Każdy kto bywa na S24, musi zauważyć z pewnością istnienie tutaj pewnego, chciałoby się rzec, Wieszcza. Ja sam, nie ukrywam, zaglądam czasami na jego blog z czysto perwersyjnych pobudek. Nie umiem się niejednokrotnie oprzeć chęci czytania kolejnych, pisanych biblijnym prawie że językiem, proroctw i kazań. Tu muszę być sprawiedliwy. Wieszcz posiada całkiem sprawne pióro, to co pisze składa się także w dosyć logiczną – oczywiście względem uniwersum Wieszcza – całość, warsztatowo jest to wszystko bez zarzutu. Wylewa się jednak spomiędzy Wieszcza liter coś dla mnie wysoce niezrozumiałego. Nie chciałbym tego czegoś nazywać wprost frustracją, ale czym innym w takim razie to nazwać?
Nie zajmowałbym się zresztą tutaj szerzej osobą Wieszcza, niechże pisze sobie co tam chce, każdemu wolno sądzić dobrze na własny temat aż po sufit urojeń. Jednakże muszę zabrać głos, bowiem widzę jak drugi już raz z rzędu tyka on Grześka Wszołka. Grzesiek to chłopak grzeczny i nic nie mówi, ale ja jako że zajmuję się na Salonie wszystkimi tymi kwestiami, którymi zajmować się nikomu innemu nie chce, bądź nie wypada, zrobię to – niczym prokuratura z urzędu.
Kiedy czyta się jak Wieszcz zapętla we wstęgę Mobiusa każdą możliwą kwestię, jak odsłania kolejne poziomy pod kolejnymi wydawałoby się już ostatecznymi dnami naszego społecznego upadku, jak zbawiennie odsłania przed nami tragizm naszego istnienia oplatanego przez złowieszcze pajęczyny Władców Marionetek, można się poważnie zafrasować. Kiedy czytam to wszystko przychodzi mi symptomatyczna, i doskonale nadająca się na tę okazję anegdota jednego z działaczy Solidarności, dotycząca jednego z bardzo radykalnych kolegów, opowiadających o konieczności krwawej rewolty, który to tak sprawnie się zakamuflował i zakonspirował, że nie sposób było się dowiedzieć o jego istnieniu nawet jego najbliższemu otoczeniu. Komuniści także nigdy nie dowiedzieli się jak groźny przeciwnik przechadzał się tuż obok nich.
Grzesiek Wszołek ani mi swatem, ni bratem. Nie zgadzam się z dużą częścią tego co pisze, z tego powodu z rzadka u niego komentuję. Widziałem go raz na oczy, i sprawił na mnie sympatyczne wrażenie. Czemu jednakże czepia się Wieszcz tego chłopaka?
Najprawdopodobniej chodzi mu o to, że Grzesiek, zamiast jak przystoić powinno każdemu młodemu człowiekowi rozpijać nalewki na ławce pod blokiem, to on, nieszczęśnik, spróbował się w coś zaangażować, coś robić i działać. No i cholera patrzcie. Grzesiek zna Leskiego, zna kilku innych ważnych i ważniejszych, a Wieszcz ich nie zna. Bo nimi pogardza. Toć to okropne przecież.
Wg logiki Wieszcza ten jest dobry kto nieznany i nieczytany. Tak jak kiedyś punkowe, radykalne kapele rozpadały się po pierwszym koncercie, bo uznawały że już się wtedy sprzedały. Po cóż jednakże te rozpaczliwe nawoływania do kupna książek Wieszcza?
Jedno jest w tym wszystkim pocieszające. Nie zginiemy marnie. Wieszcz nam wszystko objaśni i wytłumaczy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości