Nie wiem co sądzić o Amerykanach. Spora sympatia dla kodeksu Hammurabiego jaką wykazali w sprawie bin Ladena zaledwie kilka dnie później przestała istnieć. Gdyby było inaczej to DSK (Dominique Strauss-Kahn) nie dostał by pojedynczej celi. W zbiorowych celach wiezienia na East River to on byłby pokojówka i- sąd sądem- sprawiedliwości stałoby się zadość. Jeśli oczywiście było tak jak, utrzymuje NYPD, a nie adwokat finansisty. Los jurnego latin lover w zbiorowej celi łatwo wyobrazić sobie przy pomocy statystyk. Tym razem to DSK i nie w luksusowym hotelu, a w brudnej celi więzienia na East River poznałby potencję i praktyki o których w Paryżu nawet mu się nie śniło, tu znowu statystyka, ciemnoskórych lub latynoskich najprawdopodobniej mężczyzn, którzy -co w Nowym Jorku nie jest niczym niezwykłym - popadli w konflikt z prawem.Piszę w brudnej celi,bo Nowy Jork to jednak nie Zurich. W Zurichu nawet kraty odkurzane są wilgotną szmatką.Do tego w Nowym Jorku, inaczej niż w Zurichu, prawo łamane jest od rana do nocy, łamane, że aż trzeszczy, aż trzęsą się i chwieją drapacze chmur. Na tym kończę wątek, bo sprawy Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie są mi specjalnie bliskie i w ogóle nie nadają się do postanowienia jakie całkiem niedawno podjąłem. Moje postanowienie; cieszyć się tym, co chociaż minimalnie się do tego nadaje.Postanowienie , które wydawałoby się, łatwo spełnić, jednak wczoraj nie wyszło. Trudno mówić o zawodzie, bo w sprawę nie wierzyłem nawet przez moment i stało się tak jak myślałem. Zapowiadany na 18.00 koniec świata się nie odbył.Tylko na wszelki wypadek, nie wierząc w przepowiednie, udałem się na południe miasta, do parku leżącego wyżej niż reszta dzielnic i tylko po to, by koniec świata, gdyby jednak wbrew wszystkiemu się zdarzył, mieć jak na dłoni.Drugim powodem była troska, że gdyby, jak wspominałem , wbrew wszystkiemu, koniec świata nastąpił to na następny czekałbym do za przeproszeniem usranej śmierci. Bo jeśli nawet nastąpiłaby zagłada naszej planety, to na koniec nie małej jednak reszty wszechświata trzeba by poczekać , co wynika z wyliczeń dokładniejszych mam nadzieję niż przepowiednia, jeszcze dobrych 15 miliardów lat.No i wszystko apiat , od początku.Najpierw nic. Potem następny Wielki Wybuch.Na to co działo się 0 do 10-43 sek.nauka ma do dyspozycji jedynie paradoks Zenona, który w tym czasie nie jest aż tak paradoksalny. Już chwilę później przy 10-37sek. wszechświat osiąga rozmiary groszku, by gdzieś około 10-32sek. rozszerzyć się do rozmiarów zmamego nam kosmos wyrównując, jakby mimochodem, fałdy czasoprzestrzeni powstałe w kosmicznym pośpiechu.Dopiero pod koniec pierwszej sekundy z protonów i neutronów powstają atomy, pierwsze galaktyki gotowe są chwile później- po 500 milionach lat, zaraz potem(4.5 miliardów lat) formułuje się ziemia itd…To po pierwsze.Po drugie cała ta impreza musiałaby powtarzać się miliardy razy, co w perspektywie nieskończoności mnie nie przeraża,tak by atomy ułożyły się dokładnie jak teraz.W skrócie wiec Adam i Ewa, Chrzest Polski, Holokaust i komunizm, Jola i Ja, PiS i DSK w pojedynczej celi na East River. Te rozmyślania przerwały mi dzwony na Anioł Pański. Siedziałem na ławce nad miastem, którego nazwa nie ma tu nic do rzeczy. Miasto jak inne; domy, ludzie , ulice, auta, tramwaje…Rzeka, która z góry nie miała nic wspólnego z szmaragdową wilgocią. Błyszczała między domami jak kawałki ocynkowanej blachy pogubione przez złodziei złomu.Dzwony umilkły, miasto i świat ocalały. Wiosenny wieczór jak gdyby nigdy nic, Obok ławki jesiony , wiązy i platany, lawiny zieleni z jakąś ptasią awanturą w środku.Schodziłem do ocalałego miasta.Tramwaj 407 ruszył z pętli i po dwóch przystankach wjechał w tunel, którym przebija się pod miastem na północ. Wszystko wg. planu. Więc ocalony i spokojny mogłem wrócić do sprawy, która zajmowała mnie przed końcem świata.Sprawa jest prosta. Szanse na istnienie Boga stoją dwa do jednego.W procentach wynosi 67. Wyliczył to ostatnio angielski uczony Stephen Unwin. Opierając się na znanej od dwustu lat formule matematyka Th.Baysa( 1702 -1761) wprowadził do starego wzoru dane zmienne; dobro i zło, cuda, zjawiska ponad naturalne, ludzkie cierpienie i wolną wolę oczywiście. Do tego doszły moralność i filozoficzne poglądy. Wyszło, że szanse na istnienie Boga stoją, powtarzam, dwa do jednego.Mnie ta statystyka nie przekonuje, bo gdyby we wzór wprowadzić dane J. Kaczyńskiego, jego poglądy , charakter, plany i zachowanie i to uzupełnić o towarzystwo jakim się otacza, szanse na istnienie tego polityka w środku Europy w XXI w stały by najwyżej jeden do stu. Wiemy wszyscy , że wbrew wykluczającej go z politycznego życia statystyce pan Jarosław istnieje, ze hej. Mało tego o jego istnieniu , mimo niekorzystnego wyniku, przekonanych jest dużo więcej ludzi, niż o istnieniu Boga mimo dużo lepszego wyniku tego drugiego.I bądź tu mądry. Ja wracam do spisu kamieni.I będę cieszył się nawet tymi, które już z wyglądu słabo się do tego nadają.
pozdrawiam, tymczasem
Inne tematy w dziale Polityka