Oscar Boris Velder Oscar Boris Velder
138
BLOG

Świętokradztwo

Oscar Boris Velder Oscar Boris Velder Społeczeństwo Obserwuj notkę 0
Niedzielny poranek 1991 roku. Kilka minut przed szóstą. Zakrystian brat Iwo, jak co dnia szedł do kościoła, by otworzyć drzwi wiernym, którzy przyjdą na pierwszą niedzielną mszę świętą. [...] Krata od kaplicy była zamknięta. Uspokoił się, otworzył kratę, podszedł do ołtarza. Dużego relikwiarza nie było. Zginął też drugi, mniejszy…

Słowo świętokradztwo ma łacińskie korzenie: sacer ("uświęcony") oraz legere ("kraść") odnosi się nie tylko do aktów kradzieży. Świętokradztwo pojawia się, gdy ktoś celowo nadużywa poświęconego obiektu.

image

Niedzielny poranek 1991 roku. Kilka minut przed szóstą. Zakrystian brat Iwo, jak co dnia szedł do kościoła, by otworzyć drzwi wiernym, którzy przyjdą na pierwszą niedzielną mszę świętą. Był luty. Na dworze jeszcze ciemno. Padał śnieg. Brat Iwo wszedł od strony dziedzińca łączącego klasztor z bazyliką. Zapalił światło. Do drzwi wejściowych, znajdujących się pod chórem na końcu świątyni, miał jakieś kilkadziesiąt kroków. Zdążył zrobić zaledwie kilka, gdy nagle zauważył, że w kościele są już ludzie. Zdziwiony podszedł do drzwi. Były otwarte. Mimo swojego podeszłego już wieku ruszył czym prędzej w stronę prawej nawy, gdzie w kaplicy Firlejów zostały na noc relikwie. Krata od kaplicy była zamknięta. Uspokoił się, otworzył kratę, podszedł do ołtarza. Dużego relikwiarza nie było. Zginął też drugi, mniejszy…


Za niecałe dwa miesiące 10 lutego miną 34 lata od prawdziwego świętokradztwa. W nocy z soboty 9, na niedzielę 10 lutego 1991 roku z kościoła o o. dominikanów przy ulicy Złotej w Lublinie skradziono Relikwie Krzyża Świętego. Był to jeden z trzech największych na świecie fragmentów krzyża, na którym według przekazów umarł Chrystus. Drewniany artefakt miał kształt krzyża greckiego o wymiarach 30 na 30 centymetrów. Pęknięte w poprzek fragmenty zabezpieczał złoty drut. Cenny nie tylko ze względów religijnych skarb znajdował się pod opieką lubelskich dominikanów przez 600 lat.


Jerozolima, dzień szabatu. To tu zaczyna się ta historia. Jest popołudnie. Ludzie spieszą się, bo wkrótce zacznie się święty czas szabatu. Tylko Maryja, stoi jeszcze pod krzyżem i opłakuje swojego syna. Wspiera ją  Jan i kilka kobiet. Żołnierze chcą już zakończyć służbę, łamią golenie dwóm złoczyńcom, a Jezusowi przebijają bok włócznią. Widzą, że już nie żyje, więc jego ciało zostaje zdjęte z krzyża.

Zabierają je Józef z Arymatei, który wyprosił to u Piłata i  Nikodem, który przynosi mirrę zmieszaną z aloesem. We dwóch zawijają ciało swego Pana w białe płótno i zanoszą do grobu wykutego w skale, w pobliskim ogrodzie… Na Golgocie zostają trzy krzyże. Ten, na którym umarł Jezus, był z czarnej sosny.

Rzym. Trzysta lat później. Cesarz Konstantyn Wielki właśnie się ochrzcił, a wraz z nim jego rodzina. Od biskupa Jerozolimy Makariusza, który przybył do Nicei na synod, słyszy, że krzyż Jezusa został zasypany gruzem i ziemią podczas zniszczenia Jerozolimy w 70 roku. Konstantyn sam nie może jechać, więc wysyła swoją matkę Helenę. To ona, mimo że ma blisko 80 lat nadzoruje pracę wykopaliskowe w pobliżu Golgoty, podczas których robotnicy znajdują w ziemi cysternę. Są w niej trzy krzyże. Helena jest przekonana, że na jednym z nich umarł Jezus, a na dwóch pozostałych złoczyńcy, których ukrzyżowano razem z Nim.

 Jak znaleźć ten właściwy? Tradycja mówi, że sprowadzono nieuleczalnie chorą niewiastę, którą dotykano wydobywanymi z cysterny kawałkami drewna. Kiedy jednego z nich dotknęła, została uzdrowiona. Był to Crux Vera.

Helena dzieli znaleziony krzyż na trzy części: jedną zostawia w Jerozolimie, drugą zabiera ze sobą do Rzymu, trzecia trafia do Konstantynopola, gdzie jej syn Konstantyn buduje nową stolicę. W miejscu, gdzie został odnaleziony Crux Vera, biskup Makariusz na polecenie Konstantyna wybudował bazylikę.


Gdy Jerozolimie  zagroził najazd arabski, wszystkie cenne relikwie, w tym także Drzewo Krzyża Świętego, przewieziono do Konstantynopola. Stamtąd relikwia jerozolimska trafiła w 988 roku, wraz z bizantyjską księżniczką Anną, która została małżonką ochrzczonego właśnie księcia Rusi, Włodzimierza, do Kijowa. Kiedy sytuacja Kijowa w czasie najazdów tatarskich się pogorszyła, i zaistniało niebezpieczeństwo, że relikwie mogą trafić do Moskwy, Dominikanie wysłali do Kijowa o. Andrzeja, który był pierwszym biskupem kijowskim, żeby je uchronić. W ten sposób Relikwie Krzyża Świętego trafiły do Lublina. Było to najprawdopodobniej w roku 1387.


Na przestrzeni wieków odnotowano szereg cudownych interwencji przypisywanych mocy Relikwii Krzyża Świętego. W tym miejscu warto przypomnieć, iż podczas nalotów Luftwaffe we wrześniu 1939 roku bombardowania i ostrzał spowodowały tysiące ofiar, obróciły w perzynę część śródmieścia, nie oszczędziły Starego Miasta i przylegającej doń archikatedry, lecz nie dotknęły w ogóle usytuowanego w pobliżu kościoła oo. Dominikanów z relikwiami.


Wszczęto intensywne śledztwo. Rozpoczęto poszukiwania.

- Prowadzimy zakrojone na szeroką skalę poszukiwania. Zaangażowana w nie jest lubelska policja, specjaliści z KG, a ostatnio nawet UOP - mówił prokurator Andrzej Lepieszko nadzorujący śledztwo.

Śledztwo w sprawie kradzieży Relikwii Krzyża Świętego nie doprowadziło ani do ustalenia sprawców, ani do odzyskania relikwii. Zostało ono umorzone z powodu niewykrycia sprawców. Przez lata pojawiały się różne teorie i poszlaki sugerujące tzw. wschodni kierunek. Ktoś zażądał pieniędzy, bardzo dużą sumę, okup za te relikwie. Ale ostatecznie z tego nic nie wyszło. Ostatni tzw. wschodni trop pojawił się w czasie wojny na Ukrainie. Relikwie miały rzekomo znajdować się na zatopionym w kwietniu 2022 r. krążowniku Moskwa. Wszystkie te informacje i działania były inspirowane przez sprawców. Miały one wprowadzić zamęt informacyjny oraz odwrócić uwagę od prawdziwego kierunku wywozu i miejsca przechowywania relikwii.


Dzisiaj już wiadomo o tym, że śledztwo w swojej początkowej - a więc najważniejszej fazie - było prowadzone w sposób nieudolny. Zabrakło centrum dowodzenia, spec-grupy złożonej z policjantów i prokuratorów, która koordynowała by działania. Do porażki w odnalezieniu artefaktów - nie mówiąc o ujęciu sprawców - przyczynił się także splot zaniedbań, zaniechań, a nawet być może celowych działań kierujących śledztwo na "ślepe tory".


Obecnie sprawa kradzieży Relikwii Drzewa Prawdziwego jest w zainteresowaniu lubelskiego Archiwum X. Akta sprawy liczą kilkaset stron. Wymaga to długiej, żmudnej i złożonej analizy oraz zaangażowania policjantów pionu kryminalnego, jak również ekspertów z laboratorium kryminalistycznego.

***

W historii lubelskich relikwii występuje swoisty złośliwy chichot historii. O ile Helena odnalazła i pośrednio przyczyniła się do tego, iż Relikwie Drzewa Prawdziwego znalazły się w Lublinie - to Parys przyczynił się do ich kradzieży. Tylko gdzie leży "troja"?


https://youtu.be/9cWnubJ9CEw

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo