– Na zagranicznych meczach Legii byłem pewnie ze 20 razy, ale czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałem – powiedział w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Andrzej Halicki, poseł do Parlamentu Europejskiego i prywatnie kibic Legii, który był na meczu na stadionie AZ Alkmaar. – Kibice Legii w Alkmaar zachowywali się odpowiedzialnie i nie było żadnego powodu do drastycznej interwencji. Obserwowałem ich podczas meczu, nie zauważyłem żadnych incydentów. Nie było pretekstu także po opuszczeniu stadionu. I to należy podkreślić, bo zachowanie miejscowych służb było wyjątkowo prowokacyjne, więc łatwo sobie wyobrazić, jaką to mogło wywołać reakcję – twierdzi Halicki, który do Alkmaar pojechał samochodem ze Strasburga.
– Ja też zostałem zamknięty na stadionie, tylko gdzie indziej, bo drużyna wychodziła do autokaru innymi drzwiami. Nasze drzwi też były zamknięte, została zablokowana cała przestrzeń. Tłumaczyłem, że jestem posłem do Parlamentu Europejskiego, okazywałem legitymację, ale do tych ludzi nie trafiały żadne argumenty, nie działała na nich też prośba, żeby mnie nie dotykali – opowiada „Przeglądowi Sportowemu”.
– Jeden z miejscowych ludzi pokazał mnie i kilku innym osobom wyjście przez… kuchnię, gdzieś na zapleczu. Tak jak by się nie dało wyjść normalnie, bo przecież na zewnątrz totalnie nic się nie działo. To wszystko było tak groteskowe, że aż trudno opowiadać – dodaje.
Relacja Andrzeja Halickiego diametralnie różni się od narracji tut. bojowników o "postemp", wolność i inną demokrację, którzy dosłownie cytując opinie holenderskiej strony konfliktu, z uporem maniaka opisują zdarzenia w Alkmaar jako zderzenie "wolackiego chamstwa" z zachodnią cywilizacją. Andrzej Halicki to europoseł Platformy Obywatelskiej, którego stać na własne zdanie wobec tego konkretnego zdarzenia, do którego podchodzi nie jako gloryfikujący każdy przejaw "europejskości" "pełowiec", tylko jako Polak, który był świadkiem nagannego traktowania swych RODAKÓW.
Chwała Panu Andrzejowi Halickiemu za zabranie głosu w tej kuriozalnej sprawie. Pozostaje pytanie - czy tak jak Sławomir Nitras, któremu "wyrwało się" zbyt odbiegające od partyjnej sztancy określenie symetryzmu, nie będzie musiał przepraszać salonowych i innych hejterów za swą nie do końca przemyślaną wypowiedź słowami -"Przesadziłem, przecież jesteśmy w jednej drużynie".
Inne tematy w dziale Polityka