nickto nickto
250
BLOG

Czy leci z nami pilot?

nickto nickto Polityka Obserwuj notkę 3
Tekst traktuje o wysokich, ale jednak podniebnych lotach.

Czy leci z nami pilot?

Uprzedzam: nie będzie o Boeingach, ani Airbusach, ani o F-35, ani nawet o Iłach, będzie o czymś znacznie większym od tego co największego do tej pory latało, nawet od takiego ciekawego latadła: https://pl.wikipedia.org/wiki/Hughes_H-4_Hercules .

Krótki ten tekst dotyczy superszerokokadłubowca dalekiego zasięgu, zdolnego pomieścić wszystkich, którzy wejdą w posiadanie biletu. Wszyscy właśnie lecimy, wierzący i niewierzący, precyzyjniej ateiści. O ateistach zwłaszcza nie wolno zapominać, ponieważ jest to nowy „rodzaj” pasażera, mającego specyficzne wymagania dotyczące tak statku powietrznego jak i jego załogi. „Na oko”, podczas lotu, wszyscy pasażerowie zachowują się podobnie. Zwłaszcza nudzą się, jak większość pasażerów w rejsach komercyjnych, chociażby transatlantyckich. Zjadają też serwowane posiłki, nie gardzą winem serwowanym w plastikowych butelkach. Próbują „rozprostować nogi” odwiedzając toalety. Bywa, że niektórym "siada" psychika i pojawiają się scysje, zwykle gaszone szybko przez załogę. Zdarzają się też atrakcje w postaci turbulencji, ale nie jest to nagminne – głównym problemem jest nuda.

 A czy jest jakaś różnica między wierzącymi a ateistami? Otóż prawie nie ma, zwłaszcza w fazie przelotowej, co jest zjawiskiem dosyć dziwnym, wobec skrajnie różnego nastawienia tych dwóch grup do latania. Mianowicie, jeżeli chodzi o początek podróży, nie da się zaobserwować żadnej istotnej różnicy między nimi. Absolutnie nikt nie pamięta jak się znalazł w tym samolocie i jak wszedł w posiadanie biletu. Powiada się, że każdy się w nim urodził, ale nie jest to przecież tożsame z początkiem podróży, a nawet na sam fakt urodzenia się nie ma twardych dowodów, ani we własnej pamięci, ani w czymkolwiek innym – dokument tożsamości wystawiany w niektórych społecznościach, od niedawna zaledwie, żadnym dowodem przecież nie jest. Nikt też nie wie na pewno kto ten samolot pilotuje, ani nie może być pewny, że pilotuje go ktokolwiek. Da się, co prawda, przy odrobinie dobrej woli zaledwie, wypatrzeć drzwi do kabiny pilotów, ale jak wiadomo, są to drzwi pancerne, których nie można sforsować i udowodnić obecności kogokolwiek za tymi drzwiami.

 Skąd zatem rozróżnienie na wierzących i niewierzących? Otóż istota tego rozróżnienia tkwi w podejściu do kresu podróży. Co prawda tutaj też jest zasadniczy konsensus: kres podróży na pewno nastąpi choć na razie nie wiadomo kiedy. Jednak dalej jest już skrajnie różnie: wierzący wierzą, że dzięki działaniom pilota samolot łagodnie wyląduje w „ciepłych krajach”, ku którym lecimy na wspaniały wypoczynek i gdzie przywita nas uprzejmy personel docelowego lotniska, ateiści natomiast też wierzą, ale w to, że samolot rozbije się „na bank”, że nikt nim nie kieruje i że po całej tej katastrofie „nie będzie co zbierać”. Ot i cała różnica.

 Interesujące jest jeszcze to, że niekiedy dochodzi do zderzenia tych dwóch wizji kresu podróży jeszcze w czasie lotu. W takim przypadku, w naszych pluralistycznych czasach, stroną bardziej agresywną są ateiści. Jest to poniekąd zrozumiałe, ateistów musi przecież drażnić radosny optymizm osób wierzących, o ile rzeczywiście taki przejawiają.

 Szczególnie interesująca jest natomiast reakcja pasażerów na widoczne obniżanie się lotu samolotów. Jest to nawet bardzo dziwne, ale najczęściej nie widać w żadnej z grup euforii: rzadko wierzący potrafią się cieszyć z tego, że już wkrótce znajdą się we wspaniałym kurorcie, a ateiści też nie okazują satysfakcji z tego, że za chwilę „wyjdzie na ich”, że udowodnią wszystkim głupim, że to oni mieli rację i że „nie będzie co zbierać”. Wobec krótkiej perspektywy rozstrzygnięcia wszelkich sporów zdarzają się nawet transfery między grupami – najczęściej ateiści przechodzą do grupy wierzących, zupełnie jak w okopach.

 Ateistom zwłaszcza, dedykuję ilustrację opisującą obniżania się lotu samolotu, trwającą akurat tyle ile trwa zwykłe podchodzenie do lądowania, ale bez happy endu, za to z niewielką dawką nadziei dla wierzących, którym przecież nie powinno jej brakować: https://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotu_Japan_Airlines_123 . Opis dotyczy widoku raczej z kabiny pilotów, można użyć własnej wyobraźni, aby ten widok rzutować na kabinę pasażerską.


Dodam jeszcze wykaz tekstów podobnych, ale umocowanych w innej, mniej lotniczej perspektywie:

https://www.salon24.pl/u/nickto/1110120,religia-glupcy-czy-czlowiek-musi-wierzyc

https://www.salon24.pl/u/nickto/1113232,religia-glupcy-gdzie-jest-winda-czyli-skad-sie-bierze-wiara

https://www.salon24.pl/u/nickto/1116339,religia-glupcze-dluga-droga-rozumu

https://www.salon24.pl/u/nickto/1190007,teologia-ateizmu

https://www.salon24.pl/u/nickto/1200713,przestrogi-dla-ateistycznej-drogi

https://www.salon24.pl/u/nickto/1310534,szczesliwej-drogi-juz-czas

https://www.salon24.pl/u/nickto/1312967,ateista-w-sloiku

https://www.salon24.pl/u/nickto/1363940,mistrzostwa-swiata

--------

Ceterum censeo Carthaginem delendam esse

vel

Naród, który zabija własne dzieci skazany jest na zagładę

--------

Wyjaśnienie do stopki.

Od początku mojej pisaniny używam tego łacińskiego cytatu z zamierzchłych dziejów naszej cywilizacji, później dodałem adekwatne tłumaczenie (czyj oryginał i tłumaczenie łatwo sprawdzić). Teraz dodam jeszcze swoje wyjaśnienie.

Skąd tutaj Kartagina? Otóż Kartagina była ostatnim dużym organizmem państwowym z tej strony Atlantyku, który duchowych podstaw swojego istnienia upatrywał w publicznym składaniu ofiar z dzieci (aborcji jeszcze nie wynaleziono). Rzym, zanim stał się na długi czas niepokonany, widział swoje "być albo nie być" w całkowitym zniszczeniu Kartaginy, aż do gołej ziemi posypanej solą. Tak też się stało - 90% Kartagińczyków zabito, reszta "uratowała się" jako towar na targu niewolników.

Jak Ci się zdaje drogi czytelniku: jesteś Rzymianinem, czy Kartagińczykiem? A może Twoje istnienie nie potrzebuje duchowych podstaw, zaś ofiara z dzieci w aborcji jest konieczna, aby się dobrze bawić?

nickto
O mnie nickto

Jestem pszczelarzem (coraz bardziej).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka