nikander nikander
226
BLOG

Nowe puka do was przedsiębiorcy

nikander nikander Biznes Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Co powinniście wiedzieć o nowym ustroju gospodarczym Polski

(w pytaniach i odpowiedziach, taka rozmowa ducha z ciałem Józefa Kamyckiego )

1. Jakie są konieczne zmiany ustroju gospodarczego w Polsce.
    Jeśli by ująć to hasłowo to czekają nas działania mające na celu mobilizację kapitału struktu­ralnego oraz uszczelnienie Polski przed wyciekiem kapitału finansowego.
2. Co Pan rozumie pod pojęciem kapitału strukturalnego.
     Najogólniej rzecz ujmując chodzi o poprawę warunków dla współdziałania przedsiębior­ców między sobą oraz przedsiębiorców ze swoimi załogami.
3. Współdziałanie to chyba skłonność indywidualna i czy są tu konieczne jakieś nowe regulacje prawne.
    Tak mogłoby się wydawać. Jednak  relacje gospodarcze zostały skonstruowane dla silnych. One to paraliżują kreatywność gospodarki.
4. Czy mógłby Pan podać jakieś przykłady.
    Owszem. Pierwszym z nich jest kanon gospodarki liberalnej jakim jest tajemnica handlowa, drugim znana paremia prawnicza volenti non fit iniuria (temu, który się zgodził nie dzieje się krzyw­da). Na tych dwóch zasadach zbudowana jest cała nasza cywilizacja łacińska. To wszystko ubrane jest w piękne słowa o swobodzie umów i wolnym rynku. W gruncie rzeczy chodzi o to aby tymi pięknymi hasłami przykryć bezwzględną grabież słabszych podmiotów gospodarczych. W tym du­chu wprowadzone są zasady rozrachunków przedsiębiorców w łańcuchu dostaw, w tym duchu napi­sany jest kodeks spółek handlowych, w tym duchu wprowadza się praktykę pieniężnych regulacji obrotu gospodarczego.
5. Trudno się jednak z Panem zgodzić. Przecież te zasady są stosowane powszechnie a jednak go­spodarki w niektórych krajach mają się lepiej a w niektórych gorzej. Czy nie uważa Pan, że tu jed­nak decydują czynniki kulturowe.
    Owszem, czynniku kulturowe mają duże znaczenie, ale ich kształt nie bierze się znikąd. Skłonność do współdziałania jest wypadkową gospodarczych doświadczeń lub najnormalniejszego codziennego interesu. Zatem państwo powinno ingerować w obszar dotychczas zastrzeżony dla swobody umów.  Wszędzie tak gdzie to robi,  gdzie staje po stronie podmiotów słabszych, gospo­darki zaczynają nabierać rumieńców.
6. Co zatem powinniśmy zrobić w Polsce?
    Ech... Do zrobienia jest wiele.
7. To od czego by Pan zaczął.
    Od rzeczy technicznie najprostszej i najpilniejszej. Od wydania stosownych rozporządzeń wykonawczych, aby w Polsce mogły zafunkcjonować związki gospodarcze o integracji produkto­wej.
8. Nie rozumiem. Przecież taki związek można założyć korzystając z ogólne zasady swobody umów. Przedsiębiorcy przecież mogą kształtować wzajemne stosunki na takich zasadach jakie uznają za stosowne.
    To nie do końca tak. Związki gospodarcze o integracji produktowej powstają na bazie prawa o wspólnych ustaleniach umownych. Ponieważ wymagane jest tam ustanowienie wspólnej kontroli bardziej precyzyjnie jest nazywać je wielostronnymi umowami wspólnie kontrolowanymi. Jak do­tychczas polskie prawo gospodarcze nie zabezpiecza ani umów wielostronnych, ani wspólnie kon­trolowanych. To byłoby całkowite novum w polskiej przestrzeni gospodarczej.
9. Przecież takie umowy wielostronne istnieją a są to umowy konsorcjum.
    Hola, hola... Umowy konsorcjum nie są umowami wielostronnymi. Chociaż występuje w nich wiele podmiotów to całe przedsięwzięcie redukowane jest do kilku, kilkunastu umów dwu­stronnych pomiędzy liderem konsorcjum a podwykonawcami. Umowy te nie są także wspólnymi ustaleniami umownymi w duchu Międzynarodowego Standardu Sprawozdawczości Finansowej nr 11 – wspólne ustalenia umowne. Nie są to też umowy wspólnie kontrolowane, gdyż zawierane są w duchu tajemnicy handlowej i tej nieszczęsnej paremii prawniczej, że temu, który się zgodził nie dzieje się krzywda. W przeważającej większości przypadków podwykonawca godzi się na wszyst­ko, aby przeżyć i nie umrzeć z głodu.
10. Czy aż tak jednoznacznie wyklucza Pan kwestie moralności.
    Nie, to system tak działa. Większość prac konsorcjanci pozyskują w drodze przetargu. Ro­botę bierze ten, kto staje się o jednego centa tańszy. Tak to działa i działa to obiektywnie, bez względu na warstwę etyczną.
11. Mówił Pan o jakichś przepisach wykonawczych. O co tu chodzi.
    Trzeba by najpierw powiedzieć co to są te wielostronne umowy wspólnie kontrolowane. Je­śli ktoś zna historię „Stowarzyszeń do poszczególnych czynności handlowych” z powszechnej usta­wy handlowej zaboru austro-węgierskiego ten wie o co chodzi. Wspólnicy umawiają się  na korzy­ści ze wspólnego działania proporcjonalnie do poniesionych kosztów. Te koszty muszą być wykaza­ne i uzasadnione. Wspólna kontrola sprowadza się zatem do wspólnej kontroli technicznego kosztu wytworzenia u każdego ze wspólników. Kompletnie zatem wyłącza się tajemnicę handlową. Pro­dukt wspólnego działania trzeba sprzedać i po sprzedaży się rozliczyć. Tu tkwi problem: jak sprze­dać i jak się później rozliczyć. Sprzedać trzeba w trybie podobnym do sprzedaży komisowej. Póź­niej podmiot sprzedający (wytwórca końcowy lub sklep) musi poprzenosić na wspólników ich czę­ści w cenie sprzedaży.
12. To w czym problem? Przecież mogą to zrobić bez zmiany płatniczych obyczajów.
    Nie zupełnie. Właściwe emocje scalające wszelkie działania w umowach wspólnego działa­nia  osiągane są przez przyjęcie rozwiązania, że wspólnicy zaspokajani są dopiero po sprzedaży, gdyż dopiero wtedy znana jest cena jaką zaakceptował rynek. Nie można zatem prowadzić rozli­czeń z wykorzystaniem prostego łańcucha dostaw. W tym przypadku zachodzi konieczność zastoso­wania „odwróconego łańcucha płatności’.  Do obsługi takich sytuacji biznesowych przewidziana jest w zaleceniach unijnych faktura VAT w wersji „samofakturowanie”. Niestety rząd nie wydał w tym celu stosownych rozporządzeń wykonawczych.
 13. I sądzi Pan że takie rozwiązanie od razu postawiłoby naszą gospodarkę na nogi?
    No nie od razu. Stopniowo ale bezwzględnie i głęboko. To o czym mówię w gospodarce na­zywa się sieciowaniem przedsiębiorstw. Jak mówił były minister gospodarki Włoch Bruno Lambor­ghini „...integracja na poziomie biur musi poprzedzać integrację na poziomie warsztatów – nigdy odwrotnie...” Zatem zanim przedsiębiorcy usiądą przy stole aby debatować nad tym co mogliby zrobić razem, trzeba przedsiębiorstwa do tego przygotować. Dobre chęci mogą się bowiem skoń­czyć prostym pytaniem księgowej: no dobrze, ale jak ja mam zaksięgować 27% udziału w sprzeda­ży bigosu? Na razie ministerstwa w takich przypadkach polecają wymianę księgowej (sic!).  A z mi­nisterstwami to mamy na pieńku. Istnieje tam powszechne przekonanie, że integracja produktowa jest ukrytą formą optymalizacji podatkowej. Tymczasem jest to rozwiązanie, powszechnie stosowa­ne zwłaszcza w praktyce gospodarek dalekowschodnich. Spowodowało to daleko idące zmiany w procesach projektowania i wytwarzania. Podczas gdy nasze przedsiębiorstwa mentalnie tkwią w epoce typoszeregów daleki wschód korzysta z tzw. inteligentnej modularyzacji.
14. Jak to sobie Pan wyobraża w warunkach polskich. Nie mamy ani takiej mentalności jak Kore­ańczycy, ani prawa, ani bazy dobrych praktyk.
    Powiem jeszcze, że jest gorzej.  Prawo gospodarcze pisane pod dyktando możnych tego świata ma zapobiegać właśnie takim sytuacjom, w których polscy przedsiębiorcy spotykają się po to, aby pogadać o tym co nowego mogą robić razem. Boją się podniesienia polskiego kapitału strukturalnego.
15. Drugie zadanie jakie Pan wymienił to uszczelnienie polski przed wyciekiem kapitału finansowe­go. Może coś na ten temat.
    Tu proszę wytężyć wyobraźnie, gdyż będę mówił o zjawiskach ekonomicznych, których nie widać z poziomu gospodarstwa domowego. Aby te zjawiska dostrzec trzeba na gospodarkę spojrzeć z dalszej perspektywy.
16. Czego zatem nie widać z poziomu gospodarstwa domowego.
    Z poziomu gospodarstwa domowego nie widać, że wszyscy płacimy na rzecz finansowych instytucji monetarnych tzw. podatek inflacyjny. Inflacja – wbrew powszechnemu poglądowi – nie anihiluje pieniędzy. Ona, przy już istniejącym głodzie monetarnym, tworzy nowe potrzeby pożycz­kowe. Aby ocenić wielkość tego podatku to też musimy zmienić perspektywę i popatrzeć na Polskę jako na całość. Oszacujmy to: 2% rocznej inflacji od 1.3 biliona zł (agregat monetarny M3) daje ja­kieś 26 mld zł rocznie. Wszystko zabrane bezszelestnie z kieszeni Janka, Franka i Zosi. To tyle co koszt programu 500+. Ilu ludzi to sobie uzmysławia? - prawie nikt.
    Z poziomu gospodarstwa domowego nie widać także, że musimy się zapożyczyć aby wyku­pić wzrost PKB. Nasz dodatkowy pot jest przywłaszczany przez system bankowy bezszelestnie i w majestacie prawa. Tu mamy do czynienia z kradzieżą doskonałą. Nie powiem prawie doskonałą a właśnie doskonałą. Doskonałą, że względu na zerową świadomość monetarną społeczeństw. Przy wszystkich zastrzeżeniach jakie mamy do takich wskaźników jak wzrost PKB czy wzrost PNB, zwykle finansowany on jest kredytem bankowym, a społeczeństwo nie ma środków aby ten wzrost wykupić. Zatem czy mamy śmiać się czy płakać gdy sobie policzymy: 5% od 2 bilionów to jest 100 mld zł. rocznie! Im bardziej intensywniej pracujesz tym bardziej nabijasz kasę banksterom. Pytanie: ilu z nas to rozumie?
    Następnie lichwa. Powszechnie akceptujemy fakt, że chęć posiadania dóbr wtedy gdy nas na nie nie stać powinna kosztować. Czy jednak powinna kosztować tak dużo. Otóż na poziomie prawie zerowym jest wiedza o tym, że stopy procentowe są obecnie podstawowym instrumentem regulują­cym wypływ pieniądza na rynek. Zwykle o wysokość lichwy kojarzy nam się z chciwością banków, a nie jest to do końca prawda. W 2017 roku nasze banki zebrały 71 mld zł lichwy. Zebrały bo mu­siały aby utrzymać cel inflacyjny. Znów mam wrażenie, że mówię do ściany, że nikt tego nie rozu­mie. Oczywiście utrzymanie wtórnego obiegu pieniężnego, który jest niezbędny, kosztuje, ale kosz­tuje o jakieś 40 mld zł za dużo.
    Jak sobie policzymy, to architektura monetarna polegająca na kreacji pieniądza jako opro­centowanego długu kosztuje nas około (26 + 100 + 40) 160 mld zł rocznie.  Obecnie mamy taki stan: profesorowie patrząc na te cyfry nie protestują, wyborcy nie wierzą.
17. Przecież nigdzie nie jest napisane, że państwo, przedsiębiorstwa, gospodarstwa domowe powin­ny się zapożyczać.
    Przestać się zapożyczać to znaczy co? - odczarować inflację, zabronić ludziom zaspokajania ich potrzeb życiowych, zabronić przedsiębiorcom produkowania ponad miarę, wstrzymać wszelkie prace nad nowymi produktami? Nonsens! Trzeba zmienić architekturę monetarną tak aby pieniądze w prawidłowy sposób oliwiły tryby gospodarki.
18. Co zatem proponujecie?
    Proponujemy kontynuowanie prac nad systemem monetarnym w miejscu w którym prace nad nim przerwał laureat Nagrody Nobla Milton Friedmam.
19. Czy chodzi o koncepcję „pieniędzy z helikoptera”. Przecież ta koncepcja skompromitowała się sama.
    Ta koncepcja się nie skompromitowała ale nie została dokończona. Friedman wykorzystał starą jak świat ilościową teorią pieniądza i podał bardzo praktyczny postulat: emisja przyrostowa powinna być rozproszona do gospodarki tak, aby wszystkim podmiotom gospodarczym, bez wzglę­du układ terytorialny i branżowy stworzyć identyczne warunki regulowania płatności. Nie zapropo­nował jednak praktycznego sposobu realizacji tego postulatu.
20. Nie potrafił czy mu na to nie pozwolono?
    Sądzę, że po trosze jedno i drugie. Prezydenci USA, którzy próbowali coś z tym fantem zro­bić nie kończyli najlepiej. John F. Kennedy koncepcję „srebrnego dolara” przepłacił życiem.
21. A  wy się nie boicie. Czy los Kadafiego nie studzi waszych zapałów reformatorskich.
    Kadafi to inny przypadek. Natomiast Kennedy popełnił zasadniczy błąd: chciał swoim spo­sobem uszczęśliwić Amerykanów zupełnie nie przygotowanych na przypływ tego szczęścia.  Nie przygotował Amerykanów na to , aby w chwilach próby stanęli przy nim. Nie zrobił z FED-u we­sternowego bandyty podczas, gdy ten ostatni ciągle chodzi w aureoli tego który na ziemi wykonuje pracę Boga. W istocie, wyczarowywanie pieniędzy z powietrza zakrawa na spółkę z siłami nadprzy­rodzonymi. Ludzie ciągle mają w podświadomości pieniądz kruszcowy a to ułatwia powszechny światowy rabunek. Zatem najpierw edukacja monetarna tak, aby na barykady poszli wszyscy: od ministra po gospodynię domową.
22. Jeśli zatem, Friedman nie wiedział  a Kennedy popełnił błąd to jak chcecie się z tym problemem zmierzyć.
    Przede wszystkim trzeba dotrzeć do ludzi z cyframi o których wcześniej była mowa. Trzeba dotrzeć  z prawdą o tym, że należy im się rekompensata za spadek wartości nabywczych posiada­nych przez nich pieniędzy na skutek inflacji, trzeba dotrzeć do nich z prawdą, że należy im się dy­widenda za wzrost PKB i o tym, że lichwa nie jest dopustem Bożym.
23. Od świadomości do użyteczności droga daleka. Co z tego, że ludzie będą wiedzieli. Za sprawą mediów społecznościowych już sporo wiedzą, jednak nie przekłada się to na jakieś konkretne ocze­kiwania. 
      Te oczekiwania trzeba zwerbalizować a konkretnie przetworzyć na strategię monetarną i wspierające ja instrumenty polityki pieniężnej. Taką koncepcję przygotowaliśmy. Jest nią architek­tura monetarna pieniądza suwerennego. Sięga ona głęboko w takie dokumenty jak Konstytucja RP, ustawa o NBP, założenia polityki pieniężnej.
24. Jakie zmiany powinny być wprowadzone do Konstytucji.
    Żadne a co najwyżej kosmetyczne. Należy ożywić art. 227, który mówi  „Centralnym ban­kiem państwa jest Narodowy Bank Polski. Przysługuje mu wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej. Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskie­go pieniądza”. Ta „kosmetyczna” zamiana mogłaby polegać na tym że prawo to dotyczy emisji pie­niądza bez względu na jego formę: znaków pieniężnych czy  pieniądza elektronicznego. Nad kon­cepcją elektronicznego pieniądza banku centralnego pracuje wiele państw i dlaczego Polska powin­na być od nich gorsza.
25. A czy art. 220 nie przeszkadza? Przecież zabrania on finansowania budżetu przez NBP .
    Wręcz przeciwnie. Jest on raczej darem opaczności. Odbiera politykom kręcenia kiełbasek wyborczych a zatem psucia pieniądza. Istnieje inny sposób rozproszenia emisji niż przez budżet. Nikt nie zabrania nam „zaparkować” te pieniądze w gospodarce tak, aby społeczeństwo skorzystało z efektów wtórnych.
26. No dobrze. NBP wyemituje tyle ile się należy i zaparkuje te pieniądze w gospodarce. Jeśli do tego banki komercyjne będą mogły kreować pieniądz bankowy to katastrofę mamy pewną. Nie sądzi Pan?
    Obecnie polityka pieniężna prowadzona jest w sytuacji nadpłynności sektora bankowego. Oznacza to, że tani pieniądz bankowy mógłby nas zalać i państwo ponosi potężne koszty aby unik­nąć takiej powodzi. Generalnie banki komercyjne powinny być pozbawione możliwości kreacji pie­niądza z wykorzystaniem mechanizmu rezerwy cząstkowej. Powinny być sprowadzone do roli port­monetek. Emisja pieniądza suwerennego i zaparkowanie go w gospodarce obniżyłaby potrzeby po­życzkowe na około 50 mld zł rocznie. Dodatkowo ludziom pozostałoby w kieszeniach około 40 mld zł rocznie z tytułu ograniczenia lichwy. Zatem głód monetarny zmniejszyłby się o około 90 mld zł. Przed zalewem nas pieniądzem bankowym mogłoby uchronić nas podwyższenie  oprocentowa­nia na rynku międzybankowym. Stopa referencyjna na poziomie 10% rozwiązywałaby sprawę. 
26. Jest Pan inżynierem a nie ekonomistą. Czy stanąłby Pan pod mostem podczas próby obciąże­niowej.
    Tak ale pod warunkiem gdyby te pieniądze z emisji były prawidłowo zaparkowane w gospo­darce.
27. Co to znaczy „pieniądze zaparkowane w gospodarce”.
    To jest właśnie to z czym nie poradził sobie Milton Friedman. Pieniądze z suwerennej emisji powinny w pierwszej kolejności odblokować zatory płatnicze w gospodarce. W tej chwili średnio oczekują na realizacje płatności 3 miesiące i 24 dni. To jest koszmar. Aby odblokować te zatory trzeba z pieniędzmi dotrzeć do wszystkich proporcjonalnie do skali ich działalności. Zatem muszę zmartwić wszystkich, którzy by chcieli z tych pieniędzy finansować jakieś konkretne projekty. Może ktoś powie, że mamy dobre doświadczenie z Korei Południowej, w której to tzw. „perswazja kredytowa” dała dobre rezultaty. Jednak odbiór społeczny tej formy „tuczenia czeboli” był nega­tywny a sam jej twórca  prezydent Park Chung-hee przepłacił to życiem. Mamy lepsze rozwiązanie.
28. Na czym ono polega.
    Pewną miarą wielkości gospodarczej jest ilość zatrudnionych pracowników. Miarą na tyle dokładną że można by jej użyć do realizacji koncepcji „helicopter money”. Proponujemy zatem aby dokapitalizowywać przedsiębiorstwa proporcjonalnie do ilości zatrudnionych – to po pierwsze. Po drugie w taki sposób, aby nie doprowadzić do napięć społecznych.  Zatem pieniądze w ilości wyni­kającej z podzielenia kwoty emisji przez ilość zatrudnionych byłyby przekazywane na imienne kon­ta pracownicze, których ewidencję prowadziłby Bank Gospodarstwa Krajowego. Z kolei BGK dbałby o to aby pieniądze „szły za pracownikiem”. Przy obecnych parametrach gospodarczych tzn wielkości emisji szacowanej na około 50 mld zł rocznie i ilości beneficjentów na poziomie 8 mln byłoby to około 5,5 tys. zł rocznie.
29. Kim byliby ci beneficjenci.
    Przedsiębiorcy i pracownicy przedsiębiorstw sfery produkcyjnej. Oczywiście prawodawca powinien określić zasady uczestnictwa w tym programie.  Byłby to niezwykle efektywny instru­ment prowadzenia polityki gospodarczej, uszlachetniania ustroju społecznego, reformy systemu emerytalnego (naturalny filar kapitałowy) oraz uszczelnienia systemu podatkowego (działalność w szarej strefie oraz tzw. optymalizacje podatkowe straciłyby swoją atrakcyjność) . Rolnicy już korzy­stają z dopłat obszarowych i powinny być one utrzymane, natomiast pracownicy sfery budżetowej powinni wiedzieć, że to państwo z podatków wyposaża im miejsca pracy i nie muszą się o nie mar­twić.
30. Kwota raczej nie poraża.
    Tak, dlatego korzyści trzeba poszukiwać w efektach wtórnych. Te 5,5 tyś złotych całkowicie przeorałoby naszą gospodarkę. Dokapitalizowanie udziałów kapitałowych pracowników nie miało­by zalet pieniędzy trzymanych w banku. Kwoty te byłyby włączone do aktywów przedsiębiorstwa i funkcjonowały tam na ogólnych zasadach. Jak wiemy aktywa rzeczowe przedsiębiorstw ulegają procesom umorzenia i amortyzacji. Zatem w przypadku przejadania przedsiębiorstwa ulegałyby po­mniejszeniu a w przypadku zaciskania pasa powiększeniu.
    Dodatkowo pracownicy powinni otrzymać realny wpływ na sposób wykorzystywania tych funduszy. W konsekwencji zrodziłby się nowy tym przedsiębiorstwa z kapitałem statutowym (kapi­tał wspólników założycieli) oraz pracowniczym majątkiem produkcyjnym. Jednocześnie musiałby być zmieniony sposób organizacji gremiów zarządczych. Właściciele pracowniczego majątku pro­dukcyjnego powinni otrzymać swoją ławę w radach nadzorczy a zarządzanie powinno polegać na poszukiwaniu alternatyw decyzyjnych możliwych do zaakceptowania przez te dwie strony.
    Raczej jako rzeczy przyziemne dopowiem, że przedsiębiorstwa znacznie obniżyłyby koszty finansowe co zdecydowanie podniosłoby zarówno konkurencyjność na rynku jak i kształtowanie rozwoju, płac i zatrudnienia.
31. Strasznie to zawiłe i skomplikowane. Przecież można prościej: zmniejszyć przedsiębiorcom po­datki.
     Tak, rozwiązania proste zwykle bywają rozwiązaniami prostackimi. Proszę sobie wyobrazić, że oto wylewa nam się te 50 mld w formie obniżenia podatków i dodatkowo te 40 mld zł z tytułu obniżenia lichwy. Argumentacja, że „gospodarka ruszy” jest dobra, ale na festiwalach partii populi­stycznych. Ruszy konsumpcja a produkcja nie nadąży. Mamy piękną katastrofę. Ruszy import, kurs walutowy poleci na łeb, na szyję i zostajemy goli w weseli. Wszystkie pieniądze skierowane na in­westycje w końcu i tak wrócą do konsumentów, ale wrócą w tym samym czasie w którym przedsię­biorcy zainwestują i przygotują powiększoną ofertę towarów i usług. Gospodarka to przede wszyst­kim efekty mnożnikowe. Warto zatem poczekać te pół roku aby otrzymać trzy razy więcej.
32. Jak Pan sądzi? Czy uda się wam tę nową doktrynę gospodarczą sprzedać w czasie kampanii wyborczej aby później o nią skutecznie zawalczyć.
    Świat zwariował. W systemie demokracji fasadowej liczy się już jedynie przekaz emocjo­nalny. Możemy liczyć na to, że PiS i PO zardzewieją od wzajemnego plucia na siebie. Warto wie­rzyć w to, ze pojawi się siła polityczna, która przekaż merytoryczny przełoży na przekaż emocjo­nalny i wygra. Polska poza PiS o PO istnieje i zaczyna mieć się dobrze. Teraz najważniejsze zada­nie aby dotrzeć z tym przekazem do przedsiębiorców.
33. Może z uporem godnym lepszej sprawy: wyborca potrzebuje prostych konkretów.
    Jest tajemnicą poliszynela, że tzw. „piątka Kaczyńskiego” będzie finansowana luzowaniem ilościowym (ang. quantitative easing, QE) .  Można chyba wierzyć posłowi Kuźmiukowi gdy pisze te słowa na swym blogu relacjonując wypowiedź Minister Czerwińskiej :
„...Co więcej uznała tzw. piątkę Kaczyńskiego za fiskalny pakiet luzowania ilościowego (do tej pory takim terminem określano politykę luzowania ilościowego realizowane przez banki centralne- np. EBC, czy Amerykańską Rezerwę Federalną)...”
To musi w końcu na wierzch wypłynąć. Okaże się wtedy, że król jest nagi, że uszczelnienie watu to mit, że gospodarka kręci się nie tak jak podają publikatory. Pole do przekazu merytorycznego się poszerzy.
34. Dotykaliśmy szerokiego spectrum zagadnie. Prawdopodobnie diabeł tkwi w szczegółach. Gdzie szukać więcej.
    No niestety ale nie mamy za sobą bogatego sponsora. Stać nas jedynie na działania niskobu­dżetowe i - niestety – na marną jakość.  Jednak polecam:
O związkach gospodarczych o integracji produktowej.
https://www.youtube.com/watch?v=aGLNHw1FfDc&t=334s
O architekturze monetarnej takiej jaka jest
https://www.youtube.com/watch?v=v5DV93b-yLE&t=325s
O architekturze monetarnej takiej jak być powinna
https://www.youtube.com/watch?v=GBsKgvHY_cA
35. Dziękuje za rozmowę.

nikander
O mnie nikander

Józef Kamycki - obecnie na emigracji wewnętrznej

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Gospodarka