Po raz pierwszy od dawien dawna w snookerowym światku zdarzyło się coś, na co zareagowałam bardzo emocjonalnie, a co nie było związane bezpośrednio z meczami. Ale może najpierw wyjaśnię przyczyny mojego wzburzenia.
The Masters, elitarny turniej zaproszeniowy, co roku oznaczam gwiazdką w moim terminarzu. Londyńskie rozgrywki zawsze oznaczają dla mnie tydzień relaksu przy meczach, które warte są czasu i pieniędzy. Niezbyt często zdarzają się jednostronne pojedynki, atmosfera jest rewelacyjna (nawet telewizyjnie), widzowie niemal idealni. Nie bez znaczenia jest też fakt, że w Mastersie zazwyczaj wygrywają moi ulubieńcy, a nawet, jeśli nie wygrywają, to zawsze grają cudownie.
Okazuje się jednak, że najprawdopodobnie w tym roku zabraknie najjaśniejszej gwiazdy Wembley Arena. Ronnie O'Sullivan nie będzie bronił tytułu , ponieważ wystąpi w... Big Brotherze. Załamujące. Koszmarne. Masters bez mojego ulubionego gracza?! Bez Ronniego, który w zeszłym roku przeszedł sam siebie, a kilka lat temu wykazał się dojrzałością i wyrozumiałością podczas meczu z Ding Junhuiem?
Zaczynam się obawiać, że to decyzja odgórna. Jak niektórzy wiedzą, Federacja Snookera zmieniła władze - ster przejął Barry Hearn. Ten sympatyczny starszy pan, pamiętający renesans snookera, zapowiada wielkie zmiany. Chce wrócić do "starych, dobrych czasów" i rozpropagować ten sport. Czy udział w reality show pomoże to zrobić? Oczywiście, Ronnie jest barwnym skandalistą, najlepszym człowiekiem żeby zafascynować widzów swoją niebanalną osobowością. Niestety.
Jeśli mam rację i Hearn wyżej stawia popularność tej dyscypliny niż dobro kibiców snookera, to coś jest mocno nie tak. Bardzo mocno.
PS. Idę dziś na przedpremierę Sherlocka Holmesa. Dam jutro znać, jak było ;)
Inne tematy w dziale Sport