Zapamiętajcie jedno: to, że suwerenną emisją pieniądza zostaną dokapitalizowane przedsiębiorstwa nie oznacza, że pieniądze otrzymają kapitaliści.
Po lekturze notek: Monetarne Pacta Conventa i Monetarne Pacta Conventa – kontynuacja wiemy, już jak – w miarę precyzyjnie – wyznaczyć kwotę emisji przyrostowej, która by rekompensowała społeczeństwu spadek wartości nabywczej zgromadzonych pieniędzy powstały na skutek inflacji oraz wyrównywała niedobór środków płatniczych na wykup wzrostu PKB. Czy to wyczerpuje wszystkie problemy związane z budową operacji dostrajających i aprecjacyjnych polityki pieniężne. Oczywiście że nie.
Z pewnością i David Ricardo i Irving Fisher znali casus Hiszpanii. Napływ srebra i złota z Nowego Świata po podbojach kolonialnych doprowadził najpierw do potężnej inflacji a potem do zupełnego załamania gospodarczego tego kraju. Przykład ten był nie tylko potwierdzeniem tezy Davida Hume o „neutralności pieniądza w stosunku do dóbr realnych” ale świadczył na niekorzyść tej tezy. Było gorzej. Dosypywanie złota do gospodarki spowodowało jej upadek.
Aby nie popełnić tego błędy powróćmy do równania Fischera
M(ilość pieniądza)* V(szybkość obiegu transakcyjnego) = P(ogólny poziom cen)*T (ilość transakcji)
z którego wynika, że poziom cen jest proporcjonalny do ilości pieniądza w obiegu. To tłumaczyłoby przyczynę inflacji w Hiszpanii, jednak nie tłumaczy to zapaści gospodarczej i bynajmniej nie była to klęska pod Trafalgarem. Nie wystarczy bowiem dosypać pieniędzy do gospodarki, ale trzeba jeszcze wiedzieć jak to zrobić. Tu nie można pozwolić dojść do głosu przypadkowi.
Powiemy teraz sobie o wynalazku, który nie mógł się zrodzić w żydłackich głowach.
Ludwig von Mises (szkoła austriacka) przyznawał, że wzrost podaży pieniądza spowoduje wzrost cen, ale nigdy nie można powiedzieć o ile. Ponieważ jedna uznał inflację za „podatek inflacyjny” nakładany na barki społeczeństwa obstawał przy nie zwiększaniu ilości pieniądza w obiegu pomimo tego, że uznawał wzrost produkcji za główne źródło utraty równowagi w gospodarce.
Milton Friedman (twórca monetaryzmu) przyznawał, że postulat Davida Hume’a ,przypomnijmy: „...w sytuacji, w której z dnia na dzień zostanie podwojona ilość pieniędzy w obiegu, ceny wzrosną dwukrotnie i nie dojdzie do realnych zmian w gospodarce. „Wartości realne” pozostaną na tym samym poziomie...” mógłby być spełniony, ale przy zaistnieniu następujących warunków:
- równomierności przyrostów podaży pieniądza, która oznaczała miej więcej tyle, że każdy z uczestników rynku otrzymałby procentowo równe zwiększenie swoich pieniędzy,
- społeczeństwo otrzymałoby rzetelną informację,
- społeczeństwo otrzymałoby pełną informacje „cofającą się w czasie” aby można było renegocjować transakcje długoterminowe.
Ponieważ jednak spełnienie tych warunków uznał za nierealne , ilościową teorię pieniądza wrzucił do kosza.
Tymczasem rozwiązanie leżało na wierzchu. Wystarczyło tylko zdać sobie sprawę z faktu, że na stan równowagi towarowo pieniężnej składają się dwie strony: strona podażowa i popytowa!!!! proste jak budowa cepa. Wystarczy zatem regulować proporcją rozproszenia emisji na pobudzenie strony podażowej i popytowej obserwując sytuację na rynku pieniężnym. Takich decyzji dokonuje każdy rolnik podejmując decyzję: czy kupić nowy rower dziecku czy nawozy.
Można zadać pytanie: dlaczego dywagacje ilościowej teorii pieniądza nie poszły w tym kierunku? Otóż taki pomysł nie mógł się zrodzić w żydłackich głowach. Nacja ta żyje z kredytu i lichwy więc nie mogła zabierać chleba swoim ziomkom. Jeśli przedsiębiorcy chcą się rozwijać - niech sobie pożyczą!
Powróćmy do historii. Angielski król Edward II rozdawał kupcom statki, aby rozwijali handel. Pruski król Friedrich II von Hohenzollern z własnej kiesy dokapitalizował ponad 2000 przedsiębiorców kładąc podwaliny pod potęgę gospodarcza tego mikroskopijnego państewka. Czyżby oni byli idiotami????
Zatem wygramy jeśli uznamy za jeden z instrumentów polityki pieniężnej bezpłatne rozproszenie części emisji przyrostowej pieniądza do gospodarki. Świadomie używam słowa „rozproszenie”, bo Milton Friedman – przypadkowo - miał rację. Musi nastąpić „efekt helikoptera” czyli wszystkie przedsiębiorstwa powinny otrzymać proporcjonalne zwiększenie swojego kapitału. Proszę tylko nie wyjeżdżać mi ze sprawiedliwością społeczną ani ostrzyć apetytu na kolejne kiełbaski wyborcze. Czy chcecie powtórzyć doświadczenie Hiszpanii?
No i dochodzimy, do czegoś co naszych okupantów ekonomicznym może bardzo zdenerwować. Algorytm tego „rozproszenia" będzie bardzo prosty: kwota otrzymana z podzielenia emisji przyrostowej pieniądza suwerennego (lub jego części) przez ilość zatrudnionych w przedsiębiorstwach o partnerskim modelu stosunków przemysłowych, zasili indywidualne konta kapitałowe pracowników-współwłaścicieli. W ten sposób osiągniemy friedmanowski „efekt helikoptera”. Docelowo w programie tym może uczestniczyć do 6 milionów zatrudnionych czyli – praktycznie – wszystkie rodziny.
Ponieważ niektórzy będą mieli kłopot ze zrozumieniem tego czym będą te „indywidualne konta kapitałowe pracowników” - wyjaśniam, że będą to udziały pracowników w majątkach firm, w których pracują. Proszę jednak tego nie mylić z funduszami emerytalnymi, gdyż te pieniądze nie będą przechwytywane przez zewnętrzne instytucje a będą „pracowały” tam gdzie ich właściciele. Co ważne: będą one miały wycenę księgową i pracownicy będą żywotnie zainteresowani kondycją swoich firm, aby przy przejściu na emeryturę było po co iść do kasy. Pracownicy mogą odczuć korzyści natychmiastowe i to z powodu obniżenia kosztów finansowych funcjonowania firm, które mogą być przeznaczone na podwyżki płac.
Zapamiętajcie jedno: to, że suwerenną emisją pieniądza zostaną dokapitalizowane przedsiębiorstwa nie oznacza, że pieniądze otrzymają kapitaliści. Pieniądze otrzymają pracownicy i pieniądze te będą podążały za nimi w przypadku zmiany pracy lub odejściu na emeryturę.
Czy coś takiego mogło się zrodzić w żydłackich głowach?