Ten post prawdopodobnie nigdy by nie powstał, gdybym nie słuchał piosenek Marka Grechuty, które pchnęły mnie do poezji Leśmiana. Wziąłem do ręki tom jego "Poezji zebranych", z którego wypadło kilka kartek maszynopisu, spojrzałem na tekst - odżyły wspomnienia.
To było w 2009r. moja ówczesna przyjaciółka Estera namówiła mnie do udziału w produkcji filmu, który robiła jej córka z grupą przyjaciół na jakiś konkurs filmowy. Napisała scenariusz, reżyserowała i była producentką a ekipa, którą zebrała (kamerzysta jednej z komercyjnych stacji TV, dzwiękowiec) i sprzęt (kamera,oświetlenie) była tak jakby profesjonalna. Na początku zdecydowanie odmówiłem, ale siła "argumentów" jakich użyła Estera, była tak przekonująca, że nie mogłem odmówić - powiedziałem zgoda. Oprócz "argumentów" Estery, był jeszcze jeden, który wyartykułowała werbalnie - miałem być idealnym odtwórcą roli tzw. "czarnego charakteru" jaką była rola wziętego adwokata mec.Wilanowskiego. Otóż ten adwokat patrząc w lustro podczas usuwania zarostu z twarzy, od czasu do czasu dostawał kaca moralnego, który leczył, zamykając się w swojej willi i popijając whisky (niestety na planie była herbata -"Cisza na planie! dziękuję. Zapraszamy panie Velder") i oddając się perwersyjnemu seksowi z dziewczynami z agencji, które dowożono mu jak pizzę na telefon. Scenę, w której miałem zagrać razem z młodą i piękną dziewczyną wybraną w castingu, kręcono prawie cały dzień w wynajętej podmiejskiej willi. Przedstawiała ona niespodziewane i zaskakujące dla obu stron spotkanie mec.Wilanowskiego ze swoją córką molestowaną seksualnie przez niego w dzieciństwie, którą okazała się prostytutka dowieziona mu z agencji. Rozumiem, że czytający pomyśli w tej chwili, że brałem udział w scenie przedstawiającej kazirodczy seks - ale miała ona inny bardziej dramatyczny przebieg i przedstawiała rozmowę córki-ofiary z ojcem-katem.
Czytając te kilka kartek maszynopisu scenariusza pomyślałem, że mógłbym ja prosty blogger pokusić się o próbę napisania scenariusza filmowego, który na początek chciałbym publikować na Salon24.pl, a kto wie czy w bliżej nieokreślonej przyszłości nie wysłałbym go na konkurs dla początkujących scenarzystów. Dzisiaj zacznę od szkicu-pomysłu na scenariusz - oto on:
Bochaterem filmu jest tak jak w poprzednio opisanym przypadku adwokat, niech się nazywa - Paletrewicz, który będąc znakomitym prawnikiem uchodzi za adwokata ze specyficznym podejściem do wykonywanej profesji, nie przystającego do powszechnych opinii o tym zawodzie, a jednocześnie pozwala sobie na bycie filozofem, moralistą, etykiem, którego otoczenie i przyjaciele odbiera jako człowieka jakby nie z tej ziemi.Film zaczyna się na sali sądowej, gdzie trwa ogłaszanie wyroku w głośnym procesie zabójstwa Księdza, który jeszcze za życia stał się świętym. Mordercami skazanymi na wieloletnie wyroki są "oni", a oskarżycielem posiłkowym jest mec. Palestrewicz. Nie jest to jego pierwsza sprawa sądowa, w której jest pełnomocnikiem ofiar "onych", wcześniej w stanie wojennym występował w procesach działaczy opozycji, a także sam angażował się w tę działalność. Następna scena - na ekranie napis "22 lipca - śmierć po raz pierwszy". Jest wieczór Palestrewicz jedzie samochodem do matki, przejeżdża obok jej mieszkania nie zatrzymując się i patrząc w jej okna. Akcja przenosi się do mieszkania jego matki, gdzie dwóch zamaskowanych mężczyzn morduje staruszkę, wiążąc ją w identyczny sposób jak mordercy Księdza. Po dokonaniu zbrodni mordercy spokojnie czekają - wiedzą, że ma przyjechać syn, po pewnym czasie, gdy wiadomo, że nie przyjedzie - wychodzą. Przedpołudnie następnego dnia Palestrewicz znajduje ciało matki i widzi znane mu węzły. Na ekranie napis:"kilka lat wstecz". Korytarz sądowy - Palestrewicz w todze, za chwilę będzie miał wokandę na, której jest obrońcą działaczy opozycji. Nagle pojawia się Mistrz - reżyser filmowy, to ich pierwsze spotkanie, rozmawiają - krótko, umawiają się na rozmowę, po której obaj wiedzą już, że Mistrz będzie realizował filmy według scenariuszy pisanych razem z Palestrewiczem. Z czasem oprócz spraw zawodowych połączy ich jeszcze przyjażń, a Mistrz będzie miał duży wpływ na osobowość mecenasa. Mistrz ma już na swoim koncie kilka filmów, w tym dwa wybitne:"Szrama" i "Zawodowiec", razem piszą scenariusz do ich pierwszego filmu "Bez początku", pózniej powstają:"Cegła" nominowany do Oscara i serial "Tablice Mojżesza". Zaczyna się karnawał, wszystko kręci się jak na karuzeli - festiwale i nagrody, festiwale i czerwone dywany, festiwale i gwiazdy, festiwale i wywiady, festiwale i błyski fleszy, festiwale i bankiety, bankiety i alkohol, bankiety i dziewczyny, bankiety i kokaina - high life. Palestrewicz zostaje tzw. celebrytą. Ale jego wrażliwość i ambicja każą mu wejść w nowy obszar jego działalności - politykę. Następna scena - sala Senatu, mecenas składa ślubowanie. Został właśnie Senatorem, a kolejne wybory wygrywa przytłaczającą większością głosów. Już nie jest tylko pismakiem i celebrytą, zostaje autorytetem moralnym. Następna scena - na ekranie napis:"śmierć po raz drugi" - cmentarz, tłum ludzi, bardzo dużo ludzi - znane twarze, wśród nich twarz Palestrewicza, widać przygnębienie, załamanie i ból - to pogrzeb Mistrza.Ta śmierć współpracownika i przyjaciela, to dla Palestrewicza trudne doświadczenie, które załamuje go w jakimś sensie i obnaża jakże brutalną prawdę, że to Mistrz był tym, który ciągnął sanki na, których siedział on.To wtedy postanawia kontynuować ich wspólny pomysł na trylogię, której jedna z części nosi jakże proroczy tytuł "Gehenna". Wkrótce przeżywa nowy dramat - opuszcza go żona, a dzieci opuszczają rodzinny dom - zostaje sam ze swoją samotnością, która mu doskwiera i pogłębia załamanie.To prawdopodobnie właśnie wtedy zaczęła się "równia pochyła" w jego życiu. W tym miejscu, muszę wspomnieć o jeszcze jednej postaci, która przewija się przez cały film, w kluczowych scenach (widzimy ją po raz pierwszy podczas procesu morderców Księdza) i, którą widzi widz, ale nie Palestrewicz. Film jest barwny, a postać, którą widzimy jest bezbarwna, szara i nie ma twarzy, ma coś w sobie złowieszczego, a nawet diabolicznego. Następna scena - barek na 40 piętrze hotelu "Mascotte"- miejsce nieprzypadkowo wybrane na to spotkanie. Siedzą tutaj dwaj mężczyzni - to "Pułkownik" i "Major", oni też jak Palestrewicz piszą scenariusze, które także produkują, reżyserują i obsadzają aktorów. Najnowszy projekt nosi tytuł "Matnia", w którym Palestrewicz ma zagrać główną rolę kończącą się jego śmiercią, ale nie śmiercią biologiczną (chociaż nie wykluczają samobójstwa), tylko bardziej dotkliwszą - śmiercią cywilną, ma zostać wyeliminowany z życia publicznego, ma umrzeć jako człowiek, adwokat, artysta i polityk, ma wreszcie zostać bez pieniędzy."Oni" wiedzą więcej o Palestrewiczu, niż on sam o sobie, więc sprawa jest prosta:dwie putany, którymi będzie sterował drobny fonsio, ksywa "Psikuta*", a wszystko to sfilmowane. Najpierw szantaż i wyciągnięcie kasy, a w finale upublicznienie filmików w "Super Szmatławcu", który uśmierci mecenasa. Resztę załatwią spuszczone ze smyczy dwie siostry: zazdrość i zawiść, którymi tak lubią szczuć "przyjaciele" i otoczenie, a leżącego sflekują dyspozycyjni dziennikarze i opinia publiczna. Następna scena - pokój, którego mrok rozświetla światło z ekranu telewizora i stojącej lampy. Na ścianie telewizor, w fotelu siedzi Palestrewicz, obok na stoliku: kieliszek koniaku, książka i telefon. Ekran telewizora wyświetla nieme obrazy z filmu "Śmierć w Wenecji", a z głośników sączy się piąta symfonia "Z piekła" Gustawa Mahlera. Palestrewicz sięga po kieliszek i książkę, wypija łyk koniaku i otwiera książkę, chwilę czyta, i patrząc na prof.Aschenbacha mówi:
"Kiedy wnoszę do lasu znój mego żywota I twarz tak niepodobną do,tego co leśne,Widzę otchłań,co skomląc w gęstwinie się miota,I rozrania o sęki swe żale bezkreśnie.
Rozedrgana zielonym,pełnym rosy płaczem,Przerażona niebiosów ułudnym pobliżem-Kona z męki i tęskni nie wiadomo za czem,I cierpi,że nie może na ziemię paść krzyżem.
I nie wie,do jakiego snu ma się ułożyć,I szuka,węsząc bólem,parowu lub jaru,Aby go dopasowć do swego bezmiaru I zamieszkać na chwilę,i w ciszę się wdrożyć.
Czuję rozpacz jej nagą,czuję głód jej bosy,Jej bezdomność,gałęzi owianą szelestem,I oczy,które we mnie przez mętne szkła rosy Widzę kogoś innego,niż ten,który jestem."
Po chwili bierze do ręki telefon i wybiera numer 112 , gdy zgłasza się rozmówca mówi do mikrofonu spokojnym głosem: "Mówi mecenas Palestrewicz..."
Na tej scenie kończę pisanie mojego jakże niedoskonałego szkicu-pomysłu na scenariusz filmowy, który nie ma jeszcze tytułu i zakończenia, którego nie podejmuję się i nie umiem napisać. W historii kinematografii znane są przypadki kręcenia kilku wersji zakończenia filmu na potrzeby kolaudacji w trakcie, której nie akceptowano tragicznego finału, wtedy film kończył się happy endem. W tym przypadku zakończenie dopisała prokuratura, kolaudatorem będzie sąd, a recenzję napisze życie.
Oscar Boris Velder
Inne tematy w dziale Rozmaitości