Widziałem plakat PiSu chwilę wcześniej niż pojawiły się pierwsze pełne oburzenia głosy sugerujące, że jak zwykle partia Jarosława Kaczyńskiego próbuje zawłaszczyć symbole polskiej historii. Powiem szczerze - zupełnie sobie tego plakatu z Powstaniem Warszawskim nie skojarzyłem. Dopiero członek tej partii utwierdził mnie w przekonaniu, że znów w umysłach manipulatorów i socjotechników Prawa i Sprawiedliwości urodziło się coś co budzi określone emocje. Negatywne emocje.
"Litera "W" ma mobilizować tych, którzy z taką samą gotowością ruszyliby na Godzinę W - jak Warszawa - wyjaśnił "Gazecie" Artur Górski, warszawski poseł PiS. Przyznał, że sięganie do tradycji powstańczej nie jest przypadkowe - czas kampanii przed referendum zbiega się z wydarzeniami sprzed 69 lat, w sierpniu i we wrześniu trwała walka o Warszawę." - wyborcza.pl
Nawet próba porównania referendum o usunięcie Hanny Gronkiewicz Waltz ze stanowiska prezydenta Warszawy do okresu Polski Walczącej z hitlerowskim okupantem jest niedorzeczna. Umysły pisowskich prominentów od lat specjalizują się w przybieraniu swoich nędznych politycznych gierek w historyczne symbole mające ich kojarzyć z patriotyzmem, walecznością i polskością. Nie tak dawno Jarosław Kaczyński zasadził się na symboliczny dla Polaków znak Solidarności. Rękami przewodniczącego Śniadka deprecjonował symbol wolnej Polski, walącego się muru berlińskiego i upadku sowieckiego imperium. Mało brakowało by ów symbol przestał się Polakom kojarzyć z wolnościowym zrywem, a zaczął z polityczną eskapadą po władzę człowieka, który przespał Stan Wojenny, a internowanie znał jedynie z opowieści kolegów. Człowieka, który dla służb bezpieczeństwa był jedynie nic nieznaczącym bratem opozycjonisty.
Solidarność obroniła się. Musiała. Prawda prędzej czy później zawsze się obroni. Nadszedł czas by kombatanci i duchy bohaterów Warszawy obroniły dumny symbol Powstania Warszawskiego. Symbol ich walki o wolność i honor.