku od roku do trzech lat, to lepiej nie pij przy nim żadnych gorących napojów, nie stawiaj ich w jego zasięgu i nie przenoś, jeśli dziecko jest w pobliżu.
W tym wieku dziecko jest bardzo ruchliwe, a jego wyobraźnia jeszcze nie ostrzega go przed niebezpieczeństwem związanym z gorącymi przedmiotami, a zwłaszcza płynami.
7. Najczęściej do wypadków (nie tylko poparzeń) dochodzi w domu, w weekendy, a zwłaszcza w niedzielne popołudnia.
Niedzielne popołudnie szczególnie sprzyja rozluźnieniu i osłabieniu czujności rodziców. Tworzy się wtedy złudne przekonanie, że już "szczęśliwie przeżyliśmy weekend" bo wróciliśmy już ze spaceru lub placu zabaw, mentalnie trochę relaksujemy się po wzmożonej czujności związanej z opieką nad dzieckiem w wolne dni, trochę już przygotowujemy się na kolejny dzień pracy. Ale dzieci są nadal aktywne - często nawet aktywniejsze niż zazwyczaj, bo pobudzone weekendową zabawą. I wtedy najłatwiej o wypadek.
Tu nie ma "zmiłuj" - czujność możemy wyłączyć dopiero wtedy, gdy dzieci śpią.
II. Jak przygotować się psychicznie, aby nie zawieźć, gdy będzie potrzebna pierwsza pomoc.
1. Nie licz na to, że nie stracisz głowy.
Nawet jeśli teoretycznie znasz zasady udzielania pierwszej pomocy, to jeśli będzie chodziło o TWOJE DZIECKO prawdopodobnie będziesz próbować działać "na skróty" aby niektóre rzeczy przyśpieszyć... i wtedy właśnie najłatwiej jest popełnić fatalny błąd.
Doświadczeni ratownicy wiedzą, że trzeba postępować zgodnie z określonymi procedurami, zawsze według ustalonej kolejności, bo pominięcie jednego z kroków może oznaczać śmierć lub poważne komplikacje zdrowotne pacjenta (dlatego w szkołach kształcących ratowników prawie wyłącznie zdarzają się oceny bardzo dobre i niedostateczne - ty nie ma stanów pośrednich, albo zrobiłeś wszystko dobrze i pacjent ma duże szanse na przeżycie albo pominąłeś jeden szczegół i pacjent właśnie umarł lub jest w stanie krytycznym). Ale przeciętny rodzic nie ma takiego doświadczenia.
Im szybciej "odzyskasz głowę" i zaczniesz działać według wyuczonych procedur, tym skuteczniejsza będzie pomoc udzielona Twojemu Dziecku - pamiętaj o tym jeszcze zanim cokolwiek złego się wydarzy.
2. Jak już się uczysz pierwszej pomocy, to postaraj się też zrozumieć mechanizm powstawania obrażeń.
Przykładowo na przynajmniej czterech kursach pierwszej pomocy na jakich byłem (było ich więcej, ale cztery etapy pamiętam: w szkole, w harcerstwie, w pracy i na kursie Prawa Jazdy zawsze powtarzano, że trzeba z osoby poparzonej zdjąć ubranie, bo nie wiadomo gdzie są oparzenia. Tymczasem w 99% wypadków dokładnie wiadomo gdzie są poparzenia i niestety przez złe tłumaczenie instruktorzy źle przygotowują osoby na taki wypadek.
Powinno się powtarzać na każdym kursie jako pierwszą zasadę przy udzielania pomocy osobom oparzonym gorącą cieczą, że raz wylana na poszkodowanego CIECZ NIE WYPAROWUJE, nie ścieka na podłogę ani w żaden inny sposób nie znika - WSIĄKA W NAJGŁĘBSZE WARSTWY UBRANIA (bo one z reguły są cienkie, ale bardzo chłonne - mają z zasady pochłaniać pot) I POWODUJE DALSZE OPARZENIA. O ile dorosły czasem jest w stanie powiedzieć co go jeszcze boli o tyle dziecko będzie się wyrywało zwiększając nacisk na parzone miejsca.
3. Psychika będzie broniła ciebie (i innych) przed myślą o najgorszym, dlatego nie wahaj się szybko wezwać lekarza.
Nawet jeśli wiesz, że odpadający naskórek to już jest stopień III, czyli wymagający hospitalizacji, (fachowo może być też rozległy stopień II-b, ale od strony leczenia i blizn różnica między stopniem II-a i II-b jest bardziej znacząca niż między II-b a stopniem III), to i tak może ci się na początku wydawać, że to "niemożliwe", że to był tylko "moment". Powiem więcej: nawet ratownicy z pogotowia byli przekonani, że Dziecko po otrzymaniu odpowiednich maści zostanie wypisane do domu, a w rzeczywistości był konieczny przeszczep siatkowy skóry średniej.
Więc jeśli naskórek zszedł lub nie wiesz co jest z naskórkiem, bo poparzenie miało miejsce pod ubraniem, ale rana nie wygląda jak zwykłe zaczerwienienie z ewentualnymi malutkimi pęcherzykami, to wzywaj karetkę, a nawet jeśli lekarz chce odprawić dziecko po wstępnym zaopatrzeniu rany, to kieruj się z Dzieckiem na najbliższy specjalistyczny oddział oparzeniowy.
Kiedy byłem z Miłoszkiem na oddziale, to przyjechała matka (ta pracująca w sklepie) z Chłopcem którego dwa dni wcześniej odprawiono z izby przyjęć tego samego szpitala, choć miał rozległe oparzenia III stopnia obydwu stóp.
III. Jak przeprowadzić akcję pierwszej pomocy
1. Bezwzględnie w pierwszej kolejności odseparuj czynnik parzący od dziecka i staraj się przy tym uniknąć oparzeń wtórnych.
Pamiętaj, woda nie wyparowała, wsiąkłą w ubranko i dalej parzy. Nawet jeśli dziecko oblało sobie tylko przedramię lub łydkę to NIE PRZESUWAJ I NIE PODWIJAJ RĘKAWKÓW ANI NOGAWEK - W NICH CIĄGLE JEST GORĄCA WODA.
Jeśli możesz szybko rozebrać dziecko bez przesuwania potencjalnie nasiąkniętych wodą części ubrania po nieoparzonych częściach ciała, to zrób to - jeśli nie to wstępnie schłodź dziecko w nasiąkniętym miejscu i jego okolicach (zimny prysznic - można polać także całe dziecko) albo szybko rozetnij ubranie.
Od tego czy, w jaki sposób i jak szybko uwolnisz dziecko od nasiąkniętych ubrań będzie zależało to czy dziecko będzie miało jedno oparzenie płytkie czy kilka głębokich.
2. Gdy już dziecko jest rozebrane, wówczas schładzaj wszystkie zaczerwienione miejsca - im większe zmiany oparzeniowe tym dłużej i intensywniej należy je schładzać.
Woda potrafi prysnąć w różne miejsca, dlatego nie zdziw się, że po minucie schładzania głównej rany pojawią się zaczerwienienia i pęcherze w innych punktach. Nimi też należy się zająć, choć nie są tak groźne jak główna rana i oparzenia wtórne powstałe wskutek przemieszczania ubrania. Ale nie można ich całkowicie zlekceważyć, bo nieschłodzone pozostawią blizny.
Od tego jak szybko rozpoczniesz schładzanie (ale pamiętaj, aby nie działać na skróty - unikanie poparzeń wtórnych przede wszystkim) będzie zależała głębokość oparzeń, a od niej zależy czy pozostaną blizny.
Słyszałem o rewelacyjnej akcji ratunkowej Matki, która mieszkając na wsi i nie mając kranu z zimną wodą schłodziła oparzone ramię Córeczki tym, co miała pod ręką - wyciągnęła z lodówki tuzin jajek i kolejno rozbijała je na oparzone miejsce. Okazało się, że bardzo niska temperatura jajek schłodziła skórę, a ścinające się w kontakcie z gorącą skórą białko utworzyło mikrobarierę chroniącą ranę przez zakażeniem, dzięki czemu leczenie szpitalne było bardzo krótkie i oparzenie nie zostawiło blizny.
3. Staraj się nie zabrudzić ani nie zakazić zranionego miejsca.
Oczywiście woda użyta do schładzania sterylna nie będzie (a schłodzenie ma wyższy priorytet niż sterylność), ale staraj się w miarę możliwości nie dotykać rany.
W żadnym wypadku nie należy na ranę lub w bezpośrednim sąsiedztwie rany naklejać żadnych plastrów.
4. Jeśli zszedł naskórek (nawet z niewielkiej rany) lub rana nie jest punktowa, ale jest z pęcherzami, to wezwij karetkę (nie trzeba wzywać karetki do rany punktowej np.: pojedynczego pęcherza na palcu, gdy dziecko tylko dotknęło gorącego przedmiotu).
Twoje dziecko niewyobrażalnie cierpi (najbardziej bolesny jest stopień II i brzegi rany stopnia II-b lub III - wnętrze rany tych stopni ma już zniszczone zakończenia nerwowe, więc tam mniej boli) i tylko lekarz może podać odpowiednio silne środki przeciwbólowe.
Każde oparzenie stopnia II-b i III już od 10-15% powierzchni ciała może zagrażać życiu dziecka.
5. Jeśli szczęśliwie skończyło się na oparzeniu stopnia I lub punktowym oparzeniu stopnia II-a. wówczas można oparzone miejsce spryskać preparatem zawierającym poliheksanidynę i o ile to potrzebne po wysuszeniu założyć opatrunek z gazy jałowej - zakładać należy go w jałowych rękawiczkach (patrz punkt 3).
IV Trochę wiedzy na temat oparzeń i ich leczenia.
1. Dlaczego woda parzy dzieci tak bardzo? Kilka zdań ku przestrodze.
Może się wydawać, że to była "tylko" woda a nie ogień, nie tłuszcz ani nie ogień. A jednak ułamek sekundy wystarczy do powstania oparzenia II stopnia a kilka sekund do oparzenia III stopnia. Dlaczego? Bo woda to substancja mająca bardzo duże ciepło właściwe (czyli mogąca zgromadzić w sobie bardzo dużo energii cieplnej) i w dodatku będąca świetnym przewodnikiem cieplnym (czyli łatwo przekazująca ciepło innym ciałom z którymi się zetknie). Dlatego gorąca woda, której jest przecież tak dużo w otoczeniu nas dorosłych (kawa, herbata, zupa, wyparzanie dziecięcych buteleczek i smoczków, gorąca woda w kranie) jest też używana przykładowo w kaloryferach i chłodnicach, ale dla dzieci jest ogromnym zagrożeniem, którego skali sobie nie uświadamiamy. Nasze ciało ma temperaturę ok. 36,6 stopnia Celsjusza. Optymalna temperatura wody do kąpieli jest w przedziale od 37 do 40 stopni. Już woda o temperaturze 50 stopni powoduje dyskomfort i parzy, a jeśli podgrzejemy ją o kolejnych 5 stopni, to może spowodować oparzenie. Czyli niecałe 20 stopni różnicy pomiędzy temperaturą naszego siała a temperaturą wody może spowodować oparzenie. A różnica pomiędzy temperaturą naszego ciała a temperaturą świeżo zalanej kawy lub herbaty jest prawie cztery razy większa. Taki jest efekt połączenia wysokiego ciepła właściwego i przewodnictwa cieplnego. Dla porównania kwadrans przebywania osoby dorosłej w pomieszczeniu wypełnionym powietrzem o podobnej temperaturze (sauna) nie powoduje żadnych obrażeń skóry, bo powietrze ma małe ciepło właściwe i niską przewodność cieplną.
Dochodzą do tego jeszcze dwa czynniki. Pierwszy to skóra dziecka, która jest bardzo wrażliwa, więc ulega oparzeniu szybciej niż skóra dorosłego. Drugi to brak doświadczenia i wyrobionych odruchów obronnych u dziecka. Dorosły jeśli gorąca woda pryśnie mu na dłoń, natychmiast ją strzepnie, będzie machał ręką i dmuchał na nią, aby ją schładzać jeszcze zanim dobiegnie do kranu z zimną wodą.
Dziecko nie będzie wiedziało co zrobić w tej sytuacji. Jeśli nieszczęśliwie wyleje na siebie gorącą zawartość filiżanki, szklanki lub nawet odrobinę wody z wyparzanej buteleczki (to wystarczy - jeszcze raz przypomnę, to woda nie wyparowuje tylko wsiąka w ubrania i parzy dziecko) usłyszymy tylko przerażający krzyk, który przerodzi się w płacz, którego nie zapomnimy do końca życia.
Dla studentów medycyny odbywających praktyki na oddziale leczenia oparzeń dzieci, a nawet dla lekarzy z długim doświadczeniem ten płacz jest traumatyczny - tym bardziej dla rodziców. To jest straszne połączenie niewyobrażalnego bólu i słabnących sił. Później, jeśli dziecko ma więcej niż 15% poparzonego ciała, będzie się wsłuchiwało przez całą noc lub kilka nocy w pikanie aparatury monitorującej funkcje życiowe i wraz z pielęgniarkami oraz rodzicami dzieci w lepszym stanie modliło cicho o to, by udało się dziecko uratować. Przez te nieco ponad trzy tygodnie jakie spędziłem z Synkiem w szpitalu praktycznie co weekend (a zwłaszcza w niedzielne popołudnia) przywożono jakieś poparzone dziecko w wieku od roku do trzech lat. Wyjątkiem był chłopiec z poparzonymi stopami, który został przyjęty na oddział we wtorek, bo w niedzielę odesłano matkę z izby przyjęć do domu. A najciężej poparzony był chłopiec, który wylał sobie na klatkę piersiową gorącą herbatę (to o jego życie się modliliśmy... choć i o mojego Synka też w pewnym momencie bardzo się bałem, bo była groźba infekcji.. ale o tym za chwilę).
2.Klasyfikacja oparzeń ze względu na głębokość
Oparzenia z punktu widzenia pierwszej pomocy są klasyfikowane w czterech stopniach:
I - zaczerwienienie, obrzęk, pieczenie
II - pęcherze, zaczerwienienie, obrzęk, silny ból
III - odpadający płatami naskórek, bardzo silny obrzęk,
IV - zwęglenie tkanek skóry, oparzenie tkanek głębokich
W medycynie stopień I oznacza niegroźne oparzenie naskórka. Stopnie III i IV - zniszczenie skóry właściwej na całej głębokości a niekiedy także uszkodzenie tkanek podskórnych (jest to uzależnione od czynnika parzącego i czasu jego działania). Natomiast w pośrednim stopniu II rozróżnia się dwa podstopnie II-a to płytkie oparzenie pierwszych warstw skóry właściwej a II-b to oparzenie skóry właściwej na dużą głębokość - można je rozpoznać po białej martwej tkance pod pęcherzami, ale niekiedy - zwłaszcza u dzieci - naskórek odpada jak przy oparzeniu III stopnia, jednak dzięki szybkiej pomocy skóra nie jest całkowicie zniszczona. Oparzenia głębokie (stopnia II-b, III i IV) wymagają leczenia szpitalnego i pozostawiają blizny.
3. Klasyfikacja ze względu na stopień i powierzchnię
Lekkie - oparzenia stopnia I lub II-a nieprzekraczające 15% powierzchni ciała (w przypadku stopni II-b, III i IV - 5%)
Średnie - oparzenie II, III i IV stopnia, które obejmuje 15-20% powierzchni ciała u człowieka dorosłego, a 10% u dziecka. Może zagrażać życiu.
Ciężkie - oparzenia I stopnia obejmujące ponad 50% powierzchni ciała, II stopnia obejmujące ponad 30% powierzchni ciała lub oparzenia III i IV stopnia powyżej 20% ciała u dorosłych i 15% u dzieci. Bardzo poważnie zagrażają życiu.
Różne źródła podają różne wartości procentowe, dlatego podałem znajdowane najczęściej.
4. Choroba oparzeniowa
Przy oparzeniach średnich i ciężkich w pierwszych godzinach i dniach po urazie może nastąpić wstrząs doprowadzający do śmierci w ciągu 24-48 godzin. Jednak po nim ryzyko nie ustaje - organizm mając do czynienia z poważną raną wysyła do niej wszystkie białe krwinki (aby zapobiec zakażeniu i infekcji) przez co gwałtownie spadają ogólne zdolności obronne organizmu. Następnie martwa tkanka zaczyna się rozkładać zatruwając organizm, który w dalszym ciągu ma osłabione możliwości obronne i ranę przez którą mogą wnikać bakterie i wirusy. Na całym oparzonym obszarze skóra nie spełnia żadnej ze swoich funkcji (nie osłania organizmu, nie reguluje jego temperatury ani równowagi wodno-elektrolitowej. Dlatego tak ważne jest niezwłoczne podjęcie leczenia szpitalnego. Im cięższe oparzenie i dłuższy czas od oparzenia do rozpoczęcia leczenia tym większe prawdopodobieństwo śmierci wskutek zakażenia lub niewydolności wielonarządowej.
5. Szpitalne leczenie oparzeń
W pierwszych dobach podaje się silne leki przeciwbólowe, zmienia opatrunki jałowe (u dzieci robi się to w znieczuleniu ogólnym, czyli pod narkozą) i monitoruje stan chorego, a w przypadku oparzeń ciężkich niekiedy jest koniecznie uzupełniane elektrolitów lub nawet umieszczenie chorego w śpiączce farmakologicznej. Po około pięciu dobach (jest to czas optymalny aby martwa tkanka oddzieliła się od tkanki żywej, ale chorej) przeprowadza się operację usunięcia tkanki martwiczej w celu uniknięcia zatruwania organizmu. Niekiedy operację przeprowadza się szybciej jeśli parametry chorego wskazują na to, że może u niego zaczynać się infekcja (operacja pozwala organizmowi zagospodarować przeciwciała do zwalczania infekcji w całym ciele a nie tylko w pobliżu rany). Kolejnym etapem leczenia jest przeszczep skóry średniej (STSG - Split Thickness Skin Graft) dokonywany w miarę możliwości w trakcie tej samej operacji, co zabieg usunięcia martwicy.
Przeszczep wykonuje się dlatego, że zniszczona w wyniku głębokiego oparzenia skóra nie ma zdolności regeneracyjnych i mogłaby się regenerować tylko od najmniej uszkodzonych brzegów co by trwało miesiącami i w większości przypadków oznaczało śmierć.
Materiał do przeszczepu pobiera się z nieoparzonej części ciała - najczęściej z uda lub (i) pośladka za pomocą specjalnej maszyny. Przy przeszczepach okrywających inne części ciała niż twarz (na twarz przeszczepia się skórę w całości) stosuje się przeszczep siatkowy - maszyna pobierająca nacina skórę dzięki czemu można ją rozciągnąć na powierzchnię okrywania trzykrotnie większą od powierzchni pobierania. Dzięki temu, że przeszczepiona skóra ma właściwości regeneracyjne, nacięcia szybko się zarastają i tworzy się nowa skóra, która nawet ma czucie, jednak pod względem wizualnym najczęściej odróżnia się od skóry otaczającej (często pozostaje widoczna struktura siatkowa, przy oparzeniach stopnia III niestety także tworzy się blizna - nieporównywalnie mniejsza niż w przypadku zarastania bez przeszczepu, ale widoczna). Na tym etapie najważniejsze jest aby przeszczep się przyjął, nie został zainfekowany ani przemieszczony (np.: gdy dziecko zacznie się drapać). Po przeszczepie stan chorego najczęściej szybko się poprawia, bo organizm traktuje ranę okrytą przeszczepem już nie jak oparzenie, tylko jak rozległe zranienie mechaniczne, a w miarę gojenia się i zarastania nacięć zaczyna traktować je jak rozległe i głębokie otarcie naskórka. Po około dwóch tygodniach od przeszczepu i trzech tygodniach od oparzenia najczęściej dziecko można wypisać do domu. Trzeba jednak kontynuować leczenie odpowiednimi maściami i żelami najpierw rany, a później blizny.
Uwaga! Ostatnio bardzo dobre wyniki daje stosowanie po przeszczepie opatrunków hydrożelowych i specjalnych membran półprzepuszczalnych zamiast maści i nałożonych na nie gaz. Gdyby środki te były szerzej znane zaraz po przeszczepie, to może mój Synek uniknąłby blizny na ramieniu.
W leczeniu blizn najpierw stosuje się żele regenerujące skórę (np. Scagel) na pewnym etapie łączone ze specjalnymi ubrankami uciskowymi ograniczającymi rozrost blizny. Natomiast po ustabilizowaniu się blizny najlepsze wyniki daje jej zmniejszanie lub usuwanie za pomocą lasera. Skóra w miejscu pobrania do przeszczepu najczęściej dobrze się goi. Przez pierwszy rok po pobraniu nie wolno jej eksponować na słońce. Jednak zdarzają się problemy takie jak blizny tworzące się pod pieluszką (problem z utrzymaniem miejsca w czystości) lub na jego krawędzi (krawędź pieluszki jednorazowej podrażnia ranę i przez to tworzy się blizna. Jednak powikłania związane z przeszczepem są zdecydowanie mniej groźne dla zdrowia i życia niż próby leczenia bez przeszczepu.
Opisałem tu technicznie w miarę optymistyczny wariant leczenia, kiedy dziecko ma oparzone mniej niż 15% ciała, zostało szybko przetransportowane do specjalistycznego szpitala i lekarze dobrze zareagowali na zmieniające się wyniki morfologii krwi (właśnie ze względu na groźbę infekcji operacja odbyła się dzień wcześniej). Im bardziej rozległe i głębokie oparzenia, oraz im dłuższy czas od oparzenia do rozpoczęcia leczenia tym rokowania są gorsze.
Na koniec coś przerażającego, o czym wolałbym nie pisać
Na łódzkim oddziale leczenia oparzeń u dzieci do kuchni rodzice nie mają wcale wstępu. Nawet jak potrzebują podgrzać wodę lub mleko dla dziecka, albo zdezynfekować smoczek, muszą o to prosić pielęgniarkę. Jest tam również zakaz wnoszenia termosów, spożywania gorących pocisków i picia gorących napojów. Już po wypisaniu nas ze szpitala lecząca mojego Synka pani profesor powiedziała mi dlaczego. Co jakiś czas trafia do nich skatowane dziecko - także celowo oparzone przez zwyrodnialców. Wprowadzili ten zakaz, aby nie było przypadku, że jacyś psychopaci spróbują w szpitalu kontynuować torturowanie dziecka udając, że rana nie chce się leczyć. Słyszałem o sytuacji, gdy lekarz dokonujący wstępnych oględzin dziecka nie wytrzymał nerwowo, bo oparzenie nie mogło powstać w wyniku nieszczęśliwego wypadku i wychodząc z sali operacyjnej zanim zadzwonił na policję posłał na posadzkę prawym sierpowym stojącego na korytarzu bez żadnych emocji konkubenta matki.
NIE WYOBRAŻAM SOBIE JAKIM POTWOREM TRZEBA BYĆ, ABY CELOWO OPARZYĆ DZIECKO - SWOJE CZY CUDZE, CHCIANE CZY NIECHCIANE, GRZECZNE CZY NIEGRZECZNE?!
SKĄD W PSYCHOPATYCZNYCH ŁEPETYNACH BIORĄ SIĘ TAKIE POMYSŁY Z PIEKŁA RODEM?
I JAK TO MOŻLIWE, ŻE WŁAŚNIE JAKIŚ CZŁEKOKSZTAŁTNY POTWÓR ZAKATOWAŁ W TEN SPOSÓB OŚMIOLETNIEGO KAMILKA Z CZĘSTOCHOWY, A INNY CZŁEKOKSZTAŁTNY POTWÓR (NIESŁUSZNIE NAZYWANY W MEDIACH "MATKĄ") SŁYSZĄC TEN PRZERAŻAJĄCY KRZYK DZIECKA NIE CHWYCIŁ KAMILKA NA RĘCE I NIE POBIEGŁ DO SZPITALA?
Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię".
Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych.
Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości