Triumfalny pochód Facebooka trwa. Według oficjalnych statystyk już ponad miliard ludzi korzysta z tego portalu społecznościowego. Jak uczy historia Internetu, nic nie trwa jednak wiecznie. Kto dziś korzysta jeszcze z popularnego przed kilkoma laty serwisu Myspace czy Nasza Klasa? Co się stało z pionierem wśród polskich portali społecznościowych, którym było Grono.net? Być może, gdy ze sceny zejdzie Facebook, nastanie czas Diaspory.
Za pieniądze społeczności
W lutym 2010 r. Eben Moglen, profesor prawa na Uniwersytecie Columbia, podczas wykładu wygłoszonego w nowojorskim oddziale organizacji Internet Society określił scentralizowane serwisy społecznościowe mianem „szpiegowania za darmo”. To zainspirowało czterech studentów, żeby stworzyć rozwiązanie alternatywne wobec takich portali jak Facebook – zdecentralizowaną sieć społecznościową. Nazwali ją Diasporą.
Ilya Zhitomirskiy, Dan Grippi, Max Salzberg i Raphael Sofaer nie mieli jednak wystarczających funduszy, żeby zrealizować swój pomysł. Postanowili więc sięgnąć do kieszeni internautów. W tym celu 24 kwietnia 2010 r. rozpoczęli w serwisie Kickstarter kampanię mającą na celu pozyskanie odpowiednich środków finansowych.
Kickstarter to anglojęzyczna platforma służąca organizowaniu zbiórek pieniędzy na sfinansowanie różnych projektów (tzw. crowdfunding, czyli finansowanie społecznościowe). Pomysł jest prosty. Każdy internauta może zadeklarować dowolną kwotę – nawet niewielką – którą chce wesprzeć jakieś przedsięwzięcie. Pomysłodawca projektu ustala zaś, jaka kwota jest mu potrzebna na jego sfinalizowanie. W danym czasie (na przykład w miesiąc) cel finansowy musi zostać osiągnięty. Tylko wtedy pomysłodawca otrzymuje pieniądze od osób, które zdecydowały się dołożyć do puli. W przeciwnym wypadku kampania kończy się niepowodzeniem i projekt nie otrzymuje żadnego wsparcia.
Pomysłodawca na wstępie ustala, jakie „wynagrodzenie” otrzymają wpłacający. Przykładowo gdy przedmiotem zbiórki jest wydanie książki, może zaoferować, że każdy, kto zadeklarował kwotę w wysokości co najmniej 5 dolarów, otrzyma – gdy książka zostanie wreszcie wydana – jej elektroniczną wersję, co najmniej 20 dolarów – jej wersję papierową, co najmniej 1000 dolarów – zostanie wymieniony w książce jako współwydawca. Serwis Kickstarter, jako pośrednik w organizacji zbiórek, pilnuje, żeby pomysłodawca, którego kampania zakończy się sukcesem, wypełnił złożone zobowiązania.
Młodzi programiści zadeklarowali, że na stworzenie Diaspory potrzebują 10 tys. dolarów. Cel został osiągnięty już po kilkunastu dniach od rozpoczęcia zbiórki. Ostatecznie prawie 6,5 tys. osób przekazało na Diasporę ponad 200 tys. dolarów. Najwięcej było wpłat w przedziale od 25 do 50 dolarów. Cztery osoby wsparły projekt kwotą powyżej 2 tys. dolarów. Wśród „inwestorów” był nawet założyciel Facebooka Mark Zuckerberg. Twórcy odwdzięczyli się, przekazując darczyńcom różne gadżety związane z Diasporą, a najbardziej szczodrym internautom – komputery, na których mogli oni zainstalować własne wersje Diaspory.
W maju 2010 r. rozpoczęły się prace nad stworzeniem oprogramowania dla portalu, a pod koniec listopada tego samego roku pierwsza grupa użytkowników mogła już korzystać z nowej sieci społecznościowej.
Dla społeczności
Nazwa nie jest przypadkowa. Zgodnie z definicją z Wikipedii „diaspora to słowo pochodzenia greckiego, oznaczające rozproszenie członków danego narodu wśród innych narodów lub też wyznawców danej religii wśród wyznawców innej”.Istotą Diaspory jest właśnie rozproszenie – każdy, kto tylko chce i potrafi, może założyć serwer z własną wersją tego portalu społecznościowego. Ta swoista decentralizacja ważna jest z kilku powodów. Przede wszystkim gwarantuje prywatność i bezpieczeństwo danych – a są to dobra we współczesnym świecie coraz bardziej cenne i coraz częściej w rażący sposób naruszane.
Od strony technicznej owo rozproszenie możliwe jest dzięki temu, że serce Diaspory – oprogramowanie stworzone pierwotnie przez Ilyę, Dana, Maksa i Raphaela – opublikowane zostało na wolnej licencji AGPL, do czego twórcy zobowiązali się już podczas zbiórki pieniędzy w Kickstarterze. Dzięki „uwolnieniu” kodu źródłowego każdy zainteresowany może ściągnąć oprogramowanie za darmo z Internetu, korzystać z niego, rozpowszechniać je, a nawet współtworzyć.
Gdy zainstalujemy Diasporę na własnym serwerze, mamy pełną kontrolę nad danymi udostępnianymi za jej pośrednictwem – są one bowiem przechowywane tylko u nas. Wszystko, co umieszczamy na naszym profilu w Diasporze – zdjęcia, filmy, teksty – należy w dalszym ciągu do nas. To my decydujemy, w jaki sposób i komu treści te będą pokazywane. My pozostajemy ich właścicielami.
Korzystając z takich serwisów jak Facebook, musimy mieć świadomość, że dane, którymi się dzielimy z tym portalem, niekoniecznie należą tylko do nas. „Użytkownik – czytamy w regulaminie Facebooka – przyznaje nam niewyłączną, zbywalną, obejmującą prawo do udzielania sublicencji, bezpłatną, światową licencję zezwalającą na wykorzystanie wszelkich publikowanych przez siebie treści objętych prawem własności intelektualnej w ramach serwisu Facebook lub w związku z nim”. Nie powinniśmy się zatem dziwić, gdy pewnego dnia zobaczymy np. swoje zdjęcie w reklamie na jakiejś stronie internetowej.
W przypadku Diaspory nie tylko żadna firma nie będzie handlowała naszymi danymi – obojętnie czy za naszym przyzwoleniem, czy za naszymi plecami – ale też nikt w łatwy sposób ich nie wykradnie. Pomimo że duże portale społecznościowe wydają przypuszczalnie ogromne sumy na zabezpieczenie infrastruktury informatycznej, od czasu do czasu można usłyszeć o przypadkach włamań do kont użytkowników, i to na masową skalę. Ze względu na zdecentralizowany charakter Diaspory podobne sytuacje są w jej przypadku raczej niemożliwe.
Rozproszenie sieci ma jeszcze jedną zaletę. Dobrze wyjaśnili to sami twórcy Diaspory w jednym z wpisów na blogu z września 2011 r.: „Dzięki rozproszonej strukturze naszej sieci żadna wielka korporacja nigdy nie przejmie kontroli nad Diasporą. Diaspora nigdy nie sprzeda twojej wirtualnej tożsamości reklamodawcom, nikt nigdy nie narzuci ci swojego regulaminu i nie będziesz musiał(a) patrzeć za siebie, zanim coś powiesz”.
Jeśli nie mamy czasu lub nie potrafimy założyć własnego serwera Diaspory, możemy po prostu utworzyć profil na jednym z już istniejących. Decydując się na takie rozwiązanie, musimy pamiętać, że jest ono mniej bezpieczne, gdyż – tak samo jak w przypadku większości serwisów internetowych – nasze dane zapisywane są na obcym urządzeniu i ktoś może je podejrzeć. Pod adresem internetowym http://podupti.me znajduje się lista publicznych serwerów Diaspory wraz z ocenami wystawionymi im przez samych użytkowników. Serwery te często utrzymywane są z dobrowolnych składek. Niemiecki Geraspora publikuje nawet swego rodzaju sprawozdania finansowane, co ma zapewnić transparentność. Oficjalny serwer Diaspory prowadzony przez jej założycieli dostępny jest pod adresem http://joindiaspora.com.
Diaspora oferuje najbardziej przydatne funkcje znane z innych portali społecznościowych – tagi, bezpośrednie wiadomości do innych użytkowników, przycisk „Lubię to”. Jedną z ciekawszych opcji są tak zwane „Aspekty”, czyli grupy znajomych, które najprawdopodobniej były inspiracją dla „Kręgów”, obecnych w Google+. Rejestrując się na jednym z serwerów Diaspory (własnym lub prowadzonym przez kogoś innego), nasze konto tworzone jest tylko na nim. Mimo tego nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy komunikowali się z dowolnym użytkownikiem Diaspory, bez względu na to, gdzie się zarejestrował. Możliwe jest również powiązanie naszego profilu z Diaspory z kontami, które posiadamy w serwisach Facebook, Twitter czy Tumblr. W przyszłości dostępna będzie również możliwość przenosin profilu pomiędzy różnymi serwerami Diaspory.
W rękach społeczności
12 listopada 2011 r. Ilya Zhitomirskiy popełnił samobójstwo. Był to spory cios dla wszystkich zaangażowanych w projekt. Prace nad Diasporą zwolniły. Kwota 200 tys. dolarów zebrana na początku również szybko stopniała – choć jak wynika z opublikowanego sprawozdania finansowego, została wydana oszczędnie. Poza tym jeśli porównać tę sumę z nakładami finansowymi, które przeznaczane są na rozwój takich serwisów jak Facebook czy Google+, wydaje się ona śmiesznie mała.
A jednak Diaspora nie umarła. Jej interfejs przetłumaczony został na wiele języków świata. Oprogramowanie wciąż jest ulepszane przez szerokie grono wolontariuszy. Pojawiają się nowe funkcje. Choć trudno – ze względu na budowę sieci – przytoczyć dokładne statystyki, liczba jej użytkowników zdaje się rosnąć.
27 sierpnia 2012 r. twórcy Diaspory ogłosili na blogu, że zarządzanie projektem powierzone zostaje ogółowi użytkowników tej sieci. Nie oznacza to wcale, że młodzi programiści porzucili swoje dzieło – zdemokratyzowali jedynie proces podejmowania decyzji, co może zdynamizować rozwój Diaspory.
Jej los leży teraz w rękach społeczności użytkowników. Los Internetu – a ten ma w coraz większym stopniu przełożenie na pozostałe fragmenty rzeczywistości – zależy natomiast od nas wszystkich. Monopolizacja kanałów komunikacji stanowi poważne zagrożenie nie tylko dla naszych wirtualnych tożsamości. Pora zdać sobie z tego sprawę.
Diaspora to krok w dobrym kierunku. Nawet jeśli to nie ona pokona Facebooka i jemu podobnych (na horyzoncie już pojawiają się nowe inicjatywy, które mogą tego dokonać – patrz ramka), jej rola jako prekursora jest tu nie do przecenienia. Rozproszona, demokratyczna struktura to konieczny kierunek rozwoju mediów. W przeciwnym razie będziemy skazani na coraz bardziej scentralizowaną – a więc coraz bardziej podatną na cenzurę – komunikację oraz narastający deficyt prywatności. Już teraz korzystają z tego różnego rodzaju służby inwigilujące nas w imię źle pojętego bezpieczeństwa, a także podmioty komercyjne, które wciąż tylko kombinują, jak nam coś wepchnąć.
Mateusz Batelt
Blog pisma NOWY OBYWATEL
Piszą:
Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie