Okazuje się, że nie we wszystkim i niekoniecznie wtedy, gdy trzeba, jesteśmy „europejscy” i „nowocześni”.
Na kartach wydanej w 1913 r. książki „Kultura a natura” Jan Gwalbert Pawlikowski (1860-1939) tak pisał: W czasie niewoli jedną z sił najpotężniejszych, podtrzymujących tętno serca narodu, była miłość ojczystej ziemi. Miłości tej dawała głos nasza wielka poezja. U żadnego chyba narodu nie znalazła poezja tak głębokich i wzruszających tonów dla wyrażenia miłości oblicza ziemi rodzinnej, jak u nas. Z chwilą odzyskania wolności postanowiliśmy oblicze to uczcić przez ochronę jego ukochanych rysów. To było piękne i leżało na linii narodowej tradycji, wiązało przeszłość z przyszłością.
Tyle Pawlikowski, „prawnik, ekonomista, badacz i popularyzator twórczości Juliusza Słowackiego, polityk i społecznik”. Taternik, który jako pierwszy wszedł na Mnicha, współtwórca Ligi Ochrony Przyrody, Kawaler Orderu Polonia Restituta. Pokażcie mi polityka, który dziś tak mówi. Więcej: pokażcie mi dziś polityka, który tak czyni. „Najgorętsi patrioci” boją się dziś „eko-terrorystów” i ekologicznym terroryzmem jest dla nich cokolwiek więcej, niż podlewanie kwiatków na balkonie. Ale nie o tej kwestii chcę tu pisać.
W lokalnym dodatku do „Gazety Wyborczej” czytam: „Na górskim szlaku stanęła willa. Wybudują kolejne?”… Mowa o potężnym, zagrodzonym budynku mieszkalnym, z racji swej okazałości – bo przecież nie wpisanej w krajobraz urody – nazwanym willą, jaki stanął na Łysej Polanie, „jednym z najładniejszych miejsc w Parku Krajobrazowym Beskidu Małego”. Budynek powstał m.in. dlatego, że „w tym miejscu stał już kiedyś dom, tyle że była to drewniana chałupa pasująca do krajobrazu”. Nie ma drewnianej chałupy, ale że mamy postęp i dobrobyt, oraz coraz świętsze prawo (prywatnej) własności, to jest „willa”. Kłopotliwa, bo psuje widok.
Tyle że piękny widok to naprawdę nie jest żadna wartość. Przecież nawet poeta pisał w wierszu „Sylogizm prostacki”: Za darmo/ nie dostaniesz nic ładnego/ zachód słońca jest za darmo/ a więc nie jest piękny/ ale żeby rzygać w klozecie lokalu prima sorta/ trzeba zapłacić za wódkę/ ergo/ klozet w tancbudzie jest piękny/ a zachód słońca nie/ a ja wam powiem że bujda/ widziałem zachód słońca/ i wychodek w nocnym lokalu/ nie znajduję specjalnej różnicy. Sarkazm Bursy okazał się nadspodziewanie proroczy w III RP, mam więcej niż pewność, że przybyło nam zwolenników prostackich sylogizmów. I prostackich obyczajów. Nie mówię tu jedynie o nieumiejętności jedzenia nożem i widelcem.
Zresztą, kto by się przejmował ładnymi widokami, integralnością krajobrazów, relacją kultury i natury itp. eko-terrorystycznymi zagadnieniami i cnotami. Jak cię stać, to będziesz miał ładne widoki, a jak nie, to kup sobie pocztówkę, albo ustaw tapetę z zachodem słońca na wyświetlaczu komórki. Jeśli chcesz być człowiekiem nowoczesnym i Europejczykiem, to naprawdę, nie myśl za bardzo o tym spłachciu ziemi, nazywanym przyrodą (polską)… Ale zaraz, zaraz, czy aby na pewno? „Włosi i Francuzi chronią swoje górskie krajobrazy. Obowiązujące tam tzw. prawo górskie reguluje nie tylko sprawy związane z narciarstwem, ale dotyczy również projektowanych budynków” – czytamy w cytowanym artykule. To samo dotyczy wielu innych państw europejskich. A póki co gmina Wilkowice czeka na plan zagospodarowania przestrzennego.
Cóż, widać nie we wszystkim i niekoniecznie wtedy, gdy trzeba, jesteśmy „europejscy” i „nowocześni”. Widać i w świecie cenią tak staromodne wartości jak „miłość ziemi ojczystej”. Nam pozostaje szpetota polska. Bo nie tylko na dworcu w Kutnie bywa tak brudno i brzydko, że pękają oczy… Albo zaraz pękną. Bo wolność szpetotą się mierzy.
Krzysztof Wołodźko
Blog pisma NOWY OBYWATEL
Piszą:
Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka