Tak się ostatnio złożyło, że musiałam realizować receptę w aptece. Przepisany lek był refundowany w 50 czy 60%. W dwóch okolicznych aptekach leku nie było, a w trzeciej mieli lecz tylko połowę przepisanej ilości. I zaproponowali, że na następny dzień sprowadzą, a teraz mogą sprzedać dostępną ilość. Zgodziłam się i oczywiście musiałam zostawić receptę. Dostałam od aptekarki jakiś świstek, na dowód że należy mi się kolejna porcja leku.
Następnego dnia po przyjściu po odbiór leku dowiedziałam się, że niestety leku nie ma i nie będzie. Że w hurtowni lek widnieje jako "brak". (Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?). No i zaproponowano mi oczywiście, że mogę wykupić brakującą ilość w postaci innego leku, który jest tego pierwszego zamiennikiem. Czyli tą samą substancją ale wyprodukowaną przez kogoś innego. No i ten zamiennik nie był refundowany - taki drobiazg. W sumie 100% droższy. Już nie miałam szans odebrania recepty więc musiałam się zgodzić.
I wtedy zrozumiałam sedno sprawy. Ta brakująca ilość leku - widniejąca na mojej recepcie - to jest czysty zysk apteki, która wykorzysta to w obrocie z hurtownią. Bo obecne przepisy (wprowadzone jeszcze w 2015r. ) pozwalają na sprzedaż leków hurtowniom przez apteki. Wydaje się to sprzeczne z logiką ale tak jest. Apteka "sprzedaje" hurtowni lek po cenie refundowanej, ta zaś obraca dalej tym lekiem już po cenie normalnej. Zyskiem dzielą się.
Oczywiście to jest pojedynczy przypadek - mikroskala. Ale jak się otworzy dla biznesu małą klinikę/przychodnię, do tego ma się kontakty w aptekach/hurtowniach i przychylnych lekarzy - to żyć nie umierać. Tak to chyba działa :-(
A udowodnić komuś tu przekręt - jest bardzo trudno...
Inne tematy w dziale Społeczeństwo