Po czasie podświadomego rozluźnienia i łamania zdroworozsądkowych reguł w "długi weekend" 11-14 listopada przyszedł czas pojawiania się ognisk koronawirusa. Dwa z nich pojawiły się wśród moich Najbliższych - jedno u moich Sióstr w Tomaszowie Mazowieckim, a drugie w moim domu - zarówno ja zaszczepiony jak i moja niezaszczepiona Żona mamy pozytywne testy na obecność COViD-19. W związku z tym jestem z jednych powodów bardzo wkurzony i jednocześnie z innych powodów bardzo szczęśliwy.
Dlaczego jestem bardzo wkurzony?
- Bo mordercy wymyślający kłamstwa o rzekomych strasznych doczesnych i wiecznych skutkach zaszczepienia się przeciw COViD-19 omal nie zabili mi Siostry - tak Ją nastraszyli, że za nic na świecie nie chciała się zaszczepić, a teraz potwornie cierpi, otarła się o śmierć, na długo straciła zdrowie i gryzie się myślą czy nas nie pozarażała (niesłusznie - koronawirusa mógł przynieść każdy - równie dobrze moje Dzieci które zachorowały w tym samym czasie).
- Bo moje Dzieci oblały egzamin z przestrzegania zasad higieny - podłapałem koronawirusa gdy poczęstowały mnie "bombą biologiczną" odkładając nadgryzione i obślinione kanapki na ogólny talerz. Jak nie wymuszę na nich przestrzegania tych zasad, a na Żonie konsekwentnego ich wymagania, to przy bardziej zgryźliwych mutacjach chorób niechcący pozabijają nas i siebie nawzajem.
- Bo sam oblałem z kretesem egzamin moralny z przewidywania i odpowiedzialności - po pozytywnym wyniku testu u mojej Żony wprawdzie jako osoba zaszczepiona nie zostałem objęty kwarantanną, ale mogłem się domyślić, że mój lekki katar nie jest zwykłym katarem, a mimo to zanim zdążyłem zrobić sobie test wcześniej poszedłem na szybkie zakupy - szczęśliwie w maseczce, ale i tak mogłem zarazić kolejne osoby stając się nieświadomym mordercą.
- Bo pierwszy test u Żony dał wynik negatywny gdy już czuła się wyraźnie przeziębiona. Albo ten wirus jest aż tak podstępny albo część testów jest do d... dając wynik fałszywie negatywny. Sugerując się tym testem mogłem nieświadomie zarazić lub posłać na kwarantannę wiele osób - w tym personel przychodni specjalistycznej w której mój Synek (już zdrowy... ale ja miałem katar będąc wskutek negatywnego testu Żony w 100% przekonanym że to jest zwykły katar - w końcu ja jestem zaszczepiony, a Żona nie) miał badanie na które czeka się w kolejce pół roku.
- Bo podejście pracowników "służby zdrowia" do szczepień potwierdza przysłowie "najciemniej jest pod latarnią" - Żona (pracuje w szpitalu) niezaszczepiona, jej Koleżanka z pracy - niezaszczepiona, Pani Technik przeprowadzająca badanie mojego Synka - niezaszczepiona (honor ratuje Pani Profesor analizująca badanie - zaszczepiona trzema dawkami). Jeśli jakaś stosunkowo niewielka, ale bardzo hałaśliwa grupa lekarzy takich jak prof. Kuna bez żadnych badań i bez żadnego doświadczenia w wirusologii i epidemiologii podważa zdanie swoich kolegów specjalizujących się w tych dziedzinach, a ogromna grupa średniego personelu medycznego wcale się nie szczepi, bo bardziej ufa internetowym szarlatanom niż ponad stuletniej pracy nad rozwojem szczepionek, to jak się dziwić, że ci szarlatani potrafią skutecznie wystraszyć osoby takie, jak moja Siostra?
- Bo jak upominałem kogo się da na Facebooku (włącznie z obecnie ciężko chorującą Siostrą i tymi, co ją w ten antyszczepionkowy syf wrobili) aby nie straszyć siebie nawzajem szczepionkami, nie zachęcać siebie do demonstracyjnego bojkotu maseczek itp... to pół miasta plotkowało o mnie, że obrażam rodzinę i niedługo nikt już się nie będzie do mnie odzywał. Okazało się, że jednak lepiej być "chamskim" przyjacielem niż "miłym" klakierem.
Dlaczego jestem bardzo szczęśliwy?
- Bo moja Siostra żyje i Jej stan się powoli poprawia - to jest najważniejsze. Kocham Ją i życzę Jej jak najlepiej!
- Bo mimo "bomby biologicznej" jaką poczęstowały mnie Dzieci żyję i czuję się fizycznie świetnie - niedogodności typu kilka dni kataru, jeden dzień gorączki, kaszel z rana to jest nic w porównani z tym co przechodziłem półtora roku temu (nie wiem czy wtedy to był koronawirus COViD-19 czy grypa AH1N1, bo pierwsze mógł przywlec zakatarzony Kumpel z Niemiec, a drugie wyraźnie chore Dzieci z przedszkola... a wtedy system testowania był w powijakach), a tym bardziej nic w porównaniu do tego, co przechodzi moja Siostra.
- Bo druga moja Siostra też żyje i czuje się fizycznie świetnie, choć również podłapała COViD w wersji "light" dla zaszczepionych, zaś trzecia chyba tym razem wcale go nie podłapała (po ciężkim przechorowaniu go rok temu a później przyjęciu dwóch dawek szczepionki teraz ma odporność "po byku").
- Bo Żona wprawdzie czuje się dużo gorzej ode mnie, ale jak na tę chorobę i fakt, że nie jest zaszczepiona, to i tak ma przebieg relatywnie lekki.
- Cieszę się z tego, że nikt tym razem nie umarł (w samym roku 2020 nasza Rodzina straciła więcej osób niż przez całą II Wojnę Światową).
- Bo kiedy dotarło do mnie, że mogłem pozarażać i pozabijać ludzi lub skazać Dzieci czekające jak mój Sewerynek pół roku na badanie na to, że będą czekały jeszcze dwa tygodnie dłużej, to był to dla mnie jakiś szok. Czyli w całym tym moralnym galimatiasie z jakim mamy do czynienia w naszym kraju (jedni księża namawiają do rygorystycznego przestrzegania w kontekście pandemii przykazania "nie zabijaj", drudzy do łamania obostrzeń i nieprzyjmowania szczepionek, jedni do obrony polskich granic, drudzy do pomagania szturmującym je imigrantom...) zachowałem jeszcze resztki sumienia - wprawdzie zrobiłem źle, ale dotarło do mnie, że zrobiłem źle i czuję się z tym paskudnie - nigdy więcej nie chcę tak postąpić.
Co mnie w tej historii najbardziej smuci i denerwuje?
Ten nowy, zmienny i łamiący reguły wirus kolejny raz uczy pokory mędrców, którzy jak Sokrates wiedzą, że nic nie wiedzą, ale niestety też wbija w pychę głupców, którzy uważają, że wiedzą już wszystko.
Bo jak na różnych ludzi wpłynie ta lub podobna sytuacja?
- Fanatyk religijny nie poczuje wyrzutów sumienia, że zabił lub prawie zabił swoją matkę, babcię, ojca, dziadka - w swojej hipokryzji będzie sobie wmawiał, że "Bóg doświadczył jego bliskich cierpieniem aby ich bardziej uświęcić" i nawet gdyby umarli, to byłoby to dla nich "z korzyścią", bo przecież w jego rozumku ci, którzy nie dali się zaszczepić są "święci" i idą prosto do Nieba, a pozostali (w tym także ci przejmujący się przykazaniem NIE ZABIJAJ!) są "przeklęci" i pójdą na wieczne potępienie.
- Miłośnik teorii spiskowych oczywiście doświadczy "orgazmu" na wieść o kolejnym zachorowaniu osoby zaszczepionej (a tym bardziej na słowa samokrytyki, że osoba zaszczepiona mogła kogoś nieodpowiedzialnie zarazić) i będzie triumfalnie wykrzykiwać "A widzicie, szczepionki jednak nie chronią! To wszystko to bujda i ściema! Daliście się nabrać frajerzy!" nie zauważając w swojej głupocie różnic pomiędzy przebiegiem choroby u zaszczepionych i niezaszczepionych.
- Korwinowsko-braunowski "wolnościowiec" dalej będzie twierdził, że jak ktoś nie chce się zaszczepić, nie chce nosić maseczki, nie chce myć rąk, a nawet wycierać d.py, to ma do tego święte prawo - nawet kosztem wymordowania całej swojej rodziny i wszystkich sąsiadów w promieniu 10 kilometrów, a wszelkie działania rządu mające ograniczyć liczbę ofiar śmiertelnych są "zbrodnią" za którą rząd "będzie wisiał".
- Tylko dwie grupy będą skłonne do jakiejkolwiek refleksji i zmiany swego postępowania: ci, którzy już i tak najbardziej troszczą się o bezpieczeństwo innych i swoje: zaszczepili się, przestrzegają zasad higieny, ograniczyli swoją aktywność towarzyską, a teraz ograniczą ją jeszcze bardziej oraz ci, którzy właśnie otarli się o śmierć - o ile jeszcze są zdolni do myślenia (i nie mam tu na myśli uszkodzenia mózgu przez COViD tylko uszkodzenie psychiki przez teorie antyszczepionkowe).
-----
Ponieważ nie chce mi się pisać osobnego artykułu na ten temat, wiec na szybko odniosę się do ostatnich działań rządu w tej sprawie. Przy pierwszej fali nie mieliśmy innego wyjścia - skoro były po 2 (słownie: DWA) kombinezony ochronne na przeciętny szpital (piszę na przykładzie Szpitala MSWiA w Łodzi) i po 4 (słownie: CZTERY) respiratory w szpitalach zakaźnych na województwo (piszę na przykładzie Szpitala im. Biegańskiego w Łodzi) to trzeba było działać tak jak prof. Szumowski - wprowadzić restrykcje szybko i rygorystycznie, aby zablokować falę na starcie kupując trochę czasu na zakup sprzętu. Dzięki temu po pierwszej fali byliśmy w elitarnym gronie krajów z najmniejszą liczba zgonów "covidowych" i bez odnotowanej nadumieralności w stosunku do analogicznego okresu roku 2019. Na wakacje należało restrykcje zdjąć, aby jakaś część społeczeństwa przeszła zakażenie "bezobjawowo". W drugiej fali należało postąpić podobnie jak przy pierwszej fali, tylko lockdown nie musiał być aż tak radykalny (bo już trochę środków ochrony było - mogliśmy sobie pozwolić na nieco więcej swobody gospodarczej kosztem nieco większego ryzyka zachorowań i zgonów - ale lockdown powinien być wprowadzony szybko. Niestety Total(itar)na oPOzycja atakami na prof. Szumowskiego doprowadziła do jego dymisji, a min. Niedzielski całkowicie zmienił koncepcję i wprowadził lockdown dopiero wtedy, gdy "służba zdrowia" zamieniła się w jedną wielką umieralnię. Przez to błyskawicznie dołączyliśmy do krajów o największej liczbie zgonów "covidowych" i jednocześnie staliśmy się krajem o największej w Europie nadumieralności w stosunku do analogicznego okresu roku 2019. W trzeciej fali powinno się znosić restrykcje w miarę postępu procesu szczepień spadku dynamiki zakażeń. Do tej pory już prawie wszyscy dorośli obywatele powinni być zaszczepieni. Ale co zrobić, skoro tak nie jest i ci co do tej pory się nie zaszczepili nie chcą się dać przekonać?
W tej sytuacji obawiam się, że jedynym wyjściem jest zrobić to, co po cichu zrobił rząd, czyli przejść na "model szwedzki" - zaszczepieni w tej fali nie zachorują lub zachorują lekko, niezaszczepieni zachorują, zachorują ciężko lub umrą, ale ogromny procent społeczeństwa nabędzie wstępną odporność przed wirusem, dzięki czemu kolejne fale będziemy przechodzić tak jak coroczne fale grypy - w większości przechorowując tę infekcję w domu bez tworzenia ryzyka załamania systemu ochrony zdrowia. Wiem, że to zabrzmi okrutnie, ale niestety skoro na niektórych rozum i nauka nie działają, to musi na nich zadziałać brutalny darwinizm. Wprowadzenie lockdownu w tym momencie nie ma sensu, bo na wiosnę uderzy w nas kolejna, jeszcze bardziej złośliwa mutacja wirusa i jeśli wtedy nie będziemy mieli "odporności stadnej" to będziemy przeżywać kolejny dramat. Wie o tym Total(itar)na oPOzycja, dlatego właśnie teraz domaga się od rządu podejmowania radykalnych działań - bo dla niej im gorzej tym lepiej.
Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię".
Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych.
Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości