Pan Jarosław, o czym coraz głośniej, cały już poświęcił się przygotowaniom do przejęcia władzy w Polsce.
Na nic innego nie starcza mu czasu, twierdzą jego podwładni. Biorąc to pod uwagę, wyjątkowe szczęście miał wirus, który zaatakował ostatnio prezesa.
Zaatakował i skończył, co łatwo było przewidzieć jak Lepper. Nie zdążył biedak nawet podziękować za sławę jakiej dostąpił w ciele Zbawiciela.
Ideowe przygotowania do przejęcia władzy idą pełną parą, a jej wyniki prezes zawarł bez ogródek w ostatnim przemówieniu.
Będzie więc-subito, kiedy tylko pan Jarosław przejmie władzę; repolonizacja banków, kasa dla miast i wsi, miliony miejsc pracy i nowiuteńkich mieszkań. Słowem; "...błękitne szerokie okna i jasne smugi od lamp..." itd.
Nie ma dwóch zdań, to piękny program i tyle samo wart co zapewnienie wszystkim Polakom młodości, zdrowia, pięniedzy i urody.
Tylko idioci, wyborcy Platformy i zaprzańcy wszelkiej maści mogą odrzucać tak skondensowaną dawkę narodowego szczęścia.
Odrzucając wyłączają się oczywiście z programu łaski i zbawienia i tym samym z własnej i Tuska winy do reszty pogrążą się w nieszczęściu.
Mimo, że nie jestem w sprawach szczęścia Polaków ekspertem na miarę prezesa, a może właśnie dlatego, mam sporo wątpliwości, czy panu Jarosławowi wszystko się uda. Przykre i przewlekle doświadczenia z PiS każą mi wierzyć , że jak zawsze nie uda mu się nic, albo tak niewiele i takim kosztem, że …szkodaż gadać.
Ostatnią iskierką nadziei jest zdanie z przemówienia prezesa, które nie wiedzieć czemu uszło uwadze tak rozhisteryzowanej ostatnio w Polsce tzw. opinii publicznej.Prezes, znowu bez ogródek powiedział, że Polskę, Elbląg (oj będzie kanał i depresja ), władzę, banki, i diabli wiedzą co jeszcze chce mieć -cytuję- " w jednym ręku ". Wystarczy uważniej przyjrzeć się panu Jarosławowi, żeby przekonać się -ten gość nie rzuca słów na wiatr. Widać wyraźnie, że ręce w które chce przejąć władze przygotowywane są do aktu przejęcia dużo staranniej niż polityczny program. Równie wyraźnie widać, że ręce oszczędza bardziej nawet niż siebie, daje im, co zrozumiale przed morderczym wysiłkiem, odpocząć. Ręce Zbawiciela, od ramion w dól noszone są jakby od lat ich nie używał i jakby obce mu się stały.Ot,wiszą na prezesie jak siatki z pustymi syfonami. Motorycznie cały Zbawiciel wygląda zresztą jakby resztkami sił zbierał siły na to co obiecał. Jakby się oszczędzał i napędzany był zdalnie- byłbym wdzięczny gdyby potwierdzili to jacyś rolnicy- akumulatorem od Ursusa. Agencja pierowców zdalnie sterująca prezesem może pochwalić się kolejnymi sukcesami. Prezes chodzi, skręca, pokonuje schody, rusza rękami i mówi. Udało się nawet usunąć z przemówień mlaski, których -co normalne- nie da się uniknąć przy montażu nagrań.
Intensywny program odnowy Zbawiciela-wyczynowca powinien przynieść spodziewany efekt. Za próbę generalną mógłby posłużyć kartofel.
Jeśli po umieszczenie go w "jednym ręku" prezesa samo suche zostanie, to oznaczać będzie ni mniej ni więcej, że zarówno Zbawiciel jak i jego ręce gotowe są na wszystko. Pozostanie już tylko sprawa akumulatora. Ja bym go nie odłączał. Chociaż ?
Pozdrawiam, tymczasem
Inne tematy w dziale Polityka