Ostatnio jakoś tak mi wyszło, że jeśli nie mam konkretnej recepty na rzeczywistość, to wystarczy mi wtedy jeden prosty myk. Na ten przykład: biorę to wszystko co oglądamy wokół nas i odwracam na tzw. lewą stronę. Pisałem niedawno o tym, że jeśli podstawić za dzisjsze PO, z całym przynależnym jej (i nam) bagażem doświadczeń, partię o nazwie Prawo i Sprawiedliwość, i wyobrażając sobie przy tym reakcję cywilizowanego, rozumnego i oświeconego świata na PiS-owskie hipotetycznne ośmioletnie rządy zwieńczone śmiercią - dobrze, bez nawisk, bo dużo na Salonie estetów i moralistów - prezydenta z ramienia Platformy (nie oddany wrak i inne tego typu zdarzenia) i sfałszowanymi wyborami samorządowymi A.D. 2014, wtedy tylko możemy sobie wyobrazić co nas szczęśliwie ominęło. Słuchając dyskusji pomiędzy R. Ziemkiewiczem a Piotrem Zarembą nt. realizmu i romantyzmu, a także nt. tego co powinniśmy zrobić w 1939, nagle odkryłem coś, co jeszcze daleko wykracza poza pomysł "na lewą stronę". Odkryłem mianowicie Paradoks Ziemkiewicza.
Słucham tego Ziemkiewicza już setny raz, jak niezwruszony opowiada nam o tym, że trzeba było zachować się realistycznie. Czyli, po krótce, zgodzić się na zabranie Gdańska (tak utrzymuje Ziemkiewicz), pozwolić na autostradę przez korytarz i potem jakoś tam kombinować. "Nie ma moralności w polityce" - mówi jasno i wyraźnie Ziemkiewicz i jeśli ktoś sobie obejrzy relację z dyskusji o której tu wspominam usłyszy to z jego ust wyraźnie
Zabawmy się w więc w tak lubianą przez Ziemkiewicza fantastykę. Zadam na początek pytanie prowokacyjne. Czym mianowicie różni się rok 2014 od 1938? Wiem, Niemcy nie produkują czołgów i U-bootów. Ale czy ich dominacja na naszym kontynencie jest inna? Mniejsza? Nawet chyba większa. A ich apetyty są mniejsze czy większe? Nieformalne wpływy jakie posiadają niemieckie koncerny na nasze życie nie tylko gospodarcze ale i społeczene (koncerny prasowe) są daleko szersze niż za rządów Becka. Naciski ekonomiczne jakie na nas wywierają są gigantyczne. Wystarczy przypomnieć ministra Spraw Zagranicznych Polski zachęcającego Niemcy do dominacji i przewodnictwa. Na naszym terytorium są ich koncerny, ich politycy, ich fundacje, i, wprost rzecz nazywając, ich media.
Tymczasem mamy też Rafała Ziemkiewicza, który gdy tylko dać mu mikrofon, zaczyna z miejsca wyklinać polityków PO w tym Donalda Tuska, który nie mówi nic o honorze, tylko rozkłada ramiona i zaprasza Niemców głębiej. Toż to wypisz wymaluj Beck z ziemkiewiczowskich fantazji. Ale Ziemkiewicz nie daje realistom z PO nawet cienia oddechu. Krytykuje ich za tzw. "spolegliwość", pierze po pyskach za uległość, za porozumienia w sprawie limitów "ceodwa", wyśmiewa się z Tuska który poszedł na pensję do Merkel.
Nie wiem, albo ja jestem jakiś głupi, albo widzę tu sprzeczność. W czym, panie Rafale, lepsza jest uległość Tuska wobec Merkel od niedoszłej uległości Becka wobec Hitlera? Czym to się różni, proszę mi, prostemu człowiekowi, to wyjaśnić. Czy gdyby byłby Pan publicystą w roku 1938 chwalił by Pan na łamach, powiedzmy, Kuriera Ilustrowanego, Becka jadącego do Niemiec i zamierzającego zostać gaulaiterem ost? A co innego mnie ciekawi. Ciekawi mnie jak Rafał Ziemkiewicz, zwący się wszem i wobec narodowcem, zareagowałby, gdyby Donald Tusk nagle wstał i powiedział: utrata naszych stoczni? wprowadzenie euro na zabójczych warunkach dla Polaków? Rura Rosja-Niemcy? Nie - powiedziałby hipotetyczny Tusk - my w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę.... i tak dalej, wszyscy wiemy co było dalej w TYM przemówieniu.
Czy Rafałowi Ziemkiewiczowi przeszłoby wówczas przez usta to "jakie piękne samobójstwo?"
Inne tematy w dziale Polityka