nickto nickto
291
BLOG

Myśli nieskromne: seks

nickto nickto Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali (Rdz 1,28)

Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać (Łk 14,18)

 

Ślub i wesele

Wielka, wspaniała, królewska Uczta! WSZYSTKO jest gotowe! Ale jakiż smutek! Wielu spośród zaproszonych gości odmawia udziału w radości Króla. Czy to możliwe? Chyba zwyczajnie zgłupieli? Nie oceniajmy ich jednak pochopnie, nikogo nie można z góry wykluczać, każdy ma swoją prawdę, …  Zwłaszcza że… Zwłaszcza że, każda odmowa jest dobrze umotywowana. Jakże by inaczej: czy można odmówić Królowi z błahego powodu? Czy można z byle powodu zrezygnować z królewskiego zaproszenia? Wszystkie te odmowy to nie jakieś prymitywne wykręty, ich uzasadnienie jest uprzejme i cechuje je „głęboki humanistyczny wymiar”. Mistrz ceremonii będzie chyba musiał w odpowiedniej rubryce Księgi Gości wpisać „NU” - nieobecny usprawiedliwiony. Chociaż, gdy się przeczyta te odmowy raz jeszcze … Argumenty wydają się ”mocne”, ale jakieś „nieadekwatne”, pozorne, sformułowania rażą sztucznym stylem, użyty język jest jakby urzędowy i pełen zapożyczeń z dziedziny niezwiązanej z zaproszeniem. Zaproszenia były wystosowane indywidualnie, nie tylko z imieniem i nazwiskiem wpisanym na zamówionym w drukarni ozdobnym blankiecie, ale indywidualne w całości, od początku do końca! Każde zaproszenie zostało napisane odręcznie, treść każdego z nich była dostosowana do sytuacji życiowej oczekiwanego gościa, użyty język, wielkość i kształt liter a nawet rodzaj i zapach papieru były takie jak każdy z nich lubi. Natomiast odpowiedzi… Odpowiedzi wydają się być nieudolnym tłumaczeniem jakiegoś, sporządzonego w obcym języku, szablonu. Jest doprawdy coś nieprzyzwoitego w tym, że na tak uprzejme, można nawet powiedzieć „miłosne”, zaproszenie, odpowiada się w sposób tak niedbały! Odpowiada się najwyraźniej za pomocą szablonu znalezionego w bazie Wszystko Wybieraj Wspólnie i przetłumaczonego za pomocą GoTranslate!

Uczta jednak się odbyła, mimo braku tych dostojnych i godnych gości. Dotarli na nią tylko biedacy, czyli Niczego Niekupujący Zbrodniarze. Zdaje się, że przybyli tylko najgorsi z nich, „cyfrowo wykluczeni”, których nie stać ani na dostęp do internetu ani, tym bardziej, na drukarkę do drukowania i kolportowania aktualnych Jedynie Słusznych Instrukcji. Właśnie ci lumpenludzie wywołali później szkodliwy szum informacyjny, rozgłaszając wieści o Uczcie i przemowie Króla. Nie wiadomo jakim sposobem te informacje przedostały się do sieci Wielkiej Wytwórni Wytwornych Poglądów. Przedostały się jednak i nawet zorganizowane natychmiast Spontaniczne Wyrazy Oburzenia i automatyczne wpisanie tych Wrogów Świata Doskonałego do Bazy Fobii Sklasyfikowanych nie zapobiegło groźnemu, niekontrolowanemu wyciekowi niesłusznych idei.

Czym więc była ta Uczta? Uczta to inaczej wesele, innych niż weselne uczt prawie nie ma, i to praktycznie w żadnej z kultur. Czy zatem ewangeliczna Uczta nie oznacza Wesela? Radość z tego, że dzieci zakładają rodzinę jest największą radością dla ojca, królewskim dopełnieniem ojcostwa, rękojmią jego trwania. Na tę wyjątkową okazję przygotowuje się „wszystko”, niech nasze „zastaw się…” nie będzie zbyt pochopnie potępiane. Słowo „radość” jest tu nawet zbyt słabe, zbyt mało uroczyste. Lepszym na tę okoliczność jest właśnie słowo „wesele”. Tak więc Uczta to Wesele, radość Króla, uroczystość zorganizowana na cześć tego co ma dopiero nastąpić po Weselu…

 

Seks

Zacytowany na wstępie fragment Księgi Rodzaju to słowa pierwszego w historii błogosławieństwa ślubnego. Jest to formuła Ślubu celebrowanego przez samego Najwyższego. Ślubu powszechnego, błogosławieństwa udzielonego wszystkim – nie tylko tym którzy są jego godni, ci godni nie potrzebują błogosławieństwa, są o tym głęboko przekonani. Tak jak grzech pierworodny spłynął na wszystkich ludzi, tak na wszystkich spłynęło błogosławieństwo Boga. Jest ono powszechne i nieodwołalne i nie ma żadnego sposobu aby tę „plamę” z dusz ludzkich wywabić. Mimo wysiłków, mimo zaklęć i czarów nie udało się wynaleźć żadnego cudownego zmywacza, czegoś co można by przez analogię nazwać „antychrztem”. Tak więc błogosławieństwo jakiego Bóg udzielił seksualnej relacji dwojga osób przeszło na wszystkich ludzi bez wyjątku i trwa po dzień dzisiejszy. Błogosławieństwu towarzyszy obietnica: ci którzy będą mu wierni będą królowali - sam Bóg podzieli się z nimi swoją władzą królewską, władzą która rzeczywiście od Niego pochodzi.

Każdy związek dwojga osób, związek choćby najbardziej plugawy i obciążony licznymi grzechami, dzięki błogosławieństwu, ma w sobie pierwiastek świętości. Świętość zaś to wielka siła, czasem jego wielkość zdolna jest pokonać największą niegodziwość, największe zło. To naznaczenie świętością wynika z faktu, że relacja seksualna, nawet ta najbardziej plugawa jest kontynuacją dzieła stworzenia. Jest w swej najgłębszej istocie wynikiem planu Bożego i jednocześnie współpracą w jego realizacji. Choćby nawet same okoliczności były pełne grzechu, przestępstwa, zdrady i kłamstwa czy nawet zbrodni, to w relacji seksualnej jest zawsze pewnego rodzaju autentyczność, elementarna prawda i prawość. To wynika z samej jej istoty, z jej ustanowienia i jest niezależne od intencji i stanu ducha tych którzy relację nawiązują. Wynika to, nie mniej, z jej potencjału – każdy człowiek jest szlachetnie urodzony, każdy dziedziczy królewską obietnicę a nikt nie dziedziczy nieprawości ojca czy matki. Dokonuje się ta tajemnica nie mocą dwojga słabych ludzi ale Mocą Wszechmogącego. Biada więc tym, którzy podepczą Jego błogosławieństwo.

 

Parodia

Tak można powiedzieć o relacji intymnej osób tej samej płci i to niezależnie od tego jakie są jej źródła, jakie cele i jakie intencje osób, które takie relacje nawiązują. Jest nadużyciem i obrazą dla rozumu i języka obdarzanie takiej relacji określeniem „seksualna”. Już pobieżna analiza semantyczna pokazuje, że jest to ewidentna uzurpacja. Język jest narzędziem myślenia i kradzież pojęć jest jednocześnie zamachem na umysły, wiedzą o tym doskonale wszyscy rewolucjoniści, wiedzą i wszelkimi sposobami wymuszają używanie „jedynie słusznych słów”. Nie akceptując w tym kontekście rdzenia „seks”(płeć) który w odniesieniu do relacji osobowej implikuje różnicę płci osób w nią zaangażowanych, zawrzyjmy językowy rozejm, zadowólmy się starym określeniem „uranizm”, wystarczająco starym aby nie dać się wciągnąć w lingwistyczne boje i wygibasy. Boje te, z punktu widzenia „społecznej narracji”, są niezmiernie ważne, może nawet najważniejsze i pewnie z tego powodu w rolę Wielkiego Językoznawcy wczuwają się niekiedy sądy Rzeczpospolitej. Umieranie za ten nowy „polski Gdańsk” zostawmy jednak na później, aby teraz lepiej zająć się istotą zagadnienia.

Uranistów błogosławieństwo płodności nie dotyczy, z tego powodu muszą oni poszukiwać uzasadnienia dla swoich relacji „na własną rękę”. I szukają! Walczą o nie wspólnie „uraniści wszystkich krajów”, nie przestając się zagrzewać do boju głośną wojenną wrzawą, nieustannym „hurra”. Wrzawa jest tak potężna, że żadna inna skarga ni okrzyk tryumfu nie są w stanie przebić się przez nią! Uraniści walczą, ale i żebrzą jednocześnie – wszystkie środki są godziwe jeżeli tylko przybliżają zwycięstwo „sprawy”. Jakim innym słowem niż żebractwo można przykładowo określić naciski na Papieża aby „pochwalił” ich model życia? Przecież uraniści w większości nie są katolikami - miliardy ludzi różnych religii na ziemi nie ubiega się o „błogosławieństwo” Papieża, dlaczego uraniści „muszą” go otrzymać? Czy nie jest to wołanie z dna wielkiej biedy do kogoś kogo się potępia z różnych pozycji, ale kogo jednocześnie podświadomie uznaje się za prawdziwy autorytet, za kogoś kto dysponuje słowem mogącym nadać sens ich życiu? Czy rzeczywiście?

Dlaczego seks? Dlaczego powszechnie traktuje się uranizm jako coś pokrewnego relacjom seksualnym? To powszechnie akceptowane nieporozumienie wynika z „zapatrzenia się” w zewnętrzne „efekty”, w ich rzeczywiste czy domniemane podobieństwo, które w rzeczywistości nie jest w żaden sposób weryfikowalne choćby z racji subiektywnego i intymnego charakteru. Próbując porównać seksualność i uranizm w ich głębszej niż fizjologiczna warstwie, zamiast podobieństw czy wręcz tożsamości, widać imitacyjną istotę uranizmu. Uranizm imituje a raczej przedrzeźnia seksualność na poziomie czysto zewnętrznym, przedrzeźnia a więc objawia swoje wrogie względem niej oblicze. Opozycyjna wobec seksualności rola uranizmu nacechowana jest jednocześnie infantylizmem, chroniczną niedojrzałością. Przedrzeźnianie jest typowym elementem dziecięcych zabaw, tak więc angielskie słowo „gay” zdradzające przed społeczeństwem ludyczne oblicze uranizmu może zostać kiedyś uznane przez samych uranistów za przeszkodę w walce „o lepsze jutro”. Wrogość uranizmu wobec seksualności można łatwo zrozumieć zatrzymując się w analizie na poziomie psychologicznym. Ujmując to nieco brutalnie: nawet niezwykle wyrafinowana, wysportowana, wykształcona, podwójnie oczytana, utytułowana i „obrzydliwie bogata” para uranistów, nie zdoła dorównać parze niewykształconych pijaków i złodziei o odrażających, bezzębnych fizjonomiach, będących na dodatek nosicielami AIDS. Nie zdołają ci wspaniali uraniści pozostawić po sobie nic poza swoimi zbrukanymi hedonizmem zwłokami, gdy tymczasem ci pogardzani przez świat biedacy, poprzez wspólnotę seksu, nieoświeconą i prymitywną, „celebrowaną” gdzieś w brudnych norach pijackich melin, mogą pozostawić po sobie geniusza na miarę Bacha czy Bethovena. Trudno więc się dziwić tej nadzwyczajnej eksplozji nienawiści kultury uranistycznej wobec tak rażącej dysproporcji sensu życia. Sensu czasem tylko teoretycznego a nawet pogardzanego, ale jednak istniejącego bo nadanego przez Tego który jest źródłem wszelkiego sensu. Eksplozja „kultury” uranistycznej to efekt rozpaczy człowieka poddanego przymusowi uczestnictwa w rytuale pozbawionym sensu, rytuale podobnym do kopania i zasypywania rowów w obozach koncentracyjnych. Ekspansja uranizmu karmiona jest brakiem nadziei ich ofiar, które same poddane zniewoleniu starają się obarczyć nią innych. Jest to chyba najbardziej przewrotna próba realizacji hasła „Égalité” („ou la Mort”), podobna do zjawiska wojskowej fali, która miażdżąc „kotów” kreuje z nich przyszłych „dziadków” i w ten sposób gwarantuje „zastępowalność pokoleń” i żywotność idei.

 

Ciężkie czasy

Dożyliśmy naprawdę ciężkich czasów. Przyszło nam żyć w erze parodii, spektaklu który, pomimo postępującej jego surrealizacji, „musi trwać”. Spektaklu wesołkowatości podczas którego zabroniony jest śmiech. Spektaklu olśniewającego. Dosłownie - wszyscy są już prawie zupełnie oślepieni jego blaskiem; nie widzą prawie nic, zdolni są jedynie do oklasków na każdy znak szefa klaki. Zresztą, ręce składają się same do oklasków, to zasługa wspaniałych aktorskich „kreacji”, udatnie prezentowanych szerokiej publiczności przez strojne w podszewkę marionetki – o dawnych, ubranych w bisiorowe kostiumy komediantach wszyscy już dawno zapomnieli. Uciekamy więc podczas antraktu w leśną głuszę i dla równowagi piszemy wypracowanie o seksie. Ciekawe zajęcie i temat „medialny”. Jednak wyszło jak wyszło - pisząc o seksie niechcący podpinamy się do wszechobecnej dyskusji dotyczącej jego heroikomicznej parodii! Doprawdy, ręce składają się same…

Po co nam to? Dlaczego Dobry Bóg dopuszcza na nas tak ciężkie doświadczenie? Tak ciężki nieżyt społecznego rozumu? Może chodzi o to aby człowiek na nowo dostrzegł jak wielkim błogosławieństwem go Bóg obdarzył?

 

Ceterum censeo Carthaginem delendam esse

nickto
O mnie nickto

Jestem pszczelarzem (coraz bardziej).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo