Od wielu lat teściowa z chorowała na oskrzela a później rozpoznano astmę w stadium początkowym - bez "świstania". Często bywała u nas, nad Bałtykiem gdzie sadzaliśmy ją na sopockim Molo. Był lepszy oddech ale w strefie brzegowej morza. W końcu szwagier gdzieś wyczytał o klimacie wybitnie wspomagającym choroby płuc. To Słowacja, wysokie Tatry i miejscowość Vyšné Hágy. To tam znajduje się kiedyś największe sanatorium gruźlicze Środkowej Europy. Niestety, polski NFZ nie refinansuje pobytów. a ceny od czasu Euro na Słowacji są wysokie. Zatem teść lub szwagier co drugi weekend wozili teściową w tamte strony na dwa dni. Jak im powiedziano im wyżej tym lepsze powietrze zatem często siadali nad Szczyrbskim stawem wracając na nocleg na polską stronę. I oto w święta przy kolejnym spotkaniu otrzymujemy z mężem radosną nowinę. Po wszelkich badaniach jakie można przejść w kraju okazało się że stadium astmatyczne się cofnęło. Na pytania co teściowa zażywała za leki i odpowiedź że tylko te przepisane plus 2 czasem 3 razy w miesiącu po dwa dni w Wysokich Tatrach lekarze przecierali oczy ze zdumienia. Podobno nie było przypadku by astma się cofnęła po okazjonalnych wizytach w rozrzedzonym powietrzu. Należy dodać że różnica wysokości poziomów npm. nie przekraczała 400m co też miało wpływ na pracę płuc. I jeszcze, zimową porą raczej odpuszczali wizyty na Słowacji ograniczając się do sporadycznych wypadów. Pytanie - czy polsko- słowackie Tatry mogą mieć aż tak prozdrowotny wpływ na człowieka?
Inne tematy w dziale Rozmaitości