Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
1828
BLOG

Co się stało z dzieckiem Patti Smith?

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Rozmaitości Obserwuj notkę 25

 

Od razu wyjaśnię na wstępie, że jestem ostatnią osobą która powinna pisać o Patti Smith. Nazwisko to, mimo iż muzyki słuchałem i słucham dużo, było mi znane jedynie ze słyszenia. Nie było jakoś okazji ku temu, żeby z tym co ona robiła, czy też z tym co robi wciąż (bo wciąż coś robi) jakoś głębiej się zapoznawać. Jak każdy znam oczywiście pieśń pt. „Because the night”, ale z pewnością trudno byłoby mi z miejsca, tak ad hoc, połączyć ten niewątpliwy przebój z osobą Patti Smith. Czemu więc poświęcam jej tekst? Poświęcam go, ponieważ w najnowszym „Teraz Rocku” poświęcono owej niewieście tzw. wkładkę – czyli poszerzone kompendium o niej wiedzy wraz z recenzjami wszystkich jej płyt. Cóż, nie znam zbyt dobrze twórczości Patti Smith ale ciekawska ze mnie bestia, i lubię o muzykach dużo wiedzieć, nawet gdy ich maniakalnie nie słucham. Sama lektura jej biografii nie wzbudziłaby we mnie pewnie jakichkolwiek większych emocji gdyby nie jedno zdanie, które przemknęło mi podczas tej lektury przed oczami. Otóż, dziennikarz opisujący dość szczegółowo losy Patti Smith wspomina dosłownie jednym suchym niezwykle zdaniem, iż Patti w wieku niemalże dwudziestu lat urodziła pierwsze dziecko po czym oddała je do adopcji.

Jedno zdanie i koniec. Po jego napisaniu, ów dziennikarz gładko przeszedł do dalszego opisywania tego co się z Patti działo. Niecierpliwie przeczytałem cały ten obszerny materiał z im coraz mocniej rosnącą tym coraz bardziej przy tym przez autora tłumioną nadzieją, iż o tym oddanym do adopcji dziecku dowiem się coś więcej. Nic z tego.

Dowiedziałem się w zamian za to, ileż to wspaniałych artystycznych wzlotów Patti Smith doznała, dowiedziałem się, że była jedną z największych skandalistek amerykańskiego rocka, że potem zmądrzała, spokorniała i że teraz pokazuje się na różnych spędach z Bono. O losach owego interesującego mnie bardzo oddanego do adopcji dziecka ani słowa. Zacząłem więc szperać w googlu mając nadzieję, że ta skarbnica wiedzy wszelakiej wyprowadzi mnie z ciemności niewiedzy. Gdzież tam. Wszędzie tylko Patti Smith wraz z Neilem Youngiem, z muzyką, z wierszami, z Bono, oraz Patti Smith jako ta, która „wielką artystką jest”. Jedyne co Wasz kapitan Sowa zdołał ustalić w sprawie rzeczonego oddanego do adopcji dziecka, to tylko to, że Patti poświęciła mu cztery (słownie cztery) strony, w którejś ze swoich książek. Na temat tego czy Patti swojego posunięcia żałuje, czy próbowała je jakoś naprawić, czy ma z tym dzieckiem kontakt, czy może nawet udało jej się z nim naprawić relację, Google oferuje tylko głuchą i bardzo przy tym wymowną ciszę.

Przyznam, że z lekka mną wstrząśnięto. To jedno zdanie we wkładce „Teraz Rocka”, informującego z całkowitą oschłością czytelnika, że Patti oddała dziecko. Koniec. Żadnego komentarza, żadnego nawiązania, nic. Po prostu oddała. Jedziemy dalej.

Człowiek z wiekiem się zmienia. Niegdyś muzycy rockowi, w moich oczach wydawali się być tymi, którzy jako jedni z niewielu są postaciami, do których warto się odnosić i którzy jako jedni z niewielu rozkruszają jakoś ten zastany, mieszczański i skonformizowany do bólu świat. Wraz z tym rosnącym wiekiem owych złudzeń coraz mocniej się wyzbywam.

Patti Smith zabłysnęła zdaniem, które wypowiedziała w latach 70-tych: „Jezus zbawił innych za ich grzechy, na pewno nie za moje”. Robiła sobie fotografie z obnażonym biustem, oraz poruszała w swoich tekstach sprawy związane z dziwacznym seksem. To wszystko burzyło Amerykę pochłoniętą w złotym amerykańskim śnie. Teraz Patti już nikogo nie burzy. Patti odbiera hołdy kolejnych pokoleń artystów, dostaje gwiazdki na wszelkich możliwych bulwarach i co chyba najważniejsze, jak wspominałem już, pokazuje się z Bono. Stała się więc kolejnym autorytetem, czyli zjedzoną i wchłoniętą przez mainstream maskotką, rock-breloczkiem, który postarzał się, wypadły mu zęby i który poszedł drogą, którą musi iść każdy zbuntowany rockman, jeśli tylko uda mu się nie zaćpać czy zapić - co stawia go wtedy na panteonie niedostępnym nawet dla Patti Smith. Czyli po prostu zgnuśnieć.

Pomyślałem sobie o tym wszystkim. Nagle cały ten rockowy zgiełk, te wszystkie odważne słowa, buntowniczość i pozorny non-konformizm, to wszystko, wydało mi się w jednej chwili tak płaskie i głupie. Czy ci ludzie nie widzą, że tak naprawdę są tylko i wyłącznie elementem tego systemu, w który tak próbują bić? Nie widzą tego, że są lalkami na sznurku trzymanym przez dokładnie tych samych, z którymi chcą walczyć, a ten cały ich bunt jest tak papierowy i tandetny? Bunt w czasach My Space czy Facebook'a kończy się na tym, że dany buntownik opowiada nam, iż za czasów Busha wstydził się być Amerykaninem i że, co najważniejsze, spotyka się z Bono, z którym chce, a jakże, zbawić świat. Cały świat, w tym dziennikarze rockowi uważają to za godne i wystarczające napisania o tym kimś wkładki. Oddanemu do adoptcji dzecku tego kogoś poświęcają jedno zdanie.Zaplątałem się jednak w zbyt głęboką dygresję.

Tak naprawdę chciałem napisać ten tekst po to, aby poprosić być może lepiej zorientowanych ode mnie w temacie. Czy ktokolwiek z was widział, ktokolwiek z was wie co stało się z oddanym do adopcji dzieckiem Patti Smith?

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Rozmaitości