Wydana przez środowisko Zielonych książka „Gra o Europę” byłaby ważnym głosem w dyskusji o przyszłości Unii Europejskiej i naszego kraju. Byłaby, gdyby… taka dyskusja miała miejsce. Niestety krajowe debaty polityczne od dawna nie grzeszą merytoryką, również stanowiska w sprawach europejskich różnych partii ograniczają się do sloganów.
Prosty podział na zwolenników dzisiejszego kształtu integracji oraz eurosceptyków nie jest wyłącznie polską specyfiką, lecz dotyka nawet Europarlament, dla którego potrzeba głębokiej refleksji nad ideą wspólnoty powinna być oczywista. Największy kryzys Starego Kontynentu od czasu wojny jedynie polaryzuje stanowiska, tworząc dwa coraz bardziej odległe bieguny opinii europejskiej.
„Gra o Europę”, będąca zbiorem tekstów i wywiadów różnych autorów o ekologicznych i prospołecznych poglądach, odbiega od tego schematu. Twórcy książki wskazują, że dotychczasowy model UE zawiera fatalne błędy systemowe, których podtrzymywanie zagrozi społeczeństwu nie tylko materialną degradacją, ale i niebezpiecznymi przemianami społeczno-politycznymi. Dlatego właśnie uważają, że Unia Europejska wymaga radykalnej naprawy. Już na wstępie przewodniczący „Zielonych” ukazują wielką skalę tego wyzwania, zapowiadając poważne zmierzenie się z krytyką pod adresem UE. Deficyt demokracji, bezrobocie, ksenofobia, niszczące działania finansjery – te wszystkie problemy zasługują na potraktowanie ich jako stanu wyjątkowego.
Odpowiedzią zielonych jest alterfederalizm, dążący do wzmocnienia więzi wspólnotowych, lecz – jak pisze Łukasz Moll – „na innych zasadach niż w ostatnich kilkunastu latach”. Aby uratować europejski projekt, Zieloni dokonują jego głębokiej krytyki, wskazując na kierunki koniecznych zmian.
W sferze politycznej Zieloni domagają się przewartościowania. Najwięcej na ten temat mówi ostatni tekst w książce, autorstwa Adama Ostolskiego. Jest tam wyrażone przekonanie o potrzebie nowego, oddolnie demokratycznego procesu politycznego. Inną ważną ideą autorów jest wskazanie na potrzebę solidarności, tak wewnątrzunijnej, jak też np. z imigrantami spoza UE. Byłaby to, jak symbolizuje okładka, „Europa mrówek” zamiast dzisiejszej „Europy mrówkojadów”, w której małe podmioty służą silniejszym. Oligarchiczne trendy federalizmu miałyby być zatrzymane poprzez takie działania jak regulacje rynków finansowych, większy budżet czy społeczna kontrola i odpowiedzialność Europejskiego Banku Centralnego za dobrobyt. Tu zresztą dochodzimy do kwestii ekonomii politycznej, która ma decydujące znaczenie dla przyszłości Europy.
Zieloni o gospodarce mówią dużo, często głosami dość uznanych ekonomistów, jak Dimitri Papadimitriou. To służy powadze książki i debacie, pozwalając czytelnikowi poznać różne (choć niekoniecznie bardzo się różniące) opinie komentatorów na temat kryzysu i sposobów jego przezwyciężania. Fakt koncentracji uwagi na kwestiach gospodarczych (zamiast np. mało płodnych programowo subkulturach protestu) mocno osadza marzenia Zielonych o lepszym jutrze w rzeczywistości, nadając im realniejszych kształtów. To zdecydowanie pożądane połączenie: sam optymistyczny idealizm z jednej strony, ani sam realistyczny pragmatyzm z drugiej nie są w stanie dokonać trwałych pozytywnych zmian – ten pierwszy zbyt szybko zatraca się, ten drugi zniechęca. Poza wszystkim, tak wyczerpujące potraktowanie tematu kryzysu jest po prostu potrzebne.
Gospodarka, bracie!
Mamy więc w „Grze…” dobrą, czasami bardzo dobrą analizę kryzysu, w jakim znajdują się gospodarki europejskie. Dla zrozumienia tego, co dzieje się w UE od ostatnich kilku lat, cofamy się o jeszcze dodatkowych kilkanaście – do traktatu z Maastricht. Ustalone w Maastricht kryteria konwergencyjne dla państw wchodzących w skład unii walutowej nie wzięły pod uwagę struktury (oraz kultury) gospodarczej różnych państw. Modelem były Niemcy, kraj historycznie paranoicznie podejrzliwy wobec perspektywy inflacji, o nowoczesnym przemyśle i tradycji porozumień pracowników i pracodawców w sprawie płac. Tymczasem inne kraje rozwijały się również nieźle, lecz w inny sposób, np. dewaluującym liry Włochom oprócz dobrobytu przybywało w szybkim tempie zer na banknotach. Początek lat 90. to jednak okres dominacji ideologii neoliberalnej, której jednym z filarów jest dogmat niezależnego banku centralnego, dbającego o stabilność cen. Próba koordynacji polityki pieniężnej dla różnych krajów okazała się być równie karkołomna, co powożenie zaprzęgiem z koniem, osłem i żyrafą.
Niektórzy autorzy sugerują – czasem nieśmiało, czasem dość otwarcie – potrzebę wyjścia niektórych państw ze strefy euro. Adam Ostolski przy tej okazji wysuwa postulat walut lokalnych, co przy komplementarności z walutą senioralną ma swoje zalety (i już się dzieje np. w Szwajcarii, w Bristolu itd.). Sporo miejsca poświęcono bankom i sektorowi finansowemu, słusznie upatrując w zmianie tej sfery jednego z kluczowych elementów programu odnowy. Postulowane jest m.in. wprowadzenie podatku od transakcji finansowych, ale też wiele innych, bardziej technicznych rozwiązań. Pascal Canfin sugeruje rozwiązania problemu zmniejszenia bazy aktywów (a zatem również aktywności kredytowej) banków prywatnych poprzez oszczędności na bankierach i akcjonariuszach banków, zaś Jean Lambert mówi o potrzebie dostosowania przemysłu do nowej ery. Brzmi obiecująco. Cała książka zaś warta jest przeczytania chociażby po to, aby dowiedzieć się jak powstała organizacja Finance Watch, której historia pokazuje pozytywny impuls klasy politycznej i przeczy defetyzmowi przeciwników próby zmiany rzeczywistości poprzez działania polityczne.
Krytyka neoliberalnego porządku jest w „Grze…” równoważona elementami programu pozytywnego. Zabójczej polityce „wyścigu na dno” poprzez zmniejszanie kosztów pracy Zieloni przeciwstawiają programy inwestycyjne, zmniejszanie nierówności i…ekologię.
Ekologicznie i ekonomicznie?
Koncepcji Zielonego Nowego Ładu, polegającej na inwestycjach wielkiej skali, m.in. w zielone technologie i źródła energii odnawialnej, poświęca się w USA i Europie coraz więcej uwagi. Ta idea pojawia się w kilku miejscach w książce, przedstawiana jako rozumny wyraz myślenia o przyszłości i wskazanie, że dobrobyt społeczny, w tym ten najbardziej podstawowy (materialny), nie stoi w sprzeczności z przejściem na „zieloną stronę mocy”, lecz jest z nią powiązany. Mam jednak wrażenie, iż ta kwestia nie została w książce jednoznacznie rozstrzygnięta.
Odważnemu stawianiu sprawy i mierzeniu się z przyczynami krytyki i niepokoju eurosceptyków powinno towarzyszyć podchodzenie z respektem do głosów zaniepokojonych o społeczno-gospodarczy wymiar wpływu przestawienia energetyki na zielone tory. Trzeba przyznać z uznaniem, iż Bartłomiej Kozek nie ignoruje tematu, mierząc się z argumentami zaniepokojonych. Jest zresztą charakterystyczne dla całej publikacji, że troska o wymiar społeczny nadchodzących wyzwań nie ustępuje tu aspektowi ekologicznemu. Bardzo znamienne, iż fragment: „odejście od filozofii wzrostu opartego na grabieżczej eksploatacji zasobów Ziemi na rzecz filozofii trwałego rozwoju” od razu nasuwa skojarzenia ze znakomitymi pracami Lesława Michnowskiego, prezesa Klubu Twórców Ekorozwoju, od lat nawołującego do ekospołecznej zmiany na rzecz trwałego rozwoju, sprzeciwiającego się polityce „zero wzrostu”. Filozofia ekomyślenia Kozka jest podobna, wskazuje on na potencjał kreacji nowoczesnego przemysłu w oparciu o nowe technologie.
Faktem jest, iż koszty uzyskania zielonej energii stale maleją i nie jest wykluczone, że za niedługi czas mogą stać się częścią nowego przełomu naukowo-technicznego. Jednak przekonanie, iż „transformacja ekologiczna daje szansę na spokojne, bezbolesne »wyciąganie górników na słońce« poprzez przekwalifikowanie ich do rozwijających się sektorów zielonej gospodarki” – wydaje się przesadnym optymizmem. Nawet jeżeli nowe zielone technologie rzeczywiście stają się coraz bardziej wydajne, nie oznacza to, że wszystkie działania spod znaku rozwoju tej dziedziny muszą być pozytywne dla Polski. Autorzy przyznali, iż dekadę temu dość naiwnie niektórzy z nas zawierzyli samoistnemu żywiołowi europejskiemu – Unia i wszystko z niej płynące zdawało się być koniecznością dziejową, postępem. Podobnie może być z naszym stosunkiem do „zielonej gospodarki”.
Niewątpliwie Polska jest daleko z tyłu, jeśli chodzi o przewagi konkurencyjne w zielonych technologiach. Niewątpliwie też dalsze ograniczanie pozwoleń emisyjnych (tzw. backloading) i wzrost ceny emisji umocniłoby gospodarki już dziś silniejsze od naszej. Jednocześnie polski stopień uzależnienia od technologii średnio-emisyjnych nie może być drastycznie zmniejszany bez pogorszenia konkurencyjności naszej gospodarki. Trudno jest więc nie zgodzić się z opinią ministra środowiska, iż dalsze drastyczne ograniczanie emisji jest po prostu dyskryminujące w stosunku do naszego kraju i jest rozwiązaniem, które polepsza gospodarczą pozycję państw bogatych.
Postulaty ekologiczne są z natury rzeczy postulatami troski zarówno o środowisko, jak i o człowieka – leżą w ich wspólnym interesie. Myślę, że byłoby wielką szkodą dla potrzebnego ruchu ekologicznego, gdyby skanalizował swe działania w hurraoptymistycznym lobbingu na rzecz zbyt szybkiego i niepoliczonego wdrożenia rozwiązań potencjalnie szkodzących dobrobytowi społecznemu. Tak jak z rozsądkiem powinniśmy umieć patrzeć na dobro, jakim jest (lub może być) Unia, tak też rozsądna polityka ekorozwoju powinna być umiejętnie wymierzona. W naszej historii zbyt długo liczyły się tylko „dobre intencje” – już czas mierzyć efekty.
I polonezem przechodzi w Europę…
Ważkie i ciekawe rozmowy to jedno, solidna porcja wnikliwej analizy stanu chorego pacjenta „Europa” to drugie, ale najbardziej przekonujące w „Grze o Europę” jest poczucie autentycznej współodpowiedzialności, która pozwala snuć wizje lepszej zmiany. Wizje czasami nieco idealistyczne, ale pozytywnie różniące się od stanu europejskiej „debaty” na krajowym i zagranicznym podwórku, gdzie formułki i deklaracje zastępują zadumę nad przyszłością.
Dla wielu autorów, co przebija z kart „Gry…”, Europa jest rzeczywiście wspólnym domem, większą ojczyzną, przekraczającą bariery krótkowzrocznych partykularyzmów. Chociaż trudno zgodzić się z poglądem, iż państwa narodowe są anachronizmem, to globalizujący się świat o tak niewykorzystanym potencjale i tak wielu wyzwaniach absolutnie wymaga początków myślenia globalnego. Jeżeli Europa rzeczywiście będzie słabła, powodem tego będzie niezdolność do posiadania ambicji, zrozumienia własnej roli jako promotora rozwoju swojego i innych, biedniejszych części świata. Właśnie ambicji pozytywnej zmiany brakuje najbardziej – ale nie na kartach tej książki. Toczy się gra o nową, lepszą Europę – a zatem o naszą przyszłość. Przypomnienie o tym przez Zielonych zmusza do myślenia.
Zachęcam do lektury. Co ważne, książkę można pobrać w wersji elektronicznej całkiem za darmo tutaj.
Blog pisma NOWY OBYWATEL
Piszą:
Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka