Nigdy nie pomyślałbym, że ostatnia niedziela będzie dniem dla poetów. Do głowy by mi nie przyszło, że sławny z ukrzyżowanego płotu deptak zamieni się w Przedmieście Poezji. A jednak. Sam , przyznam, niewiele zauważyłem. Widziałem wiedziony swoim prostym choć zdrowym rozsądkiem jedynie żałobę zamienioną w polityczny chlew, czytałem nie wierząc własnym oczom obrzydliwe słowa, słyszałem płomienne apele piętrzące demagogię i nienawiść.Widziałem tłumek ludzi odurzony eterem Rydzyka i gazpolem Sakiewicza. Byłem świadkiem strzelistego aktu wiary oszalałej gromady wobec nicponia, pełnego pogardy dla domniemanych morderców, zdrajców jego sprawy, nieprawdziwych w jego chytrych oczkach Polaków.
Zobaczyłem pisowskie dno tak wielkie , że nie szukałem następnych. Dopiero wnikliwi, jak red. Janke obserwatorzy, otworzyli mi oczy. Cała ta na pierwszy rzut oka mocno obrzydliwa impreza była ich zdaniem przenośnią. Pogarda dla morderców jedynie poetycka figurą a obrazki Stalina, sierpy, młoty, czerwone gwiazdy opływające polska krwią to jedynie tworzone w pocie czoła prezesa na poetyckiej licencji, produkty wyobraźni (Licencja poetica). Jeśli w to wierzyć, to wielki metafizyczny "hapening" pana Jarosława z powodzeniem mógłby ubiegać się o nagrodę Angelusa Silesiusa. Przy tej okazji śląski mistyk pogodziłby prezesa z nielubianą mniejszością.
Panu Jarosławowi więc dedykuję słowa Angelusa;
"Ich bin so groß als Gott, er ist als ich so klein,
Er kann nicht über mich, ich unter ihm nicht sein"
Pan Jarosław ze zrozumiałych sobie względów ma pełne prawo brzydzić się niemieckim, ale Poseł Kurski nie będzie miał, po przekopaniu archiwów Wermachtu, najmniejszego kłopotu z przetłumaczeniem dwuwersu. Potem zostanie już tylko egzegeza i hagiografia, ale od czego prezes ma p. Janke. Następny krok jest oczywisty- beatyfikacja żywcem. Subito! Pan Igor nie będzie już musiał wstawać z kolan , nie będzie budził śmiechu i politowania besztany przez swojego idola. Święty to święty, nawet Kaczyński. Choć już dziś pod wpływem gazpolu ten ze wszech miar mały człowiek zamienia się sam, jedyny w dziesiątki tysięcy. Poezja i cuda. Wielki Kopiec Obłędu (p*).
Przenośnia goniła przenośnię, a poeci, jak to pisowscy poeci prali po mordach (p) publiczność.Pisowska poezja, jak pijana dziwka( p) szalała po Krakowskim Przedmieściu. Jak ciupagi na góralskim weselu( p) latały wiersze w tej dziwnej żałobie.
"Hej maluśki , maluśki, kiej by rękawicka" będzie sobie siedział, żywcem beatyfikowany prezes w pisowskim niebie. Bilety do nieba, jak koniki spod kin z lat sześćdziesiątych( p) opychać będą z zyskiem Sakiewicz z Rydzykiem.
Na ziemi prezes niczego już nie znajdzie i nie ma czego szukać. Pan Jarosław nigdy nie radził sobie z wolnością, nigdy w nią nie uwierzył.Trudno się dziwić. Wychowany w luksusowej willi na Żoliborzu, osaczony przez stalinowskich siepaczy, którzy podstępnie podarowali dom rodzinie , nie mógł pozwolić sobie na zaufanie.
Zaufanie to rzecz dla niewolników nieosiągalna, wyjątkowo niebezpieczna wręcz. Dlatego teraz, w wolnej już Polsce Pan Jarosław sam się osacza i zniewala, żeby w te i nazad wybijać się na wolność. Wybijając się, czy innych -jak w Smoleńsku- do nogi.
Tyle przenośni i poezji. Na codzień czeka nas proza, a w tej -może na szczęście dla wszystkich- Pan Jarosław postanowił nie brać udziału. Jeden Prezes i bojkot totalny.Na razie ?
pozdrawiam, tymczasem
* literką p w nawiasie zaznaczyłem przenośnie, by uniknąć nieporozumień z 10.04.
Inne tematy w dziale Polityka