Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia (Rdz 2,24)
...grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować (Rdz 3,7)
Dosyć powszechnie uznaje się, że komunizm i eksperyment społeczny aktualnie testowany na społeczeństwach zachodnich są w gruncie rzeczy identyczne a różnią się jedynie taktyką działania oraz warunkami ekonomicznymi i społecznymi. Czy istotnie tak jest? Czy różnica pomiędzy tymi dwoma spektaklami to wyłącznie różnica dekoracji i może metod uśmiercania statystów, czy też jest to jednak wyraźna różnica gatunku? Pogląd uznający obydwa eksperymenty za dwie inscenizacje tej samej tragedii wydaje się błędny i wyłącznie „roboczy”. Podobieństwa narzucają się z tego powodu, że dopiero co oderwaliśmy oczy od komunizmu i jego obraz mamy jeszcze na siatkówce. Obecna, bardzo dynamiczna rzeczywistość oglądana jest z konieczności poprzez rybie oko, poddani niezwykłemu natłokowi bodźców staramy się wykoślawione kształty dopasować chociażby prowizorycznie do znanych nam wzorców. Musi upłynąć trochę czasu zanim docenimy „wiekopomne dzieło” współczesnych reformatorów i nawet zanim zdołamy mu nadać nazwę adekwatną do zawartej w nim idei. Na razie, wychodząc od jako tako rozpoznanego komunizmu, próbujemy uchwycić zasadnicze podobieństwa i różnice.
Raj na ziemi
Obietnica zbudowania raju na ziemi jest niekwestionowaną częścią wspólną obydwu „projektów”. Tęsknota za rajem utraconym jest chyba najbardziej pierwotnym motorem ludzkich działań, tych godziwych i tych niegodziwych, Wszelkich. Każdy człowiek stara się indywidualnie o to aby przechytrzyć stróżującego anioła i wśliznąć się z powrotem do raju. Nikt nie ma wystarczająco dużo cierpliwości aby czekać na spełnienie Obietnicy. Nadzieja oczekiwania to dla potomka Adama coś uwłaczającego jego ambicjom, w istocie byłoby to znowu posłuszeństwo, tak obecnie niemodne, któremu przecież Adam dał już raz słuszny i skuteczny (prawie) odpór. Człowiek nadal chce być jak Bóg i nie zależeć od Jego widzimisie. Ludzie „wielcy”, nadludzie różnych nadgatunków owładnięci świętym oburzeniem na „niesprawiedliwość wypędzenia”, starają się nadać tym indywidualnym dążeniom ramy organizacyjne, wyposażyć je w sztandar ideologii. Wszystkie „wielkie projekty” społeczne obiecują raj na ziemi. Sięgając do największej ludzkiej tęsknoty gwarantują sobie rzesze zwolenników – któż nie chciałby wejść do raju posługując się wyłącznie własnym sprytem? Wejść już niedługo, choćby po krótkim poświęceniu się dla idei, choćby po trupach innych, mniej zaradnych.
Gradient kłamstwa
Obietnica osiągnięcia szczęścia tu na ziemi jest celem wskazywanym przez wszelakie ideologie. Jest to jednak cel położony gdzieś „za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma wysypiskami śmieci” – trudno jest zmierzać do takiego celu, póki co nie widać go na horyzoncie. Dla skutecznego działania potrzebny jest jeszcze jakiś kompas który pomoże wskazać kierunek i pozwoli ocenić skuteczność działań, wytyczyć dalsze kroki tak aby były „postępowe”, aby przybliżały do celu. W obydwu rozpatrywanych przypadkach sprawa tej busoli jest dość oczywista, w obydwu pochodzi ona od tego samego, renomowanego producenta. Strzałka busoli kieruje wektor postępu tak aby był on zawsze zgodny z gradientem kłamstwa i to kłamstwa określanego jako zaprzeczenie „prawdziwej”, nierelatywnej prawdy - w „realu” świata postępu taka prawda zresztą nie występuje, w jej miejsce używa się jej dużo bardziej „ludzkiej” odmiany. Tak więc gradient kłamstwa jest uznawany za gradient szczęścia, idąc z taką busolą w ręku mamy pewność, że zmierzamy do upragnionego celu mimo że z każdym krokiem zanurzamy się w coraz bardziej gęste zarośla groteski i szyderstwa. Kto pożył trochę w komunizmie nie ma wątpliwości, że jego „sukcesy” były mierzone przyrostem kłamstwa, dla wszystkich była to zresztą podstawa nadziei na jego jedynie słuszny i szczęśliwy koniec. Niestety, każdy kto trochę doświadczył komuny wyniósł z niej również nieco tego kłamstwa i niestety, zanim się trochę otrząsnął z tego gnoju, dane mu jest doświadczyć gwałtownego rozwoju systemu posługującego się tym samym instrumentem z dużo nawet większą zręcznością. Komunistyczna szczepionka jest chyba najcenniejszym atutem Polaków we współczesnym świecie przez to, że pozwala wyczuć ten charakterystyczny smród w różnych serwowanych nam koktajlach. Ci którzy nie przeżyli komuny są jak bezradne dzieci, przykładowo Francuzi są święcie przekonani, że mają niewiele wspólnego z komunizmem bo „francuska partia komunistyczna ma niewielkie poparcie w wyborach”. Niestety działanie tej szczepionki dosyć szybko zanika a ponadto jej skuteczność na nową zarazę jest ograniczona – nowa zaraza to jednak coś zupełnie innego.
Strategie powrotu
Na czym polega więc zasadnicza różnica pomiędzy staroświecką komuną a współczesną odmianą „dziejowej konieczności”? Różnicę można dostrzec w metodzie, wynika ona z przyjętej strategii „powrotu do raju”. W przypadku komunizmu tę strategię można by scharakteryzować następująco:
„No dobrze. Jesteśmy z raju wypędzeni i skazani na ciężką pracę. Ale dajcie nam władzę to my tę pracę tak zorganizujemy, że nie będzie potrzebny żaden powrót do raju. Sama praca będzie rajem i pozwoli zrealizować wszystkie, dosłownie wszystkie, ludzkie potrzeby. Czegoż jeszcze można chcieć?”
Każdy widzi, że jest to strategia naiwna. Dla każdego chłopa, któremu dane było trzymać w rękach capigi pługa i dla każdego kto służył w wojsku, najlepiej w marynarce, taka strategia jest śmieszna że boki zrywać. Tylko ten kto nie zna życia może się na nią nabrać. Trudniejsza sprawa jest z tą nową zarazą. Jej strategia wygląda następująco:
„Anioł wpędził nas z raju z tego powodu, że zgrzeszyliśmy przeciwko Bogu. Słuchajcie! Pan Bóg się pomylił! Grzech nie istnieje! Adam postąpił słusznie! Wystarczy teraz powtórzyć jego uczynek, najlepiej na sto różnych sposobów, aby stać się takim jak Bóg i zamieszkać w raju.”
Tutaj już nic na chłopski rozum nie poradzimy! Tutaj mamy do czynienia z błyskiem szatańskiego geniuszu. Tutaj trzeba tęgich rąk, złożonych mocno do modlitwy aby nie ulec pokusie, pokusie której uległ sam Adam, przyjaciel i sąsiad Pana Boga. Ta nowa zaraza to nie naiwny komunizm to kainizm. Jej patronem jest wielki i pewny siebie Kain, który nie jest stróżem swego brata ale jest największym innowatorem i reformatorem wszechczasów. Za jednym zamachem rozprawił się z tabu życia i przełamał stereotyp braterstwa, przy okazji zajmując pryncypialne stanowisko wobec patriarchalnego Boga. Jego śmiałość reformatorska i rezultaty działalności wyrażone w liczbach względnych są nie do pobicia, Marks i Lenin ze wszystkimi swoimi kolegami nie dorastają mu do pięt. Kain jest bohaterem na miarę naszych czasów, patronem wszystkich przełamywaczy stereotypów. Kainizm to szczytowe osiągnięcie człowieka. Nadczłowieka. Oby!
Obrona?
Śmiertelnym wrogiem komuny był śmiech. Niestety często z wzajemnością, zwłaszcza „za Stalina”. Komuna była dla śmiechu idealnym nawozem i jeszcze trochę zginęłaby przeżarta śmiechem właśnie, niczym innym. Kainizm niby też wydaje się śmieszny ale jednocześnie jakoś straszny.
Co robić?
Może przestać kłamać? Tak całkowicie, zarówno w prywatnym życiu jak i w wielkiej polityce. Zwykłe „nazywanie rzeczy po imieniu” jest dla kainizmu niezwykle bolesne i tępione w sposób zdecydowany, traktowane tak jak kawał żelaza umieszczony w pobliżu busoli statku płynącego do świetlanej przyszłości. Światowe zasoby odwagi kurczą się więc w zastraszającym tempie. Polityk, który jako pierwszy będzie mówił prawdę, całą prawdę i tylko prawdę zrobi wielką karierę, zapotrzebowanie jest ogromne. Na pewno taki się urodzi(ł). (Oby już).
Ceterum censeo Carthaginem delendam esse
Inne tematy w dziale Społeczeństwo