Zaczęło się od tego, że zamiast w Smoleńsku prezydent wylądował na Wawelu. Dzięki temu liczba nieszczęść, które- w oczach wielu Polaków- nas Polaków szczególnie wyróżniają, nieznacznie, ale jednak wzrosła. O Ile zbrodnia lądowania w Smoleńsku prosta jest do wyjaśnienia, a winny tej decyzji nie próbuje się nawet ukrywać, o tyle sprawa wawelska ma szanse usunąć w cień legendę smoka. Może i dobrze.Ja smoka nigdy nie darzyłem jakąś szczególną sympatią, a w dzieciństwie- nie będę ukrywał- jego ziejący siarą ryj budził mój strach i co tu dużo gadać robiłem ze strachu w pory. Na szczęście trwoga minęła na piąte urodziny i do dziś, odpukać, lęki nie wracają. Nie mam wiec nic przeciwko temu , by to ponure bydle- smok, zastąpiony został czymś, na nasza polska miarę oczywiście, zabawniejszym. Dzieciństwo spędzałem we Wrocławiu i mimo że smok, wyjątkowo długo w moim dziecinnym przekonaniu , spędzał mi sen z powiek, to strach łagodziła odległość między miastami. Dzięki empatii, o której wtedy wiedziałem dużo mniej niż o smoku, podziwiałem moich rówieśników z Krakowa, żyjących bez strachu najwyraźniej, w pobliżu bestii. Minęło sporo czasu, dorosłem i jestem pewien, że moi krakowscy rówieśnicy z wtedy- mimo, że czas w Krakowie wolniej ponoć płynie, niż na ziemiach odzyskanych- są wciąż w moim wieku.I pewien jestem, że ci dzielni ludzie tak jak ze smokiem, poradzą sobie z dzisiejszą sytuacją na Wawelu.
Ostatnio boje się o Wrocław. Po powodziach stulecia moje rodzinne miasto może zalać spuścizna po prezydencie. Sprawdzają się najczarniejsze przewidywania. Na światło dzienne wychodzą ponure szczegóły tzw. testamentu Prezydenta .Brat tragicznie zmarłego, pan Jarosław, zapisał sobie w testamencie po bracie, jeśli dobrze rozumiem, duże połacie Polski, wysokie finansowe odszkodowania dla rodziny, bratu Wawel, a sobie Krakowskie Przedmieście. Właściwie powinno wystarczyć, jednak wiele wskazuje na to , że pan Jarosław Wrocław też sobie zapisał. No i jest kłopot. Pan Jarosław ze skutecznością, której na szczęście dla wszystkich ( poza tyle licznymi co drobnymi wyjątkami) całkowicie brakuje mu w innych sprawach, egzekwuje z kolegami, jeden po drugim, zapisy testamentu.Lekką ręką, zapisał bratu honorowe obywatelstwo miasta, regulując dodatkowo w zapisie skreślenie z tego zaszczytu Władysława Frasyniuka.Tak chcą radni PiS .Przy tym PiS jest partią, która we Wrocławiu z wielkim mozołem dorabia się sympatii , jaką tuż po długim powrocie miasta do macierzy cieszyli się pozostali w nim Niemcy. Kto nie wierzy niech przez spuszczoną szybę samochodu, nie wyłączając broń Boże silnika, zapyta przechodniów o Ryszarda Czarneckiego. Sławna wrocławska gościnność też ma swoje granice.
Z Frasyniukiem sprawa ma się podobnie jak z Wałęsą. Przypomnijmy; Lech.W nie czekając na bliźniaków przeskoczył płot i wszystko pokiełbasił. Podobnie niecierpliwy był Władysław F. Wziął poważny udział w strajkach, mocno działał w podziemiu i tym samym doprowadził do tragedii w jakiej żyje, i o której nieustannie mówi Pan Jarosław. W bohaterskiej historii Wrocławia były jednak momenty jakby stworzone dla braci Kaczyńskich. Łatwo wyobrazić sobie radość Waldemara"Majora" Fydrycha na widok takich zuchów, prowadzących hufce krasnali Pomarańczowej Alternatywy. Zdjęcia panów Kaczyńskich w czerwonych kapturkach, ganianych przez ZOMO po Świdnickiej podbiłyby, nie ma dwóch zdań, wrażliwe serca wrocławian i na zawsze zostały we wdzięcznej pamięci miasta.Jeszcze lepiej, bo Wrocław aż roi się od pomników krasnali, a grawerzy bez problemu dorobiliby odpowiednie napisy. Prezydent za jednym zamachem miałby więcej pomników niż PiS i pan Jarosław będą kiedykolwiek w stanie na Polsce wyszantarzować. Było minęło, czas przeszły, bezpowrotnie dokonany, szkoda gadać, gdybać i biadolić. Może więc na razie zostawmy honorowe obywatelstwo i w ramach kompromisu spróbujmy zbliżyć miasto z niechcianym jak na razie patronem. Proponowałbym na początek patronat ś.p.Prezydenta nad linia tramwajowa "zero". Okólna- tak nazywali linię wrocławianie- kręciła rundy od dworca do dworca .Główny, Świebodzki, Nadodrze…dzień i noc tłukła się po krzywych torach w zgiełku miasta.Więc może na tej trasie,oglądając dzień i noc różne sprawki mieszkańców patron "Okólnej" sam zrezygnowałby z zaszczycania Wrocławia własnym honorem. W razie czego małe mosiężne pomniki wciąż są do dyspozycji, a odlanie małego Tupolewa, to gdzie jak gdzie, ale we Wrocławiu - żaden problem.
pozdrawiam, tymczasem
Inne tematy w dziale Polityka