nickto nickto
72
BLOG

Wybory święta demokracji (2/?)

nickto nickto Polityka Obserwuj notkę 0
Rozważania o największych sukcesach demokracji, godnych upamiętnienia w formie międzynarodowego święta demokracji.

Ampułka Chlodwiga rozbita - nastał wspaniały i sprawiedliwy demokratyczny reżim. Stary reżim umarł, niech żyje nowy, niech żyje wiecznie, bo my tego demokratycznie chcemy – a chcieć to móc, a chcieć i móc wszystko wolno, bo… wiadomo. Czyli nastały nowe wspaniałe czasy, nowy wspaniały świat. Może są jeszcze jakieś małe niedostatki, ale kierunek został wytyczony, kierunek jedynie słuszny, a na drodze w tym kierunku pasmo sukcesów. No właśnie – poszukujemy sukcesu największego, aby jego wspomnienie było światowym dniem demokracji, świętem ku pokrzepieniu serc demokratów i ku trwodze antydemokratycznej reakcji, która ciągle się gdzieś czai.

Poszukujemy, ale na początku trzeba odpowiedzieć na 2 pytania:

- czym mierzyć sukces?

- gdzie tego sukcesu szukać, tzn. czy ograniczyć się tylko do czasów po rozbiciu ampułki, skoro demokracja była znana wcześniej?

Łatwiejsza, wręcz oczywista jest odpowiedź na drugie pytanie: NIE. Nie można zbyt dużo uwagi przywiązywać do symboli, zwłaszcza, że ampułka nie została unicestwiona – jej szczątki są przechowywane jako relikwia. Zatem słuszne sukcesy demokracji trzeba też docenić u jej protoplastów – w swoim czasie przyjdzie na to pora.

Odpowiedź na pierwsze pytanie jest trudniejsza – znalezienie uniwersalnego miernika sukcesu w sprawowaniu władzy to zadanie prawie beznadziejne. Jakiś kacyk może mierzyć swoje polityczne powodzenie ilością żon, a nawet ich łącznym „tonażem”. Ktoś inny odwrotnie: efemerycznym sondażowym poparciem, nieuchwytnym i lekkim jak duch demokracji. Możemy w historii polityki znaleźć wielki bezlik rozwiązań tego problemu, jest to szkopuł dla każdej władzy. Skoro chcemy miernika uniwersalnego, to musimy się dobrze rozglądać, kręcić głową w lewo, w prawo i odwrotnie. Na szczęście problem tzw. ewaluacji dotyczy każdej dziedziny ludzkiej aktywności, nie tylko uprawiania polityki – możemy spróbować zapożyczyć jakieś rozwiązanie sprawdzone w innych, mniej złożonych niż polityka obszarach. Podobny problem występuje przykładowo w dziedzinie wytwórczości – dość powszechnie przemysł ucieka się do miernika pieniężnego. My jednak nie możemy, pieniądz jest tylko substytutem wartości, niewiele mniej efemerycznym niż sondażowe słupki – gdy podejdziemy do zagadnienia długookresowo ugrzęźniemy w dyskusjach o kursach wymiany rubla na chociażby muszelki, ulubionej waluty ekonomistów zwanych austriackimi. Poza tym, z przyzwyczajenia zakładamy domyślnie, że z pieniądzem chodzi o coś co określa się słowem „zysk”. Ludzkość to nie jest jednak jeszcze jedna hurtownia i rzeczywisty miernik skuteczności sprawowanej nad nią władzy, nie może się sprowadzać do wyliczenia tego ile udało się władzy odłożyć „na waciki” dla jej elit.

Czym zatem mierzyć sukcesy władzy, aby były one porównywalne poprzez wieki? Pytanie jest łatwe, ale odpowiedź dosyć trudna. Trudna, ale nie beznadziejnie trudna. Okazuje się, że można tu skorzystać ze sposobu jaki szeroko stosowano na budowie socjalizmu, zarządzanej za pomocą tzw. demokracji ludowej. Tam też nie można było użyć po prostu pieniądza, z powodu jaki jest oczywisty dla każdego kto jakąkolwiek budowę socjalizmu oglądał na własne oczy (kto nie oglądał niech się zapyta starszych). Nie łatwo było porównać, poprzez uzyskany rezultat na budowie, przykładowo żłobka dla narybku klasy robotniczej, oraz autostrady dla samochodów aktywu. Jak sobie poradzono? Odstąpiono od porównywania nieporównywalnego rezultatu, a zaczęto porównywać to co było wspólne, czyli koszty poniesione na rzecz jakże oczekiwanego sukcesu. Oczywiście nie wszystkie koszty, ale koszty zasadnicze, to znaczy występujące na każdej budowie i koszty odpowiednio ważkie, w tym dające się łatwo zważyć. Używano po prostu tonażu wylanego betonu – beton to rzecz droga, ale dająca się łatwo zważyć, bądź nawet policzyć w „gruszkach”. Beton to beton, rzecz bardzo obiektywna i nie nadająca się do konstruowania naciąganych wskaźników – tak wielkość budowy jak i zdolność przedsiębiorstwa do budowania wyrażona w tonażu wylewanego betonu była twardą daną, która umieszczona w sprawozdaniu wzbudzała powszechny szacunek i zaufanie.

Żeby ktoś nie pomyślał, że to kpiny – metoda liczenia „od kosztu” jest ciągle z powodzeniem używana w wielu sektorach ludzkiej aktywności. W rozważaniach o sprawowaniu władzy trzeba będzie tylko znaleźć taki koszt, który występuje zawsze i wszędzie. Budowanie demokracji to rzecz poważna, muszą tej budowie towarzyszyć poważne koszty, z których dopiero przez wspólny demokratyczny wysiłek powstają rezultaty – powstają, bo muszą powstać, bo demokracja jest przecież ustrojem jedynie słusznym. Proponuję zatem postępy demokracji mierzyć za pomocą życia – życie to przecież „rzecz” wartościowa i powszechna aż do swojego kresu, oraz dająca się łatwo policzyć, zwłaszcza gdy zadbamy o to aby życie nie było zbyt ruchliwe. Różne są plony każdego poszczególnego życia, ale nigdy i żadne z nich nie może pójść całkiem na marne, nawet mała kropla wylanego „betonu” zawsze czemuś służy.

Podsumowując: sukcesy demokracji będziemy mierzyć ilością krwi, która wsiąkła w piach, lub spłynęła po jeszcze nie zwietrzałych skałach – życie zakończone we własnym łóżku nie będzie w kalkulacji uwzględnione, bo nie podlegało pełnej demokratycznej kontroli i nie wiadomo czy zostało ono zużyte dla szczęścia demokracji. Ten właśnie wskaźnik będzie dla demokracji najbardziej odpowiedni i najbardziej „sprawiedliwy” – to jest konkurencja, w której demokracja wykazała się wielkim rozmachem i niezaprzeczalnymi sukcesami. W skali mikro niemalże, dał nam przykład Żukow, marszałek, który podobno cenił najbardziej te bitwy, w których stracił najwięcej żołnierzy, nawet jeżeli same bitwy były porażką. Pierwsza propozycja święta demokracji już w następnym odcinku.

--------

Ceterum censeo Carthaginem delendam esse

vel

Naród, który zabija własne dzieci skazany jest na zagładę

--------

Wyjaśnienie do stopki.

Od początku mojej pisaniny używam tego łacińskiego cytatu z zamierzchłych dziejów naszej cywilizacji, później dodałem adekwatne tłumaczenie (czyj oryginał i tłumaczenie łatwo sprawdzić). Teraz dodam jeszcze swoje wyjaśnienie.

Skąd tutaj Kartagina? Otóż Kartagina była ostatnim dużym organizmem państwowym z tej strony Atlantyku, który duchowych podstaw swojego istnienia upatrywał w publicznym składaniu ofiar z dzieci (aborcji jeszcze nie wynaleziono). Rzym, zanim stał się na długi czas niepokonany, widział swoje "być albo nie być" w całkowitym zniszczeniu Kartaginy, aż do gołej ziemi posypanej solą. Tak też się stało - 90% Kartagińczyków zabito, reszta "uratowała się" jako towar na targu niewolników.

Jak Ci się zdaje drogi czytelniku: jesteś Rzymianinem, czy Kartagińczykiem? A może Twoje istnienie nie potrzebuje duchowych podstaw, zaś ofiara z dzieci w aborcji jest konieczna, aby się dobrze bawić?

nickto
O mnie nickto

Jestem pszczelarzem (coraz bardziej).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka