4 maja 1928 r. doszło na jednej z ruchliwych ulic Warszawy do zamachu na przedstawiciela ZSRS w Polsce, po mieście rozeszła się pogłoska, że zamachnięto się na posła sowieckiego w Polsce, Bogomołowa.
Zamach miał miejsce na rogu ul. Wilczej i Marszałkowskiej. W momencie kiedy luksusowa limuzyna marki Minerwa skręcała w ul. Wilczą z grupy przechodniów czekających na przejście oddano dwa szybko następujące po sobie strzały rewolwerowe (trzask! prask!). Równocześnie z pierzchającego tłumu, trzymając w dłoni rewolwer, wyłonił się młody człowiek w czarnym palcie i takimż kapeluszu, pędził ulicą Marszałkowską aż do numeru 68, gdzie mieścił się lokal księgarni i czytelni rosyjskiej, do którego wbiegł. W pobliżu miejsca strzelaniny przebywał akurat podkomisarz Rotmil, który ruszył w pościg za uciekającym, w pogoni uczestniczyli także posterunkowy Wł. Dąbrowski i przodownik Bol. Schorek. Zamachowiec został zatrzymany, stwierdzenie, że oddał się w ręce policji wydaje się również uzasadnione. Według zeznań Rosjan, miał on prosić, by wezwano po niego policję, żona jednego z działaczy rosyjskich zawołała z balkonu policję zapraszając do pomieszczenia, w którym przebywał zamachowiec.
- Wszedłszy, do lokalu "Domu Rosyjskiego" zastaliśmy tam oskarżonego, który oddał mi rewolwer ze słowami: — Strzelałem za Rosję!" (...) kom. [Henryk] Rotmil ["komisarz Henryk Rotmil" figuruje na ukraińskiej liście katyńskiej z 1940 r.] stwierdził, że oskarżony mówił, iż ostatnią kulę przeznaczył dla siebie, lecz rewolwer mu się zaciął."
Z zeznań posterunkowego PP:
— Do kogo pan strzelał? — pytał policjant.
— Zabiłem bolszewika — odparł oskarżony.
— Kto on taki? — pytał dalej post. Dąbrowski.
— Nie wiem, wiem tylko, że bolszewik.
— Dlaczego pan to zrobił?
— Za Rosję...
— Przecież mógł pan niewinnego człowieka zabić.
— Nie, to bolszewik, znam go z widzenia.
Okazało się, że ostrzelanym samochodem podróżował, w towarzystwie innych pracowników poselstwa, przedstawiciel handlowy ZSRS w Polsce. Nie wiem czy poniższy opis w 100% oddaje to, co się działo, ale z bez strachu go przytoczę:
"Tymczasem na rogu Wilczej limuzyna stanęła, a z wnętrza jej rozległ się przeraźliwy krzyk panicznego strachu. W aucie siedzieli radca handlowy poselstwa sowieckiego p. Lizarew w towarzystwie dwóch swych sekretarzy Djakonowa i Makarenki. Jak się okazało żadna z kul nie dosięgła jadących. Jedna przebiła ścianę auta, druga rozbiła szybę. Odłamkami szkła raniony został w palce i łokieć lewej ręki jeden z sekretarzy."
Minerwa r. 1928
Skaleczony sekretarz (możliwe, że podobnych skaleczeń doznał także radca) został opatrzony na pobliskiej stacji pogotowia ratunkowego, po czym cała ekipa bolszewików wróciła do poselstwa na ul. Poznańskiej.
Już następnego dnia można było przeczytać, że sprawca motywował swój czyn nienawiścią do bolszewików gnębiących Rosję i chęcią zemsty za cierpienia wyrządzone przez nich jego rodzinie, zadeklarował, że nie miał wspólników ("już dawno nurtuje we mnie myśl o zemście za zamordowanie przez sowieckich siepaczy mych najbliższych", "czyn mój uważam jako jeden jeszcze protest przeciw rządom sowieckim w mej ojczyźnie"). Jednocześnie, co dosyć intrygujące, bo kojarzy się ze współczesnym czarnym PR, tuż po zamachu (wydanie z następnego dnia) - napisano: "Stwierdzono że sprawca strzałów był stałym bywalcem nocnych dancingów, używał narkotyków i często upijał się". Z rozprawy, która odbędzie się w ostatnich dniach grudnia 1928 r., wynikać będzie, że był ideowym antykomunistą nienawidzącym sowietów, inni działacze rosyjscy w Warszawie wystawią mu jak najlepszą opinię. No clubs, no drugs, no vodka.
W opisie wydarzenia opublikowanym przez wydawnictwo z ul. Czerskiej, znaleźć można fragmenty, których, patrząc szerzej na działalność tej redakcji i po zapoznaniu się z relacjami z procesu, trudno nie uznać za mające rzucić cień na Rosjanina. I tak np. pisze Kalicki z gw:
"Pytania prokuratora Jerzego Nisensona i sędziów nieco jednak odsłoniły kulisy życia i działalności W[...]. Okazało się, że podsądny został oskarżony przez zarząd Zjednoczenia Rosyjskiej Młodzieży (ORM), organizacji, którą sam zakładał, o nadużywanie władzy i sprzeniewierzenia finansowe. W rezultacie W[...] niedawno wyrzucono z ORM."
Z zeznań świadków:
świadek Ozierowski (Rosjanin) mówiąc o działalności społecznej oskarżonego, zaznaczył, że cechowały ją zapał do pracy i patrjotyzm. Świadek Makrzejew w dłuższym wywodzie charakteryzuje jego działalność jako prezesa zjednoczenia młodzieży rosyjskiej, stwierdzając, że działalność ta była dodatnia. Porusza dalej nieporozumienia m.i. wypływające z różnicy zdań na sposób załatwiania spraw organizacyjnych. Mówi wreszcie o niedokładnościach finansowych, które wypływały z jego działalności. Świadek Smirnow daje wyjaśnienia co do niecelowości wydatków jakie czynił jako prezes stowarzyszenia i pewnych niedokładności finansowych. (PAT).
Co do rzekomego "wyrzucenia z ORM" to: "został zawieszony w prawach członka" (30 kwietnia, a 4 maja doszło do zamachu), tę sprawę uważał za prowokację.
Inny fragment Kalickiego z gw:
"Dziwne wrażenie na obserwatorach procesu wywarł ujawniony na sali sądowej fakt utrzymywania przez W[...] znajomości z niejakim Markiem Awrutinem, Rosjaninem, który zaraz po zamachu wyjechał do ZSRR. Sugestie rosyjskich świadków, że Awrutin mógł być tajnym sowieckim agentem, sędzia Tadeusz Krassowski stanowczo jednak uciął."
Z zeznań świadków:
Sąd odczytał zeznanie Awrutina, złożone w śledztwie. Świadek ów rzucił cień na emigrantów Siemionowa, Grunewalda, Oziorowskiego. Miał przytem widzieć, jak W. spacerował od godz. 2-ej do 4-ej, między Poznańską a Wilczą i W pewnej chwili spotkał się z jakimiś dwoma ludźmi. Według tego, co miał jakoby Awrutin słyszeć od emigrantów, zamach był szykowany na posła Bogomołowa. Przesłuchani potem świadkowie: Piotr Kozłowski i Konstanty Mikołajew, wystawiają Awrutinowi ujemne świadectwo, a p. Mikołajew czyni aluzje, iż był agentem sowieckim i po spełnieniu swej tajemniczej misji w Polsce wyjechał. Awrutin twierdzlł np., że widział, jak W. spacerował po Poznańskiej od godz. 2-ej do 4-ej, a tymczasem p. Kozłowski widział go około 3-ej na ul. Chmielnej. P. Mikołajew, adwokat rosyjski, w dłuższem zeznaniu wystawia nader dodatnie świadectwo oskarżonemu, jako wszechstronnie dodatniej jednostce, gorącemu partjocie i altruiście."
I jeszcze przedostatni fragment (jest tego więcej) z Kalickiego z gw (kropki moje):
"W[...] znany był z wrogości do Rosji Sowieckiej. Po zabójstwie posła Wojkowa policja otrzymała informacje, że zamachowcowi Borysowi Kowerdzie miał pomagać J[...] W[...]. Rewizja w jego mieszkaniu nie przyniosła jednak żadnych dowodów."
Policja otrzymała...
Z procesu:
Sąd odczytał dalej zeznania radcy sowieckiego poselstwa Kociubińskiego, który zeznał: — Po zabójstwie posła Wojkowa otrzymałem telefon od nieznajomej osoby, która oświadczyła, że dzwoni z Berlina i donosi, iż sprawa Kowerdy nie obejmuje tych osób, które pomagały mu w zamachu. Informator obiecywał mi nadesłanie odnośnych dokumentów i na tem rozmowę przerwał. O otrzymanych wiadomościach poinformowałem naczelnika wydziału wschodniego M.S.Z. p. Hołówkę. P. Hołówko wyraził powątpiewanie co do prawdziwości informacyj, zaznaczając, że zna W. i nie przypuszcza by mógł on być winnym. Następnego, dnia nacz. Hołówko powiadomił mmnie o negatywnych rezultatach rewizji u W.
Przed sądem staje p. Hołówko, naczelnik wydz. wschodniego M.S.Z. i udziela następujących wyjaśnień:
— Stosunek mój do tej sprawy polega na pewnem nieporozumieniu. Otrzymawszy od p. Kociubińskiego wiadomość o podejrzeniach przeciw W., oświadczyłem, że jeśli chodzi o tego W., który pracuje w „Russpressie", to obawy są płonne. Później okazało się, że Kociubiński mówi o bracie pracownika „Russpressu".
***
Leon Wojciechowski i Jerzy Wojciechowski
(relacje prasowe, informacje z procesu)
Strzały do samochodu poselstwa sowieckiego w Polsce oddał 23-letni wówczas Jerzy Wojciechowski vel Jurij Wojciechowskij (ur.1905 r.), ale zawsze pisano Jerzy Wojciechowski. Rosjanin, członek młodzieżowej organizacji monarchistycznej. Syn Leona i Heleny z Simanowskich. Jego ojciec był oficerem gwardii carskiej i urzędnikiem gubernatorstwa w zaborze rosyjskim, w Kaliszu. W czasie rewolucji bolszewickiej Wojciechowski, wówczas 14-letni, był świadkiem zamordowania ojca przez sowietów w 1919 r. w Kijowie, następnie sam wstąpił do organizacji antybolszewickiej, za co był wraz z matką więziony przez ok. 7 miesięcy i skazany na śmierć, jednak ze względu na niepełnoletność wyroku nie wykonano i ostatecznie został zwolniony przez sąd dla nieletnich. W 1921 r. wraz z matką i bratem Sergiuszem przedostał się nielegalnie do Polski, pracował tu i działał w młodzieżowych organizacjach emigrantów rosyjskich, założył Organizację Młodzieży Rosyjskiej, której w latach 1923-1928 dwukrotnie był prezesem. W 1926 r. został delegowany do Paryża na Zjazd rosyjskich emigrantów. W Polsce zdał maturę i podjął studia w Szkole Nauk Politycznych w Warszawie, na terenie akademickim działał w "Słowiańskim Towarzystwie Sztuki i Kultury", mieszkał w Milanówku, obywatelstwa polskiego nie przyjął, przebywał na prawie azylu. "Rodzina charakteryzowała go jako człowieka impulsywnego, pobudliwego przytem skrytego i zamkniętego w sobie, zwłaszcza od czasu rozstrzelania jego ojca".
"Przesłuchanie Woyciechowskiego sprawiło nie najlepsze wrażenie" - Kalicki, gw.
Nie najlepsze wrażenie? Gdzie? Na Czerskiej?
Oddajmy głos Wojciechowskiemu (przed sądem najpierw mówił po polsku, później przeszedł na rosyjski, z którym radził sobie lepiej):
"O samym zamachu trudno mi już mówić, bo czas wiele zatarł i wiele szczegółów straciło dla mnie sens - wartość moralną. Jednak ponieważ czynu mego dokonałem na ziemi polskiej, przeto czuję się w obowiązku udzielić sądowi polskiemu wyjaśnień. Dokonałem zamachu na jednego z prowokatorów.
Przewodniczący: Prowokator to jest słowo obraźliwe, proszę więc go nie używać.
Wojciechowski: - Dokonałem więc zamachu, występując przeciw jednej z osób, które prześladują organizacje emigracyjne w Polsce. Zrobiłem to nie pod wpływem afektu, lecz pod wpływem świadomości, że krok tego rodzaju jest konieczny i jeśli ja go nie zrobię, to musi zrobić kto inny. Nie był to z mojej strony akt zemsty za straszne przeżycia osobiste w Bolszewji i za gwałty popełnione tam na mej rodzinie. Był to raczej akt protestu przeciw czynom bolszewickim, wymierzonym przeciw całej Rosji.
Nie mogę zapomnieć tego, co widziałem w Rosji, nie mogę zapomnieć tych potoków krwi, które lały się w moich oczach, ale czyn mój nie był aktem zemsty osobistej, bo wówczas gdy chodzi o krzywdę całego narodu, nie czas mścić się za krzywdy osobiste, choćby takie, jak uśmiercenie ojca. Nie będę męczył sądu opowiadaniem tego, co widziałem w Rosji. Stwierdzam jedynie, że to, na com tam patrzył, uczyniło ze mnie aktywnego przeciwnika dyktatury bolszewickiej. Nie
mogę zapomnieć widoku piwnic czeki, które zwiedziłem w czasie chwilowego pobytu w Kijowie. Znalazłem tam krew i mózg najlepszych synów ojczyzny.
Sam w tych piwnicach później siedziałem po powrocie bolszewików i znam uczucia wyprowadzanych na rozstrzelanie choć to, co przeżyłem, jest setną częścią tego, co cierpieli inni.
Zamach mój więc nie był aktem zemsty, nie miał jednak również na celu protestu przeciw uznaniu Sowietów przez Europę. Wyrazem takiego protestu mogłoby być zabójstwo osoby na takiem stanowisku, jak Wojkow. Ale po zabójstwie Wojkowa doszedłem do wniosku, że ziemia polska nie jest odpowiednim po temu terenem. Ostatecznie czyn mój określam tylko jako akt samoobrony przeciw działalności mającej na celu rozbicie organizacyj emigracyjnych.
Jestem Rosjaninem, choć tu się urodziłem. Odmówiłem przyjęcia polskiego obywatelstwa.- Uważałem sie za skromnego działacza. Sowiety nie dawały mi tu istnieć i pracować, stosując względem mnie, tak jak i innych, metody prowokacji. — Gdym w r. 1927 miał jechać drogą nielegalną do Rosji, przekonałem się, że ci którzy mieli mi ułatwić zadanie byli prowokatorami [niedoszła ofiara operacji TRUST?]. Gdy zabito Wojkowa Sowiety zażądały aresztowania mnie, choć śledztwo władz polskich nic nie wykryło.
Komisarz do spraw polskich w Moskwie zażądał wydalenia mnie z Polski.
Zabójstwo jest dla mnie wstrętne, ale w moiem przeświadczeniu jedyna rzecz, którą można zrobić dla Rosji — to zabijać bolszewików. Każdy zabity komunista, to krok do oswobodzenia Rosji.
Miałem wiadomości, że członkowie poselstwa na ul. Poznańsklej zajmują się nie działalnością dyplomatyczna, lecz inną robotą i jeśli sąd zechce zarządzić tajność rozprawy...
Przewodniczący: To do rzeczy nie należy.
Wojciechowski: A więc na zakończenie przyznaję, że chciałem zabić jednego z uczestników zbrodni nad narodem rosyjskim.
Przewodniczący: Czy oskarżony znał Lizarewa?
- Nie. W aucie siedziały dwie osoby. Przypuszczam, że ten, do którego strzelałem, był Lizarewem. O jego nazwisku dowiedziałem się dopiero od sędziego śledczego."
***
Cui bono? Wydaje się, że na zamachu skorzystali bolszewicy (politycznie i propagandowo), zważywszy na funkcję pełnioną przez Lizarewa ucieszyli się pewnie konkurenci do ewentualnych umów handlowych. Jeszcze tego samego dnia do ich poselstwa musiała się udać delegacja polskich władz z przeprosinami: "Niezwłocznie po otrzymaniu wiadomości o zamachu, udali się do poselstwa sowieckiego wicedyrektor protokułu dyplomatycznego p. Andrycz oraz radca Przemyski, aby imieniem rządu polskiego wyrazić ubolewanie z powodu zamachu posłowi Bogomołowowi i zapewnienie, że władze przeprowadzą śledztwo i że winni zostaną ukarani zgodnie z zapisami prawa". Z kolei w Moskwie Cziczerin złożył protest na ręce polskiego posła w ZSRS, w którym zawarł oskarżenia pod adresem Polski - "Polska stała się tym samym areną walki terrorystycznej kierowanej przeciwko Związkowi Sowieckiemu przez organizacje emigracyjne, które otrzymują pomoc i wsparcie finansowe z niejasnych źródeł". Wezwał również polski rząd do podjęcia natychmiastowej akcji przeciw tym "grupom".
Tuż przed końcem roku 1928 sąd okręgowy w Warszawie, po uwgzlędnieniu okoliczności łagodzących skazał Jerzego Wojciechowskiego na karę 10 lat więzienia. Prokurator Nicenson zabiegał o ukaranie oskarżonego z paragrafu uwzględniającego karę śmierci. Wskazywał, że "już po raz drugi cudzoziemiec [wcześniej Kowerda, zabójca posła ZSRS], korzystając z prawa azylu, strzelał do przedstawiciela państwa obcego (...)". Przypomniał, że po poprzednim zamachu władze polskie ostrzegały, że przeciw tego rodzaju ekscesom będą występować z całą stanowczością. Oskarżyciel stwierdził nawet, że od stanowiska sądu "zależy odpowiedź na pytanie, czy oskarżony miał prawo sponiewierać wolę i majestat Rzeczypospolitej". Polemiki prokuratora i obrońców (mec. Niedzielski, bronił wcześniej Kowerdę) ogniskowały się głównie wokół zagadnienia czy przedstawiciel handlowy poselstwa jest osobą urzędową, czy korzysta z tych samych praw co dyplomaci i czy czyn popełniony został w afekcie. Sąd uznał, iż Lizarew jest osobą urzędową oraz, że Wojciechowski nie dopuścił się czynu w afekcie.
Obie strony złożyły apelację od wyroku. W czerwcu 1929 r. Sąd Apelacyjny uznał, że okoliczności łagodzące (przeżycia, prześladowanie) przeważają nad obciążającymi (obcokrajowiec, który w Polsce miał przytułek — pogwałcił nie tylko artykuły kodeksu karnego, lecz i obowiązek wdzięczności cudzoziemca za udzielone mu prawo azylu). Sąd postanowił złagodzić karę do 5 lat pozbawienia wolności, negując jednocześnie twierdzenia oskarżyciela (o Lizarewie jako osobie urzędowej w rozumieniu k.k.) i obrońcy (że czyn popełniony został w afekcie).
"(...). Tę kwestię, zdaniem sadu apelacyjnego, należy rozstrzygnąć negatywnie, a to dlatego, że kodeks karny, traktujac "o urzędnikach" (i osobach urzędowych) ma na myśli jedynie urzędników tego państwa, w którem działa kodeks karny, t.j. w Polsce — urzędników polskich, o czem należy wnioskować z motywów prawodawczych do art. 636 k.k. i 142 k.k., gdzie o osobach, będących w służbie państw obcych, żadnej wzmianki nie ma. Nie zmienia postaci rzeczy ta okoliczność, iż poszkodowany Lizarew pełnił swe funkcje na terenie Polski i że figurował na liście korpusu dyplomatycznego, załączonej do sprawy — albowiem k.k. szczególną sankcję karną przewiduje za zamach na życie, lub nietykalność ciała jedynie "głowy państwa" cudzoziemskiego (art. 416 i 472 k. k .) na liście zaś korpusu dyplomatycznego figurują nie tylko dyplomaci państw obcych, ale i członkowie ich rodzin, co jednak nie czyni tych ostatnich osobami urzedowemi."
Kończąc sprawę zamachu. Kim był pracownik poselstwa sowieckiego, na którego zamachnął się młody monarchista rosyjski?
Aleksy S. Lizarew
Tow. Aleksiej S. Lizarew przyjechał do Polski w 1927 r., wcześniej przebywał na placówce w Turcji, gdzie był zastępcą kierownika przedstawicielstwa handlowego ZSRS przy poselstwie sowieckim i członkiem władz przedstawicielstwa Wniesztorgu - Ludowego Komisariatu Handlu Zagranicznego. Kierował on oddziałem Wniesztorgu w Konstantynopolu. W Polsce Lizarew pełnił funkcję kierownika przedstawicielstwa handlowego ZSRS oraz kierował przedstawicielstwem Wniesztorgu(przed nim tę funkcję sprawował Nachmanson).
Wniesztorgu...
"Działalność szpiegowską ZSRR prowadził również przy pomocy Wniesztorgu Ludowego Komisariatu Spraw Handlowych. Było to jedno z ministerstw, które posiadało swoje przedstawicielstwa za granicą, działające samodzielnie, bądź w ramach placówek dyplomatycznych. Oficjalnie Wniesztorg miał zajmować się nawiązywaniem i kierowaniem kontaktami handlowymi z innymi państwami. Dodatkowo zajmował się prowadzeniem wywiadu ekonomicznego, a także współdziałaniem z instytucjami wywiadu wojskowego jak i cywilnego. Sieć terenową tworzyły Gubwniesztorgi podlegające kontroli OGPU. Wywiad miał także wpływ na kształt polityki handlowej i poszczególne umowy zawierane przez Ludowy Komisariat Spraw Handlowych.40" (żródło)
"Gdańska filia Wniesztorgu już w 1923 r. była przedmiotem zainteresowania polskich służb wywiadowczych w tym mieście. Jak wynika z korespondencji między Departamentem Politycznym Komisarza Generalnego RP w Gdańsku a Ministerstwem Spraw Zagranicznych, MSZ tolerowało agenturalną działalność Wniesztorgu w Warszawie i podobną tolerancję sugerowało wobec struktur tej organizacji w Gdańsku. Minister spraw zagranicznych występował wręcz przeciwko wszelkim inicjatywom dążącym do likwidacji filii Wniesztorgu w Gdańsku, do jakich zmierzał od 1923 r. Komisarz Generalny RP w Gdańsku. Argumentował, że występowanie przeciwko placówkom sowieckim wywoła opór senatu gdańskiego oraz odbije się negatywnym echem na arenie międzynarodowej." (żródło)
"Wywiad miał także wpływ na kształt polityki handlowej i poszczególne umowy zawierane przez Ludowy Komisariat Spraw Handlowych". No, no, to bardzo ciekawe. Za jakiś czas przedstawię pewien ród z przedstawicielami w Lipsku, Nowym Jorku, Wiedniu, Łodzi...itd. oraz w...CzeKa. O proszę, już jest: http://nick.salon24.pl/670142,eitingonowie-wniesztorg-i-nie-tylko
Inne tematy w dziale Kultura