Na początek mała dygresja. W naszej szeroko rozgałęzionej rodzinie mamy kuzyna. Za czasów LWP odsłużył swoje na lotnisku w zabezpieczeniu lotów. Czyli powinien mieć z natury świadomość, że eksperymenty na nieznanym lotnisku z widocznością na 3 sekundy lotu to po prostu inna wersja "rosyjskiej ruletki".
A na koniec ... przyparty do ściany sięgnął po najcięższy kaliber "ale są wątpliwości". Nie za bardzo był w stanie powiedzieć, na czym miałyby one polegać, "ale są".
Napisałem to już lata temu, teraz tylko powtarzam. Istotą całej tej machiny sPiSkowego kłamstwa smoleńskiego wygłaszanego z drabiniki, na posiedzeniach wiadomego zespołu, klubach GaPola, rodziny Radia Maryja i innych "niezależnych" (od rozumu, za to ustawionych na linię partii i oczywiście nie za darmo) nie było szukanie prawdy i wyjaśnienie smoleńskiej katastrofy. Od samego początku nikomu z tej ferajny na tym nie zależało. Autorzy tego największego w polskiej historii przekrętu musieli sobie świetnie zdawać sprawę, że nie są w stanie stworzyć spójnego obrazu przebiegu wydarzeń.
Gdyby potraktować ich kłamstwa poważnie, to trzeba skonstatować, że w Smoleńsku doszło do przynajmniej 10 niezależnie od siebie przeprowadzonych zamachów, a szczątki każdego z nich przemieszano z tymi z innych. Więc mamy "dowody" na to, że samolot był źle naprowadzany i zwyczajnie się rozbił. Mamy "dowody" na trotyl, a pół metra dalej na "bombem" paliwowo-powietrzną, a jeszcze kawałek dalej na liniowe ładunki tnące na bazie Semtexu, czy pentrytowy dywanik modlitewny.
Bardzo szybko okazało się, że całe to zamachofilskie towarzystwo nie będzie w stanie stworzyć spójnego obrazu wydarzeń w Smoleńsku, bo walidacja ich opowiastek bezlitoście obnażała, że albo są totalnymi urojeniami (magnesy, hel, mgła z elektrowni atomowej,...), albo inne materiały z wrakowiska, czy z dokumentów im po prostu zaprzeczają.
I tu zaczynamy widzieć jak kłamstwo smoleńskie było na przestrzeni lat managowane. Oczywiście było sporo "wolnych strzelców", którzy pletli trzy po trzy, ale w GaPolu, wSieci, NDz, TV-Trwam, RM, czy show organizowanych przez te media widzimy centralnie sterowany przekaz. Po prostu w tym samym czasie wszystkie sączą w zdezorientowanego odbiorcę, że właśnie odnaleziono "świętego grala", TEN kluczowy i niepodważalny dowód na zamach.
Odbiorca nie wyniósł z tego informacji jak dokonano zamachu, ale odniósł, miał odnieść, wrażenie, że wokół wypadku w Smoleńsku są jakieś straszne i niesłychanie uzasadnione "wątpliwości". Nie wiadomo dokładnie jakie, ale są.
Jak w notce Niegracza "Wątpliwości co do rzekomej "beczki" Tu-154 w ...". Brak w tej notce jakiegokolwiek konkretu. Ale to nie argumentacja ma przekonać. Tutaj metodą Goebelsa sączy się przekaz podprogowo. Po prostu powtarza się tysięczny raz, że są "wątpliwości". Również w ostatniej notce Niegracza nie ma żadnego konkretu. Żadnej analizy nacisku jednostkowego na grunt. Żadnej oceny wpywu temperatury rozmarzającej gleby. Po prostu są "wątpliwości".
Zbliżają się wybory. Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz i reszta tej zakłamanej organizacji tworzącej w Polsce prawdziwie mafijny UKŁAD (kolejne ich ulubione słowo, złodziej krzyczy "łapać złodzieja") jakoś zapomniała o obietnicach z poprzedniej kampanii, gdy Smoleńsk wylewał się z każdego "niezależnego" publikatora do mdłości.
Wyrzucili te swoje transparenty jak ja w młodości czerwoną fanę po pochodzie pierwszomajowym.
Komentarze
Pokaż komentarze (41)