NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja
402
BLOG

Maślanka: Okcydentalizm jako lek na autyzm

NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja Polityka Obserwuj notkę 2

Kolejny głos w ankiecie "Nowych Peryferii"!

 

1. Czy Polska jest peryferią i dlaczego?

 

Można wyróżnić dwa potencjalne modele peryferyjności. Polska była peryferią izolowaną w kontekście europejskim z tego względu, że spróbowaliśmy kiedyś wytworzyć własny model cywilizacyjny (aby nie być peryferią w ramach zachodu), który zakończył się kryzysem i całkowitym upadkiem naszego państwa. Stanowimy część Europy Środkowo-Wschodniej, która przez ostatnie kilkaset lat była upośledzona politycznie, kulturowo, cywilizacyjnie, społecznie i ekonomicznie. Wbrew rodzimym piewcom tradycji jagiellońskich, uważam, że rozziew zaczął się właśnie wtedy, gdy ta litewska dynastia zasiadła na naszym tronie i zaczęła przeorientowywać całą politykę Krakowa na wschód. Oddziaływanie miało oczywiście charakter dwustronny – w XVII wieku cała szlachta litewska (czyli w większości ruska) była już spolonizowana i skatolicyzowana, jednak pewien pierwiastek orientalny nieodwracalnie odcisnął się również na kulturze polskiej. Uważam, że jest on wartością zdecydowanie negatywną i ciążącą na wszystkich procesach modernizacyjnych, jakie próbowano u nas przeprowadzić (przedrozbiorowych, kongresówkowych, tych z XX-lecia i obecnych). Gdyby po śmierci Ludwika Węgierskiego związano Polskę z Habsburgami, kraj nasz szybko przestałby być mocarstwem – całkiem możliwe, że podzielilibyśmy los Czech. Pewnie oznaczałoby to też dla nas przyjęcie kursu ku absolutyzmowi i nie doświadczylibyśmy tej « złotej wolności szlacheckiej », która tak wzbogaciła kulturowo i moralnie polskie chłopstwo oraz mieszczaństwo a Żydom pozwoliła się świetnie z polskością zintegrować (sarkazm). Myślę jednak, że bylibyśmy bez tego pierwiastka wschodniego narodem zdecydowanie bardziej normalnym, podatnym na reformy i lepiej zorganizowanym, bo w tym duchu « wychowali » nas najwybitniejsi z Piastów. Niewielu było na tronie polskim prawdziwych Europejczyków, ale z całą pewnością najwięcej można ich znaleźć wśród dynastii, która uformowała Polskę i przeprowadziła ją przez średniowiecze. Paradoksalnie peryferyjni staliśmy się dopiero wtedy, gdy zostaliśmy mocarstwem. Orientalizacja kultury polskiej i wytworzenie jej odrębności w stosunku do zachodu, oderwały nas od świata za Łabą a jednocześnie zmusiły do starcia z dwoma konkurencyjnymi orientalizmami – rosyjskim i tureckim. Te dwa orientalizmy były jeszcze gorsze i jeszcze bardziej antyrozwojowe, jednak na tyle brutalne, że zdołały ten nasz zalążek cywilizacji (daleki od ideału) osłabić i w końcu zdławić.

 

Ktoś może się zapytać, dlaczego wracam do tych zamierzchłych czasów, które nie mają już żadnego przełożenia na teraźniejszość. Ano właśnie mają, choćby w postaci koncepcji politycznych, co jakiś czas u nas odżywających. Mam wrażenie, że pewna część prawicy w tzw. « polityce jagiellońskiej » nie szuka sposobu na powiększenie manewru polskiej polityki zagranicznej ani na przyciągnięcie do zachodu krajów postsowieckich, tylko chodzi jej raczej o « ocalenie » Polski przed modernizacją na wzór zachodni i stworzenie nowej formuły kulturowej, która byłaby konkurencyjna w stosunku do modelu zachodniego. Bardzo podobne zamierzenia żywili wobec Polski papieże, którzy warunkowali w dużym stopniu naszą politykę w czasach Wazów (koncepcja przedmurza). Nie chodzi tu zatem o zerwanie z peryferyjnością poprzez dostosowanie się do istniejącego paradymatu zachodniego, ale o stworzenie własnego. Wydaje mi się, że w tym sensie jest koncepcja, która stanowi powtórzenie błędów przeszłości. Wiele naszych dyskusji i sporów budzi we Francji czy w Niemczech raczej uśmiech politowania, gdyż stanowią echa tych dyskusji i sporów, które tamte narody odbyły już w wiekach poprzednich. Dlatego naiwnością jest twierdzenie, że Europa Wschodnia stanowi równoprawne « płuco » w stosunku do « płuca » Europy Zachodniej. « Płuco » Europy Wschodniej funkcjonuje jedynie dzięki respiratorowi udzielanemu nam narazie przez Zachód. Wydaje mi się, że należy się z tym faktem pogodzić i dążyć do tego, aby kultura polska coraz bardziej się okcydentalizowała (jeśli to możliwe na wzór europejski a nie amerykański), bo poszukiwanie odrębności kończy się w naszym przypadku najpierw kulturowym autyzmem a w końcu upadkiem. Z jednej strony brakuje jej bowiem witalności i technologicznego zaawansowania zachodu, a z drugiej brutalności i bezwzględności wschodu.

 

Czy okcydentalizacja zneutralizuje naszą peryferyjność? Myślę, że na dłuższą metę tak. Na przykład jeszcze 150 lat temu za typowy, wręcz podręcznikowy przykład peryferii izolowanej uznawano Szwajcarię. Obecnie kraj ten w sensie politycznym i militarnym pozostaje peryferią (i to większą niż Polska, ze względu na neutralność), ale trzeba przyznać, iż jest to pozytywny przykład peryferyjności. Dlaczego wspominam właśnie Szwajcarię? Bo dystansuję się z kolei od tych polskich modernizatorów na lewicy (lub pseudolewicy), którzy pragną w błyskawicznym tempie i na siłę okcydentalizować świadomość kolektywną. Wydaje mi się, że brakuje wśród naszych elit, które są albo zakochane w zastanej polskości, albo jej chorobliwie nienawidzą, ludzi potrafiących się pogodzić z realiami a jednocześnie w odpowiednim momencie dawkować rozwiązania modernizacyjne, tak aby nie narzuciła ich nam w sposób gwałtowny globalizacja albo nagłe pogorszenie sytuacji geopolitycznej. Musimy z całą pewnością przejść przez wszystkie procesy ideowe, jakie nam umknęły, ale to wcale niekoniecznie musi oznaczać wynarodowienia. Chodzi po prostu o uznanie, że stanowimy integralną część zachodu (takiego, jakim jest on dzisiaj a nie 300 lat temu, jakby chcieli Marek Jurek i Jacek Bartyzel), i w obrębie takiej cywilizacji chcemy naszą kulturę rozwijać. Zresztą tych wyborów (peryferyjności w stosunku do zachodu) już dokonano, teraz trzeba poszukać jedynie mechanizmów osłonowych dla tej części społeczeństwa, która ich nie akceptuje. Przykład szwajcarski, gdzie zastosowano metodę inkluzji demokratycznej (poprzez system komitetowy i silną decentralizację) wydaje mi się trafny. Integracja z zachodem nie za bardzo może się w Polsce dokonywać poprzez państwo, gdyż to Państwo nie ma zbyt wielkich tradycji współżycia z zachodem ze względu na swój upadek i wcześniejszy autyzm kulturowy, spowodowany z kolei chęcią budowania sarmackiej odrębności cywilizacyjnej. Chciałbym, żeby to się zmieniło – żeby Polacy byli zdolni zbudować nowoczesne struktury prawne i ustrojowe.

2. Największe zagrożenia z tym związane.

Polska przetestowała na własnej skórze wszelkie zagrożenia związane z peryferyjnością izolowaną. Posługując się przykładem Czech, wyraźnie widać jak błędna była w naszej historii droga tych wszystkich godnościowców, którzy nie godzili się na peryferyjny status Polski w ramach struktur zachodu, gdyż uznawali, że w szybkim czasie spowoduje ona nasze wynarodowienie. W przypadku Czech wszystko wydawało się na to wskazywać, ale pobudzenie nacjonalistyczne wieku XIX było tam tak silne i tak konstruktywne, że udało się Czechom ekonomicznie odzyskać dla siebie większość zgermanizowanych uprzednio miast. W tym samym czasie Polacy wykrwawiali się w swoich powstaniach i narażali majątek na zniszczenie, pozostając jednocześnie wiernymi autystycznej tradycji, która ich państwo zniszczyła i oddała na łup orientalizmowi moskiewskiemu, znacznie bardziej drapieżnemu i niszczycielskiemu (mam tu na myśli opór warstw posiadających wobec reformy rolnej w Kongresówce i antyrozwojową politykę władz Galicji). Czeska droga pozytywistyczna miała też tę zaletę, że nauczyła ten naród budowania struktur społecznych i państwowych zamiast konspirowania. Tę różnicę cywilizacyjną wyraźnie widać i dzisiaj w tych dwóch krajach.

 

Czy status peryferii w ramach zachodu niesie za sobą pewne zagrożenia? Zdecydowanie tak. Polska jest obecnie krajem niezwykle zapóźnionym technologicznie w stosunku do silnego państwa niemieckiego, które z nami graniczy i pozostaje w unii gospodarczej. Zapóźnienia te mają charakter strukturalny i są spowodowane nagromadzeniem patologii dawnych oraz tych narosłych w wyniku wojny i półwiecza wdrażania nierealistycznej gospodarki centralnie sterowanej. Podstawowym ryzkiem jest zatem fakt, iż nasza gospodarka, która jako tako się rozwija, może stać się komplementarna w stosunku do gospodarki krajów zachodu, co skazuje nas na nisze dość mało dochodowe. W Polsce brakuje kapitału, który mógłby być stymulatorem rozwoju technologicznego – jedynym jego poważnym posiadaczem jest państwo. Toteż niezbędna wydaje się jego interwencja w kierunku czegoś, co moglibyśmy określić nowym COP-em, oczywiście dostosowanym do dzisiejszych warunków. Należy wspierać uczelnie wytwarzające innowacje i rozglądać się za jakąś niszą, której rozwój zapewniałby naszej gospodarce szybki postęp technologiczny. Dla wspomnianej Szwajcarii tą niszą stały się banki, dla Finlandii elektronika itd.

Kolejnym zagrożeniem w ramach tej peryferyjności wydaje się emigracja i ogólne zniechęcenie Polaków do własnej ojczyzny i przynależności państwowej. Wydaje się, że po 20 latach dość koślawego i niesprawiedliwego, od samego początku, liberalizmu, należy wypracować bardziej egalitarny system społeczny, który nie negowałby jednak w żadnym wypadku gospodarki rynkowej i wartości własności prywatnej. Chodzi o to, aby zyski wypracowane przez kapitał (prywatny albo państwowy – jednak działający w realiach konkurencji) podlegały większej, ale racjonalnej redystrybucji na cele społeczne.

3. Największe atuty peryferyjności.

Trudno rozpatrywać peryferyjność jako atut. Wydaje mi się, że można się w swojej peryferyjności co najwyżej dobrze (Szwajcarzy) albo znośnie (Czesi) urządzić. Przykład trwającego kryzysu pokazuje, że niedorozwój naszej gospodarki łagodzi pewne negatywne zjawiska (na przykład w sektorze bankowym). Ale też historia uczy, że kraje centrum, krachami dotykane najciężej, posiadają też zdolność szybkiego wychodzenia z dołka.

 

4. Podział centrum-peryferie wewnątrz Polski.

Polska, wbrew temu co się mówi, nie jest krajem wielkich róźnic ekonomicznych, jeżeli sprawę rozpatrywać regionalnie. W skali makroekonomicznej wyróżnia się jedynie postindustrialny Górny Śląsk i coraz mniej (niestety) znacząca gospodarka morska. Istnieje oczywiście mit wielkich miast, które rzekomo doskonale prosperują (Wrocław, Warszawa). Rzeczywiście, poziom życia w nich jest relatywnie wysoki, ale wynika to po prostu z nawarstwienia się w nich inwestycji zagranicznych oraz centrów biurokratycznych. Jeżeli chodzi o sprawność władzy, jakość usług publicznych, zasobność w twardy kapitał ekonomiczny, to obraz współczesnej Polski jest równie smutny na stacji Warszawa-Stadion jak i we wsi popegieerowskiej. Z drugiej strony ludzie starają sobie jakoś radzić i wyspy zasobności oraz gospodarności pojawiają się w najprzeróżniejszych miejscach. Pomimo trudnych warunków, samorządy radzą sobie całkiem nieźle i powinno się w nie bardziej inwestować (pozostawiać coraz większą część podatków w kasach gmin, powiatów i województw), gdyż to miejscowe społeczności i ich włodarze znają najlepiej naturę swojego otoczenia. Z drugiej strony powinno się naciskać na demokratyzację samorządu. Jeżeli mogę coś doradzać lewicy, to powinna ona przeciwstawić prawicową koncepcję demokracji szeryfowej (powszechny wybór wójta/burmistrza/prezydenta, któremu nadaje się ogromne uprawnienia) koncepcji demokracji uczestniczącej ze wzmocnioną rolą rady miejskiej, rad osiedlowych oraz lokalnych referendów. Zadaniem lewicy jest także przekonywanie, że polityka regionalna (której poświęcone jest obecnie nawet osobne ministerstwo) powinna być na szczeblu centralnym zastąpiona polityką spójności. Bardziej sensowne, z punktu widzenia władz w Warszawie, jest opracowywanie programów dla obszarów w zależności od problemów społecznych, które je trapią, a nie w zależności od położenia geograficznego. Należy walczyć ze stereotypami, które każą dziś myśleć, ze wieś lubelska jest znacznie bardziej upośledzona gospodarczo w stosunku do wsi zachodniopomorskiej. Rolę lewicy widzę także w przeciwstawieniu dominującego w Europie podejścia regionalnego podejściu subregionalnemu, tak aby i mniejsze miasta stawały się pewnymi punktami odniesienia dla swoich okolic oraz zostały dowartościowane pod względem kulturowym, edukacyjnym i inwestycyjnym. Ta metoda została po raz pierwszy zastosowana we Francji po Rewolucji (gdy wprowadzono podział na departamenty). Wytworzenie ponad dziewięćdziesięciu małych centrów politycznych spowodowało szybki rozwój wcześniej zaniedbanych średnich miast w wieku XIX. Podobny proces, choć z wszystkimi wykoślawieniami charakterystycznymi dla realnego socjalizmu, dokonał się w Polsce po reformie administracyjnej połowy lat 70.

Łukasz Maślanka

Autor (ur. 1986) jest romanistą, studentem V roku Kolegium MISH KUL. W wolnych chwilach pisuje dla Teologii Politycznej. Interesuje go literatura francuska, historia, historia idei i historia sztuki (zwłaszcza średniowiecznej).

 

Tekst pierwotnie ukazał się pod adresem: http://nowe-peryferie.pl/index.php/2011/05/maslanka-okcydentalizm-jako-lek-na-autyzm/

http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka