*Zbieżność kogokolwiek lub czegokolwiek jest przypadkowa
To była ,nie obca mi przyznaję, pogoń za sensacją. Ze szczeliny w bunkrze na Wzgórzu Partyzantów wyleciała sroka z zakrwawionym dziobem. Kolejna ptasia masakra , pomyślałem i przygotowany na najgorsze zajrzałem w ciemność. Odetchnąłem, nie było rozdziobanych piskląt, nie było nawet gniazda. Już miałem odejść kiedy zauważyłem jakiś podłużny przedmiot. Ostrożnie wyjąłem tajemnicze coś z dziury w poniemieckim betonie. Był to przemokły i rozpadający się zeszyt. Sto stron w kratkę, w twardej okładce. Zapadał zmrok więc postanowiłem dopiero w domu, na spokojnie obejrzeć kajet , tym razem bez nadziei na sensacje.Podobnie jak ze sroką, było inaczej niż myślałem. Długo i z mozołem czyściłem okładkę z pajęczyn , delikatnie , wacikiem usuwałem kolejne warstwy ptasich kup, znikały ślady pozostawione przez myszy, szczury i inne dzikie zwierzęta. Udało się , spod warstw brudu ukazał się ładnie wykaligrafowany tytuł "Mój Dziennik", tak wyraźny, że brak reszty tytułowej naklejki, pewnie z imieniem i nazwiskiem autora, przyjąłem z żalem, ale spokojnie. Przecież najmniejsze nawet historie z czasem pełne są niedomówień. Kiedy wreszcie -z napięcia drżały mi dłonie- otworzyłem zeszyt doszło do tragedii, którą znając jakość papieru z lat siedemdziesiątych łatwo było przewidzieć. Sto stron w kratkę zamieniło się w wilgotny, papierowy mul i tylko pojedyncze, drobno zapisane strzępy trzymały się resztkami sił twardego kiedyś grzbietu. Z tego całego niewiele jeszcze mniej dawało się przeczytać. Czytelne wpisy rozrzucone zostały przez przypadek zniszczenia i -nie bójmy się tego słowa- przemijania na sporej przestrzeni trzydziestu paru lat. Kiedy odcyfrowałem wreszcie resztki dat ocalałych wpisów, wyglądało to jak rozsypane po morzu Egejskim Sporady, północne i południowe na raz. Wpisy cytuję jedynie by ocalić je od zapomnienia , cytuję z pustymi miejscami, których nigdy nie ośmieliłbym się wypełniać. Własne komentarze ograniczam do minimum, którego w moim przekonaniu nie dało się uniknać.
Pierwszy, ocalały wpis dotyczy między innymi pewnej mrocznej historii naszego miasta. Ludzie nadwrażliwi, pięknoduchy i czytelnicy o słabych nerwach muszą więc wziąć lekturę tego fragmentu na własne ryzyko i odpowiedzialność, a ci , którzy nie lubią ryzyka powinni zacząć czytanie od następnych , mniej już dramatycznych wpisów.
…sierp 197…
"Tatuś, jak to się mówi, za jednym zamachem wstąpił do Partii i Ormo. Pan Kurylonek, sąsiad z dołu już dawno był w partii i w Ormo i w piątek dostał Syrenkę. W sobotę ruszyliśmy razem na miasto. Pan Kurylonek zatankował na rynku, a tatuś zrobił Zorką zdjęcia auta na tle ratusza. Było pięknie. Wieczorem rodzice poszli do Pana Kurylonka oblewać samochód. Mamusia wróciła o dziesiątej, a tatuś w środę wieczorem.Wrócił tylko na chwilkę z panem Kurylonkiem. Śpiewali partyzanckie pieśni. Tatuś przytulił mnie i płacząc powiedział, że jak będę duży , to jak on i pan Kurylonek muszę pracować żeby Polska rosła w siłę a ludziom żyło się dostatniej i powiedział kocham cię synku i zalał mi policzki słonymi łzami.Potem, dalej śpiewając, tatuś z Panem Kurylonkiem zabrali gąsior z młodym, głogowym winem i poszli do pana Kurylonka. Tatuś wrócił smutny w sobotę i powiedział, że wino się nie udało.Powiedział , że sam by nie uwierzył, ale Pan Kurylonek też widział jak z chmur nad katedra zwisały nogi mężczyzny bez butów, z dziurą w lewej skarpetce i widzieli obaj jak wiatr kołysał stopami, które obijały się o średniowieczne wieże . W niedzielę pan Kurylonek zadzwonił "gdzie trzeba", jak powiedział i okazało się, że właśnie się powiesił, jak długo obiecywał to w wierszach, pewien tzw. przeklęty poeta. Widziałeś Ziutek - powiedział pan Kurylonek do taty, bo od soboty byli na ty- wziął się kurna i powiesił.Rafal W…" tu urywa się pierwszy wpis.
Wielu znanych mi mieszkańców naszego miasta potwierdza; po trzech dniach i wcale nie musi to być głogowe wino, wyraźnie widać wiszącego nad miastem poetę.
…li 1976
"Tatuś z panem Kurylonkim znowu zdenerwowani przyszli do domu.Mieli na sobie galowe mundury Ormo i mamusia zamiast" bydlaku, świnio, pijanico" westchnęła ; mój ty przystojniaku. Tatuś tylko się uśmiechnął. Na czułości nie było czasu. Od tygodni w mundurach, razem z panem Kurylonkiem oglądali wszystkie dzienniki i od tygodni mówili bez przerwy o warchołach. Że warchoły to , że warchoły siamto i , że czas z tym zrobić porządek.Po dziennikach słyszałem przez zamknięte drzwi podniesione głosy taty i pana Kurylonka. W tych dniach słyszałem więcej przekleństw w niż w całym dzieciństwie, a w środę wzburzony na dobre pan Kurylonek powiedział, że dzwonił "gdzie trzeba" i że to wszystko przez jakiegoś Michnika i że jak władza dalej nie będzie potrafiła sobie z tym poradzić, to on z tata sami schwytają tego …" tu podobnie niespodziewanie jak pierwszy, urywa się drugi ocalały wpis.
Wielu znanych mi mieszkańców naszego kraju potwierdza; widmo Michnika na długo zawisło nad nasza ojczyzną.
13 gru…198.
"Tata z panem Kurylonkiem pierwszy raz od lat całych znowu w mundurach. Znowu szczęśliwi. Mama zrobiła kanapki, polało się głogowe wino.A nasz spowity w ciemnościach blok do późnej nocy trząsł się od partyzanckich pieśni. Następne dni tato z panem Kurylonkiem chodzili po mieście w mundurach- pełna galówka- ściskali żołnierzy i byli tak dumni, jakby to oni właśnie złapali tego, jak mówił pan Kurylonek - "dziada Michnika". Wieczorami zza ścian słychać było piski i trzaski radioodbiorników. Jednak Tato i pan Kurylonek spokojnie pisali "gdzie trzeba". Radia cichły , jedno po drugim, a między betonowymi ścianami bloków grzmiała jak burza " Międzynarodówka", którą po głogowym winie tata z panem Kurylonkiem potrafili zaśpiewać nie dość że głośno, to na dwa głosy jeszcze…"
Bez komentarza.
…czer…1989
"Smutek i Rozpacz. Wszystko stracone -mówił pan Kurylonek. Przez Michnika- dodawał tato.A przez kogo? Pewnie , że przez Michnika( tu znowu usłyszałem słowa najbrzydsze z brzydkich)- potwierdził pan Kurylonek. Pili. Bez mundurów i po cichu. Głośno było u sąsiadów, pan Kurylonek dzwonił " gdzie trzeba", ale nikt nie odbierał. W czwartek pan Kurylonek przyszedł w palcie, nie chciał nawet siadać, powiedział krótko-" Nic tu po mnie Ziutek" i zniknął na dobre. W piątek mama wyniosła mundur taty do piwnicy.Tata milczał nawet wtedy, kiedy mama powiedziała, że w tym roku nie będzie wina z głogu.I nie było…"
Bez komentarza.
…2005
" Tak jak zniknął, tak znowu się pojawił - pan Kurylonek. Bez munduru, za to w krawacie w biało-czerwone paski. Już w drzwiach powiedział do taty " teraz go mamy . Ziutek- Michnika".Tato , po latach smutku jakby znowu odżył. W piątek wstąpił tam gdzie pan Kurylonek. W sobotę było wino i znowu zatrzęsły się bloki. Tym razem od " Nie rzucim ziemi skąd nasz ród"…
Bez komentarza
…201..
"Tata posunął się na dobre. Szkodzi mu wino. Biało-czerwony krawat dawno już leży w piwnicy na zapomnianym mundurze. Pan Kurylonek zmienił nazwisko na -jak sam mówił- poważniejsze i znowu zniknął. Właśnie dzisiaj mama zawołała wracając z zakupów- Ziutek list do ciebie. Polecony. Tato wystraszył się jakby, ale też wyraźnie ożywił. Do mnie? jaki list? pytał niedowierzając. Wieczorem bliski łez czytał, przy szklance głogowego wina, którą - wiedział o tym- opłaci ciężkim bólem wątroby, list z Brukseli. "Drogi Józefie" czytał drżącym głosem tato, " to ja Kurylonek".Z listu wynikało, że Pan Kurylonek namawia tatę by wstąpił do partii, z której -jak to pisał- ramienia reprezentuje naszą ojczyznę w Brukseli. Przez większość swojego listu zachwycał się prezesem swojej nowej formacji, i nazywał go ostatnim człowiekiem , który może jeszcze coś wskórać- tak pisał pan Kurylonek- w kwestii- to też jego słowa- Michnika.Tylko z prezesem sprawę będzie można doprowadzić do końca, końca o którym pan Kurylonek jednak nie wspominał." Ziutek -pisał pan Kurylonek- dzwoniłem "gdzie trzeba" i potwierdzili. Prezes , kiedyśmy morderczo walczyli z warchołami zachowywał się porządnie,nie podskakiwał- pisał pan Kurylonek- jak inni, a brat zrobił nawet " nasz doktorat". Ziutek teraz go mamy. Michnika- pisał Pan Kurylonek. Teraz Ziutek…"
To wszystko co ocalało.Reszta, ze stu stron w kratkę, jak już wspomniałem, rozsypała się w wilgotny pył i podejrzewam, że nawet IPN nie byłby w stanie odtworzyć całości tekstu. Chociaż ? Mnie ten dziennik nie jest potrzebny i nie jest też w żadnym sensie moją własnością. Oddam to IPN-owi. Chyba.
pozdrawiam, tymczasem
Inne tematy w dziale Polityka