Prezes z roli wrócił na miasto. Pan Jarosław został przebrany za premiera, zrobiono mu zdjęcia, dodano napisy i tak spreparowany zawisł na bilbordach. Czas na decyzje nadszedł i pan Jarosław zdecydował się by rozsunąć szklane wrota i rozsunął nie pocąc się nawet. Wtargnął, jak nie przymierzając Brjus Łylis, do domu złoczyńców i można się domyślać jak krwawo się z nimi rozprawi. Prezes nabiera tempa jak kampania cukrownicza w nie tak odległym czasie.Trudno dziwić się radości wiernych prezesowi po rozsunięciu wrót. To może być ostatni sukces zmęczonego klęskami wodza.
Z sondaży wynika jednak , że nie wszystko stracone. Spora część narodu wierzy panu Jarosławowi na słowo, wierzy , że prezes wie jak Polakom zrobić dobrze, nawet jeśli prezes niechętnie o tym mówi.Pan Jarosław w ogóle chętniej ostatnio wygląda niż mówi, podpisuje listy do premiera, odkrywa więcej zła niż byłby w stanie wyprodukować Lepper z Giertychem, czy najgorszy nawet rząd.
Pesymistyczna wizja Polski, Polski w której tak źle prezesowi, a w której wbrew prezesowi z zadowoleniem żyje 80% Polaków jest dla wielu poznawczą zagadką. Można się wręcz obawiać , że gdyby było lepiej, to nierozumiejący prezesa rodacy gotowi są zwariować ze szczęścia, więc może nie zaryzykują obiecywanej przez pana Jarosława poprawy.Tak szczęście i ojczyzna wg. PiS znalazło się w szklanej pułapce.
Jeśli jednak poważnie zastanowić się nad skrajnym pesymizmem prezesa łatwo znaleźć powody depresji pana Jarosława i łatwiej zrozumieć nieutulony smutek.Wystarczy na początek spojrzeć z kim się prezes zadaje, z kim spędza swoje dni i wieczory, by bez specjalnego wysiłku ciężko się zdołować. Przecież to nie PO na co dzień przestaje z prezesem, to nie Donald Tusk z nim na co dzień rozmawia. Prezes osaczył się na własne życzenie Ziobrami, Błaszczykami ,Rydzykami różnymi i z nimi spędza swe życie, a to musi prowadzić do skrajnego pesymizmu. W takim towarzystwie uczucie osaczenia jest w pełni zrozumiałe, tu wymiękłby nawet Brjus Łylis. Dodatkowo wyjątkowo szybko i kompletnie -wydaje się- wyschła spuścizna po bracie ,z której narodzić się miała nowa , "kaczyńska" Polska. Smoleńsk jako pomysł na Polskę był od początku poroniony i przyniósł prezesowi co najmniej tyle smutku, ile sama katastrofa.Na dodatek prezes zupełnie niepotrzebnie włożył tyle wysiłku w to by -jak to się mówi- być sobą. Pan Jarosław byłby sobą nawet gdyby się o to nie starał. Tak ma większość z nas poza przypadkami rozdwojenia jaźni.Jednak na jakiekolwiek rozdwojenie prezesa jest stanowczo za mało. Następnym powodem katastrofizmu pana Jarosława są notoryczne porażki i wyjątkowa zdolność zjednywania sobie niechęci. W obydwu dziedzinach prezes stał się ekspertem jeśli nie światowej, to na pewno europejskiej klasy. Samemu prezesowi pewnie trudno polubić tych , którzy go lubią i to kolejny krąg codziennego piekła. Jest jeszcze gorzej. Większość tych w Polsce , którzy potrafią dobrze pisać, źle pisze -jeśli w ogóle- o panu Jarosławie. Dobrze piszą o nim ci, którzy piszą źle i znowu radość zamienia się w rozpacz.Jakby tego było mało, największym i jedynym sukcesem politycznym Jarosława Kaczyńskiego była wygrana wyborów w 2005 roku. Zwycięstwo zostało, jak pamiętamy, okupione koalicją z LPR i Samoobroną, rozpętało wojnę Pis-u z Polską i reszta, oprócz Gruzji może, świata.Jak się to skończyło żal wspominać. Polacy mogli zapomnieć. Prezes nie, bo- jakby nieszczęść było mało- nagrodą pocieszenia i pamiątką z "dni chwały" został puchar przechodni lojalności poseł Czarnecki.To wyjątkowo chudy bilans i kolejny powód do niezadowolenia.
Nie dziwię się więc , że Pan Jarosław tak źle czuje się w Polsce , którą wokół siebie stworzył. Otoczony gromadą lojalnych, bezwartościowych lizusów musi czuć się samotny i rozgoryczony.
Kiedy oglądam przebranego za premiera pana Jarosława, kiedy widzę jak rozsuwa szklane wrota, zagląda pod strzechy i broni Częstochowy to mam wrażenie, że ten samotny człowiek, jak bohater rodem z Chaplina próbuje okrążyć i osaczyć niesłusznie w jego oczach zadowolonych Polaków i wziąć ich do niewoli własnych, z takim mozołem osiągniętych nieszczęść. Mam jednak również nieodparte wrażenie, ze skłonność Polaków do katastrof i nieszczęść mocno ostatnio słabnie, a to znowu nie najlepiej wróży prezesowi. Czy pan Jarosław ułoży sobie w końcu życie? Życzę mu tego i sobie serdecznie i życzę też by zrobił to na własny rachunek, nie obciążając swoim specyficznym geniuszem aż tylu rodaków. I gdyby nie było mi szkoda zadedykowałbym panu Jarosławowi przed wyborami stary kawałek J. Zawinula "Mercy, Mercy", ale tego jazz by mi nie wybaczył.
pozdrawiam, tymczasem
Inne tematy w dziale Polityka