Władzy teoria dwójkowa
Daj nam króla, aby nami rządził (1 Sm 8,6)
Gdy zwykły człowiek patrzy na władzę to nie wie gdzie oczy podziać. Już pierwsze spojrzenie powoduje w mózgu rozdwojenie, a w miarę zagłębiania się w ten fenomen, dochodzi się do przekonania, że ktoś to wszystko wymyślił na podobieństwo drzewa binarnego (dobrze znanego w informatyce). Każdy kolejny krok analizy magii władzy daje się sprowadzić do zwykłego dzielenia przez 2. Na początek jest to rozdwojenie podstawowe: władza i społeczeństwo, inaczej my i oni. Społeczeństwo bez władzy jakoś nie chce funkcjonować, ale i władza bez społeczeństwa nie istnieje, takie osierocenie władzy prowadziłoby natychmiast do upadku jej najważniejszego aksjomatu, głoszącego że władza się zawsze wyżywi. Każda władza dba przede wszystkim o swe własne właściwe odżywianie. Zatem najbardziej oczywistą „racją stanu” jest zasada, że grupa trzymająca władzę musi być mniej liczna niż rządzone społeczeństwo, małą grupkę łatwiej wyżywić niż rozmnażające się bez umiaru społeczeństwo. Mamy więc „dwie nierówne połowy” i na początek, na rozgrzewkę, warto się zająć mniejszą z nich, czyli przynajmniej teoretycznie łatwiejszą do ogarnięcia. Zostawmy zatem społeczeństwo na później, wydaje się, że nie da się rozebrać tego nabrzmiałego problemu bez kolejnej, solidnej filiżanki kawy. Może przyda się też coś na ząb?
Wzorując się na sławnej analizie dzidy bojowej, spróbujmy zatem najpierw rozebrać władzę. Odrzućmy jednak trychotomię jako nadmiernie skomplikowaną i spróbujmy konsekwentnie całe rozumowanie oprzeć na prostym dzieleniu przez 2. Gdy się trochę zastanowić, to okazuje się cały ból głowy jaki musi dla nas cierpieć władza, powodowany jest przez dwa główne problemy. Pierwszy z nich, to sama „technika i technologia” sprawowania (dzierżenia) władzy, całe to jawne i skryte „know-how”, umożliwiające dobre samopoczucie władzy. Drugi to sprawa transformacji człowieka w człowieka władzy, czyli system wyłaniania elit, niezbędny dla każdej władzy z powodu naturalnego i czasem nienaturalnego wymierania nawet największych jej geniuszy. Poza tymi dwoma kawałkami nie ma prawie nic, jeżeli już, to jakieś nieistotne drzazgi, czy raczej okruchy próchna, nadające się bardziej do podkurzacza, niż do poważnego wypracowania. Te dwa kawałki decydują o charakterze każdej władzy, także demokracji fasadowej. Każdemu kawałkowi poświęćmy więc jeden akapit, mniej się chyba nie da, a na więcej może braknąć czasu, sytuacja jest dynamiczna.
Próbując się dobrać do zagadnienia techniki umożliwiającej utrzymanie w ręku władzy „raz zdobytej”, zobaczymy ze zdziwieniem, że problem rozpada się nam, a jakże(!), na 2 kawałki. Okazuje się, że są dwie główne techniki zapewniające władzę grupie trzymającej władzę. Chociaż „zapewnienie” to wymaganie zbyt duże, chodzi raczej o minimalizację zmartwienia, że dopiero co (zawsze jest dopiero co) zdobyta władza, wymknie się nam jak świnia złapana na lasso. Powszechne kłopoty z utrzymaniem władzy mają etiologię, można powiedzieć, okulistyczną. Chodzi o to, że wszystkie oczy zwrócone są na władzę. Społeczeństwo patrzy na władzę bo, albo czegoś od niej chce (często tylko spokoju), albo się nią zachwyca. Władza też patrzy głównie na siebie, zwłaszcza władza która ma już swoje lata; człowiek władzy, odwrotnie niż normalny człowiek, z wiekiem staje się krótkowidzem. Gdy wszyscy patrzą w jedną stronę, a nikt nie rozgląda się wokoło, to nie jest niczym dziwnym, że często kończy się to ogólną katastrofą, lub przynajmniej nieśmieszną farsą. Sytuację pogarsza fakt, że wspomniane dwie techniki, ostatecznie też sprzyjają temu, by wszyscy wgapiali się we władzę z lękiem lub zachwytem. Owe dwie techniki to nic innego jak przymus twardy, w krańcowej wersji terror, oraz przymus miękki, w wersji wyrafinowanej zwany manipulacją lub socjotechniką. Owe techniki są powszechnie znane, można powiedzieć, że każdy ma je we krwi. Nie warto się na ich temat rozpisywać, można tylko zauważyć, że nigdy nie mamy do czynienia z władzą, która całkowicie wyrzeka się którejkolwiek z nich. Zawsze mamy do czynienia z czymś w rodzaju hantli, mającymi poprawić kondycję władzy i zapobiec zgubnym skutkom zbyt obfitego odżywiania. Inaczej można powiedzieć, że władzę cechuje dualizm muskularno-falowy. Poszczególne systemy władzy różnie tylko akcentują przydzielone im instrumenty, w historii bywały w użyciu najróżniejsze, nieraz bardzo dziwne konstrukcje tych hantli. A jak to wygląda w demokracji fasadowej to każde dziecko wie, dorośli i starzy niech zapytają młodych, tych jeszcze niezamroczonych, zdolnych jeszcze do tego aby się dziwić.
Dwójkowość widoczna jest także w wyłanianiu elity władzy. Zasadniczo mamy dwie metody: alkowianą, oraz metodę uwzględniającą fakt, że „ludzie patrzą”. Obydwie metody, były i są szeroko stosowane. Studiując historię nawet pobieżnie, zauważymy, że brak jest przesłanek, aby którąś z tych metod uznać za strukturalnie lepszą lub gorszą. Wszystko zależy od okoliczności. Przykładowo, powrót do alkowianej metody wyłaniania władcy Polski, po kilkusetletnim stosowaniu wolnej elekcji, został zaproponowany w Konstytucji Trzeciego Maja, jako remedium na zwijanie się polskiego państwa. Oczywiście, demokracja szczyci się tym, że wszyscy obywatele są równi, i teoretycznie, każdy z nich może znienacka zostać przysłowiowym prezydentem. Taka „sprawiedliwość” ma to być jej główną zaletą. Ale czy rzeczywiście jest to zaleta? Czy także to, że każdy może sobie wybrać prezydenta jakiego zechce, może być zaliczone do aktywów demokracji? Jest to mocno wątpliwe, nawet sama demokracja rwie sobie włosy z głowy, gdy te zasady czasem zadziałają zgodnie ze swoją definicją. Bo to, że zwykle nie działają, jest jasne jak słońce. Zwykle, społeczeństwu obwieszcza się radosnym biciem w tarabany, że „nowym prezydentem” został znowu Lis Witalis. Nie należy jednak sądzić, że w ostatecznym rozrachunku, w przeciwieństwie do genetycznej loterii uprawianej przez dynastie, wyniki demokratycznego wybierania są jakkolwiek zdeterminowane. Przeciwnie, z punktu widzenia rządzonego społeczeństwa, obydwie metody wyłaniania władzy, są w istocie losowaniem, najbardziej zaś „rozwinięte” demokracje można porównać w tym aspekcie zaledwie do gry w trzy karty, ze społeczeństwem jako obstawiającym. Mamy zatem znowu do czynienia tylko z dualizmem w postrzeganiu pewnej jedności. Najlepiej rozumieli to Spryciarze.gr, którzy prawie we wszystkim zbliżyli się do ideału, a ustalone przez nich kanony obowiązują do dziś. Jak wiadomo, stosowali oni właśnie losowanie jako metodę wyboru przedstawicieli do władz. Wydaje się, że wyniki jakie uzyskiwali za pomocą glinianych kulek, nie były gorsze od tych uzyskiwanych za pomocą wyborczych kartek.
Zmierzamy do zweryfikowania tezy, intuicyjnie już dawno „udowodnionej”, że kreda jest już w ręku, kawałek ściany został oczyszczony z reklamowych sloganów i wyborczych plakatów, i już wkrótce demokracja zobaczy napis, a nie będzie to z pewnością znak KMB. Zresztą, takim napisem demokracja nowoczesna i rozwinięta byłaby z pewnością zniesmaczona. Można nawet sądzić, że demokracja ostatecznie woli to co ma być pod koniec tej uczty napisane, niż dobry dla ciemnoty i obrazoburczy dla jej „ideałów”, znak KMB. Zatem, czy zagłębianie się w tajniki władzy, rozgarnianie gałęzi w którego gęstwinie jest gdzieś ukryta jej istota, przybliża nas do celu? Czy zastanawianie się na regułami funkcjonowania władzy może nam powiedzieć cokolwiek o jej przyszłości. Wydaje się, że absolutnie nie, można tam znaleźć jedynie truizm głoszący, że wszystko ma swój kres. Wchodzenie w tajniki władzy w celu odgadnięcia co ją czeka, jest zajęciem absolutnie jałowym, tym bardziej że każda władza po cichu zakłada, że trafiła na koniec historii i robi wszystko aby wszyscy byli o tym absolutnie przekonani. Trzeba więc zostawić to nieefektywne zajęcie. Może w następnych „odcinkach”, gdy przyjdzie kolej na grupę utrzymującą władzę, da się znaleźć jakiś punkt zaczepienia przybliżający do uwiarygodnienia nieszczęsnej tezy? Na razie, aby się całkiem nie zmarnowały te wszystkie piksele, dorzućmy jeszcze kilka refleksji zasłyszanych od zwinnych wiewiórek mieszkających gdzieś w listowiu drzewa, drzewa którego eksplorację sobie odpuszczamy.
1. Władza nie lubi zmian, żadnych zmian, a zwłaszcza tych które dotyczą jej samej.
2. Zakrzyczany truizm: demokracja nie jest czymś nadzwyczajnym: była, nie było jej, potem znów jest/była,… Nihil Novi...
3. W zasadzie społeczeństwo zachowuje się racjonalnie, toleruje, czy nawet promuje tę formę władzy, która jest na danym etapie optymalna (vide Księga Samuela).
4. W zasadzie przeciwne do pkt.3: Każda władza jest samowystarczalna i niezależna od społeczeństwa, to społeczeństwo jest zależne od władzy (vide Księga Samuela).
5. Synteza pkt.3 i 4: Każda władza pochodzi od Boga (vide List św. Pawła do Rzymian).
Ceterum censeo Carthaginem delendam esse
Inne tematy w dziale Polityka