3 sierpnia 1932 r. przedstawiciele władz polskich w osobach radcy MSZ - Kulikowskiego oraz radcy ambasady RP w Sowietach, Alfreda hr. Ponińskiego, podpisali w Moskwie protokół kończący najpewniej trwające od jakiegoś czasu negocjacje, dotyczące wymiany więźniów pomiędzy Polską a ZSRS. Na mocy tego porozumienia Związek Sowiecki zgodził się zwolnić więzionych przez siebie 40 Polaków w zamian za zwolnienie 40 swoich agentów w postaci działaczy i polityków komunistycznych. Dodatkowo do listy zwalnianych przez bolszewików dołączony został ksiądz Teofil Skalski (miał on trafić do Polski za sprawą poprzedniej wymiany, 3 lata wcześniej). Dodatkowo ustalono, że więźniowie mogą wziąć ze sobą swoje rodziny, z tej propozycji skrzętnie skorzystali zwalniani do Polski, do Sowietów nie wybrał się bodaj żaden członek spośród rodzin działaczy komunistycznych, tak, że liczba opuszczających ZSRS i udających się do Polski przekroczyła 90 osób (stąd można podejrzewać, poza innymi nasuwającymi się wnioskami, że była to polska propozycja/warunek). Termin wymiany ustalono na 15 września 1932 r., a na miejsce wyznaczono punkt graniczny - Stołpce - Kołosowo/Niegoriełoje. Miało się okazać, że była to ostatnia taka wymiana pomiędzy Polską i sowietami. Wśród więzionych w ZSRS i mających odzyskać wolność znalazło się 17 księży (pierwotnie miało być ich 16.), w tym 16 (15) księży Kościoła katolickiego, a także m.in. 2 żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Jedna osoba (Weryho) nie dotarła żywa do punktu wymiany, w jej miejsce Sowieci dołączyli do grupy księdza Prokopowicza, tak, aby w liczbach wszystko się zgadzało. Sowiety udało się jednak opuścić rodzinie więźnia Weryho, który jak wspomniano zmarł. Inna osoba - Janina Krzywicka, została dodatkowo wstrzymana na jakiś czas po stronie ZSRS "ze względów formalnych", już podczas samej wymiany, co zważywszy na okoliczności, musiało być wyjątkowo nieprzyjemnym doświadczeniem.
"Ogólną uwagę między oczekującemi zwracają rodzice ks. Prokopowicza, który był skazany na śmierć tylko za to, że "miał zbyt wielki wpływ na parafjan". Zaiste kapłan męczennik uratowany został cudem, gdyż w ostatniej chwili przed odjazdem partji więźniów z Moskwy, umarł jeden z więźniów przeznaczonych do wymiany Weryho i GPU, nie chcąc zmniejszać liczby przeznaczonej do wymiany, zamieniło nieboszczyka ks. Prokopowiczem."
"Rozlega się łkanie głośne, ks. Prokopowicz, ów cudem Boskim śmierci wyrwany pada na kolana i woła: "Polsko ukochana, bądź pozdrowiona."
***
Uwolnieni zostali: 1) Borowski Stanisław, 2) Hołowańczuk Paweł, 3) Zwolska Kazimiera, 4) Jarosławski Piotr Wojciech, 5) Meleszkiewcz Antoni, 6) Marcinkowski Teofil, 7) Święcicki Zygfryd, 8) Nowicka Anatola, 9) Ćwirbut Michał, 10) Szmidt Ludwik, 11) Bergman Janina, 12) Granicki Jan, 13) Rogozińska Marja, 14) ksiądz Trocki Franciszek, 15) ksiądz Przyrembel Stanisław, 16) Nowicka Katarzyna, 17) ksiądz Kriwenczyk Wiktor, 18) ksiądz Fedorowicz Czesław, 19) Marcoń Kazimierz, 20) ksiądz Sokołowski Marjan, 21) Żyłowski Edward, 22) Żyłowski Zeferyn, 23) Ellert (Elner) Władysław, 24) Żyłowski Wacław, 25) Jaworski Sabin, 26) ksiądz Świderski Jan, 27) ksiądz Naskręcki Kazimierz, 28) ksiądz Skalski Antoni, 29) ksiądz Józwik Józef, 30) ksiądz Stysło Wasil, 31) ksiądz Bujalski Franciszek, 32) ksiądz Sawicki Bolesław, 33) ksiądz Iwanow Dominik, 34) ksiądz Zych Zygmunt, 35) ksiądz Andruszewicz Franciszek, 36) ksiądz Prokopowicz, 37) Szałacki Jan, 38) Krzywicka Janina, 39) ks. Nowicki Donat 40) Turkiewicz Roman. I wspomniany ksiądz Teofil Skalski.
***
"... z różnych stron kraju poczęli napływać ci, którzy spodziewali się spotkać między grupą, mającą przybyć z Sowietów swoich najdroższych i najbliższych. Według umowy z władzami ZSRS mają powrócić ci którzy przebywali w kazamatach G.P.U., i na osławionych "Sołowkach", co najmniej po kilka lat. W Brześciu do pociągu wiozącego rodziny przybywających więźniów wsiadł biskup piński J.E. ks. Bukraba, udający się do Baranowicz, aby tam powitać tych, którzy cierpieli za wiarę katolicką i miłość dla Polski. J.E. ks. Biskup Szelążek i Kapituła Łucka delegowała na spotkanie sędziwego Infułata ks. Łas-Zagórskiego, najbliższego przyjaciela męczennika ks. Teofila Skalskiego b. proboszcza żytomierskiego i kijowskiego. Nastrój radosnego podniecenia mąci jedynie uporczywa myśl, czy aby bolszewicy w ostatniej chwili nie urządzą jakiejś przykrej niespodzianki."
Na peronie w Stopłcach zebrali się licznie okoliczni mieszkańcy, czynniki oficjalne reprezentował m.in. radca w MSZ - Kulikowski, obecny był także dowódca brygady K.O.P. - płk. Trojanowski oraz reprezentujący J.Em. księdza nuncjusza Marmaggiego ks. Prałat Rutkowski.
"Do Kołosowa, odległego od Stołpców 14 km. pogranicznego punktu, miejsca oficjalnego sporządzenia aktu wymiany, udają się wyłącznie przedstawiciele władz i delegacji. Do pociągu udającego się do Kołosowa z władzami udał się także ks. prałat Rutkowski przedstawiciel J.Em. Nuncjusza.
Ze strony sowieckiej jest kilku oficerów w typowych "frygijkach" na głowie. Delegaci salutują się wzajemnie. Potem bolszewicy przechodzą do naszej świetlicy K.O.P. aby dopełnić formalności przy protokole zdawczo-odbiorczym. Natychmiast po podpisaniu protokułu konwój polski wyprowadza z wagonów komunistów. Mają dość rzadkie miny. Coś jakby niepewności i żalu...
Głowy komunistów odwracają się, aby po raz ostatni rzucić spojrzenie na Polskę, którą opuszczają na zawsze. Ostatni znak. Pochód rusza.
Jednocześnie od strony bolszewickiej zbliża się pochód ludzkich cieni, znękanych strzępów życia, długo, straszliwie długo nękanego w podziemiach G.P.U. W oczy bije rażący kontrast między "tamtymi" a naszymi. "Tamci" mają nie tylko porządne ubranie i obuwie, ale także bagaże... Nasi? Okropne łachmany... żałosne ślady tego, co niegdyś było sutannami. Większość księży w ubraniach, a raczej w szczątkach ubrań cywilnych...
Na granicy obydwa pochody stają.
Przerażenie błyska w oczach Polaków, aby nie zawrócono ich do "czerwonego raju wolności"!
Straż prawdopodobnie przed jednym z wagonów z komunistami przeznaczonymi na wymianę ("Do pociągu przyczepiono 2 nowiutkie wagony pulmanowskie, z pospuszczanemi firankami, w tych wagonach pod silną eskortą...")
***
"O godz. 18-ej pociąg z więźniami z Sowietów przybył na stację w Stołpcach. Na stacji witali zwolnionych więźniów przedstawiciele władz, rodziny oraz kompanja przysposobienia kolejowego z orkiestrą. Więźniów po wysadzeniu z wagonów przeprowadzono do miejscowej restauracji kolejowej, gdzie nastąpiło powitanie przez sfery oficjalne, duchowieństwo, przedstawicieli J. E. msgn. Marmaggi'ego oraz J. E . biskupa łucko-żytomierskiego Szelążka i poleskiego Bukraby.
W czasie przyjęcia po szeregu przemówień powitalnych przemawiali dwaj byli więźniowie, ks. Teofil Skalski oraz ks. Fedorowicz, którzy w słowach pełnych głębokiego wzruszenia malowali dzieje swego pobytu w Sowietach, oraz wyrażali radość z powodu powrotu do ojczyzny. Po przyjęciu odbyła się odprawa celna. Zwolnieni więźniowie nocują obecnie w Stołpcach - w wagonach. Dziś więźniowie ci, o godz. 6 -ej rano odjadą do Baranowicz, gdzie odbędą 10-dniową kwarantannę ze względów prewencyjno-zdrowotnych.
Ksiądz Teofil Skalski
Poza oficjalnie wymienionymi więźniami z Sowietów pociągiem zwyczajnym, codziennie przychodzącym z Sowietów, przybyły rodziny wymienionych więźniów, które na mocy umowy z Sowietami mogły swobodnie powrócić do Polski. Naogół wygląd więźniów jest okropny. Wszyscy są straszliwie przemęczeni i obdarci. Wielu z nich tylko dzięki wymianie uniknęło wykonania wyroku śmierci.
Wypuszczona rodzina więźnia Władysława Ellerta (Elnera)
Wypuszczona rodzina więźnia Werycho, który nie dożył zwolnienia
Ksiądz Antoni Skalski z mamą
W oknie, w jasnym płaszczu (otrzymanym zdaje się już na miejscu) - ksiądz Fedorowicz
"Radość ich z powodu powrotu do Polski nie da się opisać. Całe społeczeństwo miejscowe dawało wyraz swej radości, manifestując ją w wyrazach sympatji dla powracających więźniów...."
***
"Jasna pogodna świetlica K.O.P. w Kołosowie. I oto wśród tych ścian białobielonych rozpoczyna się akt niezmiernej radości. Ks. Teofil Skalski pada w objęcia ks. prałata Rutkowskiego, a potem wszyscy obecni chylą się do świętych dłoni męczennika. Powitania. Okrzyki. Naraz orkiestra, umieszczona wewnątrz śwjetlicy poczyna grać hymn narodowy ... Ks. Infułat Skalski nie wstydzi się szlochu, który szarpie jego piersi... Ręce obydwie podniósł do góry i zapatrzony kędy i w sobie tylko wiadome dale, drżącemi wargami szepcze...
Umilkły tony muzyki i oto nowa niespodzianka. Znikli dwaj więźniowie i w drzwiach otwartych ukazują. się nowi ludzie, w nowiutkie mundury K.O.P. przebrani "Kopiści" sierżant Ludwik Szmidt i szeregowiec Jan Granicki, którzy trzy lata temu porwani przez bolszewików, teraz dopiero są wolni. Koledzy nie zapomnieli o najdrobniejzych szczegółach, nawet srebrne trójkąty przyszyto sierżantowi na lewem ramieniu, nie zapominając o zaliczeniu tych trzech lat w więzieniu mińskiem i mohylowskiem, do przebiegu wiernej, żołnierskiej służby. Złote góry obiecywano im w Z.S.S.R., byle zdradzili Polskę i jej armję..."
Stołpce. Uwolnieni, część komitetu powitalnego oraz przedstawiciele władz. Najprawdopodobniej w pierwszym rzędzie siedzi szeregowy Jan Granicki (K.O.P.), ubrany już w nowy mundur.
Żołnierz Jan Granicki: "Porwano mnie czternastego maja 1929 r. Byłem wtedy w patrolu. O zachodzie słońca spotkałem czterech oberwańców, którym źle z oczu patrzyło. "Ręce do góry!" - krzyknąłem, biorąc ich na muszkę. W tejże chwili rozległ się trzask poza memi plecami. Z zarośll wyskoczyli na koniach dwaj jeźdźcy w mundurach bolszewickich, porwali mnie pod ramiona i zawlekli na drugą stronę granicy. Przetrzymano mnie w areszcie dobę, poczem siłą wepchnięto do zamkniętego furgonu i odwieziono do Mińska Litewskiego. Tydzień spędziłem w areszcie etapowym, bez przesłuchania. A kiedy mnie wezwano przed oblicze jakiegoś oficera, tak byłem osłabiony z głodu, że chwiałem się na nogach. Oficer usiłował mnie zmusić do podpisania protokułu, według którego miałem rzekomo przekroczyć granicę sowiecką. Pozatem chciał się odemnie dowiedzieć szczegółów z życia i organizacji K.O.P-u.
Ponieważ milczałem, rozpoczęły się coraz dłuższe przesłuchiwania. Doszło do tego, że mnie trzymano po dwadzieścia cztery godziny na tem samem krześle, podczas gdy osoby, zadające mi pytania, zmieniały się mniej więcej co godzina. Z krzesła tego nie pozwalano mi wstać pod żadnym pozorem. Wszystko jednak zniosłem i nie podpisałem protokułu nic nie powiedziałem moim prześladowcom, zamknięto mnie za to w więzieniu miejskiem, gdzie przesiedziałem dwa i pół roku. Pokój był obliczony na dwadzieścia osób, a siedziało nas siedemdziesięciu dwóch więźniów. W tej liczbie było wielu Polaków, między innymi kilku księży. Karmiono nas chlebem z gliną, przemarzniętemi ziemniakami i cuchnącym kapuśniakiem. Wskutek okropnych warunków trzej więźniowie zwarjowali. Mimo to nie zainteresowano się ich losem. Podczas upałów mdleliśmy z braku powietrza, gdyż w celi znajdowało się jedno tylko okienko.
Dopiero w końcu wiosny bieżącego roku przeniesiono mnie do Moskwy, na Butyrki, gdzie było nieco więcej miejsca i lepsza strawa więzienna. Gdy mnie przed tygodniem wsadzali do wagonu więziennego, byłem przekonany, że jadę na rozstrzelanie. Tymczasem wróciłem do Polski."
***
Inne tematy w dziale Rozmaitości