Nie miałem żadnych ambicji.Byłem przekonany, że ma się, co się ma, a reszta to przekręt. Z resztą to było jeszcze tak, że Polskę ogarnęły akurat strajki, a ja ogarnięty młodością nie miałem najmniejszego zamiaru być łamistrajkiem. Przez kolejne lata więc, zamiast do pracy chodziłem z kumplami po mieście i myślałem- nigdy za dużo- że resztę życia bez trudu przeleżę sobie nad rzeka.Czego chcieć więcej; niebo, chmury, słońce, syreny barek leniwie włóczących się po wodzie.Po niebie, miedzy chmurami kluczyły ruskie odrzutowce, rysując naprawdę śmieszne kreski. Normalne esy floresy, jak my po nocach chodząc za wódka. Nie ukrywam, czasem kobieta, czasem flaszka, a często jedno i drugie. Pet wrzucony do wody miał spore szanse- mimo, że Bóg mi świadkiem, nie było blisko- dopłynąć do morza, a stamtąd w wielki i szeroki świat. Byłem młody i kompletnie mi zwisało jak długo mój pet będzie włóczyć się po oceanach nim dotrze do San Francisko, czy Indochin jakiś na przykład. Miałem czas. Niech sobie pet płynie, myślałem , a ja poleżę i popatrzę na chmury i tak mogło już zostać. Stalo się inaczej.
Mimo głęboko , gdzieś wewnątrz zakorzenionego przekonania do lenistwa, mimo olbrzymiego szacunku dla "nicnierobienia", mimo innych równie bolesnych, co malowniczych skłonności zdarzają mi się przewlekłe fazy łorkoholizmu. Tyram jak dziki od rana do nocy, dzień w dzień, latami całymi, by nagle z dnia na dzień rzucić to wszystko w cholerę i znowu dzień w dzień, od rana do nocy, latami znowu całymi, zastanawiać się; czy mi z ta robotą odbiło? Mam ze sobą niezły ubaw czasami. Do tego, od roboty tej całej, narobiłem sobie przeróżnych mięśni i muskułów , które w czasach lenistwa są dla mnie niewyczerpanym źródłem kpin na własny temat. Masa mięśniowa w czasach lenistwa- śmiechu warte.
W momentach błogiego lenistwa oprócz mięśni ujawniają się też, dotkliwe czasami, braki wiedzy, które w fazach tyrki uchodzą mojej uwadze. Właśnie w tej chwili uświadomiłem sobie, że nie wiem, nie mam zielonego pojęcia dlaczego napisałem to co napisałem, bo miało przecież być o Grubej. I będzie.
Ten, jak go do dziś nazywam, "letni romans" mógł skończyć się w tym samym prawie momencie kiedy się zaczął.Praktycznie mógł się wcale nie zacząć. O mało jej nie zamordowałem. Gołymi rękoma. Brakowało naprawdę niewiele by polała się krew. Gruba otarła się o śmierć.Najpierw ją usłyszałem, potem zobaczyłem- wielką błyszczącą muchę. Zbliżyła się brzęcząc do mojej twarzy, potem siadła na desce rozdzielczej auta i wtedy, niewiele myśląc podniosłem rękę, żeby zrobić to, co odruchowo ludzie robią z natarczywymi muchami. Zabić.Nie wiem co mnie powstrzymało. Pomyślałem, że może ona patrzy mi właśnie w oczy, że myśli sobie ; Boże! chłopie jak ty ciężko tyrasz i że przed chwilą latając wokół mojej twarzy nie miała najmniejszego zamiaru mnie denerwować. Pomyślałem, że może jak pies chciała się tylko przywitać i zostać jak pies przyjacielem mnie, człowieka. Guten Morgen- powiedziałem do niej po niemiecku, bo rzecz działa się w Niemczech, ale po chwili dodałem po polsku; jak leci Gruba? Pytanie wydało mi się idealne wręcz dla ptaków , motyli, czy much właśnie .Wcale nie obraziła się na "Grubą", co zdarzało się jednak w innych sytuacjach tego ciepłego w moim odczuciu słowa. Wręcz przeciwnie. Zatoczyła nad moja głową kilka esów, floresów, a dźwięk jej skrzydeł przestał mi przeszkadzać.Otworzyłem szeroko okna auta i powiedziałem; leć do siebie, jesteś wolna, miło mi było itd. Ale Gruba znowu siadła na desce rozdzielczej i znowu, miałem wrażenie spojrzała mi w oczy, a potem odleciała na tył samochodu.Chwile później znowu tyrałem jak dziki i natychmiast zapomniałem o Grubej. Poznaliśmy się, pamiętam jak dziś, we Wtorek. Do Soboty witaliśmy się co rano, przed praca i pozdrawialiśmy co wieczór po pracy. Gruba mimo ponawianych przeze mnie propozycji wolności nie opuściła mnie aż do Soboty.W Sobotę, jak zwykle w biegu trzeba było zrobić zakupy i migiem wracać do tyrki. Jola czekała pod domem szybko wsiadła do auta. Już miałem ruszyć, kiedy między naszymi głowami pojawiła się Gruba.Jestem pewien, że spojrzała na Jolę, ostatni raz na mnie i natychmiast opuściła samochód.W życiu nie widziałem takiego odlotu.Wydaje mi się, żeśmy się więcej nie widzieli. Nie wiem też czy żyje, a jeśli tak, to jak jej idzie beze mnie.
Trzymaj się Gruba, bo ja znowu tyram.
pozdrawiam, tymczasem