Jako muzyk na podstawie trzech takich imprez "Pol'and'Rock Festival", "Top of the Top Sopot Festival" i "Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej Opole 2021" niewiele mogę powiedzieć o poziomie polskiej muzyki. W tej od lat niewiele dobrego się dzieje, więc bez żalu w trakcie transmisji szedłem kontemplować w ciszy przyrodę nad jeziorem lub zmieniać kran w kuchni (autentycznie). Natomiast po tym co się tam działo wiele można powiedzieć na temat tutejszych mediów i tutejszego społeczeństwa (celowo nie użyłem słów "polskich" i "polskiego" bo w pierwszym przypadku brzmiałoby ono obraźliwie, a w drugim było powodem do wstydu). W Polskiej (i światowej) muzyce niewiele dzieje się ciekawego - gdy gram utwory z dwudziestolecia międzywojennego, to zachwycam się ich harmonią (już same akordy świetnie brzmią, a do tego linia melodyczna... nie mówiąc o aranżacjach najczęściej rozpisywanych na orkiestrę), gdy próbuję zagrać coś z klasyki hard rocka lub rocka progresywnego, to zachwycam się wirtuozowskimi solówkami wymagającymi miesięcy ćwiczeń. A gdy gram utwory z ostatniego dziesięciolecia? Nie mam ani jednego takiego utworu w repertuarze, bo trudno w nich czymś się zachwycić. Więc o poziomie muzycznym festiwali nie będę się wypowiadał. Napiszę o tym, o czym pisały media, czyli o tym, co według nich było w tych festiwalach "najważniejsze".
"Top of the Top Sopot Festival" odbył się w dniach 17-19 sierpnia, czyli zaraz po przegłosowaniu przez Sejm tzw. ustawy "lex TVN" (11 sierpnia). Dlatego od początku było wiadomo, że tam może być tylko gorzej niż na festiwalu owsiakowym. I było. Niekończące się deklaracje polityczne zarówno ze strony "artystów" jak i "konferansjerów" którzy na ten czas wskoczyli w buty politycznych hejterów. Ciągłe żałosne prześciganie się na to "kto bardziej zagra reżimowi na nosie" bez cienia refleksji nad tym, że gdyby ta władza rzeczywiście była takim "reżimem" to takie harce nawet w najmniejszym ułamku nie byłyby możliwe. O ile po ekscesach na imprezie Owsiaka i obronie ich sprawców przez samego organizatora nawet w "wolnych" mediach słychać było jakieś głosy krytyki, to tym razem festiwalowi szczucia i politykierstwa towarzyszyły same "ochy", "achy" i inne westchnienia zachwytu. W całym tym amoku umknął "nieistotny" fakt, że zaraz po podpisaniu przez Prezydenta Andrzeja Dudę nowelizacji Kodeksu postępowania administracyjnego utrudniającego żydowskie roszczenia wobec polskich właścicieli nieruchomości i po bardzo oszczędnej (prawie żadnej) reakcji administracji USA na tę ustawę rząd PiS całkowicie "olał" temat "lex TVN" - przestał się nim interesować i zapowiedział, że albo tę ustawę złagodzi tak, by nie robiła właścicielom TVN-u żadnej krzywdy, albo pozwoli jej umrzeć w Senacie, albo ostatecznie zawetuje ją Prezydent. Potwierdza to moją tezę, że cała ta ustawa była elementem rozgrywki z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi, aby administracja USA nie stanęła po stronie Lapida i nie uderzyła w Polskę. Ale za to "łowcy polskich nazistów" z TVN (wzmiankę o tolerowaniu nienawistnych haseł na festiwalu "Orle gniazdo" znalazłem właśnie w archiwach tej stacji) mieli takie "trzy dni nienawiści" o jakich nawet mistrzowi Orwellowi się nie śniło! A pomyśleć, że jeszcze w 2006 roku ta sama stacja potrafiła zorganizować w Sopocie świetną, międzynarodową imprezę (fakt, że głównie o charakterze wspomnieniowym... ale przynajmniej królowała na niej światowa muzyka, a nie krajowe konflikty polityczne). Zachwyty nad politycznymi tekstami i gestami rzucanymi na "Top of the Top Sopot Festival" trwały w mediach jeszcze przez ponad tydzień po jego zakończeniu.
Gdyby w opowieściach o "pisowskiej szczujni", "reżimowej TvPiS" itp, itd... tkwiło chociaż jedno ziarno prawdy, to na zasadzie proporcji po takich imprezach zorganizowanych przez "pacyfistę" (który kiedyś wielokrotnie chwalił się "zdrowym, laickim wychowaniem" przez ojca - PRL-owskiego oficera KG MO) Jerzego Owsiaka i przez "wolną" telewizję TVN należałoby się spodziewać, że na organizowanym przez TVP Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej Opole 2021 polityka będzie królowała tak niepodzielnie, że na muzykę zabraknie czasu, a Jacek Kurski będzie schodził na chwilę ze sceny tylko po to, aby zrobić miejsce innym prawicowym publicystom (z "pręgierza" Leszka Balcerowicza) i politykom. A tu okazało się, że TVP zorganizowała całkiem apolityczną imprezę którą streściłbym słowami "festiwal odgrzewanych wspomnień i szałowych kiecek", o trzeba przyznać, że to kreacje niektórych artystek i prezenterek (tym razem cudzysłów nie był potrzebny, bo nie byli to polityczni hejterzy i harcownicy) najbardziej przykuwały uwagę. "Wolne" media starały się pisać o festiwalu w tonie sensacji lub nie pisać o nim wcale (koncert muzyki alternatywnej zupełnie przegapiłem, bo pierwsza wzmianka o nim na portalach pojawiła się dopiero po jego zakończeniu). Pojawiło się kilka artykułów o tym czego rzekomo "realizatorzy TVP nie chcieli pokazać" choć w rzeczywistości pokazali, jak to TVP rzekomo "chciała się zabezpieczyć przed antyrządowymi manifestami rzucanymi ze sceny transmitując koncert muzyki alternatywnej z opóźnieniem" choć cały koncert był transmitowany na żywo w TVP Kultura (w porze największej oglądalności TVP 1 powtórzyła koncert upamiętniający Krzysztofa Krafczyka - moim zdaniem niepotrzebnie... kto chciał, ten go już obejrzał, a ja znudzony powtórką poszedłem wymieniać kran). Nawet uniwersalne przesłanie "Mój dom murem podzielony" na podkoszulce Artura Gadowskiego (które moim zdaniem tak trafnie opisuje to co się dzieje w Polsce - zwłaszcza w kontekście "muzycznych" festiwali w "wolnych" mediach, że użyłem go w tytule niniejszego artykułu) próbowano jednostronnie obrócić przeciwko "PiSowskiemu reżimowi" (bo k***a po drugiej stronie nikt podziałów nie buduje - same aniołki, nikt ***** PiS na festiwalu Owsiaka nie krzyczał, a Morozowski i Olejnik w Sopocie nie popisywali się ze sceny swoją "apolitycznością" i "obiektywizmem"!!!). Pojawiło się kilka artykulików o tym jak to "internauci" (w liczbie jeden) "nie mieli litości" dla poziomu festiwalu w Opolu, jakieś utyskiwania jakiegoś Artura Orzecha (znanego głównie z tego, że "jest znany") na tenże poziom i oczywiście święte oburzenie Macieja Orłosia na artystów którzy ośmielili się wziąć udział w tej imprezie wiedząc, że "za tym wszystkim stoi Kurski". Nadmienię, że w Sopocie pojawił się m.in. zespół "Lombard", który wielokrotnie odcinał się od wykorzystywania muzyki w taki sposób jak to robi Total(itar)na oPOzycja (z KOD-em na czele), zespół ten doskonale wiedział, że za festiwalem stoi TVN i jakoś z "reżimowej" strony żadne słowa potępienia pod ich adresem nie padły. Z blogerskiego obowiązku przypomnę, że w roku 2017 Marek Jakubik, Kayah i kilku innych wokalistów ściśle powiązanych z jej firmą managerską i wytwórnią płytową próbowała prowokacją (teledysk z aktorem grającym biskupa pogardliwie spoglądającego ze swej limuzyny na tłum wiernych - znów zapytam co by się działo, gdyby w tym teledysku zamiast postaci biskupa pojawiła się postać rabina) i bojkotem całkowicie doprowadzić do upadku festiwalu w Opolu.
Pora na podsumowanie.
Drugie moje skojarzenie. Jeszcze w czasach rządów Tuska wielokrotnie pisałem, że ów wódz PO pod kamuflażem haseł typu "nie róbmy polityki - budujmy stadiony" przekształcił Polskę w neototalitarnego "potworka" w którym wszystko było polityką - od działań polityków przez media aż po powrót polskich medalistów z imprezy sportowej i sfałszowaną prognozę pogody WSZYSTKO ("totus" znaczy "cały") było podporządkowane NISZCZENIU, OŚMIESZANIUI I OBRZYDZANIU OPOZYCJI. Po demokratycznych wyborach w 2015 roku władza się zmieniła, ale mechanizm działał dalej - oczywiście tym razem nastawiony na niszczenie władzy. Na początku machina ta mocno wyhamowała bo PO straciła monopol medialny. Niestety zamiast pluralizmu pojawił się duopol, który systematycznie przekształcał się w dwie niemal hermetyczne bańki medialne, a wraz z tym procesem także proces podporządkowania wszystkiego w bańce "wolnych" mediów niszczeniu władzy znów zaczął przyśpieszać i dziś osiągnął niesamowite rozmiary - pochwalana jest nawet ZDRADA, bo niszczenia ogrodzenia na granicy Polski i niszczenia morale żołnierzy przez obrzucanie ich obraźliwymi epitetami w obliczu zewnętrznego ataku inaczej niż zdradą nazwać nie można.
Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał, że w jakimś stopniu Jarosław Kaczyński też ponosi winę za zaistniałą sytuację. Wielokrotnie pisałem, że tak będzie (choć do głowy mi nie przyszło, że będzie aż tak źle) i nawet podałem gotowy przepis na to, jak tej kryzysowej sytuacji zaradzić. Skoro ja - bloger amator - przewidziałem zagrożenie związane z radykalizacją sporu politycznego, to tym bardziej powinien je dostrzec zawodowy polityk, lider rządzącej partii. Ale Kaczyński myślał, że nie trzeba rozbrajać tej bomby, bo jak długo poziom życia Polaków będzie się systematycznie podnosił, tak długo nie będą oni chcieli tracić danego im przez rząd PiS względnego dobrobytu, godności i poczucia bezpieczeństwa, a agresywne hasła PO będą ich odstraszały. Ale przyszedł koronawirus, zablokował wzrost poziomu życia, zabrał poczucie bezpieczeństwa i bomba agresji wybuchła. Więc mamy to co mamy:
MÓJ DOM MUREM PODZIELONY... a już niedługo ten dom możemy utracić... ale to temat na osobny artykuł (publikacja już jutro).
Komentarze
Pokaż komentarze (25)