Daj nam króla, aby nami rządził (1 Sm 8,6)
Jaka jest
Żyjemy w demokracji i z demokracją. Nie mamy wystarczającego do niej dystansu, aby widzieć czym ona jest, i aby zastanowić się jak wpływa na nas w indywidualnym naszym życiu. Jakąś pomoc w zrozumieniu tych zagadnień „nieodpłatnie” świadczą nam outsiderzy demokracji, widzący lepiej bo wywodzący się przynajmniej mentalnie spoza demokracji, ci którzy kontemplując zalety demokracji co jakiś czas podkładają bomby w miejscach publicznych. Każda taka bomba zawiera, oprócz ładunku wybuchowego, również ładunek dydaktyczny. Niestety, hałas który towarzyszy każdej lekcji, nie pozwala na skupienie się i wyciągnięcie właściwych wniosków. Nie pozostaje nam nic innego jak sztuczne wytworzenie dystansu, mentalne odsunięcie się od demokracji w jakiś cichy zakątek czasu i przestrzeni, w celu zrozumienia czegokolwiek, a zwłaszcza w celu zrozumienia co się naprawdę święci.
Podchodząc do zagadnienia z dystansu czasowego, możemy dostrzec zalążki tego systemu już w Raju. Czymże innym niż poddaniem pod demokratyczny osąd obowiązujących wówczas uregulowań politycznych,były konsultacje przeprowadzone przez węża z Ewą, widać wyzwoloną na chwilę z okowów męskiej dominacji. Jawi się ona tu jako typowy, wymarzony przez spin doktorów, target kampanii wyborczej, przyjmujący z cielęcym zachwytem szytą grubymi nićmi agitacyjną story i dokonujący, całkowicie nieświadomie, brzemiennych w skutki wyborów, przy niezachwianym poczuciu dobrze spełnionego obowiązku i przekonaniu o własnej nieomylności, karmionej rzekomo niczym nie skrępowaną wolnością. Już wtedy dało się zaobserwować, tak charakterystyczną dla rozwiniętych demokracji, bierność połowy populacji i jej fatalistyczną skłonność do bezrefleksyjnego wchodzenia w szaleństwa innych. Idąc dalej, nie sposób pominąć Greków, demokracja to jednak wynalazek grecki. Prawa autorskie należą się im przynajmniej za świadome wyartykułowanie pierwszego jej modelu i pierwszą próba wdrożenia jej w życie, w formie realnie działającej utopii. Zresztą Grecy to naprawdę wielcy wynalazcy, reszta świata w dowód wdzięczności za ich pomysłowość, powinna im wszystkim codziennie stawiać darmową kawę. W swojej pierwotnej, klasycznej wersji, demokracja panowała jednak krótko, szybko znalazła się na „śmietniku historii”, gdzie po wielu latach odnaleziona, oczyszczona i przyozdobiona, została umieszczona na świeczniku. Niestety, te ozdoby, mające zasłonić niedostatki wyglądu spowodowane niechlubną przeszłością, zostały wykonane z samych prawie przymiotników, które skwapliwie powtarzane przez wynajętych śpiewaków, jeszcze bardziej zaciemniają istotę naszej, współczesnej demokracji. Przykładowo, zupełnie niedawno, sukcesy odnosiła demokracja socjalistyczna. Jedno zdanie na jej temat to i tak dużo, szkoda pikseli na ekranie. Po jej szczęśliwym upadku zapanowała nam demokracja..., bez przymiotnika ani rusz, ale wybór jest trudny. Po namyśle, podjętym w postawie stojącej, a nie na kolanach, trzeba chyba przyznać pierwszeństwo przymiotnikowi „fasadowa”. I też trochę szkoda rozpisywać się na jej temat, chyba jest już za późno. Z fasady demokracji opadł już prawie cały tynk, nagie mury pokrywają się rysami, tu i ówdzie toczy je grzyb. Wydaje się jednak, że ta budowla zanim runie, chce w polu swojego rażenia zgromadzić jak najwięcej ludzi, aby jej upadek zniszczył jak najwięcej właśnie. Pewnie w grę wchodzi zasada : po nas najlepiej potop.
Jaka zatem jest ta nasza demokracja ? Taka jest jaką każdy widzi. Demokracja tak się wgryzła w naszą rzeczywistość, że dla jej zwięzłego opisu wypadałoby zastosować do niej dawną definicję konia. Podobnie jak to było z koniem, wydaje się nam, że trudno jest bez niej żyć. No bo jak to? Jeżeli nie koń, to może wielbłąd? A może osioł? Samochodu nikt nie był w stanie sobie kiedyś wyobrazić, chociaż w rzeczywistości były już wszystkie materiały potrzebne do jego zbudowania. Wydaje się nam, że tak jak nasi przodkowie cierpliwie znosili, nawet podczas defilad, fetor końskich odchodów, tak my jesteśmy skazani na demokrację i demokratyzację wszystkiego, nawet religii. Zresztą Bóg już dawno został „przegłosowany”, nie było to nawet takie trudne. Właściwie to Bóg w demokracji „parlamentarnej” nie ma żadnych szans, cóż znaczą maksymalnie 3 „szable” wobec demokratycznie wybranej większości. Te „zaledwie” 3 szable i tak brane są pod uwagę w nielicznych już państwach, a i tam zawsze spychane do roli politycznego „planktonu”. Będzie tak zapewne dopóty, dopóki Bóg nie przypomni nam, że jest jednak również Sędzią! Póki co, bardziej wierzymy w demokrację niż w Boga, tłumacząc sobie i innym, że demokracja „może” i jest niedoskonała, ale i tak naj... Ten argument jest właśnie najtrudniejszy do obalenia, nie jest łatwo udowodnić, że trup to trup właśnie. Pewną rolę odgrywa w tym instynktowna niechęć dotykania się do trupa. Obrońcy zaś zawsze powiedzą, że przecież jest jeszcze ciepły, rosną mu włosy i paznokcie, itd.
Ceterum censeo Carthaginem delendam esse
Inne tematy w dziale Polityka