Już w roku 2011 przewidziałem to, co dziś nazywa się atakiem hybrydowym na Polskę. Ale po kolei. Pamiętam jak w listopadzie 2014 roku rozmawiając osobiście z moim politycznym "Guru" (kto to taki? odpowiem w końcówce artykułu) postawiłem tezę, że po roku 2015 Władimir Putin zaatakuje hybrydowo Polskę. "Guru" odpowiedział, że nie zaatakuje - nie odważy się, bo Polska jest członkiem NATO (a dodatkowo UE) i jakiekolwiek prowokacje na jej terenie miałyby dla niego zbyt bolesne skutki, więc będzie destabilizował sytuację na wschodzie Ukrainy (nie zajmując jej całego terytorium, bo to mu się również nie opłaca) ale Polski nie ruszy. Mijały miesiące i lata. Putin rzeczywiście nie zajmował całości Ukrainy i Polski nie ruszał. Obaj więc byliśmy przekonani, że ta sprawa zalicza się do tych niecałych 10% przypadków w których ja i mój "Guru" mamy różne zdanie (w 90% mamy identyczne) i w których to "Guru" ma rację. Aż przyszedł rok 2021. Już na początku roku pojawiały się pogłoski, że część materiałów kolportowanych przez "koronasceptyków" i "antyszczepionkowców" może być dziełem rosyjskiej agentury (chcącej dowalić Polsce wspomagając pandemię, osłabiając działania władzy i służb medycznych oraz przedłużając kolejne lockdowny), ale nie było na to twardych dowodów. Jednak kiedy
doszło do ataku hakerskiego na konto Michała Dworczyka
wówczas (po kilku miesiącach od ujawnieniu pierwszych maili) dziennikarze Wirtualne Polski nawiązali kontakt z autorami postów ujawniających na w kanale "Poufna rozmowa" na "Telegramie" prawdziwe, podrasowane lub sfałszowane maile ze skrzynki Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Forma i treść odpowiedzi hakerów nie pozostawia żadnych złudzeń. Hakerzy (a w zasadzie ich zleceniodawcy którzy napisali odpowiedź) są osobami rosyjskojęzycznymi (ogromna ilość rusycyzmów i wiele innych błędów gramatycznych) działającymi w sposób typowy dla GRU. Czyli jest pewne, że ten atak (wbrew narracji opozycji) jest zaplanowaną i przeprowadzoną na wielką skalę akcją służb specjalnych Federacji Rosyjskiej. Potwierdziło to kilku językoznawców oraz specjalistów z dziedziny wywiadu wojskowego (dziennikarze Wirtualnej Polski specjalnie wybrali tych nieprzychylnych rządowi, aby uniknąć posądzenia o stronniczość ekspertów). Najdokładniej opisał sprawę gen. Piotr Pytel, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego (zwolniony i aresztowany za czasów Macierewicza, czyli mający mocne powody, aby rządu delikatnie mówiąc PiS nie lubić).
"Materiał, który pan otrzymał, zawiera tak zwaną legendę, którą stworzyli na potrzeby operacji. W przypadku grup, które działają w ramach GRU i prowadzą operacje informacyjno-psychologiczne, legenda ma często wymiar patriotyczny, pozytywny, odwołuje się do wartości wyznawanych przez grupę, która jest celem operacji. Zwykle są to patrioci rosyjscy, tu mamy patriotów polskich, walczących dla zwykłego człowieka przeciwko złemu rządowi."
- Ale dlaczego to, co dostaliśmy, tak bardzo różni się pod względem językowym od tego, co czytaliśmy w głównym kanale "Poufna Rozmowa"? Teoretycznie za wpisy odpowiada ta sama osoba, a treści towarzyszące ujawnianym mailom z konta Michała Dworczyka są pisane poprawną polszczyzną, w przeciwieństwie do wysłanego nam wywiadu - dopytywał Szymon Jadczak, dziennikarz WP.
To jest kolejna przesłanka wskazująca na GRU. Oni w wielu operacjach świadomie zostawiają swój podpis. Udajemy kogoś, w tym przypadku patriotów polskich, ale i tak wszyscy wiedzą, że jesteśmy Rosjanami. W tym przypadku ten podpis jest dość ordynarny. Bo warstwa językowa w przesłanych wam odpowiedziach ewidentnie wskazuje na Rosję. Rosyjska gramatyka, liczne rusycyzmy.
źródło: https://magazyn.wp.pl/informacje/artykul/tylko-w-wp-to-oni-ujawniaja-maile-dworczyka-demaskujemy-kanal-poufna-rozmowa
Nie będę tutaj cytował ani streszczał całego artykułu "Tylko w WP. To oni ujawniaja maile Dworczyka. Demaskujemy kanał "Poufna rozmowa" z Wirtualnej Polski, ale jest on arcyciekawy i wręcz porażający - KAŻDY POWINIEN TEN ARTYKUŁ PRZECZYTAĆ!
Trzeba nadmienić, że wówczas zarówno "polska" opozycja, jak i większość powiązanych z nią "wolnych" i "niezależnych" mediów dokładnie powielały narrację rosyjskich służb jeszcze zanim te udzieliły swej "oficjalnej" odpowiedzi dla portalu WP (artykuł w WP ukazał się 30 lipca 2021) i którą gen. Piotr Pytel określił jako "ordynarny podpis". Proszę zwrócić uwagę na dwa fragmenty tej wypowiedzi.
Fragment pierwszy:
"Polski Rząd nie twierdzi, a szuka kozła ofiarnego. Dla rządu polskiego wszyscy są winni, oprócz samego rządu. Z tego powodu, odgradzają się od wstydu, rząd gotów oskarżać nas o wszelkie powiązania, nawet z ufoludkami. Jednak sytuacja bardziej prostsza… Przeanalizowawszy materiały, które trafiły do naszych rąk, zastanowiliśmy nad tym, kogo interesy naprawdę broni rząd? Przykro mi, że wiele decyzji podejmowanych jest na szkodę Polaków."
Pomijając kwestię oczywistych rusycyzmów i błędów gramatycznych (typu "bardziej prostsza") wypowiedź ta pokrywa sie dokładnie z tym, co napisał na ten temat 15 czerwca 2021 Adam Szostkiewicz w tygodniku "Polityka" w artykule "Ataki hakerskie. Prorządowi rozmywacze już działają".
Fragment drugi:
"Hasło maila ministra Dworczyka XXXX. Otrzymałem go od osoby z otoczenia ministra, który powiedział, że ma dostęp. Najpierw nie uwierzyłem w to, jednak w nocy wprowadził go do loginu Dworczyka i się poniosło…"
I znów dokładnie tę wersję przedstawiał 18 czerwca 2021 Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej" w artykule Nie było "cyberataku z Rosji". Za wyciek maili odpowiada osoba z otoczenia Dworczyka w którym stawia on wprost tezę, że jak "mówi nasz informator, który zna ustalenia śledztwa" autorem wycieku była osoba z rządu skonfliktowana z Dworczykiem i w związku z tym teza o "cyberataku z Rosji" zupełnie upada.
Reasumując.
W świetle słów gen. Piotra Pytla osoby mówiące o rosyjskim cyberataku to nie "prorządowi rozmywacze", tylko antyrządowi dziennikarze "Gazety Wyborczej", "Polityki" oraz sami politycy Total(itar)nej oPOzycji to rosyjska agentura lub w najlepszym przypadku zdrajcy w sposób świadomy z własnej woli współpracujący z rosyjskimi służbami specjalnymi w ataku na państwo polskie.
Doktor Rafał Brzeski (specjalista od wojny hybrydowej i informacyjnej) w wielu swoich wypowiedziach z lipca 2021 r. określał cyberatak na konta polityków i publikację maili ze skrzynki Dworczaka jako
rozpoznanie bojem - próba przed zasadniczym atakiem na Polskę
i porównywał działania wobec naszego kraju do ostatnich miesięcy przed II Wojną Światową. Z książek, wywiadów i innych wypowiedzi doktora Rafała Brzeskiego wynika, że wojna informacyjna jest dla agresora dużo bardziej opłacalna niż wojna konwencjonalna i nieporównywalnie bardziej opłacalna niż nawet ograniczona wojna jądrowa (nie mówiąc o totalnej - zupełnie nieopłacalnej... nawet jeśli nie przyjdzie odwet, to zyska on wyłącznie teren do niczego nieprzydatny z powodu skażenia). Dzięki wojnie informacyjnej można załatwić swoje bezprawne interesy, a nawet przejąć kontrolę nad innym państwem nie tylko bez strat własnych, ale nawet bez konieczności odbudowania zniszczonej infrastruktury na podbitym terenie oraz zwalczania ruchu oporu po jego zajęciu. Doktor Rafał Brzeski nie ma wątpliwości, że publikacja maili z konta Dworczaka to cybernetyczno - dezinformacyjne "rozpoznanie bojem". Rosyjskie służby testują w ten sposób kto jak zareaguje na atak i właśnie dowiedziały się, że mogą liczyć na pełne wsparcie Total(itar)nej oPOzycji. O tym że ma rację przekonujemy się już kilka tygodni później gdy
Łukaszenka atakuje Litewską i Polską granicę za pomocą sprowadzanych na nią imigrantów
a Total(itar)na oPOzycja i związane z nią "wolne" media stają po stronie Łukaszenki atakując rząd za "niehumanitarne traktowanie uchodźców", "ksenofobiczną retorykę", "cyniczne wykorzystanie kryzysu" i wprost domagają się tego, aby polski rząd ugiął się pod białoruskim szantażem i wpuścił imigrantów udzielając im azylu (obowiązującego na terenie UE) lub aby chociaż naruszył granicę polsko-białoruską przemycając przez nią w świetle kamer żywność, lekarstwa i lekarzy. Medialne akcje posłów PO (takie jak bieg z torbą Franciszka Sterczewskiego) są z radością pokazywane w białoruskiej i rosyjskiej telewizji, a z każdą obelgą rzuconą pod adresem żołnierzy Wojska Polskiego (taką jak "śmieci" i "wataha psów" w wykonaniu Władysława Frasyniuka) w siedzibie rosyjskiej generalicji strzelają korki od szampanów. Tak, dziś widać, że doktor Brzeski ani troszkę nie pomylił się w swojej diagnozie. Istnieje realne, bardzo prawdopodobne niebezpieczeństwo, że Putin z Łukaszenką i Lapidem (przypomnę, że także w obecnym konflikcie z Izraelem posłowie PO stanęli po stronie Izraela zarzucając Polsce "największy antysemityzm przed II Wojną Światową" jak poseł PO Artur Łącki, "brak udzielania pomocy Żydom" jak Klaudia Jachira itp...) załatwią tutaj swoje interesy lub nawet przejmą częściowo lub całkowicie kontrolę nad wydarzeniami w Polsce bez wysłania ani jednego czołgu lub rakiety! Natomiast w przypadku gdyby się zdecydowali na interwencję zbrojną, to dużo łatwiejsza będzie dla nich agresja na ekstremalnie osłabiony konfliktem kraj, którego żołnierzy wyzywa się od "śmieci" i "psów".
Skąd wiedziałem, że Putin i Łukaszenka zaatakują właśnie Polskę?
Trzeba tu się cofnąć do roku 2011. Wtedy po raz pierwszy postawiłem diagnozę, że albo w roku 2013 nastąpi przełom w nastrojach społecznych i zdecydowane odwrócenie się wyborców od POlityki POgardy serwowanej przez Tuska i Palikota, to wybory w roku 2015 zapoczątkują szereg zdarzeń, które zakonczą się krwawymi starciami na ulicach wykorzystanymi przez Putina po to, aby jeszcze bardziej upokorzyć Polskę, upokorzyć NATO i zawłaszczyć nasze państwo do swojej strefy wpływów.
Dlaczego przełom miał nastąpić w roku 2013? Bo w roku 2012 kończyła się unijna perspektywa budżetowa oraz szereg inwestycji związanych z mistrzostwami europy w piłce nożnej, więc społeczeństwo pozbawiane ogromnych dotacji musiało wtedy odczuć skutki fatalnych decyzji gospodarczych rządu Tuska. A dlaczego ten przełom już w roku 2013 był konieczny, aby dwa lata później nie doszło do krwawych starć? Bo politycy, a przede wszystkim elektoraty potrzebowały przynajmniej roku lub dwóch lat czasu, aby przyzwyczaić się do nowej sytuacji - perspektywy przejęcia w wyniku demokratycznych wyborów władzy przez PiS.
Oprócz czynników wewnętrznych istniał także szereg czynników zewnętrznych wskazujących na to, że Putin dokona kolejnej agresji, aby pokazać słabość NATO i umocnić swoją pozycję w Rosji. Były to między innymi:
- aneksja Krymu,
- wojna na wschodzie Ukrainy,
- zestrzelenie cywilnego samolotu nad terytorium Ukrainy,
- prowokacje rosyjskiego lotnictwa (naruszanie przestrzeni powietrznej, niebezpieczne przelot obok samolotów innych państw),
- "ewakuacja" Donalda Tuska z kraju do instytucji europejskich.
Jak według mojej prognozy miał wyglądać atak na Polskę?
Miał to być atak hybrydowy. Atak rakiet, lotnictwa lub czołgów określałem jako bardzo mało prawdopodobny, natomiast obawiałem się zmasowanych działań dywersyjno-prowakacyjnych takich jak np.:
- ataki "nieznanych sprawców" na samochody jadących na Litwę lub z Litwy przez terytorium Polski w okolicach Suwałk (proszę zauważyć, że przewidziałem wplątanie Litwy w ten atak),
- nielegalne przekraczanie granicy w obie strony,
- niszczenie miejsc pochówku żołnierzy radzieckich walczących przeciw Niemcom w II Wojnie Światowej,
- wojnę informacyjną, podgrzewanie nastrojów, antagonizowanie stron konfliktu politycznego w Polsce,
- pojedyncze "wypadki" przy ćwiczeniach wojskowych akie jak np.: rakieta, która "przypadkiem" wymknęła się spod kontroli i eksplodowała gdzieś w okolicach zgromadzenia polskich wojsk.
Czyli przyznam się bez bicia, że jednej rzeczy nie przewidziałem - dostarczenia imigrantów pod polska granicę.
Dlaczego Putin nie zaatakował zaraz po roku 2015?
Znów musimy się cofnąć - tym razem do roku 2013. Jak to przyznał dwa lata później w jednym z wywiadów prof. dr hab. Janusz Czapiński (m.in. autor publikowanej co kilka lat "Diagnozy społecznej") w roku 2013 nastąpił przewidywany przeze mnie zwrot preferencji wyborczych. Jednak zwrot ten był zamaskowany i zafałszowany przez sondażownie tak zmieniające wagi i metodologię sondaży, aby nadal wydawało się, że w 2015 roku Bronisław Komorowski wygra w cuglach wybory prezydenckie, a nawet jeśli PiS osiągnie dobry wynik w wyborach parlamentarnych, to i tak nie będzie w stanie przejąć władzy. Ukrywano fakt, że PiS systematycznie powiększa swój elektorat umiarkowany, który jednocześnie staje się bardziej zmotywowany do uczestnictwa w wyborach, zaś bardziej umiarkowani wyborcy PO mają już tej partii dość i albo zmieniają preferencje albo nie zamierzają iść do wyborów.
Co z tego wynikało?
Z jednej strony ukrycie przez sondażownie na dwa lata ciągłego wzrostu poparcia dla PiS odebrało zwolennikom PO możliwość oswojenia się z myślą, że po wyborach ich paria straci władzę. Od momentu ogłoszenia wyników wyborów dawali oni jasno do zrozumienia, że nie zgadzają się z wolą narodu wyrażoną w demokratyczny sposób przy urnach wyborczych i nie mają zamiaru jej uszanować ani nawet zaakceptować. Manifest KOD ukazał się w dniu zaprzysiężenia rządu, kiedy nowi ministrowie nie zdążyli jeszcze nawet długopisów rozpakować, nie mówiąc o prowadzeniu jakiejkolwiek polityki i wprowadzeniu choćby najmniejszych zmian. Do pierwszych manifestacji doszło w kilka dni później i w pierwszych tygodniach miały one charakter cotygodniowy (czyli nowa opozycja przejęła najbardziej krytykowany przez siebie zwyczaj starej opozycji czyli "miesięcznice smoleńskie" tylko z czterokrotnie większą częstotliwością i bez jakiejkolwiek przyczyny - tym razem żaden samolot nie spadł, ludzie nie zginęli, tylko odbyły się demokratyczne wybory).
Z drugiej strony wzrost poparcia wyborców dla PiS spowodował szereg zmian pozytywnych. Przede wszystkim oddalił się scenariusz, w którym wskutek obniżania poziomu życia większość wyborców chce głosować na PiS, zaś PO mając świadomość, że same chwyty propagandowe nie zdoła utrzymać władzy wprowadza zmiany prawne uniemożliwiające zwycięstwo PiS w wyborach, co doprowadza do niepokojów społecznych. Kierownictwo PO ani nie było w stanie zablokować wyboru PiS przez zmiany w prawie ani sfałszować wyborów w stopniu doprowadzającym do zamieszek (z którymi rozprawiłoby się w charakterystyczny dla siebie sposób: przez jednoczesny ostrzał policyjna bronią gładkolufową i medialną bronią propagandową) ani nie miało odwagi bezpośrednio użyć siły w celu obalenia wybranego demokratycznie rządu (były takie zakusy - jednak większość czynnych, a nawet odwołanych przez Macierewicza oficerów Wojska Polskiego zdecydowanie odrzuciła namowy płk. Adama Mazguły aby obalić rząd za pomocą przewrotu wojskowego). Próby obalania rządu za pomocą starć na ulicach także zakończyły się fiaskiem np.: "Majdan" z grudnia 2016, w którym zaprezentowano "plan wyłączenia państwa" Bartosza Kramka wskutek zarejestrowania przez kamerę "zmartwychwstania" aktywisty udającego ofiarę przed fotoreporterami i ujawnienia maderskiego randez-vous Ryszarda Petru (w kilka dni po tym, jak straszył on "ekstremalnym zagrożeniem demokracji w Polsce") oraz kilku innych błędów organizatorów zamienił się w "Ciamajdan".
Sumując pozytywy i negatywy wydarzeń z lat 2013 - 2015 trzeba stwierdzić, że zamiast grożących nam gwałtownych starć na ulicach z udziałem policji i wojska mieliśmy demonstracje, które mimo wielu starań Total(iter)nej oPOzycji nie doprowadziły do siłowej konfrontacji z obozem PiS. Dlatego Putin w roku 2015 stracił pretekst i okazję do ataku hybrydowego na Polskę.
Dlaczego Putin zaatakował w roku 2021, mimo że w dalszym ciągu na ulicach nie dochodzi do gwałtownych starć?
Złożyło się na to wiele zdarzeń, które miały miejsce głównie od roku 2019, choć niektóre z procesów zostały zapoczątkowane w latach 2015-2019.
- Kontynuowanie przez Total(itar)ną oPOzycję strategii walki zapomocą "ulicy i zagranicy" czyli maksymalnego dewastowania pozycji Polski przez organizowanie i nagłaśnianie jak największej liczby protestów (np.: protestu niepełnosprawnych w czasie Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w budynku Sejmu) oraz donoszenie na Polskę do wszelkich możliwych instytucji i domaganie się od nich izolacji Polski, wstrzymywania wypłat funduszy oraz innych restrykcji.
- Podjęcie przez instytucje europejskie takie jak TSUE, ETPC, KE, PE gry Total(itar)nej oPOzycji, stronnicze i dyskryminujące traktowanie Polski i Węgier we wszystkich sporach.
- Nieporadność rządu wobec działań wymienionych w dwóch poprtzednich punktach, nieskuteczna strategia twardej retoryki przy jednoczesnych ustępstwach i posuwania się "o jeden most za daleko" aby mieć później gdzie się wycofać.
- Działania sabotujące przeprowadzane przez bardzo wpływowe grupy w Polsce np.: uniewinnianie przez "sędziów wolności" wszystkich przestępców, kórzy znaleźli się w konflikcie z obecną władzą bez względu na to jakie przestępstwo popełniają: napaść na polityków i dziennikarzy, obrazę i naruszenie nietykalności policjanta na służbie, samowolne zmienianie treści znaków drogowych, niszczenie mienia składającego się na infrastrukturę chroniąca nasze granice, a nawet wypadek drogowy spowodowany przy braku uprawnień do kierowania i braku ważnych badań technicznych samochodu .
- Strategiczne błędy Jarosława Kaczyńskiego z jesieni 2019: program wyborczy rozmijający się z rzeczywistością (obietnice podwyżek zamiast rozwiązywania realnych problemów np.: braków w służbie zdrowia), wepchnięcie do Trybunału Konstytucyjnego posłów Piotrowicza i Pawłowicz (to był idealny moment na ustabilizowanie pozycji TK - wystarczyło zaproponować wprowadzenie do TK trzech sędziów wybranych "na zapas" przez PO-PSL w roku 2015, aby nikt nie mógł zakwestionować składu tego gremium przy jednoczesnym zachowaniu w nim przewagi na korzyść PiS).
- Stawanie posłów PO przeciw Polsce w rozmaitych sporach międzynarodowych (np.: z Izraelem w roku 2018) oraz nielojalność wobec Polski i atakowanie rządu kosztem bezpieczeństwa państwa i obywateli w różnych innych trudnych sytuacjach (np.: sianie paniki i dezinformacji oraz ataki na Ministra Zdrowia Łukasza Szumowskiego w pierwszych miesiącach pandemii koronawirusa).
- Oderwanie przez "Konfederację" części najbardziej radykalnego elektoratu PiS.
- Stworzenie przez epidemię okazji do wstępnego przetestwania podatności różnych grup ("koronasceptyków", "antyszczepionkowców", działaczy i sympatyków "Konfederacji") na uleganie wpływom, a nawet wspieranie rosyjskiej agentury.
- Szereg taktycznych błędów Jarosława Kaczyńskiego z roku 2020: kwestia wyborów prezydenckich (najpierw Kaczyński swoim gadulstwem pomógł opozycji próbującej za wszelką cenę przesunąć wybory na jesień kreować narrację, że to PiS chce za wszelką cenę - także życia ludzkiego - przeprowadzić wybory w maju, następnie próba przeprowadzenia "wyborów kopertowych" jako odpowiedź na tę narrację, wreszcie znajdowanie kompromisu w tej sprawie między Kaczyńskim a Gowinem przed obiektywami kamer, a nie w zaciszu gabinetów), zmiana Ministra Zdrowia i strategii walki z koronawirusem (tragiczna w skutkach), "piątka dla zwierząt", doprowadzenie do dymisji Ministra Rolnictwa Krzysztofa Ardanowskiego, dopuszczenie do zerwania "kompromisu aborcyjnego", próba przejęcia przez Adama Bielana kontroli nad "Porozumieniem" Jarosława Gowina.
W takiej sytuacji, a zwłaszcza przy takiej opozycji (w dodatku mającej tak silny wpływ na decyzje instytucji europejskich np. na TSUE) każdy kraj może zaatakować Polskę z każdego powodu i byłby SKOŃCZONYM FRAJEREM lub NIEPOPRAWNYM IDEALISTĄ ktoś, kto nie próbowałby skorzystać z takiej okazji i coś na tym ugrać dla siebie (jak na przykład Czechy próbujące wykosić polską konkurencję z rynku węgla brunatnego). Władimir Putin ani frajerem ani idealistą nie jest. Dlatego zaatakował.
Warto tu zauważyć jeszcze jedną ciekawą zależność: czas zaraz po ogłoszeniu "Polskiego ładu" Jrosław Gowin wybrał na moment zemsty za próbę przejęcia "Porozumienia" przez PiS, Donald Tusk wybrał na moment powrotu do polskiej polityki, aby obalać rząd PiS i Władimir Putin wybrał na moment hybrydowego ataku na Polskę. O ile w przypadku Gowina sprawa jest jasna - zemścił się w chwili wprowadzania programu decydującego o "być albo nie być" PiS-u, to u Tuska i Putina widać to samo zachowanie jak u zaborców z XVIII wieku - oni także nie dokonali rozbiorów w czasach saskich, kiedy Polska była najsłabsza, ale zrozpoczęli je niecałą dekadę później, gdy pojawiły się pierwsze nadzieje na wprowadzenie reform. Czyli widzimy w obydwu przypadkach działanie na zasadzie "teraz albo nigdy".
Dlaczego tak bardzo chciałbym mylić się w tamtej diagnozie dla Polski?
Kiedy przeanalizujemy dlaczego Putin nie zaatakował hybrydowo wcześniej i dlaczego zaatakował ją właśnie w roku 2021, to można dojść do arcysmutnego wniosku, że i ja i mój "guru" po części mieliśmy rację. "Guru" dlatego, że trafnie określił, że w tamtych realiach atak hybrydowy Federacji Rosyjskiej na Polskę był bardzo mało prawdopodobny, a ja dlatego, że przewidziałem zmianę sytuacji na taką, w której ten atak nastąpił. Ale najbardziej przerażające jest to, że ta zmiana dokonała się na zupełnie innej drodze, niż przewidywałem. Wprawdzie zmiana preferencji wyborczych Polaków przed rokiem 2015 uchroniła Polskę przed krwawymi starciami na ulicach, ale szereg innych czynników (wymienionych powyżej) i tak doprowadził do tego, że atak hybrydowy na jeden z krajów NATO dla Putina przestał być nierealny, a stał się opłacalny i krajem wybranym do tego ataku jest właśnie Polska.
Analogiczna sytuacja była z II falą koronawirusa. 22.06.2020 w artykule "Koronawirus. Wyborco, czy jesteś przygotowany na ŚMIERĆ?" "straszyłem" wyborców tym, że na jesieni jakiekolwiek spowalnianie procesu decyzyjnego przez opozycję, która dysponuje już większością w Senacie, a może jeszcze mieć swojego Prezydenta przłoży się na tysiące zgonów i dziesiątki tysięcy ciężkich zachorowań, które dotkną nasze rodziny i pośrednio każdego z nas. Wtedy mogo się wydawać, że "straszę" i "przesadzam", a na przełomie października i listopada okazało się, że rzeczywistość okazała się dużo straszniejsza od mojego "czarnowidztwa" i "straszenia". I nie było potrzebne spowalnianie procesu decyzyjnego - wystarczyło, że rząd pod wpływem "zmęczenia materiału" wskutek ataków z jednej strony Platformy Obywatelskiej a z dtugiej Konfederacji zmienił Ministra Zdrowia, a ten zmienił strategię abyśmy nagle w statystykach śmiertelności zaczęli "przeskakiwać" kraje, które na koniec I fali miały liczbę zgonów "covidowych" na milion mieszkańców od pięciu do nawet TRZYDZIESTU RAZY WIĘKSZĄ (patrz artykuł: "Koronawirus a Polska. Dobranoc, do widzenia. Cześć! Giniemy!" oraz abyśmy w statystykach całkowitej nadumieralności (czyli uwzględniającej nie tylko zdiagnozowane zgony z powodu COViD-19, ale także zgony "covidowe" niezdiagnozowane i zgony "niecovidowe" spowodowane przeciążeniem służby zdrowia) znaleźli się w niechlubnej, najściślejszej europejskiej "czołówce" (patrz artykuł "Kiedy analizuję wykresy nadumieralności...") choć na wiosnę mieliśmy "nadumieralność" ujemną!
Są cztery czynniki, których synergia jest w stanie zniszczyć w Polsce wszystko:
- Totalna opozycja sabotująca wszelkie działania rządu bez względu na skutki, próbująca zniszczyć rząd i przejąć władzę za wszelką cenę - nawet całkowitego upadku państwa (czynnik ten obejmuje także krajowych sprzymierzeńców tejże opozycji: media, sędziów, fanatyczną część elektoratu).
- Lewicowo-liberalna obsada instytucji unijnych stronniczo stająca po stronie opozycji i wyraźnie dyskryminująca Polskę, polskie firmy, a zwłaszcza polski rząd.
- Duet Putin - Łukaszenka sprytnie wykorzystujący szanse jakie dają mu dwa pierwsze "czynniki" do podgrzewania nastrojów i destabilizacji sytuacji w Polsce (do czynnika tego zaliczają się także inne kraje permanentnie lub sporadycznie wykorzystujące osłabienie Polski przez współpracę sabotażystów z PO z organami UE aby w ten sposób ugrać dla siebie coś nieosiągalnego w innych warunkach np.: Izrael, Czechy, Holandia, Francja i Niemcy).
- Polski rząd, który nie potrafi odeprzeć ataków z wielu stron, działając pod ciągłą presją popełnia błędy, a w momencie gdy miał okazję zamknąć kilka frontów i wycofać się na umocnione pozycje i ustabilizować zdobycze nie zrobił tego (napiszę o tym dokładniej kilka akapitów niżej).
Przy tych czterech czynnikach cokolwiek byśmy zrobili nie uda nam się powstrzymać nadciągającej katestrofy. Wyeliminujemy jeden lub kilka czynników ryzyka - zostaną stworzone nowe, rozwiążemy jeden problem - zostaną stworzone inne. Dlatego właśnie wolałbym, aby to mój "guru" wtedy miał 100% racji i abym się wtedy całkowicie mylił i to w przeciwną stronę niż się pomyliłem - aby sytuacja w dłuższej perspektywie wyglądała dużo lepiej, a nie dużo gorzej niż ją opisałem.
Jaka jest moja obecna prognoza dla Polski?
Kiedy tydzień temu rozpoczynałem pisanie niniejszego artykułu artykułu (pozostały mi do dpoisania te dwa ostatnie punkty, o aktualnej prognozie i o moim politycznym "guru", ale jakoś nie miałem czasu się za nie zabrać) to była ona ultrapesymistyczna. Ostatni atak KE na Polskę (bo tak to trzeba nazwać) oraz to, jak polski rząd dał się w ten atak "wkręcić" i z jakim entuzjazmem opozycja przyjęła zarówno atak jak i informacyjny chaos jaki wywołał on w kręgach rządowych tylko potwierdzają i wzmacniają tę prognozę. Więc przeprowadźmy ekstrapolację powyższych czterech czynników niszczących Polskę (tylko w nieco innej kolejności).
- Ataki Putina i wykonującego jego rozkazy Łukaszenki będą trwały tylko będą coraz bardziej "zcustomizowane" (termin z żargonu informatycznego oznaczający elastyczne dostosowanie rozwiązania do indywidualnych potrzeb klienta) czyli dostosowane do aktualnych wydarzeń. Już w mijającym tygodniu było to widać: Georgette Mosbacher wypowiedziała się w sposób broniący Polski i krytyczny wobec instytucji unijnych - natychmiast pojawił się "mail" sugerujący nieufność polskich władz wobec USA w czasach gdy Mosbacher była ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Polsce. Zaczął się szczyt w Karpaczu - natychmiast pojawił się news o oficerze KGB rzekomo na ten szczyt zaproszonym. Oczywiście w newsach coraz częściej będą pojawiały się coraz grubsze fake newsy, bo skoro służby Federacji Rosyjskiej uwiarygodniły się publikacją autentycznych maili ze skrzynki Dworczyka (w których nota bene nic sensacyjnego ani nawet ciekawego nie było - same prywatne, nieoficjalne rozważania i "gdybania" co zrobić, czego nie, co jest dla nas korzystne, a co nie...) i dostały dowód na to, że cokolwiek opublikują Total(itar)na oPOzycja wraz z podporządkowanymi sobie mediami to wykorzysta (zwłaszcza, że z "wielkiego nic" w mailach Dworczyka przez kilka miesięcy robiła sensację, jakby to był materiał bardziej kompromitujący od tego ze spotkania Belka - Sikorski, na którym złamano konstytucję i kilka innych przepisów prawa, dyskutowano jak wygrać wybory oszukując wyborców przez nielegalny dodruk pieniędzy i jak się pozbyć ministra finansów, który na taki manewr się nie zgodzi... i co najgorsze do wymiany ministra i dodruku pieniądza rzeczywiście doszło). Więc kłamstwa będą coraz bardziej bezczelne, a ataki coraz bardziej brutalne. Ich apogeum nastąpi w trakcie kampanii wyborczej - można przypuszczać, że Putin będzie podrzucał materiały kompromitujące obydwie strony (gra na eskalację konfliktu i wzajemne wyniszczenie) ale tak, aby wygrała strona dla niego wygodniejsza, czyli Total(itar)na oPOzycja.
- Ostatnie ataki Komisji Europejskiej pokazały, że rzeczywistym wrogiem KE nie jest reżim Łukaszenki, tylko demokratycznie wybrany rząd w Warszawie. Potwierdza to tezę Donalda Trumpa, że największym zagrożeniem dla Europy i demokratycznego świata jest stworzenie orwellowskiej "Eurazji" czyli gospodarczo-politycznego sojuszu państw zachodu UE z Putinem (z tego powodu Trump popierał projekt "Trójmorza" będącego klinem rozgdzielającym ten blok). Gwałtownego zaostrzenia kursu i frontalnego ataku na rząd w momencie gdy ten zmaga się z agresją na swojej wschodniej granicy nie można potraktować inaczej niż wbicia Polsce noża w plecy i rzucenia Total(itar)nej oPOzycji koła ratunkowego, gdy ta najwyraźniej tonęła po działaniach jej polityków odczytanych przez społeczeństwo jako ZDRADA i po chwilach szczerości jej innych polityków na "Campus Polska". Wyjazd Donalda Tuska do Brukseli oraz wypowiedzi Elżbiety Bieńkowskiej na Campusie pozwalają przypuszczać, że atak ten nastąpił z inicjatywy wodza PO. Komisja Europejska w ten sposób zamiast podważyć i skrytykować wcześniejszą wypowiedź Zbigniewa Ziobro traktującą działania UE jako "wojnę hubrydową z Polską" (sam uznawałem tę wypowiedź za SKANDALICZNĄ) tylko potwierdziła jego zdanie oraz dała radykałom i eurosceptykom mocne argumenty za trzymaniem twardego kursu wobec Brukseli, a nawet wyjściem Polski z UE. Dla mnie (starającego się bardziej na chłodno analizować fakty) cały ten cyrk na naszej granicy jest tylko grę o to gdzie będzie przebiegał podział stref wpływów w przyszłej Eurazji (i właśnie UE oddaje nas Putinowi - o tym w następnym punkcie).
- Opozycja która zaplątała się we własnych intrygach wokół incydentów na polsko-białoruskiej granicy, które przez znaczną część społeczeństwa zostały uznane za zdradę, teraz prawdopodobnie odzyska rezon. Jej dominującą narracją stanie się "to oni chcą nas wyprowadzić z UE, więc to oni kolaborują z Putinem i Łukaszenką, to oni szkodzą Polsce". W trakcie kampanii wyborczej będzie wykorzystywać wszystkie fake newsy podrzucane przez Putina, a ilekroć PiS sięgnie przez podrzucone mu z tego samego źródła materiały kompromitujące PO, tylekroć będzie podnosiła krzyk, że "pisowski reżim kolaboruje z Putinem" - PO ma tak "inteligentnych" i "wykształconych" wyborców, że może na to sobie pozwolić (każdy inny - nawet skończony przygłup - zauważyłby wewnętrzną sprzeczność tych dwóch narracji, ale wyborcy PO przełkną to orwelowskie dwójmyślenie jak pelikan rybę). Po przejęciu władzy PO zapłaci za to haracz - Putin będzie mógł ją szantażować jeszcze mocniej niż po katastrofie smoleńskiej i oddaniu śledztwa Rosji (zwłaszcza, że najbardziej pikantne materiały wykradzione ze skrzynek polityków PO zachowa dla siebie). Dlatego właśnie Polska wpadnie w strefę wpływów Rosji. Stanie się kondominium gospodarczo uzależnionym od dyktującego jej warunki zachodu i polityczne zdeterminowanym przez szantażujący ją wschód. Oczywiście po przejęciu władzy przez opozycję w całości spełni się opisany przeze mnie jesienią roku 2019 czarny scenariusz czyli najpierw "depisyzacja", szał zemsty (także na elektoracie) i rozliczeń, następnie załamanie gospodarcze, wprowadzenie zmian uniemożliwiających powrót PiS do władzy w wyniku demokratycznych wyborów, gwałtowne protesty na ulicach, użycie policji i wojska do brutalnego stłumienia protestów, rozłam w "koalicji antypisowskiej", wielkie i krwawe mordobicie na ulicach, przejęcie władzy przez radykałów z dzisiejszej "Konfederacji", kolejna zemsta, wywalenie Polski ze wszystkich możliwych instytucji międzynarodowych i wkroczenie wojsk rosyjskich z "bratnią pomocą".
- Rząd będzie otrzymywał kolejne ciosy, aż w końcu upadnie. Wprawdzie właśnie wprowadza on przełomową zmianę podatków, która po trzech dekadach zrywa z bodaj ostatnią ciągle funkcjonującą patologią "planu Balcerowicza", czyli regresywną skalą podatkową, ale wobec medialnego wrzasku propagandy i ataków z wielu stron nawet nie będzie w stanie przebic się do społeczeństwa ze swoimi zdroworozsądkowymi posunięciami. Chaos informacyjny jaki zapanował w szeregach PiS a tym bardziej Solidarnej Polski, radykalne zapowiedzi rozważenia polexitu wcale sytuacji rządu nie poprawiają. Prawdopodobnie o to chodziło w ataku UE na Polskę, aby gwałtowną akcją, tym zdradzieckim wbiciem noża w plecy wywołać gwałtowną reakcję. Coś tak podłego mógł wymyślić tylko znający doskonale polskie realia Donald Tusk. Rząd nie ma z tej sytuacji dobrego wyjścia - twarde stanowisko wzmocni narrację o "polexicie", a każde ustępstwo wzmocni narrację o "Polsce na kolanach". Prawdopodobnie już na jesieni Tonald Tusk będzie próbował doprowadzić do gwałtownych zamieszek i upadku rządu (aby Polacy nie odczuli poprawy sytuacji wskutek wprowadzenia "Polskiego Ładu"). Co będzie oznaczał upadek rządu? Patrz punkt poprzedni. Żegnaj dobrobycie! Żegnaj demokratyczna Polsko! Żegnaj Unio Europejska! Zdrastwujtie tawariszcz Putin!
Na "pocieszenie" dodam, że jeśli nawet nie wykończą nas hybrydowe ataki Putina i Łukaszenki, wbijanie noża w plecy przez KE, wspieranie agresowrów przez PO i bezradność rządu PiS wobec ataków, to i tak dobije nas "Fit for 55". Pomysł gwałtownego odchodzenia od paliw kopalnych w sytuacji kompletnego nieprzygotowania technologicznego (elektromobilność samochodów osobowych na krótkich dystansach jest w powijakach, a długodystansowy transport osób i towarów istnieje tylko na kolei - elektryczne ciężarówki i autokary dalekobieżne nie weszły nawet w fazę koncepcyjną... nie mówiąc o całym przemyśle energetycznym i motoryzacyjnym, którego totalna przebudowa będzie koszmarnie droga) cofnie nas w mroki gorsze niż przełom XIX i XX wieku (dobrem luksusowym stanie się nie tylko samochód, ale nawet wakacyjny wykjazd lub... znalezienie pracy) a oczywiście najboleśniej odczują to kraje biedniejsze i słabsze technologicznie, czyli m.in. Polska. Więc jedynym sposobem na zachowanie choćby części obecnego dobrobytu, utrzymanie się Polski w Unii Europejskiej oraz samo przetrwanie demokratycznej Europy jest... upadek UE w obecnym - lewicowym kształcie i oprzejęcie w niej władzy przez umiarkowane partie prawicowe. Niestety im dłużej to nie następuje tym bardziej prawdopodobne są dwa rozwiązania skrajne: wprowadzenie lewicowego ultratotalitaryzmu w UE lub przejęcie władzy przez skrajną prawicę (nie wiadomo co gorsze).
Kim jest mój polityczny "Guru"?
Rozczaruję tutaj wielu czytelników, bo nie jest to ani Jarosław Kaczyński, ani "towarzysz Obajtek" (tak, dokładnie takie słowa usłyszałem niedawno przy stole... wypowiedział je pod adresem faceta, który gdy wyprowadzano sztandar PZPR miał 13 lat pewien "stary solidarnościowiec" który w roku 2019 głosował na towarzysza Belkę - w PZPR od 1973 do samego końca... ten sam "solidarnościowiec" co w Święta Wielkanocne wypowiedział życzenie celi śmierci dla Macierewicza... a kilka lat wcześniej chciał sie do PiS-u zapisywać... proszę mi wybaczyć to wtrącenie, ale ono najdobitniej pokazuje stan umysłów niektórych woborców opozycji) ani żaden z polityków Zjednoczonej Prawicy.
Mój polityczny "guru" jest historykiem idei, którego specjalizacją jest historia myśli politycznej. Oprócz historii zajmuje się naukowo także politologią i medioznawstwem. Jest autorem kilku prac naukowych i referatów wygłoszonych na rozmaitych sympozjach (których tematyki nie zdradzę, aby nie ujawnić Jego tożsamości... ale czytam je z zainteresowniem, choć historia nie jest moja pasją) oraz jednym z autorów podręcznika do wiedzy o społeczeństwie. Z Jego wypowiedzi pośrednio wnioskuję, że jest (tak jak ja) umiarkowanym i bardzo krytycznym wyborcą PiS (lub któregoś z koalicjantów w ramach Zjednoczonej Prawicy). Ale bezpośrednio nigdy nie zadałem Mu pytania "na kogo głosujesz", bo podobnie jak Przyjaciółka będąca adresatką artykułu "Gdyby wszyscy tak podchodzili do polityki, jak Ty..." prezentuje taką postawę, że bez względu na to jakie ugrupowanie by wybierali trudno by było mieć do Nich w sferze politycznej jakiekolwiek pretensje (nie tylko będąc wyborcą PiS - po prostu życząc dobrze Polsce i swoim dzieciom). Czyli znajduje się On od strony swojej postawy na przeciwnym biegunie niż ów ex "solidarnościowiec" o którym wspomniałem powyżej.
Oczywiście mój polityczny "guru" broniłby się przed przyznaniem Mu takiego tytułu, ale ja traktuję go w sensie przenośnym - nie w znaczeniu przewodnictwa tylko AUTORYTETU (w żargonie informatycznym "code guru" to osoba świetnie znająca daną technologię, po której rady warto sięgnąć przy szukaniu inspiracji do rozwiązania problemów programistycznych). Mówiąc najprościej - uważam Go za człowieka znającego się na polityce jeszcze dużo lepiej ode mnie.
Wyjaśnię to na przykładzie. Przeciętny wyborca, który nie analizuje na bieąco sytuacji politycznej i nie porównuje przekazów z różnych źródeł (sięgnę po przykład wzorcowego wyborcy PO) z pewnością której mógłby mu pozazdrościć nawet baran atakujący po raz kolejny głową betonowy słup będzie powtarzał, że "Morawiecki sam powiedział, że chce aby Polacy pracowali za miskę ryżu". Analizujący newsy bloger - amator na moim poziomie doskonale wie, że słowa o "misce ryżu" dotyczyły obniżania oczekiwań społeczeństwa zachodnich, aby skłonić je do pewnych wyżeczeń (jak w czasach odbudowy ich krajów po wojnie właśnie za tę za miskę ryżu, choć nie na taką skalę) aby z jednej strony pobudzić europejską gospodarkę, a z drugiej strony podzielić się swym bogactwem z biedniejszymi krajami - nie tylko Europą Wschodnią (w tym Polską) ale przede wszystkim ze skrajnie ubogą Afryką, aby zapobiec kryzysowi migracyjnemu (tak, Morawiecki na kilka lat do przodu przewidział tłumy płynące na statkach i tratwach z Afryki do Europy). Co więcej facet na moim poziomie wiedzy zauważył, że w tzw. "taśmach Morawieckiego" znajdują się dwa inne paskudnie śmierdzące fragmenty świadczące o kupowaniu sobie przez prezesów firm przychylności rządu PO - PSL oraz mediów sponsorowaniem różnych imprez i fundacji oraz zamawianiem lipnych reklam i ogłoszeń. Pierwszym przykładem było sponsorowanie Roberta Kubicy które przynosiło dla banku same straty finansowe (w przeciwieństwie do reklam z Chuckiem Norrisem - idiotycznych, ale skutecznych) ale było "obowiązkowe" ze względu na konieczność pozyskania przychylności władz. Drugim, jeszcze bardziej jaskrawym była ocierająca się o przestępstwo propozycja dofinansowania dowolnej fundacji Aleksandra Grada aby tylko zapewnić mu źródło utrzymania i w ten sposób zdobyć jeszcze większą przychylność rządu dla banku. Facet na moim poziomie wie, że propaganda PO celowo wyciszyła ten wątek (ponieważ obciążał on także rząd PO - PSL), zaś sztucznie stworzyła wątek "miski ryżu" przekręcając na potrzeby idiotów wypowiedź, za którą Morawieckiemu należą się słowa największego uznania. Natomiast politolog - zawodowiec na poziomie mojego "guru" wie, że proceder kupowania sobie przychylności władz i mediów przez sponsoring i kupowanie reklam jest starszy niż rząd PO - PSL (został wtedy nagłośniony przez umiarkowanie prawicową prasę dlatego, że jej dziennikarze wkurzyli się na próbę "zaorania" tego segmentu prasy przez rząd Tuska - chodziło o czystkę w tygodniku "Uważam Rze..." i dzienniku "Rzeczpospolita" po publikacji artykułu o śladach trotylu na wraku Tupolewa), zaś rząd PiS wcale tego procederu nie zlikwidował - tajemnica opieszałości w uszczelnianiu zakazu handlu w niedzielę może tkwić w tym, że sieć "Żabka" sponsoruje rozmaite imprezy i zamawia bardzo dużo reklam w TVP.
Dziś w dniu rozpoczęcia manewrów "Zapad 2021", w 11 dni po podjęciu decyzji o wprowadzeniu stanu wyjątkowego wzdłuż naszej granicy z Białorusią, w środku kolejnego zaostrzenia kursu KE wobec Polski... dziś jak nigdy wcześniej chciałbym się mylić. Chciałbym się mylić w moich wcześniejszych prognozach dla Polski, a tym bardziej mylić w prognozach aktualnych. Niestety spełnianie się starych prognoz zwiększa prowdopodobieństwo spełnienia się tych nowych. Więc cieszmy się ostatnimi miesiącami względnego dobrobytu, wolności, jakiejś stabilizacji i pokoju... nie wiemy ile nam ich jeszcze zostało.
Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię".
Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych.
Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie