W prawdziwej rzece często naprawdę sensacyjnych doniesień medialnych dotyczących aktualnych wydarzeń politycznych z pewnością większości z Was umknęła informacja o wszczęciu przez prokuraturę śledztwa w sprawie kolejnego wielkiego PIS-owskiego przekrętu. Chodzi o organizację w 2022 r. przez Kancelarię Cepa oraz Bank Gospodarstwa Krajowego tzw. kampanii antywojennej pod nazwą #StopRussiaNow (inna jej nazwa to #StopRussiaWar)
STARA MIŁOŚĆ NIE RDZEWIEJE…
Dziś Was zaskoczę treścią swojego felietonu. Nie będzie ani słowa ani o kampanii prezydenckiej, ani o gangsterach i alfonsach wśród znajomych Nawrockiego, „zmartwychwstaniu” Ziobry lub kolejnych napięciach w koalicji rządzącej. W tym poście w ogóle będzie bardzo mało o polityce, a sporo o kolejnych aferach i… romansach.
W prawdziwej rzece często naprawdę sensacyjnych doniesień medialnych dotyczących aktualnych wydarzeń politycznych z pewnością większości z Was umknęła informacja o wszczęciu przez prokuraturę śledztwa w sprawie kolejnego wielkiego PIS-owskiego przekrętu. Chodzi o organizację w 2022 r. przez Kancelarię Cepa oraz Bank Gospodarstwa Krajowego tzw. kampanii antywojennej pod nazwą #StopRussiaNow (inna jej nazwa to #StopRussiaWar). Kampania ta miała być - wg zapewnień PIS-dzielców - reakcją polskiego rządu na napaść Putina na Ukrainę i nie miała się ograniczać wyłącznie do mediów. W jej ramach kilkadziesiąt wynajętych samochodów, ciągnących za sobą wielkie billboardy z antywojennymi hasłami, miało odwiedzić kilkanaście największych europejskich stolic. Celem było doinformowanie opinii publicznej na Zachodzie o zbrodniczych działaniach armii Putina na ziemiach ukraińskich.
Pomysł zorganizowania tej kampanii narodził się na pewno albo we łbie samego Cepa, albo jego najbliższych współpracowników. W kwietniu 2022 r. Cep tak uzasadniał zorganizowanie kampanii #StopRussiaNow: „Ma się (kampania – przyp. aut.) zdecydowanie przyczynić do tego, żeby Europa nie była Europą obojętności, bezradności, porażki. Żeby Europa była Europą zwycięską. Ale to się musi stać jak najszybciej, dlatego wszyscy razem: #StopRussiaNow — zatrzymajmy Rosję teraz, natychmiast!”. Główną zaś rolę w sfinansowaniu kampanii miał odegrać bank BGK. A chodziło o niebagatelne kwoty, bo pierwotnie planowano wydać na nią ok. 23 mln zł. PIS-dzielcy mieli jednak gest i ostatecznie kampania kosztowała polskich podatników 3 razy więcej – ok. 70 mln zł.
Pod wieloma względami pomysł i organizacja tej kampanii przypominały inne głośne przekręty Cepa i jego przydupasów, choćby słynne już zlecenia właścicielowi firmy odzieżowej Red is Bad zakupów sprzętu medycznego lub agregatów prądotwórczych dla Ukrainy, a nawet akcesoriów do renowacji zabytków w Ukrainie. Tymi zakupami powinna się zajmować RARS kierowana przez Kuczmierowskiego, człowieka Cepa. Ale wtedy na takich transakcjach nikt z otoczenia Cepa by nic nie zarobił, a przecież nie chodziło o żadną pomoc Ukrainie, tylko właśnie o maksymalne dojenia kasy państwowej. Tak więc RARS błyskawicznie zleciło dokonanie zakupów Pawłowi Szopie, zaprzyjaźnionemu z PIS i osobiście z Cepem oraz Kuczmierowskim. Wiadomo, jak się to skończyło. Budżet państwa stracił na tym ok. 400 mln zł.
Podobnie stało się w przypadku kampanii #StopRussiaNow. Choć jej organizacją miał się zajmować BGK, to niemal natychmiast zatrudnił do tego celu podwykonawcę. I nie była to oczywiście żadna duża, renomowana agencja PR, tylko nikomu nieznana agencyjka o wpadającej w ucho nazwie Tak Bardzo Group (TBG). Naturalnie TBG dostało to zlecenia bez żadnego przetargu. I oczywiście to czysty przypadek, że TBG jest własnością niejakiej Pauliny Pałki, żony Piotra Pałki, człowieka bardzo blisko związanego z PIS, prominentnego pracownika „kurwizji”, który przez pewien czas pełnił nawet funkcję jej wiceprezesa. No i od lat blisko współpracującego zarówno z Kancelarią Cepa, jak i Kancelarią „główki prącia Prezesa”.
Ale Paulina Pałka i jej firma TBG wcale nie zamierzali zajmować się organizacją jakiejś antywojennej kampanii. Po otrzymaniu zlecenia na 23 mln zł natychmiast wynajęli kolejnych podwykonawców. Były to spółki 1450 oraz Ixodes. Pierwsza należy do żony blisko związanego z PIS wrocławskiego biznesmena Radosława Tadajewskiego, właścicielem drugiej zaś jest Paweł Kleszczewski, przyjaciel Mariusza Chłopika, najbliższego współpracownika i doradcy… Cepa. Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, to nie Dworczyk, a właśnie Chłopik jest od wielu lat „szarą eminencją” w najbliższym otoczeniu Cepa. Tak więc 1450 i Ixodes wystawiały za obsługę kampanii antywojennej faktury TBG, a potem TBG wystawiało faktury bankowi BGK. I tak to się kręciło kilka ładnych miesięcy, tylko efekty tej kampanii trudno było gdziekolwiek dostrzec.
Kluczową rolę w tej aferze odgrywał jednak nie Cep i jego współpracownicy, i nie firma TBG lub jej podwykonawcy, tylko BGK, jeden z największych i najważniejszych banków w Polsce, dla rządów „dobrej zmiany” mający fundamentalne znaczenie. W 1. połowie 2024 r. NIK rozpoczęła kontrolę w BGK właśnie w związku z finansowaniem kampanii #StopRussiaNow i wnioski płynące z tej kontroli były dla KPRM oraz BGK miażdżące. „Kampania została przygotowana bez koncepcji, wskaźników i rozliczeń. W tej sprawie skierowane zostanie zawiadomienie do prokuratury. Duża część środków wydanych na jej przeprowadzenie mogła zostać sprzeniewierzona”. NIK nie zawiadomiła jednak wtedy prokuratury, a to dlatego, bo: „Na pewnym końcowym już etapie kontroli związanej z kampanią #StopRussiaNow przedstawiciele BGK zaczęli stawać okoniem i utrudniać nam prace: a to powołując się na tajemnicę przedsiębiorstwa, a to domagać się usunięcia z przygotowywanego już wystąpienia pokontrolnego pewnych jego fragmentów z uwagi na tajemnicę bankową”. Ostatecznie jednak zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia szeregu przestępstw do prokuratury trafiło.
W latach 2016-2024 szefową banku BGK była przemiła pani Beata Daszyńska-Muzyczka (widoczna na zdjęciach) i to może właśnie od tej informacji powinienem był zacząć ten post. Bo tak jak BGK miał kluczowe znaczenie dla funkcjonowania całej „dobrej zmiany”, tak Daszyńska-Muzyczka miała kluczowe znaczenie przy podejmowaniu decyzji i finansowych działań w zarządzanym przez siebie banku. Przez 8 lat rządów PIS to właśnie BGK spełniał rolę swoistej karty kredytowej. Pewnie wielu z Was zastanawiało się, w jaki sposób PIS zdołało w tak krótkim czasie tak bardzo zadłużyć nasze państwo… Otóż działo się to najczęściej właśnie dzięki BGK i nieocenionej pani Beatce. Na przykład 1,5 roku temu, po zalaniu naszego rynku produktami rolnymi z Ukrainy, rząd PIS - by uciszyć protesty rolników - wspaniałomyślnie postanowił wypłacić im rekompensaty. Koszt dla budżetu państwa – ok. 12 mld zł. Jak to zrobiono, skoro w państwowej kasie tej forsy nie było? Ano zarząd BGK (czyli de facto pani Daszyńska-Muzyczka) podjął decyzję o emisji nowych obligacji. Drukarnie pracowały pełną parą, wypuszczono na rynek stertę papieru, za który inwestorzy zapłacili grube miliardy. I pieniądze dla wkurwionych rolników się znalazły…
W identyczny sposób BGK wypuszczał obligacje przez 8 lat „dobrej zmiany”, najczęściej wtedy, gdy rządowi brakowało na coś pieniędzy. Pod względem propagandowym i statystycznym było to świetne rozwiązanie. Bo choć rządy PIS - za pośrednictwem BGK - zadłużały nasze państwo na potęgę, to w oficjalnych danych to rosnące zadłużanie nie było widoczne. PIS na wszystko miał pieniądze, a deficyt budżetowy nie wzrastał. Pozornie nie wzrastał… Obligacje mają to do siebie, że nie tylko są wysoko oprocentowane i wiąże się z nimi konieczność wypłaty dywidend, ale w dodatku kiedyś trzeba je od inwestorów wykupić! O czym Cep i pani Daszyńska-Muzyczka doskonale wiedzieli, ale sobie tym swoich pięknych główek nie zaprzątali… Tak samo jak nie przejmowali się oczywistym przekrętem, jakim była antywojenna kampania #StopRussiaNow oraz 70 mln zł polskich podatników. A tak na marginesie, to te 70 „baniek” to było nic w porównaniu z olbrzymią górą pieniędzy, jakie wpompowano w fundusz covidowy i które to pieniądze pozostawały poza jakąkolwiek kontrolą Sejmu. Wielkość środków zgromadzonych w funduszu była objęta tajemnicą, ale ekonomiści szacują, że było to ok. 120-200 mld zł. Kwota wręcz astronomiczna, której tylko znikoma część została spożytkowana na usuwanie skutków pandemii. Pieniędzmi z tego funduszu PIS łatało wszystkie dziury w budżecie. W czyjej gestii pozostawało zarządzanie środkami funduszu? Ano przemiłej pani Daszyńskiej-Muzyczki i zarządu BGK…
A teraz cofnijmy się o ponad 20 lat… W 2002 r., w atmosferze pewnego skandalu finansowego, Cep zakończył swoją krótką karierę radnego AWS w sejmiku dolnośląskim i skupił się już całkowicie na robieniu kariery bankiera-finansisty. Od 1998 r. był doradcą prezesa zarządu Banku Zachodniego. Co ciekawe, ten syn wielkiego podobno antykomunisty Kornela i sam podobno wielki antykomunista, fuchę w BZ dostał dzięki byłemu… komuchowi Głuszakowi. W 2001 r. Cep był już dyrektorem banku, a po połączeniu BZ z WBK został członkiem zarządu BZ WBK, zaś w maju 2007 r. prezesem bankowego giganta. Był nim aż do 2015 r., kiedy to wykonał kolejną woltę i wrócił do polityki, już jako wielki fan Kaczyńskiego.
Nowogrodzka natychmiast zaczęła tworzyć mit Cepa jako „złotego dziecka polskiej ekonomii” i finansowego stratega, który rzekomo świetnie sprawdził się zarządzając olbrzymim bankiem. Prawda jest zaś taka, że w pamięci pracowników BZ, a następnie BZ WBK Cep zapisał się głównie niemal dyktatorskimi rządami i tym, że wiele jego decyzji przynosiło bankowi wielkie straty. Przy samej tylko fuzji BZ oraz WBK, wskutek m.in. zastosowania niewłaściwych algorytmów i wielu innych błędów (w tym także Cepa jako członka zarządu), straty te wyniosły ok. 3 mld zł! Do dziś wielu ekonomistów zadaje sobie pytanie, jakim cudem Cep nie wyleciał wtedy z na zbity pysk z zarządu banku. Mało kto dziś zresztą pamięta, że to właśnie kierowany przez Cepa BZ WBK przodował swego czasu w udzielaniu kredytów frankowych i że to jego prezes osobiście zachęcał do zaciągania pożyczek w szwajcarskiej walucie. Minęło kilka lat, setki tysięcy Polaków straciły dorobek życia lub wpadły w spiralę zadłużenia, a ten sam Cep - już jako premier - grzmiał w mediach o skandalicznym oszustwie, chciwości wrednych bankierów i konieczności obrony przez państwo interesów kredytobiorców. Podobny zwrot o 180˚ Cep wywinął także w innej ważnej sprawie. Jako doradca premiera Tuska i członek Rady Gospodarczej przy jego rządzie (w latach 2010-2012) Cep był gorącym zwolennikiem podwyższenia i zrównania wieku emerytalnego. A kilka lat później, gdy wiązał się z Kaczyńskim, był już jednym z najbardziej zagorzałych krytyków tej decyzji…
Ale Cep - jako dyrektor w BZ, a potem członek zarządu i prezes BZ WBK - zasłynął czymś jeszcze: licznymi romansami ze swoimi podwładnymi. Do dziś krążą legendy na temat jego miłosno-łóżkowych podbojów i nieformalna lista kochanek, pracownic banku. Do dziś zachowały się donosy słane przez wysokich urzędników BZ WBK do jego właścicieli (do 2011 r. była to irlandzka grupa kapitałowa AIB), w których szczegółowo opisano z kim, kiedy i w czyim gabinecie Cep zaliczał kolejne „skoki w bok” oraz jak długo trwały te jego romanse. Wiem, że wkraczam właśnie w świat plotek, czego staram się zawsze jak ognia unikać, ale w tym przypadku trudno znaleźć niepodważalne dowody. Informacje o „bankowych” romansach Cepa nie są tylko efektem niedyskrecji lub zawiści innych pracowników BZ WBK. Przecieki do mediów na ten temat Cep zawdzięcza także swojemu partyjnemu koledze, niejakiemu… Macierewiczowi. Począwszy od 2017 r. obaj panowie toczyli już ze sobą prawdziwą wojnę, która zresztą zakończyła się usunięciem Macierewicza z MON. Ale zanim Macierewicz przestał być członkiem rządu zdążył zaprząc wojskowe służby (zapewne kontrwywiad) do szukania „haków” na swojego wroga. No i większość tych zebranych „haków” dotyczyła właśnie erotycznych podbojów Cepa w czasach, gdy był on jeszcze prezesem jednego z największych banków w Polsce.
Aby skompromitować Cepa trzeba było te zdobyte o nim informacje nagłośnić w mediach, także społecznościowych. No i tak się stało. W prawicowych mediach sprzyjających Macierewiczowi pojawiły się wzmianki o „ekscesach seksualnych” z udziałem Cepa i to w miejscu oraz godzinach pracy. Do opinii publicznej trafiły informacje o pani Izabeli K., z którą Cep ma podobno nawet dziecko. Aby uniknąć skandalu wysłał swoją kochankę wraz z dzieckiem i jej mężem (podobno zresztą spokrewnionym z Cepem) do Szwajcarii i do tej pory mają tam oni wieść dostatnie życie. Pojawiły się informacje o romansie Cepa z panią Grażyną U., a także z panią Bożeną K. Obie panie zajmowały kierownicze stanowiska w departamentach BZ WBK. Ale najwięcej „przecieków” dotyczyło związku Cepa z panią… Beatką Daszyńską-Muzyczką, wówczas także wysoką urzędniczką BZ WBK. I w ten oto sposób powróciliśmy do banku BGK…
Gdy Cep zaczął w 2015 r. robić błyskawiczną karierę w PIS i rządzie - został m.in. wicepremierem i ministrem rozwoju (a potem także ministrem finansów) – nie zapomniał o swojej dawnej bliskiej współpracownicy i kochance. Przyspieszenia nabrała wtedy także jej kariera, tyle że w sektorze bankowym. W 2016 r. Szydłowa-„Oborowa” powołała ją na stanowisko prezesa giganta BGK, ale dla nikogo nie było tajemnicą, komu tak naprawdę zawdzięczała ten awans. Nikt wtedy nie robił z tego powodu afery i nie protestował, bowiem w dziedzinie bankowości Daszyńska-Muzyczka jest rzeczywiście fachowcem wysokiej klasy. Ja też w tym felietonie nie zarzucam jej braku kompetencji lub doświadczenia. Zarzucam jej natomiast, że jako szefowa BGK stworzyła tzw. wehikuł finansowy, wypychający dziesiątki miliardów zł poza budżet. I tym samym umożliwiła Cepowi potworne zadłużanie państwa (m.in. poprzez wydatkowanie olbrzymich środków funduszu covidowego na cele nie mające nic wspólnego z pierwotnym przeznaczeniem). Kto jak kto, ale ona doskonale wiedziała, że jest to działanie na szkodę państwa i jego obywateli. I że za to jej wspieranie beztroskiej polityki finansowej rządu Cepa zapłacą kiedyś następne pokolenia Polaków. To nie przypadek, że już w styczniu 2024 r., jeszcze zanim zaczęło się wielkie oczyszczanie sektora bankowego z PIS-dzielców, premier Tusk wypieprzył Daszyńską-Muzyczkę na zbity pysk z fotela szefowej BGK.
Na ile dawny romans z Cepem miał wpływ na jej działania jako szefowej BGK? Moja odpowiedź brzmi: nie wiem. Może był to wpływ bardzo duży, a może niewielki. Może każdy inny nominat PIS na stanowisku prezesa BGK też okazałby się kanalią, która lekką rączką wypuszczałaby kolejne emisje obligacji, udzielałaby rządowi PIS minimalnie oprocentowanych kredytów i wyprowadzałby publiczne pieniądze do dziesiątek szemranych PIS-owskich funduszy i fundacji. Może każdy inny PIS-dzielec na jej miejscu też przymknąłby oko na przekręt z finasowaniem kampanii #StopRussiaNow… Ale wydaje mi się, że Daszyńska-Muzyczka była wyjątkowo podatna na perswazje swojego byłego kochanka i bardzo w stosunku do niego uległa. Ona sama zresztą nie zaprzeczała swojemu romansowi z Cepem. Kiedyś pewien dziennikarz zadał jej wprost pytanie, czy łączyły ją w przeszłości z Cepem jakieś bliskie, prywatne relacje? Nie zaprzeczyła i nie potwierdziła. Zbyt wiele osób w Polsce wie o jej romansie z Cepem, więc zapewne nie chciała z siebie robić idiotki lub kłamczuchy. Odpowiedziała wtedy, że jest to jej prywatna sprawa…
Dziękuję za uwagę.
I proszę o udostępnianie tego tekstu gdzie się da, komu się da i kiedy się da...
Jacek Bohdanowicz (vel Jacek Nikodem/Awarski/Winiarski)
1.Nie banuje- pisz co chcesz w komentarzach,
2. Nie masz poczucia humoru ? Nawet nie czytaj moich notek, dbaj o swoje zdrowie psychiczne, przejdz dalej, tkwij w swojej bance i "zgranych", powtarzalnych, nieefektywnych- teoriach.
3. Żyjesz w swojej bańce politycznej, masz poglądy ? Fajnie ! U mnie znajdziesz tylko wizje, kreatywność i niedaleko wybiegające w czasie przewidywania.
4. Znajdziesz tez oczywiście oczywista satyrę i sarkazm na politycznych i groteskowych kretynów. Ktorych jedynym życiowym osiągnięciem jest trwanie jak najbliżej koryta z publicznymi pieniędzmi...
"Dobry polityk musi umieć przepowiedzieć, co będzie się działo jutro, za tydzień czy za rok, i musi umieć wytłumaczyć, dlaczego nie zaszło to, co przepowiedział" /W. Churchill /
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka