"Prawie dwadzieścia lat temu do studia TVP wtargnął uzbrojony człowiek, który domagał się wejścia na antenę."
Tak rozpoczyna się artykuł umieszczony na topie strony głównej portalu Wirtualna Polska. Chodzi o mieszkańca Tomaszowa Mazowieckiego Adriana M. Nie wiem jak nazywa się antynagroda dla najbardziej kłamliwego i propagandowego artykułu roku, ale to coś, co popełniała WP ma na jej zdobycie ogromna szansę.
Mieszkałem w Tomaszowie Mazowieckim od urodzenia do ślubu, czyli ponad 40 lat. Mieszkałem tam także w roku 2003, kiedy te wydarzenia miały miejsce. Porównajmy propagandówkę Przemka Guldy z tym, jak wyglądało to w rzeczywistości.
"Jest lato 2003 roku. Polska przeżywa dość stabilny okres, choć wyraźnie czuć już narastające napięcie. Nie brakuje takich, którym nie podoba się, że władza jest w rękach postkomunistycznej lewicy, a najwyższe stanowiska zajmują politycy znani z czasów PRL-u: prezydentem jest Aleksander Kwaśniewski, na czele rządu stoi Leszek Miller. A wybory dopiero za dwa lata."
Po prostu cudownie! Żadnych problemów. No, prawie żadnych - niektórym warchołom władza się nie podoba. Ani słowa o tym, że w latach 2003 - 2004 bezrobocie w Polsce przekroczyło 20% i był to absolutny rekord w historii III RP. Ani słowa o tym, że bezrobocie nie rozkłada się równo - w dużych miastach jak Warszawa lub Łódź (z którą Leszek Miller jest osobiście związany) sytuacja jest zdecydowanie lepsza, ale tam gdzie upadły PGR-u lub przemysł (a tak się stało w Tomaszowie za czasów Leszka Balcerowicza) bez pracy jest co trzeci, a niekiedy nawet co drugi człowiek, który chce i może pracować. Już od połowy lat 90-tych sytuacja w mieście jest tak tragiczna, że samobójcy skaczą z wieżowca, a dzieci osób którym nie udało się znaleźć żadnej pracy do końca zasiłku mdleją z głodu na lekcjach (konkretnie dziewczynka z III klasy szkoły podstawowej zemdlała na mojej lekcji - była dzieckiem ofiar i pośrednią ofiarą likwidacji Zakładów Włókien Chemicznych „Chemitex Wistom”).
Na początku Tomaszowianie łudzili się, że rządy lewicowe poprawią ich sytuację. Dlatego SLD miało w tym mieście bardzo wysokie poparcie i dawało się wyczuć wyraźną tęsknotę za PRL-em. NAIWNI! W tym czasie PZPR-owscy towarzysze podczas libacji alkoholowych w budynku kręgielni Kluby Sportowego "Pilica" wykrzykiwali na całe gardło, że jak się hołocie zachciało "Solidarności" i kapitalizmu, to trzeba im tak dać w d*pę, aby im "Solidarność" i kapitalizm wyszły bokiem. Dopilnować tego miał towarzysz Leszek Balcerowicz (absolwent komunistycznej SGPiS, w PZPR od 1969 do 1981). I rzeczywiście bardzo skutecznie "dawali w d*pę". "Wistom" zniszczono wręcz po mistrzowsku. Po roku 1989 wszystkie dochodowe działy przekształcano w tzw. spółki nomenklaturowe. W ten sposób liczba stanowisk kierowniczych i administracyjnych podwoiła się, a produkcja nie wzrosła. Wskutek podziału firmy pozostała "państwowa" część natychmiast stała się nierentowna, bo wszystkie działy przynoszące zyski trafiły w prywatne ręce partyjnych towarzyszy. Jednak bez półproduktów produkowanych w "państwowej" części o kontynuowaniu produkcji nie mogło być mowy. W 1994 próbowano ratować firmę przekształcając ją w Spółkę Skarbu Państwa. Jednak na ratunek było juz za późno - zmiana norm dotyczących zanieczyszczenia środowiska sprawiła, że dotychczasowa produkcja zupełnie przestała być opłacalna. Ambitni inżynierowie próbowali ratorać firmę przez pozyskanie licencji na nowe produkty m.in. ultratwarde i odporne na ekstremalne temperatury spieki ceramiczne stosowane m.in. w osłonach termicznych statków kosmicznych wchodzących w atmosferę (w tym w promach kosmicznych) ale ogromne zadłużenie i pazerność banków dobiły firmę do reszty. Masę upadłościową częściowo rozkradziono, częściowo sprzedano za 20 milionów dolarów biznesmenowi z Tajwanu Cheng Meng Songowi, który planował poprzez zainwestowanie 200 milionów dolarów tworzenie tu Tajwańsko-Polskiego Parku Przemysłowego, ale zniknął nie wywiązując się ze złożonych zobowiązań. Więc resztki masy upadłościowej rozkradziono, a całe linie technologiczne (zarówno z czasów Gierka, za których zakłady przeżywały rozkwit, jak i te najnowsze mające zaledwie kilka lat) pocięto i sprzedano na złom. Ponad połowa czynnych zawodowo mieszkańców Tomaszowa straciła pracę. Podonie było z mniejszymi zakładami - jedne upadły jak "Mazovia" w przypadku innych sprzedano prawo do nazwy marki znanego niegdyś producenta ("Weltom", "Tomskór"). Jedynym spośród byłych państwowych gigantów, jakiemu udało się przetrwać w okrojonej formie z lokalizacją w Tomaszowie jest Fabryka Tkanin "Tomtex" S.A.
"Adrian M. jest jednym z młodych ludzi, którzy wiedzą, że nie mają żadnych szans na zrobienie kariery...
Kariery!? Nie róbcie sobie jaj z pogrzebu! O karierze w Tomaszowie nikt wówczas nawet nie marzył. Gra toczyła się o PRZETRWANIE, czyli zapewnienie swojej rodzinie najpilniejszych potrzeb poniżej granicy ubóstwa bez zaciągania kolejnych długów.
Najbardziej dorgocenną informacją w tym czasie był "cynk" że pracownik danej firmy przeprowadza się do wielkiego miasta, więc może będzie wakat - trzeba natychmiast pędzić z CV zanim zostanie zajęty. Szczytem "kariery" była załatwiona po znajomości praca na okienku w urzędzie za najniższą krajową. Pieniądze małe, ale przynajmniej można wziąć urlop, skorzystać z chorobowego, płacą regularnie i nie zwalniają bez powodu. W firmach prywatnych płacą tyle samo lub niewiele więcej, ale za to naruszanie prawa pracy jest tu niemal normą. Firmy prywatne dzielą się na te, które wykorzystują tragiczną sytuację na rynku pracy w sposób umiarkowany (czyli tylko niskie płace - załapanie się do takiej firmy było jak złapanie Pana Boga za nogi), w sposób średnio bezczelny (czyli: okres próbny na czarno - później może umowa, niskie płace, bezprawny zakaz brania zwolnień - chory pracownik wykorzystywał urlop lub był zwalniany) oraz w sposób wyjątkowo bezczelny (praca na czarno, wypłaty z kilkumiesięcznymi opóźnieniami, brak jakichkolwiek praw).
... i zostają im tylko pijacko-narkotykowe imprezy w parkach we wszystkich Tomaszowach całej Polski."
Autor (Przemek Gulda) najwyraźniej nigdy nie był w żadnym Tomaszowie. Pijacko-narkotykowe imprezy w parkach były domeną "młodzieży szkolnej" z zawodówek (które w 2000 roku zlikwidowano) oraz kolesi z przestępczego półświatka, który rozwijał się w tych warunkach bardzo dynamicznie. Montowanie jakichkolwiek halogenów przeciwmgielnych lub świateł do jazdy dziennej w starej Skodzie 120 LS (taki samochód był wówczas powyżej przeciętnej... ale ja jako specjalista IT już pracowałem w jednej z najlepszych firm w mieście i zarabiałem 1000 PLN na rękę) mijało się z celem, bo w przeciągu dwóch tygodni padały łupem złodziei i trafiały na czarny rynek (radio samochodowe lub przynajmniej jego przedni panel na noc zabierało się ze sobą - pozostawienie oznaczało koszt zakupu radia i wstawiania szyby).
W oficjalnym oświadczeniu dla mediów przesłuchujący Adriana prokuratorzy cytowali jego słowa – miał ponoć powiedzieć, że głównym powodem jego wtargnięcia do TVP była chęć ostrzeżenia "innych młodych ludzi przez zgubnymi skutkami zażywania narkotyków".
A g*wno prawda! Przed poddaniem się i oddaniem nienabitego pistoletu gazowego Adrian M. zdążył przed kamerą wyznać, że nie zamierzał nikomu zrobić krzywdy, przeprasza wszystkich którym sprawił kłopot swoim desperackim zachowaniem i jedynym jego celem było zwrócenie uwagi opinii publicznej na beznadziejne położenie mieszkańców małych miast takich, jak Tomaszów Mazowiecki. Bajer o narkotykach (po które Adrian M. rzeczywiście sięgał, lecz nie wspominał o nich w swoim oświadczeniu przed poddaniem się) wymyślono później, bo przecież stereotyp roszczeniowych mieszkańców postPeGieErowskich wsi i małych miasteczek, którzy tylko piją tanie wino, ćpają narkotyki i chcą mieć wszystko za nic musiał trwać. I przetrwał... nawet dołożono do niego jeszcze jeden element: rzekome picie wódki za 500+.
Epilog
1 maja 2004 roku Polska weszła do UE. Ponieważ Wielka Brytania zrezygnowała z "okresu ochronnego" i zaczęła od pierwszego dna zatrudniać pracowników z Polski więc część mieszkańców najbiedniejszych miast wyjechała do Londynu. Bardzo często padli oni ofiarą oszustów lub braku kompetencji i znajomości języka, ale przynajmniej zwolnili miejsca pracy w Polsce i bezrobocie przestało rosnąć. W 2005 roku wybory wygrał Prawo i Sprawiedliwość. Wprowadzona przez prof. Zytę Gilowską reforma prawa pracy miała (zdaniem "ekspertów") doprowadzić do załamania rynku pracy i upadku gospodarki - w rzeczywistości bezrobocie spadło z ponad 20 (maksimum z 2003 roku - koniec rządów Millera) do 9% (rok 2008 - lokalne minimum - rok po oddaniu władzy przez PiS, koniec trwającego przez dwa lata ich rządów trendu spadkowego bezrobocia). W Tomaszowie wreszcie dało się żyć, a w firmie w której wówczas pracowałem zapanowało powiedzenie "Epidemia ciąży po A.a.ie krąży" gdyż większość zespołu stanowiły młode dziewczyny, które do tej pory odkładały decyzję o macierzyństwie (głównie z obawy przed zwolnieniem) i wykorzystując poprawę na rynku pracy postanowiły skorzystać z jego uroków. Później te czasy nazwano "zbrodniczą IV RP".
W 2004 roku (w dzień po wejściu Polski do UE) Leszek Miller opuszczał urząd jako premier tak znienawidzony, że nawet SLD nie chciało go przez długi czas na swoich listach. Przez pewien czas szukał swojej szansy (bez powodzenia) w "Samoobronie". Ale wraz z czasem fakty ulegają zatarciu w pamięci. W 2012 roku ów najbardziej znienawidzony (z obiektywnych przyczyn, z których największa to BIEDA do której doprowadził społeczeństwo) premier w dziejach III RP został wybrany na przewodniczącego SLD (poparło go 92 procent głosujących). W maju 2019 ten były pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Skierniewicach i członek Biura Politycznego KC PZPR wszedł do Parlamentu Europejskiego jako "jedynka" stworzonej przez PO listy "Koalicji Europejskiej".
4 kwietnia 2021 roku premierę miał film "Prime Time" o którym jest mowa w artykule wspomnianym na początku niniejszej notki. Główny uczestnik zdarzeń z 21 września 2003 w swoim liście otwartym bardzo ostro odciął się od twórców filmu, którzy nie tylko nie uwzględnili w nim ani jego prawdziwych motywacji ani choroby psychicznej która sprawiła, że tracąc z oczu nadzieję na normalną przyszłość z normalną pracą nie szukał dla siebie do skutku innej alternatywy (np.: pracy w innym mieście), tylko zdecydował się na tak desperacki krok (sąd skazał Adriana M. na przymusowe leczenie po którym wrócił on do zdrowia i normalnie funkcjonuje - obecnie pracuje w jednym z krajów zachodu Europy). Dodatkowo autorzy filmu z jego ojca zrobili "despotę" którego postawa rzekomo była główną przyczyną działania zdesperowanego chłopaka.
Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię".
Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych.
Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura