Film "Kedi" w reżyserii Ceydy Torun ze zdjęciami Charliego Wuppermana i Alpa Korfali, był długo oczekiwany /przynajmniej przeze mnie/, bo też zwiastun był zachęcający, że o ekipie aktorskiej/same gwiazdy/ nie wspomnę. "Kedi", to dokument z mocną obsadą. Spryciara, Przylepa, Sułtan, Flirciarz, Bestia, Szajba i Cwaniak, to główne postaci grające samych siebie.
Akcja dokumentu toczy się na dwóch kontynentach, ale w jednym mieście - Stambule - a wymienieni bohaterowie, to... koty. Widz, poznaje charaktery oraz blaski i cienie życia w wielkim mieście wspaniałej siódemki, wybranej spośród... miliona. A wszystko, to okraszone narracją prostych mieszkańców metropolii mówiących o: kotach, ludziach, miłości /"kto nie potrafi kochać kotów, ten nie potrafi kochać w ogóle"/ i Bogu. Jednak koty i ludzie, to nie wszystko.
Oprócz tytułowych "kedi", przez cały film patrzymy na jeszcze jednego bohatera, którego poznajemy z perspektywy tych pierwszych - jest nim Stambuł - widziany z poziomu ulicznego trotuaru. Kamera krąży pomiędzy samochodami i nogami przechodniów prowadząc nas do: sklepów, warsztatów rzemieślniczych, bazaarów, büfe, restauracji i ceyhane. Tylko raz wchodzimy do mieszkania. Widz nie zobaczy kolorowej pocztówki z widokiem na: Topkapi Palace, Hagia Sofia, Sultan Ahmed Camii czy wsch./zach. słońca nad Bosforem. Jednak uważny obserwator zdoła wyłapać krótkie ujęcia Beyoglu i Istiklal Caddesi - to chyba wszystko.
Czy film Ceydy Torun jest prawdą czasu, o którym mówi czy prawdą ekranu? Niewątpliwie, Stambuł to miasto kotów. Widzi się je wszędzie, zwłaszcza w nocy, ale nigdy nie zauważyłem, by przeszkadzały ludziom. Nie spotkałem się także z przemocą, która jeżeli już była, to przybierała formę czułego skarcenia. I rzecz najważniejsza - koty nie czmychają na widok zbliżających się ludzi.
"Kedi", to nie tylko obraz z muzyką w tle, ale przede wszystkim soczyste odgłosy i zapachy tętniącej życiem metropolii, które powracają z przeszłości. Dokument Torun jest bardzo osobistym filmem, w którym powraca do swojego Stambułu z jego kotami, a ludzie w tej opowieści są tylko statystami.
Film "Kedi" polecam uwadze szeroko rozumianemu wymiarowi sprawiedliwości, któremu może zdoła przywrócić pewną wrażliwość przy wykonywaniu czynności. Orzekającym zaś, poddaję pod rozwagę umieszczanie w wyrokach nakazu obejrzenia filmu łotrom skazywanym za okrucieństwo wobec zwierząt.
obv
Inne tematy w dziale Kultura